Już sama skala kryzysu gospodarczego wywołanego przez epidemię COVID-19 pokazuje, dlaczego środki, które zastosowano w walce z koronawirusem, są tak wyjątkowe – co można zaobserwować szczególnie w Europie. Zamiast kwestionować pobudki poszczególnych krajów członkowskich, państwa UE winny bezzwłocznie połączyć siły w celu wypracowania wspólnego planu, który pozwoli zapobiec katastrofie gospodarczej.
9. kwietnia, ministrowie finansów z krajów należących do strefy euro wreszcie zgodzili się przyjąć pakiet środków do walki z kryzysem wywołanym epidemią COVID-19. Jednak w obliczu bezprecedensowej skali problemów w zakresie służby zdrowia i gospodarki, podjęte kroki powinny być znacznie odważniejsze.
Konsekwencje izolacji wprowadzonej w większości państw europejskich są druzgocące. W związku z tym, iż większość biznesów upada, a niemal każdy mieszkaniec kontynentu tkwi w domu, poziom wydatków konsumenckich uległ załamaniu, zaś aktywność ekonomiczna spadła. Wizja bankructwa stała się realną groźbą dla wielu firm, stopa bezrobocia dramatycznie wzrasta, a gospodarstwa domowe odczuwają ogromne ubytki w dochodach.
Według danych, gospodarka Francji funkcjonuje obecnie na poziomie dwóch trzecich swoich możliwości. Przy założeniu, że cała Unia Europejska doświadcza podobnego skurczenia gospodarki, trzymiesięczna izolacja może doprowadzić do zmniejszenia rocznej produkcji o około 8% – szok znacznie większy, niż ten z czasów kryzysu z lat 2008-2009. Hiszpania, w efekcie ograniczeń narzuconych w sektorze turystyki, może doznać jeszcze dotkliwszego wstrząsu.
Ponadto, straty mogą okazać się znacznie większe, ponieważ gospodarki nie będą w stanie powrócić do poprzedniego stanu równie szybko, co doznały zapaści. Paraliżująca niepewność utrzyma się. Konsumenci – zadłużeni i pełni obaw – mogą nie powrócić do uprzedniego poziomu wydatków, nawet jeśli będą zatrudnieni. Banki mogą nie chcieć lub nie być w stanie udzielać pożyczek, wskutek czego wiele biznesów, które borykają się z trudnościami, może nie dojść do siebie. Podobnie nie można wyeliminować scenariusza, w którym izolacja przedłuży się o kolejne miesiące.
Dlatego też rządy europejskie podjęły słuszną decyzję o udzieleniu wsparcia firmom borykającym się z trudnościami finansowymi oraz pracownikom pozbawionym źródła dochodów. Jednak większa część strefy euro nie odpowiedziała równie zdecydowanie, co Japonia, Wielka Brytania, czy Stany Zjednoczone. We Francji i Hiszpanii zastrzyk fiskalny stanowi zaledwie 2% dochodów krajowych, zaś we Włoszech jest na jeszcze niższym poziomie. To rażąco nieadekwatne odpowiedzi na sytuację, która może doprowadzić do głębokiego kryzysu.
Dlaczego kroki podjęte przez państwa strefy euro są niewystarczające? Problemu nie stanowią ani przepisy fiskalne strefy euro, ani unijne przepisy w zakresie udzielania wsparcia poszczególnym państwom – zostały one bowiem zawieszone lub rozluźnione. Także dostęp do rynku nie stanowi przeszkody, biorąc pod uwagę, że koszty pożyczek rządowych są bliskie zeru lub ujemne. Problemem jest raczej niesłabnąca obawa, iż wysokie zadłużenie zdruzgocze wdrożone przez UE programy oszczędnościowe, gdy tylko pandemia przeminie – oraz że wyższe zapotrzebowanie rządów na zasilenie ich budżetów może wywołać kolejny kryzys finansowy.
Na ten moment, Europejski Bank Centralny (EBC) uspokoił rynki, zobowiązując się do nabycia obligacji rządowych i korporacyjnych o wartości co najmniej 750 miliardów euro w ramach nowego elastycznego Pandemicznego Awaryjnego Program Skupu Aktywów (Pandemic Emergency Purchase Programme, PEPP). Dotychczas EBC zapowiedziało już ilościowe łagodzenie polityki pieniężnej w wysokości 360 miliardów euro.
Jednak strefa euro pozostaje niestabilną konstrukcją, a jej tendencja do wprowadzania programów oszczędnościowych została zaledwie tymczasowo zawieszona. Strefa przetrwała panikę z lat 2010-2012, ponieważ rynki uwierzyły, że ówczesny szef EBC, Mario Draghiego, zrobi „to, co trzeba”, by utrzymać unię walutową, a rządy złagodziły wówczas wdrożone programy oszczędnościowe. Jednak następczyni Draghiego, Christine Lagarde, zdołała od tamtej pory podważyć jego oddanie sprawie, oświadczając, iż „nie jesteśmy tu po to, by zmniejszać spready” (nawiązując do dodatkowych odsetek doliczanych ryzykownym pożyczkobiorcom, takim jak Włochy, w porównaniu do tych o mniejszym poziomie ryzyka – jak choćby Niemcy). Istnieje realne ryzyko, iż kryzys finansowy wystąpi w chwili, gdy PEPP przestanie obowiązywać.
