Kolejny szczyt klimatyczny miał odbyć się w Santiago de Chile w dniach 2-16 grudnia 2019 r. Na miesiąc przed tym terminem został przeniesiony do Madrytu. Powodem są, trwające już kilka tygodni, niezwykle żywiołowe protesty społeczne i niestabilna sytuacja polityczna w państwie. W kraju wprowadzony został stan wyjątkowy. Zamiast obrad nad ratowaniem klimatu – płonąca stolica. To wydarzenie jak w soczewce zbiera wszystkie problemy związane z brakiem realnych działań na rzecz walki z katastrofą klimatyczną.
Brak skutecznych działań jest aż nadto widoczny. Zgodnie z najnowszym raportem Światowej Organizacji Meteorologicznej (WMO)i w roku 2018 średnie stężenie CO2 w atmosferze wyniosło 407,8 ppm i wzrosło w ostatnim roku o 2,6 ppm. To kolejna dramatyczna wiadomość. W latach 2005-2015 średnioroczne stężenie dwutlenku węgla rosło nieco ponad 2 ppm, czyli tempo przyrostu rośnie!
Neutralność klimatyczna, którą powinniśmy osiągnąć do 2050 r. oznacza, że za 20 lat powinniśmy zaprzestać emisji CO2 do atmosfery (albo kompensować to co emitujemy). Zgodnie zaś z raportem Climate Analyticsii – następny rok powinien być ostatnim takim rokiem przyrostów, potem emisje muszą po prostu spadać.
Jest jednak dokładnie odwrotnie – niezależnie od kolejnych podpisywanych porozumień, deklaracji, zapowiedzi, umów i planów – idziemy w przeciwnym kierunku. Z roku na rok emitujemy więcej dwutlenku węgla (na 2018 r. ok 37 Gt CO2iii). Tymczasem nasz budżet węglowy jest dość dobrze określony. W tym zakresie znamy ilość dwutlenku węgla, którą ŁĄCZNIE możemy jeszcze wyemitować (niezależnie czy zrobimy to w 1 roku, czy w 50 lat). Oznacza to, że nawet gdy nasze emisje zaczną SPADAĆ – to nadal będą istnieć i będą wyczerpywać nasz budżet węglowy. Dlatego jest to tak ważne.
Na COP25 przedstawiciele rządów i społeczeństw mieli ponownie zająć się tym tematem. Nie zdążyli, Chile ogarnięte jest chaosem i walkami ulicznymi. Powód – wysokie nierówności społeczne. Formalny powód – kolejna podwyżka cen za komunikacje publiczną – jest tu tylko sposobem ujścia gniewu nagromadzonego na elity, które nie potrafią doprowadzić do powstania bardziej równościowego społeczeństwa. Gniew kumulował się już od lat w kraju, który słynął z tego, że był jednym z zamożniejszych (pozornie) w regionie, z silną gospodarką. Wcześniej jednak sprywatyzowano tam wiele obszarów, którymi zajmowało się państwo, na czele z edukacją (która jest bardzo droga), a sprywatyzowany system oszczędzania na emerytury, jaki wygenerował mnóstwo głodowych emerytur, próbuje teraz ratować państwo. Emerytury wypłacane z systemu „prywatnego” są niezwykle niskie. Powodów tego jest (jak zwykle) wiele, niemniej – z punktu widzenia obywatela – coś jest po prostu nie takiv.
Jestem zatem „spokojny” – nie dożyjemy „zbyt gorącej” Ziemi, wcześniej zanurzymy się w walce o kurczące się zasoby, o możliwość przeżycia. Piszę tu przecież nie o jakimś quasi-państwie, które istnieje tylko formalnie, a poza stolicą nic nie kontroluje. Mówimy o, teoretycznie bogatym i sprawczym, państwie, które jak się okazuje nie potrafi wywiązywać się ze swoich obowiązków.
Jak mamy pozyskać zaangażowanie milionów mieszkańców naszych krajów, skoro nie potrafimy tworzyć sprawiedliwych warunków wspólnego życia? Jak mamy teraz namawiać ich do kolejnych wyrzeczeń, tym razem w imię klimatu, jeśli nie partycypują w zyskach? Jak mamy zająć się katastrofą klimatyczną, skoro nie potrafimy rozwiązać podstawowych problemów społecznych?
Jak mamy wierzyć, że będziemy w stanie wygenerować rozwiązania budowy gospodarki, opartej nie na wyzysku Ziemi i szaleńczym poszukiwaniu wzrostu, a na zrównoważonym rozwoju? Jak ma wyglądać ten zrównoważony rozwój? Co to w ogóle znaczy?
Tymczasem pada dużo słów o odpowiedzialności, a business as usual robi swoje. Nierówności rosną, a zrozpaczeni ludzie wychodzą na ulice miast. Jeśli mamy zmierzyć się z problemem, jakim jest zmiana klimatu, na skalę globalną – musimy móc działać wspólnie, a bez udziału wszystkich obywateli to się po prostu nie uda. Mityczne „wielkie korporacje” podobnie tego nie udźwigną. Do takiej zmiany potrzeba spójności społecznej.
Do zaangażowania całych społeczeństw potrzeba jednak elementarnej sprawiedliwości i partycypacji – w decyzjach, zarządzaniu w realnych działaniach, ale i ponoszonych kosztach. Santiago pokazuje nam dobitnie, że bez dyskusji o problemie nierówności nie da się skutecznie nawet rozmawiać o sposobach walki z katastrofą klimatyczną, a sam szczyt trzeba pilnie przenosić do Madrytu. Rodzi to jednak chaos i utrudnia czynienie ustaleń.
Jestem przekonany, że możemy stanąć wspólnie wobec bezprecedensowych zmian klimatu, ale wszyscy muszą wiedzieć, że ich działanie ma sens, że ich życie jest istotne i nikt nie zostanie pozostawiony sobie. Wreszcie – że wszyscy równo poniesiemy koszty. Ludzie zaczynają to rozumieć, choć w protestach, które rozlewają się w tym roku po świecie (Chile nie jest przecież jedyne) widać więcej rozpaczy niż nadziei.
Mimo wszystko nadal jeszcze mamy czas.
i Za https://public.wmo.int/en/media/press-release/greenhouse-gas-concentrations-atmosphere-reach-yet-another-high wejście 27.11.2019 r.
ii Za https://climateanalytics.org/latest/coal-exit-by-2040-to-keep-climate-goals-within-reach-report/
iii https://naukaoklimacie.pl/aktualnosci/emisje-co2-dalej-rosna-budzet-weglowy-2018-338 wejście 27.11.2019 r.
iv Artur Domosławski „Chile: tutaj źle wyszli na OFE” https://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/swiat/1579483,1,chile-tutaj-zle-wyszli-na-ofe.read , a także https://forsal.pl/artykuly/974785,upadek-systemu-emerytalnego-w-chile-glodowe-emerytury-chile.html
Photo: Flick user markusspiske