Wierni nie umieli upomnieć się o ochronę Kościoła jako ważnej instytucji polskiego życia. Inteligencja w większości obraziła się na biskupów i oddała Kościół bez walki, a następnie dała się z niego wygonić.
Tak głębokiego kryzysu polski Kościół jeszcze nie przeżywał. Złożyło się na to wiele czynników, ale najbardziej przyczyniła się do tego polityka. Biskupi nie potrafili zagrodzić politykierstwu dróg do świątyń. Wierni nie umieli upomnieć się o ochronę Kościoła jako ważnej instytucji polskiego życia. Inteligencja w większości obraziła się na biskupów i oddała Kościół bez walki, a następnie dała się z niego wygonić. Ci co zostali, muszą przymykać oczy na zawłaszczanie wiary i tradycji, jednostronne polityczne zaangażowanie hierarchii, afery pedofilskie i ujawniane przypadki współpracy z komunistyczną SB.
Historyczne zasługi oblężonej twierdzy
Po fatalnych doświadczeniach u zarania Wolnej Polski na początku lat 90-tych – kiedy zaangażowanie w politykę spowodowało utratę wiarygodności i zaufania w wielu środowiskach i grupach społecznych oraz odpływ wiernych – hierarchowie, jakby niepomni tamtej lekcji, ponownie w większości opowiadają się za jedną stroną sceny politycznej. Przy okazji tracą kontakt ze zmieniającą się rzeczywistością społeczną i nowym pokoleniem. A dzieje się to w czasie, kiedy polski Kościół nie ma już swojego najsilniejszego atutu i punktu odniesienia, jakim był papież Jan Paweł II. Mało tego, dzieje się to w czasie, gdy na świecie podnoszą się głosy, że jego postać wymaga desakralizacji z powodu afer pedofilskich, do których dochodziło podczas jego pontyfikatu.
To zjawisko szokujące dla nas, Polaków, bez względu na stopień zaangażowania w wiarę i praktyki religijne… Dla pokolenia, które było świadkiem jego pierwszej papieskiej wizyty w Polsce, gdy padły historyczne słowa: „Niech zstąpi duch Twój i odnowi oblicze tej ziemi!”, dzisiejsze rozrachunki z pedofilią duchownych mają w sobie największą gorycz. Każdy, kto ze łzami w oczach stał wówczas na dzisiejszym placu Piłsudskiego, nie może się pogodzić z aktualnymi oskarżeniami, bo widział na własne oczy, jak między innymi za sprawą Kościoła, który wsparł wielki ruch społeczny Solidarności, ziszcza się marzenie o wolnym kraju…
Dziś dowiadujemy się o ciemnych stronach życia i działalności ówczesnych bohaterów. Mamy w oczach obraz obalanego w Gdańsku pomnika duszpasterza gdańskiej Solidarności, prałata Henryka Jankowskiego. Wcześniej byliśmy w stanie wybaczać mu pławienie się w ostentacyjnym luksusie, ale już po jego śmierci pojawiły się świadectwa jego pedofilii i wyuzdania, którego ofiarami byli nieletni. Cień na tę postać rzucają również dokumenty komunistycznej bezpieki. Mit prałata – duszpasterza Stoczni Gdańskiej, gdzie zaczęła się mądra walka o suwerenność i obalenie narzuconego nam autorytarnego ustroju – sięgnął gdańskiego bruku. Stoczniowcy przechowują zniszczony pomnik, ale wszyscy mają świadomość, że raczej nie wróci on na cokół…
Jeszcze większym ciosem w wizerunek Kościoła jest sprawa wrocławskiego kardynała Henryka Gulbinowicza. Zaledwie kilka tygodni przed jego śmiercią Watykan pozbawił go przywilejów wynikających z tytułu kardynała. To bolesna degradacja dla żołnierza Kościoła, którego tytuł oznacza gotowość przelania własnej krwi za wiarę. Wyszły na jaw wieloletnie kontakty hierarchy z SB oraz pedofilia i jej tuszowanie. Uważany za bohatera duchowny, w czasach komunistycznych prześladowań wspierający wrocławską Solidarność, został pochowany po cichu w odległym Olsztynie. Wszystkie jego zasługi tuż przed śmiercią zostały wymazane z historii. Miejsce dumnej prawdy, w którą chcielibyśmy nadal wierzyć, zajęła hańba kłamstw i przestępstw, których ofiarami byli bezbronni, naiwni nieletni.