Prawdopodobnie największy problem jest jednak polityczny natury. Pandemia winna była zbliżyć do siebie Europejczyków w obliczu wspólnego zagrożenia, które nic sobie nie robi z granic międzynarodowych. Jednak tymczasem, poszczególne kraje w znacznej mierze skupiły się na samych sobie.
Gdy pod koniec lutego Włochy wystosowały wołanie o pomoc w zakresie wsparcia medycznego, żaden kraj spośród UE26 nie odpowiedział na ten apel, dopóki nie zrobiły tego Chiny.
W zasadzie, Francja i Wielka Brytania wręcz wstrzymały eksport sprzętu medycznego, kpiąc tym samym z jednolitego rynku europejskiego. Także sąsiedzi Włoch pospieszyli zamykać swoje granice, choć przecież strefa Schengen jest ponoć bezpaszportowa.
Co gorsza, kryzys wywołany przez COVID-19 ponownie unaocznił podziały i uprzedzenia, typowe dla kryzysu z lat 2010-2012. Gdy w tamtym okresie wielu Włochów i Hiszpanów konało, część północnych Europejczyków – z pozbawionym wrażliwości holenderskim ministrem finansów Wopkem Hoekstrą na czele – zasugerowało, że Europejczycy z południa zawdzięczają swoją niedolę własnej nieudolności.
Nic więc dziwnego, że obecny kryzys nasila atmosferę niechęci względem UE oraz jest wodą na młyn partii populistycznych we Włoszech. Nawet Sergio Mattarella, prezydent tego kraju o pro-europejskich poglądach, załamał ręce z powodu braku solidarności. Tymczasem Bracia Włosi, grupa bardziej radykalna niż nawet skrajnie prawicowa partia Liga, dobrze notują w sondażach. Nowy nieugięty w swojej nacjonalistycznej postawie rząd może podjąć decyzję o wydaniu wymiennych skryptów dłużnych, by móc poluzować ograniczenia finansowe i umożliwić porzucenie euro przez Włochy. Strefa euro zdecydowanie nie może sobie pozwolić na taki rozwój wypadków.
Aby zapobiec katastrofie gospodarczej na większą skalę, zniwelować zagrożenie kryzysem finansowym oraz zadbać o jakże potrzebną solidarność polityczną, Europejczycy powinni natychmiast wdrożyć „koronawirusowy plan Marshalla”. By dotrzymać kroku skali kryzysu, strefa euro powinna skupić się na wygenerowaniu przynajmniej 1 tryliona euro (co stanowiłoby 8% PKB), które zostałyby następnie przeznaczone na granty – a nie pożyczki, gdyż takie rozwiązanie dodatkowo obciążyłoby krajowe zadłużenie budżetowe – dla odpowiednich grantobiorców z całej unii walutowej.
Takie rozwiązanie pomogłoby sfinansować potrzeby w zakresie służby zdrowia, takie jak wykonywanie testów, wspierając tym samym te kraje europejskie, które najbardziej oberwały, a także położyłoby podwaliny pod docelowy restart gospodarki.
Plan ten winien zostać sfinansowany na drodze wytworzenia wspólnego długu, który EBC następnie by wykupił i utrzymał na bliżej nieokreśloną przyszłość. W przeciwieństwie do tymczasowych „korona-obligacji” – pomysłu, który został odrzucony przez Niemcy, Holandię i inne państwa – ów nowy plan Marshalla nie obciążałby kieszeni europejskich podatników – niezależnie od tego, czy są z północy, czy z południa. Dodatkowo, zawierałby klauzulę wygaśnięcia, by uspokoić tych, którzy obawiają się, iż przy okazji rozwiązanie to uchyliłoby drzwi dla utworzenia długotrwałej unii fiskalnej.
Środki, które do tej pory zaakceptowali ministrowie z państw strefy euro, nie są wystarczające. Obietnice pożyczek dla mniejszych biznesów są pomocne, jednak pożyczki udzielane przez UE w celu pokrycia kosztów wydatków medycznych oraz programy ochrony zatrudnienia w zasadzie nie ulżyłyby Włochom, gdyż głównym problemem tego kraju nie jest dostęp do rynku, a raczej kwestia swobody finansowej. Decyzja, by za podstawę przyszłego Funduszu Odbudowy (Recovery Fund) posłużyły „innowacyjne narzędzia finansowe” jest kompletnym absurdem, zaś rządy utkną w miejscu, spierając się o kwestię wytworzenia wspólnego długu.
Europejczycy mogą zatem jedynie mieć nadzieję, iż liderzy ich państw dojdą prędzej czy później do wniosku, że taki właśnie plan Marshalla sfinansowany przez Europejski Bank Centralny jest najlepszym rozwiązaniem.
Artykuł opublikowano pierwotnie w j. angielskim 10/04/2020 przez Project Syndicate
Przełożyła Olga Łabendowicz
Photo by KOBU Agency on Unsplash
