Patrząc na ostatnie wybory Europejczyków i ich niebezpieczną tendencję populistyczną odnosi się wrażenie, że na nowo musimy zdefiniować pewne pojęcia. Nagły odwrót od wartości liberalnych, którego efektu końcowego mam wrażenie nie pojmujemy, jest o tyle niebezpieczny, że dokonuje się on w sferze naszych wyobrażeń i fałszywych sentymentów. Gdyby jednak na spokojnie przeanalizować i pojąć to od czego się odwracamy, dochodzi się do wniosku, że tego odwrotu wcale nie chcemy. Resentyment zawsze kompensuje pewne braki, których źródłem jesteśmy my sami. Eksperyment demokratyczny, w którym żyjemy jest czymś zupełnie nowym w historii, ale wybiórcza pamięć, która ma tendencje do pamiętania jedynie rzeczy dobrych, objawiająca się za pomocą prostego sformułowania “kiedyś było lepiej” nie chce akceptować rzeczy nowych. Widząc wady współczesnego państwa i wyolbrzymiając je stawia w kontrze do dobrych wspomnień. Współczesne państwo wywodzi się z idei oświeceniowej, jednakże co warte jest odnotowania, to fakt, iż wychodzi ono naprzeciw w swoich wolnościach o wiele dalej, aniżeli proponowali to niektórzy oświeceniowcy. Podstawą jest jednak wspólna cecha, która wyraża się w stawianiu jednostki na piedestale. To przewartościowanie implikuje zmianę naszego sposobu myślenia .
Aby zmienić sposób myślenia, należy zmienić państwo, choć celem ostatecznym wydaje się być nie sama przemiana państwa, ale zmiana sposobu myślenia o nim. Wielka spuścizna oświecenia to Państwa Narodowe – nacjonalizmy, bynajmniej nie rozumiane pejoratywnie, ale jako zmiana samookreślenia się w ramach wspólnoty. Przemiana tożsamości z chrześcijanina, katolika czy protestanta na Polaka, Francuza, Niemca, a także proces budowania tradycji – o którym pisał Eric Hobsbawm stał się naturalnym określeniem współczesnego człowieka.
Przedefiniowania odbywają się na wielu płaszczyznach. Dokonują się w związku z jakąś istotną zmianą, która sama z siebie wymaga innego spojrzenia. Współcześnie jedną z nich jest na pewno znacząca poprawa warunków życia, która nie tylko wpływa na styl egzystowania, ale i powoduje daleko idące modyfikacje wpływające bezpośrednio na wiele sfer naszego życia. Jedna z istotnych zmian jaka się dokonała dotyczy naszego spojrzenia na wolność. Wydaje się, że jest to termin jednoznacznie definiowany. Brakuje niestety we współczesnej debacie pogłębionych rozważań na jej temat. Najprostsza i najogólniejsza interpretacja, niezależnie od tego czy patrzymy na aspekt egzystencjalny czy gospodarczy, doprowadza nas w konsekwencji do smutnej konkluzji zawierającej się w twierdzeniu, iż człowiek jest w istocie stworzeniem egoistycznym, kierującym się jedynie własnym interesem. To właśnie okres dzikiego kapitalizmu, a także dramaty przeżywane w czasach wielkiego kryzysu są wyraźnym obrazem tych egoizmów. Naiwna wiara w człowieka, który nie kierowałby się jedynie własną korzyścią umarła wraz z interwencjonizmem Franklin Delano Roosevelta, odbudową Europy po II wojnie światowej, szwedzkim państwem dobrobytu, a ostatnio przejawiła się w Polsce w czasie ostatnich wyborów parlamentarnych. Jak słusznie zauważył Jürgen Habermas obecnie, poza prawami politycznymi, jednostka musi zaznać demokracji w polityce kulturalnej i socjalnej. Tylko to jest w stanie zapewnić stabilność państwu.
Rzeczywistość potwierdza słowa Habermasa. Współczesne społeczeństwo inaczej interpretuje wolność, aniżeli sto czy dwieście lat temu. Utwierdzone w wierze o nieprzemijalności demokracji szuka swojej wolności w sferach pozornie nie politycznych. W wyniku rozwoju technologii i kapitalizmu najprostszym rozwiązaniem – wedle teorii społeczeństwa zewnątrzsterownego Davida Riesman’a – wydaje się być podążanie za innymi. Społeczeństwa tego typu posiadają dostęp i możliwości korzystania z ogromnych zasobów nagromadzonych dóbr materialnych oraz nadmiaru wolnego czasu. Wszystko to sprzyja rozwojowi konsumpcjonizmu. Ludzie żyją tak, jak im nakazują inni, aby zdobyć akceptację, a zatem koncentrują się na oczekiwaniach i preferencji innych osób. Jak D. Riesman spogląda na osoby zewnątrzsterowne w kontekście polityki? „Traktują ją jako rodzaj konsumpcji. Polityka jest oceniana tak jak wszelkie przedmioty konsumpcji. Politycy – według popularności; im bardziej popularni, tym lepsi. Polityka upodabniając się do rynku, staje się dziedziną, w której sposób działania i atmosfera są niemal tak ważne, jak sama jej treść”.
