Ankiety ukazują Polaków w nowym świetle – jesteśmy coraz bardziej otwarci na liberalizację życia społecznego. Związki partnerskie, prawo ludzi do eutanazji, zapłodnienie in vitro, już nas nie straszą. Zachód jest w tym temacie 25 lat do przodu. Co na to konserwatyści, i czy możemy jeszcze w ogóle mówić o „pierwotnym” konserwatyzmie?
Ostatnie badania CBOS realiów raczej nie przekłamują – „TAK” dla eutanazji powiedziało w sondażu 53% Polaków, dla konkubinatów 51%, a na zapłodnienie in vitro przychylnie patrzy prawie 80% społeczeństwa.
Rozluźnieniu ulegają również związki ludzi z kościołem katolickim, co jest tendencją znaną od lat, i która to zamiast się zatrzymać, będzie się pogłębiać. Młodzi, wykształceni, bądź kształcący się ludzie (ale nie tylko oni) szukają coraz częściej odpowiedzi na trawiące ich duszę pytania egzystencjalne na własną rękę. Niedzielne kazania księdza nie dostarczają przekonywujących odpowiedzi na otaczającą ludzkość, złożoną rzeczywistość, wszechobecne cierpienie i codzienną walkę o lepszy byt. Kościół od wieków był ostoją kotwiczącą myśl konserwatywną w Polsce, i pomimo pewnych zgrzytów z niektórymi prawicowo-narodowymi frakcjami, stabilizował zasady „Tak bo tak, nie bo nie, czy broń Boże”. Jak wobec zmian w świadomości mieszkańców Europy, laicyzacji i liberalizacji poglądów oraz życia publicznego zachowuje się konserwatyzm i piewcy wszelakiego tradycjonalizmu?
Zacznijmy od tego, że dawniej ostoją konserwatyzmu i takich też życiowych postaw była (obok polskiego kościoła) rodzina. Kiedyś rzeczą normalną było zwracanie się syna do taty per „proszę ojca” – tak zwany dryl i dawny szacunek wzmacniał wyraźnie tego typu postawy – wynikało to z umiłowania poszanowania prawd niezmiennych, konsekwencji, porządku i zastanej moralności. Nawet w pięknym amerykańskim klasyku „Olbrzym” (1956) z Jamesem Deanem i Rockiem Hudsonem możemy obejrzeć sceny, w których małżonka śpi na oddzielnym łóżku, a mąż nie daje jej nawet buziaka na dobranoc :). Obie postawy wywodziły się z kultu patriarchalizmu i cementowały konserwatywną rzeczywistość. Dziś w kulturach zachodnich praktycznie nie istnieją, odeszły do lamusa.
Kiedyś rzeczą społecznie akceptowalną i normalną był pogląd twierdzący , że miejsce kobiety jest w kuchni (no i oczywiście w kościele + zajmowanie się dziećmi). Dziś nawet w Polsce mało kto pozwala sobie w towarzyskich rozmowach na tego typu uwagi i dowcipy. Ci przedstawiciele polityki, którzy otwarcie odwołują się do tej retoryki są od lat zepchnięci do podziemia, w którym do ostatnich dni przyjdzie im pozostać.
Można powiedzieć, że konserwatyści zostali zmuszeni do wycofania się ze swoich przyczółków i teraz rozpaczliwie bronią swoich, mocno osłabionych bastionów. Nie można powrócić do dobrego ich zdaniem status quo. Oni oczywiście, bronią, i bronić będą wartości typowo chrześcijańskich, tradycyjnego modelu rodziny, będą sprzeciwiać się prawu kobiet do decydowaniu o swojej ciąży, legalizacji związków homoseksualnych, ale muszą dostrzec, że choćby kiedyś akceptowalny język walki z tymi zjawiskami, obecnie stał się niemile wśród ludzi widziany. Kiedyś były poseł PiS, Michał Kamiński zagadnięty przez dziennikarza nawiązującego do tematu związków homoseksualnych szybko wypalił „pedały”. Dziś ani on, ani nawet bardziej konserwatywni od niego przedstawiciele polityki nie pozwalają sobie na tego typu wypowiedzi. Ponadto nawet polskich katolików razi język, niektórych hierarchów kościelnych, którzy określają kobiety decydujące się na usunięcie płodu mianem morderczyń czy dzieciobójczyń. Protestowanie przeciw mrożeniu zarodków wielu przyrównuje do zakazu masturbacji przez mężczyzn, bo przecież plemniki to również potencjalny początek życia.
Na przestrzeni wieku mieliśmy okazję zaobserwować zanikanie „pierwotnych konserwatyzmów”, a pojawianie się ich zamienników w postaci wersji „light”.
Prawicowość jest ze swojej natury w dużym stopniu zamknięta na inność i nowość. Według mnie to z takich powodów w wielu krajach bloku wschodniego można oberwać po głowie za nietypowy strój czy przyjazne uśmiechnięcie się do przedstawiciela tej samej płci na ulicy (na zachodzie uśmiechający się do siebie przechodnie są normą).
W wielu przypadkach „strażą przyboczną” konserwatyzmu była ekonomia i podejście do gospodarki. Na pierwszym miejscu zawsze była własność, przede wszystkim konkurencja, wolny rynek i kapitalizm. Na niewielką skalę, ale jest już widoczna tendencja ludzi do większego dzielenia się, zamiast konkurencji, egalitaryzm i chęć kooperacji. Te partie, które nie dostrzegają zmian zachodzących w ludziach (na płaszczyźnie ekonomicznej Europa raczej się socjalizuje aniżeli „ulibertarnia”), i które lansują radykalną wolność gospodarczą, bez poszanowania praw socjalnych i opiekuńczości państwa, same skazują się na polityczny ostracyzm.
Konserwatyści, narodowcy, tradycjonaliści, czy po prostu prawicowcy mają w sposób naturalny wytrącany z ręki oręż do „walki z lewactwem”. Nie łudźmy się, że postawy prawicowe i narodowe znikną całkowicie i, że szybko się poddadzą. W Polsce nie jest problemem zorganizować kilka (czy może nawet kilkanaście) tysięcy ogolonych na łyso kibiców, fanów narodu etc., którzy z dziką chęcią powybijają cegłami zęby „lewusom”, niesieni prostym i „słusznym przekazem” podpalą wozy TVN-u czy powieszą na latarniach „fałszywych Polaków” (nie znaczy to oczywiście, że każdy konserwatysta to brutal i idiota, co to, to nie). Kościół w Polsce również nie odpuszcza, ale jego działania akurat wpływają na szybkość przemian pozytywnie, gdyż hierarchowie swoim przestarzałym dialogiem i anachronicznym językiem pacyfikują sami siebie. Na zachodzie Europy będzie w najbliższych czasach już tylko bardziej liberalnie i łagodnie.
Niechętni tolerancji i liberalizacji z pewnością będą w najbliższym czasie zacieśniać szeregi, krzyczeć głośniej i radykalizować język. Ale od tego jest, tolerancyjny i otwarty człowiek, by na co dzień przekazywał uśmiech drugiemu człowiekowi, pokazywał swoją postawą otwartość i życzliwość, sprzątał po psie kupę, i co najważniejsze – stał się przynajmniej lokalnie bardziej aktywny i wrażliwy na otaczającą go przemoc, krzywdę czy agresję, która na ogół skupia się na słabszych i bezbronnych. Zawsze istnieje wybór, i od nas zależy czy wybieramy na co dzień życie w wewnętrznym zadęciu, choćby słownej agresji czy złośliwości, czy budujemy wspólnie lepsze jutro.