Kolejna upadła postać to słynny budowniczy sanktuarium w Licheniu Starym, ksiądz Eugeniusz Makulski. Jego bracia zakonni, marianie, po cichu odsunęli go od posług kapłańskich, ale próbowali ukryć powód tego działania. Jednak prawda wyszła na światło dzienne. Był pedofilem i gwałcicielem. Postać zasłużonego dla Lichenia duchownego wręczającego makietę sanktuarium Janowi Pawłowi II została uwieczniona w pomniku stojącym przed świątynią. Po ujawnieniu jego gwałtów na nieletnich, pomnik stał się symbolem hańby sięgającej do samego Papieża Polaka.
To niestety nie wszystkie koszmarne przykłady upadku kościelnych celebrytów ujawnione w Polsce w ostatnich latach, ale to wystarcza, żeby uświadomić sobie, z jakiej magnitudy kryzysem wizerunkowym mamy do czynienia.
Cień na postać Jana Pawła Świętego rzuca również ujawniony niedawno przez Watykan skandal pedofilski zwany raportem w sprawie McCarricka. To sporządzony na zlecenie papieża Franciszka zbiór świadectw dostojników kościelnych, ale także ofiar, które opowiedziały o agresji seksualnej, wymuszonych intymnych kontaktach oraz o „dzieleniu łóżka” z byłym już amerykańskim kardynałem. Raport ujawnia, że jego bohater Theodor Edgar McCarrick piął się po drabinie kościelnych urzędów od czasów papieża Pawła VI, ponieważ Stolica Apostolska nie miała świadomości popełnianych przez niego nadużyć. W końcu doszło do nominacji tego osobnika na arcybiskupa Waszyngtonu. Stało się to pomimo ostrzeżeń, jakie w roku 1999 nuncjatura apostolska w stolicy USA otrzymała od ówczesnego arcybiskupa Nowego Jorku, kardynała Johna Josepha O’Connora. Wskazywał on wówczas, iż planowana nominacja McCarricka na metropolitę Waszyngtonu może wywołać „poważny skandal” wynikający z pogłosek o skłonnościach hierarchy do młodych mężczyzn. Jednak to list samego McCarrica do Jana Pawła II przekonał Papieża, że to tylko bezpodstawne plotki rozsiewane przez wrogów Kościoła.
Dziś ta sprawa jest kroplą przelewającą właśnie czarę goryczy, która zaczyna przesiąkać postać „naszego” Papieża. Po wywiadzie Kardynała Dziwisza dla telewizji TVN zrobiło się o niej głośno, ale wkrótce potem sprawa zaczęła cichnąć. Na świecie jednak aż huczy od oskarżeń oraz głosów suflujących Watykanowi nawet desakralizację polskiego świętego. Polski episkopat ustami przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski, arcybiskupa Stanisława Gądeckiego, podkreśla, że to przecież Jan Paweł II był pierwszym papieżem, który zaczął walkę z pedofilią wśród księży i wprowadził w Kościele przepisy prawne stanowiące realną ochronę dzieci i młodzieży. Niestety ujawniane skandale wskazują, że ta ochrona nie była skuteczna, a ofiary pedofilii nie mogły liczyć na taką pomoc i opiekę Kościoła, jaką cieszyli się sprawcy przestępstw w sutannach.
