Polityka to kiepski zawód. Codziennie oburzamy się wypowiedziami działaczy PiS, zastanawiamy się, czy to cynizm czy jednak głupota, a może zaślepienie ideologiczne, tudzież karierowiczostwo skłaniają ich do wygłaszania piramidalnych nonsensów i zwyczajnych kłamstw. Dwa dni po zlikwidowaniu klubu poselskiego Nowoczesnej rękami liderów sojuszniczej w założeniu partii PO i powołaniu przez nią klubu, który postanowiłem nazywać PO-PO, trzeba jednak przyznać, że polityka z natury zmusza ludzi często do mówienia niepojętych rzeczy.
Nie pojmuję, jak można – utrzymując się w ramach racjonalnego spojrzenia na fakty i rzeczywistość – utrzymywać, że rozerwanie i zniszczenie klubu poselskiego jednego z partnerów koalicyjnych oraz przyjęcie secesjonistów przez szefów klubu drugiego partnera można przedstawiać jako krok w kierunku integrowania i wzmacniania koalicji. Przecież oczywistym jest, że takie postępowanie rujnuje zawsze delikatne w polityce, ledwo co utkane, nici wzajemnego zaufania. To działanie oparte na skrajnej nielojalności, zorientowane na walkę z potencjalną konkurencją w opozycji, na zniszczenie i spacyfikowanie koalicjanta. Niestety, Grzegorz Schetyna nie odnajduje się w relacji partnerskiej i politykę potrafi uprawiać wyłącznie z pozycji siły, dominacji i dyktatu. Zaświadcza o tym cała jego polityczna kariera, a wśród aktualnych i byłych działaczy PO znajdzie się cala armia ludzi, którzy – przynajmniej nieoficjalnie – to potwierdzą. Pytanie, czy Polska po epoce rządów PiS potrzebuje człowieka o takiej charakterystyce w roli premiera rządu nasuwa się samo przez się, lecz na nie każdy Czytelnik odpowie sobie we własnym zakresie.
PO odstraszyła skutecznie wszystkie podmioty polityczne, które być może rozważały wejście do Koalicji Obywatelskiej w 2019 r. Dziś PSL, SLD, Robert Biedroń, Ryszard Petru i inni wiedzą, że w tej strukturze ich środowiska czeka dezintegracja i zguba. PO-PO wyssie z nich wyselekcjonowanych działaczy, których skusi wyższymi miejscami na listach wyborczych. Gdy Schetyna będzie niemal jednoosobowo decydować o ich kształcie, stanie się dysponentem tych fruktów i to na jego łasce będą wszyscy, którzy będą na tyle lekkomyślni, aby wejść do koalicji.
Jak powinna zareagować sama Nowoczesna? Katarzyna Lubnauer zasługuje na słowa najwyższego uznania, że potrafiła powstrzymać się przed zrobieniem rzeczy w tej sytuacji najbardziej oczywistej, czyli pokazaniem Schetynie środkowego palca i trzaśnięciem drzwiami. Powstrzymała się przed tym, ponieważ najpierw myśli o losie Polski, a dopiero potem o losie Nowoczesnej (PO-PO to zapewne wykorzysta bezlitośnie). Los Polski zależy od wyniku wyborów do Sejmu i Senatu jesienią 2019 r. Dlatego, pomimo wszystkich nielojalnych zachowań Schetyny, opcja startu w ramach Koalicji Obywatelskiej musi zostać na stole. Nie można pozwolić, aby egoizm Schetyny skazał cały kraj na kolejne 4 lata władzy Kaczyńskiego.
Optymalnym rozwiązaniem byłaby dekapitacja na szczytach PO-PO i przejęcie największej partii opozycji przez nowego lidera, który w potencjalnych partnerach budziłby więcej zaufania. Takim kandydatem mógłby być Borys Budka, aczkolwiek są też inne nazwiska.
Jednak wybory do Parlamentu Europejskiego są inną parą kaloszy niż te sejmowe. W nich PiS od władzy i tak się odsunąć nie da. W nich trzeba Schetynie pokazać czerwoną kartkę i warto wystartować bez PO-PO. Partie opozycji spoza PO-PO powinny rozważyć wspólny start. Ale nawet ich start z kilku list i łączny wynik na poziomie kilkunastu procent uświadomi ludziom Platformy, jak wielkie są straty spowodowane odstraszeniem partnerów od koalicji. Stojąc przed wyborem kilkanaście procent głosów wyborców czy Schetyna liderzy PO podejmą – jestem o tym przekonany – właściwą decyzję. Oczywiście: dla Polski. Prawda?