Najpierw podczas konferencji EFNI wysłuchałem a następnie w GW przeczytałem porywającą odezwę Leszka Jażdżewskiego o przyszłości Unii Europejskiej. W dużym skrócie; była to próba potrząśnięcia politykami, z jednoczesnym zakreśleniem odważnych tez i kierunków działań dla Unii. W świetle słów autora, Europie póki co, nie należy gratulować. Jesteśmy słabi, nie mamy wspólnej polityki zagranicznej, nie potrafimy mówić jednym głosem, nie wspominając o wspólnych działaniach przeciw agresywnej polityce wschodniego sąsiada. Recepta na sukces brzmi przekonywująco: pokój i bezpieczeństwo, rozwój i przyszłość i suwerenność i demokracja. Dużo miejsca autor poświęca na politykę zewnętrzną Europy. Mamy przeciwstawić się Putinowi, mamy stworzyć wspólna politykę zagraniczną całej Unii, mamy ingerować w sprawy Ukrainy, mamy zaostrzyć język wobec Rosji, gdyż „myśleliśmy, że wciągając Rosję do współpracy zmienimy ją na nasze podobieństwo. Stało się odwrotnie”.
Pytanie tylko co to nam da? Co to zmieni? Wbrew temu co sugeruje Jażdżewski, nie ma dziś na świecie całkowicie suwerennego niezależnego państwa. Sieć powiązań gospodarczych, ekonomicznych, społecznych pokryła świat nie zważając na granice państwowe. Nie uważam najazdu Rosji na Krym, nie nazywam wyzwoleniem. Chcę zwrócić tylko uwagę na fakt, że my MUSIMY rozmawiać. Nie powinniśmy zapominać, że nasze bezpieczeństwo pośrednio zależy od dialogu. Inaczej staniemy w obliczu „zimnej wojny”, w której trudno będzie wskazać zwycięzcę.
Intencją tego komentarza jest przeniesienie uwagi na zupełnie inny problem, z którym Europa się zmaga. Chciałbym spojrzeć na Unię od środka. To co stanowi o naszej sile to jedność. I tak, jak możemy pochwalić się jednością w postaci traktatu z Schengen, tak w skali mikro możemy mówić o rozkładzie społeczeństwa. Elity mają się dobrze, ale lud płonie. Nienawiścią, biedą, fobią. Rozwarstwienie społeczeństwa się pogłębia. Coraz więcej ludzi nie potrafi się asymilować. Różnice kulturowe stają się zarzewiem konfliktów lokalnych. W Europie dzieje się źle. Trzy najważniejsze, najpotężniejsze kraje Unii Europejskiej: Wielka Brytania, Niemcy i Francja, które stanowią prawie połowę mieszkańców Europy pogrążają się w wewnętrznym chaosie. Cameron nie ma pomysłu jak walczyć z narastającą falą nacjonalizmu, Hollande – najsłabszy prezydent V Republiki skupiony jest na romansach a nie płonących przedmieściach a Merkel jest tak mocno pochłonięta budowaniem swojego wizerunku „prawdziwej kanclerz”, że zapominała o radykałach islamskich, skutecznie podkopujących poczucie bezpieczeństwa kraju.
Na problem wielokulturowości społeczeństwa i imigracji muzułmańskiej zwraca dobitnie uwagę Alain Finkielkraut w swojej książce „Nieszczęśliwa tożsamość”. Uważa, że Francja (jak i i inne kraje) dawno zatraciły umiejętność włączania przyjezdnych do demokratycznego społeczeństwa. W efekcie „mamy rozkład na wiele społeczności żyjących (…) koło siebie, lecz według własnych odrębnych praw i zwyczajów”. Prowadzi to do powstawania gett kulturowych i ideowych, które żyją i rozwijają się w kontrze do Państw, które je przyjęły. Finkielkraut pisze, „jeśli chcemy ocalić demokrację oraz ideały wolności i równości, musimy zmusić tych którzy chcą żyć z nami, by je akceptowali. (…) Jak nie zechcą to do widzenia”. Elity muszą zacząć coś robić w tej kwestii, gdyż takie partie jak Front Narodowy czy politycy jak Victor Orban mogą doprowadzić do prawdziwej „wojny domowej Europy”. A mamy się czego bać, szczególnie jak porównamy przyrost naturalny Europejczyków i imigrantów. Liczby szczerze przerażają. My umieramy, oni się rozmnażają. To czego nie widzą politycy dostrzegają skrajni prawicowcy. W Niemczech, skrajna prawica połączyła swoje siły z kibolami i zapowiedziała demonstracje przeciw salafitom. Lud krzyczy, przedmieścia płoną, Europejczycy wymierają a my zastanawiamy się czy Ukraina powinna się z nami stowarzyszyć czy nie?
Islam, jest obyczajowo i politycznie sprzeczny z demokracją. I musimy mieć tego świadomość. Jeśli nie zareagujemy już dziś to jutro nie będzie demokracji, gdyż ta z definicji, nie może walczyć z innością. Ona ma obowiązek pielęgnować różnorodność jednostek. Zamknięte koło. Nikt nie powiedział, że walka o swoją tożsamość będzie prosta i łatwa. Tym bardziej, jeśli zdamy sobie również sprawę z faktu, że Unia tej tożsamości nie posiada. I tu zgadzam się z Jażdżewskim, że musimy, „jako państwa narodowe, utracić suwerenność, żeby ją odzyskać, jako obywatele Unii Europejskiej”.
To jaka jest recepta na walkę o jedność Europy i jej tożsamość? Daleki jestem od nawoływania do walki z islamem czy innością. Nie chcę sztandarów z napisami „Europa dla białych, katolików, czy w co tam wierzymy”. Chcę Europy, w której żyją ludzie, którzy szanują jej wartości według których żyją jej mieszkańcy. Alain Finkielkraut ma rację, mówiąc że to państwo i elity powinny skonfrontować się z tym zjawiskiem. Nie wiem czym ani kim inspirował się były premier Australii Kevin Rudd zajmując swoje stanowisko w sprawie imigrantów, którzy zbyt gorliwie próbowali narzucić lokalnym społecznościom swoje wartości. Przytoczę fragment jego wypowiedzi:
„To nasze państwo, nasza ziemia i nasz styl życia i damy wam wszelkie możliwości, by się tymi rzeczami cieszyć. Jednak dopóki nie przestaniecie narzekać i płakać z powodu naszej flagi, przysięgi, chrześcijańskiej religii albo naszego trybu życia, to bardzo polecam wam skorzystanie z jednego z bardzo ważnych australijskich praw – prawa do opuszczenia tego kraju. Jeśli wam się tu nie podoba, wyjedźcie. Nie zmuszaliśmy was, byście tu przyjeżdżali. Poprosiliście, byśmy dali wam możliwość tu mieszkać. Zatem przyjmijcie kraj, który już przyjęliście.”
Tak, myślę że to jest dla mnie pierwszy krok w Europie, nie wojna na wschodzie. Rozmawiajmy na zewnątrz, wspierajmy słabszych, sugerujmy rozwiązania, ale przede wszystkim, rozwiązujmy nasze wewnętrzne problemy. Radykalizm, rozwarstwienie społeczeństwa, ujemny przyrost naturalny, brak tożsamości Europy i jej mieszkańców, to są choroby, które mogą powalić najlepszy projekt. Proponuję, byśmy dopiero wtedy, gdy będziemy zjednoczeni i/ zgodni próbowali narzucać innym naszą wizję świata.