Polski Kościół Osobny
Kolejnym problemem polskiego Kocioła jest jego rozbicie na wewnętrzne frakcje i stronnictwa. Już nie jest jednością, jaką był – przynajmniej pozornie – w czasach PRL oraz podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Przykładem niesubordynacji jest „kościół toruński”. Biskupi nie są w stanie opanować ustawicznych ekscesów ojca Tadeusza Rydzyka, który stał się swoistym symbolem współczesnego mariażu tronu i ołtarza.
Obraz rządzących Polską polityków, oddających hołd tej postaci podczas rocznic Radia Maryja i innych okazji, wspierających hojnie jego medialne oraz inwestycyjne imperium, jest dla coraz liczniejszej rzeszy wiernych symbolem przekraczania granic, których Kościół po prostu nie powinien przekraczać. Zaangażowanie w politykę, ingerowanie w kampanie wyborcze, tworzenie własnych list do sejmu, brutalne pomawianie przeciwników, wymuszanie rządowych dotacji i decyzji państwowych urzędników czy wreszcie niegodne duchownych wypowiedzi w mediach o. Rydzyka sieją zgorszenie i oburzenie, które staje się gorzkim osadem na reputacji polskiego Kościoła.
Osadem, który najsilniej i najboleśniej odczuwają sami wierni. Dla coraz liczniejszych, którzy z polskim Kościołem nie chcą mieć już do czynienia – to folklor, ewentualnie dobry materiał do coraz liczniejszych memów.
Ostatnio wypowiedź o. Tadeusza na temat niesłusznych – jego zdaniem – zarzutów o pedofilię stawianych duchownym, wygłoszona podczas uroczystości 29. rocznicy Radia Maryja, wywołała potężny skandal i spotkała się z powszechną krytyką. Tym razem skrytykował ją nawet jeden z liderów PiS-u, Joachim Brudziński. Jednak sądząc po braku reakcji uczestniczących w rocznicowej mszy licznych przedstawicieli rządu Mateusza Morawieckiego, Tadeusz Rydzyk może w tej sprawie liczyć na pobłażliwość. Zwłaszcza, że po kilku dniach, pod wpływem licznych głosów oburzenia, przeprosił za swoją wypowiedź i przyznał, że jego – jak to określił – „wyrwane z kontekstu słowa” mogły urazić wiele pokrzywdzonych osób… Swoją emocjonalną wypowiedź na temat pedofilii w Kościele tłumaczył w oświadczeniu swoją… miłością do Kościoła.
Trudno znaleźć słowa komentarza. Może trzeba to potraktować z humorem? Przychodzi mi do głowy powrót myślami na Bliski Wschód, skąd wywodzi się nasza wiara i stare porzekadło: „Psy szczekają, karawana idzie dalej…”.
Można mieć pewność, że karawana o. Rydzyka przekroczy jeszcze niejedną granicę, której Kościół przekraczać nie powinien. Oczywiście jeśli nie chce spowodować oburzenia i konsternacji wiernych albo gniewu samego Boga… Mało zdecydowane, nieśmiałe próby episkopatu, żeby utemperować toruńskie ekscesy, od początku nie przynoszą rezultatów. Ojciec Rydzyk ma bowiem bezprecedensowe w polskim Kościele osiągnięcia i spory wpływ na politykę. Z dobrotliwymi biskupami politycy nie muszą się specjalnie liczyć. Konflikt z „Toruniem” dla wielu polityków prawicy byłby końcem ich kariery. Ba! Coś takiego byłoby zagrożeniem dla całej formacji. Tadeusz Rydzyk jako właściciel opiniotwórczych mediów, ma również bezwarunkowe poparcie sporej grupy ludzi, do których nie dociera żaden inny przekaz…
Ideologia ideologii
W swojej „miłości do Kościoła” biskupi nie dostrzegają, że pokolenie Polaków zrodzonych już w pełni niepodległym kraju, potrzebuje czegoś zupełnie innego niż ich rodzice i dziadkowie w PRL. Po trzydziestu latach Wolnej Polski, Kościół rozumiany jako wspólnota wiernych jest w ruinie. Hierarchowie odtrącili od siebie, a w wielu przypadkach także od Boga, dużą część młodej inteligencji. Wśród młodych Polaków wchodzących w dorosłe i obywatelskie życie narasta bunt i chęć dokonywania apostazji. Coraz więcej młodych ludzi nie czuje potrzeby praktykowania. Maleje liczba powołań kapłańskich. Afery pedofilskie i zgorszenie wywołane przez hierarchów wykorzystujących swoją pozycję wobec kleryków, odstraszają od Kościoła młodych Polaków. Wielu starszych – zrażonych niemoralnym zachowaniem księży, komercjalizacją posługi, podejrzanymi geszeftami z wykorzystaniem majątku kościelnego, a także aferami obyczajowymi i pedofilskimi oraz zbulwersowanych wspomnianym wcześniej zaangażowaniem w politykę – woli modlić się w domu niż chodzić do kościoła.
