W całej tej nagonce, jaką Kaczyński prowadzi na Wałęsę, najbardziej ubolewam nad jednym – ponieważ robi to pomijając zupełnie zasługi byłego prezydenta i wiedziony chęcią zemsty niż pragnieniem prawdy, mobilizuje obrońców do bezkrytycznej obrony Lecha. W mediach społecznościowych, na kontrmanifestacjach do miesięcznic, w telewizji, cały anty-pis krzyczy „Murem za Wałęsą”, a przecież Wałęsa nie zasługuje ani na to, by go ocenić jednoznacznie dobrze, ani na to, by potępić za wszystko, co zrobił. Przedstawiając się jako bojownicy o prawdę, pisowscy pretorianie robią wszystko, abyśmy obiektywnej prawdy o Wałęsie nigdy nie poznali.
O współpracy Wałęsy z SB Kaczyński wiedział już od lat 80-tych, potwierdzał to wielokrotnie w mediach. Sam Wałęsa do dziś utrzymuje, że była to sprytna gra z bezpieką, ale im więcej dowodów świadczy o tym, że faktycznie współpracował i był wynagradzany, tym jego wyjaśnienia mniej trzymają się kupy. Dużo wskazuje na to, ze w latach 70-76 faktycznie przekazywał informacje Służbie Bezpieczeństwa, pobierając za to pieniądze.
Fakt, że Kaczyńskiemu współpraca Wałęsy z SB zaczęła przeszkadzać dopiero, gdy się poróżnili, świadczy o tym, że o żadnym dochodzeniu do prawdy nie może być mowy – Wałęsa stał się dla Kaczyńskiego zły, bo ich drogi się rozeszły. Na podobnej zasadzie Piotrowicz, gdyby się dziś postawił Kaczyńskiemu, przestałby być potrzebny i z dnia na dzień stałby się wredną, ubecką świnią. Dziwie się, że można mieć w tej sprawie jakiekolwiek wątpliwości.
W swojej krucjacie na rzecz ostatecznego wymazania Wałęsy z książek jako legendarnego przewódcy Solidarności, PiS całkowicie jednak pomija w zasadzie główny pozytywny epizod Lecha: lata ‘76 (wtedy SB wyrejestrowała Wałęsę) – ‘90, czyli aż do momentu wyborów prezydenckich, to czas, który należy ocenić pozytywnie. Dla Polski w ogóle, ale również dla oceny tego, jaką rolę odegrał w tym czasie Wałęsa. Strajki w 76, Gdańsk ’80, internowanie, Solidarność, Pokojowy Nobel, Okrągły Stół. Fakty pokazują, że po ’76 Wałęsa „urwał się” bezpiece i odebrał jedną z kluczowych ról w okresie demokratycznych przemian w Polsce, ale o tym PiS i Jarosław Kaczyński wolą nie pamiętać. Dlatego właśnie, z uporem maniaka, mówią jedynie o Wałęsie – Bolku. I dlatego właśnie, w reakcji na to, większość opozycji w obronie Lecha stanie „Murem”. A wiec bezwarunkowo, cokolwiek by się nie działo.
I tak źle i tak niedobrze, bo z Wałęsy ani postać zła do szpiku kości, ani kryształowo czysta. Ot człowiek, który zmobilizował tłumy i poprowadził Solidarność do wolnej Polski, znalazł się w momencie próby na początku lat ’70 i najzwyczajniej w świecie nie zdobył się na bohaterstwo. Tylko tyle i aż tyle.
Bardziej mi u Wałęsy przeszkadza całkowicie haniebny okres późniejszej prezydentury – Wojna na Górze, a jeszcze bardziej to, co prezydent Wałęsa robił, aby wymazać ciążący na nim epizod współpracy z SB. Są dowody na to, że Wałęsa po pierwsze pobrał dokumenty „Bolka” od ówczesnego szefa MSW Milczanowskiego, a po drugie części z nich nigdy nie zwrócił, co wyszło na jaw dopiero w 1996, po przegranych wyborach na rzecz Kwaśniewskiego.
Ale znów – aby rzetelnie ocenić Wałęsę, trzeba tej rzetelności dochować również wtedy, gdy mowa o zasługach Lecha. Te dla Kaczyńskiego nie istnieją. Dla nich Wałęsa to Bolek i odwrotnie. Do szpiku kości zły, nieuczciwy, kłamca, egocentryk. Trudno, mając takie podejście, o rzetelną analizę. Łatwiej, jeśli się chce bronić Lecha, ubrać koszulkę z napisem „Murem za Wałęsą” albo wkleić na FB tekst o tym, że 38 milionów Polaków szanuje Wałęsę niezależnie od tego, co PiS o nim powie, czy napisze. Z niedowierzaniem obserwuję, jak wielu z nas ulega tej pokusie.
Chciałbym, abyśmy Wałęsę szanowali za to, za co się szacunek należy i głośno krytykowali za to, co jego sumienie ewidentnie obciąża. Nie stoję murem za Wałęsą, bo za bardzo niewieloma osobami stoję murem. Zaprotestuję przeciw tym z PiS, którzy mi będą wmawiać, że Wałęsa nigdy nie istniał i odegrał tylko negatywną rolę w historii. Ale drugą ręką popukam się w głowę, gdy ktoś krzyknie „ręce precz od Lecha”. Ziemia, a zwłaszcza polska, nie wydała wielu postaci kryształowych, a między bielą, a czernią jest miliony odcieni szarości.