Wielkanocy już nie ma, jaja się skończyły. Teraz czas na pamięć o Smoleńsku.
Rocznica katastrofy smoleńskiej wzmaga ruch w blogosferze, w gazetach codziennych roi się natomiast od kolejnych artykułów i analiz sprawy, która minęła. Tak minęła, należy do przeszłości. Nikt i nic zmarłym nie zwróci życia. Niektórzy jednak nie chcą o tym tragicznym wydarzeniu zapomnieć. Lub nie mogą. Mamy dwie grupy ludzi „pamiętających”.
Pierwsi nie mogą zapomnieć, gdyż był to dla nich osobisty cios – stracili w katastrofie Tupolewa swoich bliskich. Nie jestem psychologiem, więc wyrokować nie będę ile taka mentalna żałoba może trwać, choć z pewnością zależy to od charakteru danej osoby.
Inną rzeczą jest to, że część ludzi może nie chcieć zapomnieć, by na tym wydarzeniu żerować, starać się coś ugrać, zbijać kapitał polityczny. Obawiam się tego tak samo jak Jacek Żakowski. I tych ludzi nie zabraknie. Sławomir Sierakowski ma rację, że część prawicy zaczadziła się wydarzeniami z 10 kwietnia i będzie nimi żyć tak, jak niegdyś swoim starszym konikiem – lustracją.
Mam wrażenie, że wiara w „zamach smoleński” i w „poległych” w nim ludzi jest tak duża, że żaden dowód łamiący spiskowe teorie, i tak nie przekona zatwardziałych zwolenników „kolejnego mordu na Polakach”. Bo fakty i tak interpretuje się poprzez przekonania. Zresztą, od razu inaczej szuka się odpowiedzi na pytanie, gdy się „wie” czego szukać.
Już dawno temu nawet „najbardziej prawoskrętny polski filozof”, Bogusław Wolniewicz, który nigdy nie szczędził słów krytyki Donaldowi Tuskowi, w tej sprawie otwarcie mówił iż jest ona jasna – o zamachu nie może być mowy, a PiS dając takie sugestie kompromituje się sam. Ale prawie nikt na prawicy profesora słuchać nie chciał.
Dziś na ulicach smutne korowody, krzyże, msze w kościołach i powrót patetycznej atmosfery. W nocy w Warszawie przemarsz z pochodniami. Osobiście życzyłbym sobie by ludzie, których tragedia z 10 kwietnia dotknęła prawdziwie, przeżywali rocznicę mniej ofensywnie, w większej zadumie, a mniej na ulicach.
Niektórzy z nas mają dość słuchania o zamachach, morderstwie prezydenta i pachołkach Rosji. Mają dość atmosfery niepokoju, sporów ludzi rozmodlonych pod krzyżem z tymi, którzy byli do nich w kontrze, etc., natomiast mogą nie mieć dość dystansu do całej sprawy, jaką prezentuje Andrzej Stasiuk i jego owieczka nazwana „Smoleńsk”. I Stasiuk też jest Polakiem, nie żadnym „antypolakiem” czy zdrajcą. Po prostu myśli inaczej i ma do tego prawo. Ale oczywiście ja prawa modlącym się i maszerującym do modlenia się i przemaszerowania nie odbieram. To tylko pobożne życzenia i wołanie na puszczy o dystans i umiar w hołubieniu tragedii, klęsk, porażek.
Dla mediów mających zdrowszy do całej sprawy stosunek miałbym osobisty apel – pisać niedużo, możliwie jak najmniej i bez górnolotnej emfazy. Bo żyje się do przodu a nie do tyłu. Ja piszę o tym po raz pierwszy i ostatni.