Skoro przedefiniowaliśmy naszą wolność na wolność ekonomiczną, powinniśmy zatem spojrzeć na to w jaki sposób ta zmiana wpływa na politykę. Zgodnie z tym, co pisał Riesman, współczesna polityka opiera się na konsumpcjonizmie, a nie da się oprzeć wrażeniu, iż to hasła reklamowe są jego emanacją. Reklama na stałe wdarła się do świata polityki. Hasła – mogą obiecać wszystko w mgnieniu oka, pod warunkiem, że wybierze się dany produkt. Nie dziwi zatem obniżony poziom debaty publicznej, która sprowadza się jedynie do demagogicznych haseł. Przykład partii, która będąc u władzy najpierw podnosi wiek emerytalny, a w następnej kadencji, nie będąc już u sterów państwa, proponuje trzynastą emeryturę i rozszerzenie programów socjalnych, stanowi doskonały przykład konsumpcyjności polityki. Przerzucanie się hasłami i obietnicami ukazują jeszcze inną demoralizującą cechę polityków. Żaden z nich nie myśli w sposób długofalowy. Brakuje jakiejkolwiek idei, która zapewniłaby długotrwały rozwój państwa. Konsumpcjonizm polityki spowodował, że reklama, która mu towarzyszy dotyczy jedynie wybieralności i sprowadza całą istotę demokracji do plebiscytu przeprowadzonego raz na parę lat. Sprowadzając demokrację jedynie do aktu wyborczego nie analizujemy całego systemu, instytucji państwowych, których proobywatelskość jest bezpośrednim wynikiem liberalnej demokracji. Spłycanie idei do aktu wyborczego, za które w dużej części odpowiedzialni są sami politycy, doprowadza w konsekwencji do coraz mniejszej legitymizacji. System staje się niestabilny. Dochodzi do częstej zmiany władz i chaotycznych rządów, które nie realizują jednej spójnej idei. Spadek legitymizacji obniża zaufanie do instytucji przedstawicielstwa, której istotą jest to, że społeczeństwo utożsamia się z politykami przez nich wybranymi. Związek ten jest o tyle ważny, że powoduje on stabilność systemu. Wiele poważnych kryzysów parlamentarnych, które doprowadziły do drastycznego spadku zaufania i jednocześnie do zerwania więzi pomiędzy wybierającym a wybranym, utorowało drogę do autorytaryzmów. Wystarczy przypomnieć genezę zamachu majowego z 1926 roku. W przypadku brutalnej zmiany władzy naszym największym problemem może stać się bierność. W erze konsumpcjonizmu to zagrożenie jest jeszcze większe. Jeśli nowa władza nie wpływa na aspekt ekonomiczny, a wręcz przeciwnie, daje więcej, to cóż właściwie jest w niej złego? Odbieranie praw czy wolności nigdy nie jest nagłe. Najczęściej dokonuje się w postaci pojedynczych zmian, których efekt końcowy zazwyczaj jest tragiczny. Bierność obniża czujność. Za jej sprawą możemy przegapić ostatni moment na jakąkolwiek reakcję.
Przywykliśmy do życia w bezpiecznym świecie opartym na zasadach liberalnej demokracji. Jednakże powszechność tego systemu sprawiła, iż w naszych rozważaniach zapominamy o tym, że bardzo łatwo jest utracić to nad czym tak długo pracowaliśmy. Eksperyment demokratyczny nie musi być wieczny. Aby trwał dalej musimy zmienić nasze podejście. Nie możemy traktować demokracji i parlamentaryzmu jako tła naszej egzystencji. Prawa i wolności, które posiadamy są bezpośrednią konsekwencją tego systemu. Poza demokracją w żadnym innym ustroju jednostka nie jest stawiana na pierwszym planie i nie posiada możliwości samorealizacji. Jeżeli to sobie uświadomimy, to już jesteśmy w połowie sukcesu do odnowy społeczeństwa obywatelskiego. Być może ta oddolna reforma sprawi, że w perspektywie czasu, nasza bierność minie i w obliczu prawdziwego zagrożenia demokracji, będziemy w stanie ją obronić.