Reszty dokonuje postępująca w naturalny sposób laicyzacja spowodowana przez postęp społeczny i zmiany obyczajowe. Kościół zaczyna być coraz częściej postrzegany jako instytucja nie tyle broniąca tradycyjnych wartości, co najzwyczajniej zacofana oraz niezdolna do ogarnięcia i zaspokojenia duchowych potrzeb nowoczesnego społeczeństwa.
Ultrakonserwatywna postawa wobec społeczności LGBT, nazywająca dążenie do ustanowienia w Polsce praw człowieka – tak oczywistych w większości cywilizowanych krajów Europy i świata – ideologią LGBT, powoduje izolację Kościoła w nowoczesnym społeczeństwie. To charakterystyczne, że tą bezsilność wobec wyzwań współczesności pokazuje nadużywanie terminu „ideologia”. Podobnie dążenie do równouprawnienia płci jest w dzisiejszym języku polskiego Kościoła określane jako „ideologia gender”.
Do rozwiązania aktualnych problemów i sporów duchowni wykorzystują instrumenty sprzed tysięcy lat w postaci cytatów ze Starego Testamentu. Niedawno episkopat poparł i pogratulował odwagi w obronie wiary człowiekowi, który w Międzynarodowym Dniu Przeciw Homofobii umieścił na wewnętrznym forum swojej firmy cytaty z Biblii: „Biada temu, przez którego przychodzą zgorszenia, lepiej by mu było uwiązać kamień młyński u szyi i pogrążyć w głębokościach morskich” oraz „Ktokolwiek obcuje cieleśnie z mężczyzną, tak jak się obcuje z kobietą, popełnia obrzydliwość. Obaj będą ukarani śmiercią, a ich krew spadnie na nich”.
Pracownik zareagował w ten sposób na inicjatywę swojej firmy, która chciała podkreślić, że nie akceptuje żadnej formy dyskryminacji wobec osób LGBT. Poproszony o usunięcie swojego wpisu odmówił argumentując, że jako katolik musi być wierny Pismu Świętemu i Dekalogowi i nie może cenzurować Pana Boga. Firma zwolniła go, a sprawa znalazła się w sądzie. Komisja Episkopatu Polski poparła zwolnionego i napisała w oświadczeniu, że „trzeba uznać za niedopuszczalny z punktu widzenia prawa, ale przede wszystkim przyzwoitości i zdrowego rozsądku, atak na pracownika, który nie życzył sobie w miejscu pracy indoktrynacji LGBT”. Obronę prawa do bycia sobą mniejszości, stanowiącej około 5% polskiego i każdego innego społeczeństwa na świecie, episkopat potraktował jako „indoktrynację”.
Tutaj warto zrobić historyczny przytyk, że w tej samej części Starego Testamentu jest mowa o zasadach składania ofiar ze zwierząt oraz podziale na zwierzęta czyste i nieczyste, a także zasad obchodzenia szabatu. Wszystko pasuje jak ulał do dzisiejszej rzeczywistości, choć nie sądzę, żeby człowiek, który użył biblijnych cytatów w kontekście praw mniejszości seksualnych, powstrzymywał się od jedzenia wieprzowiny i kontaktu z psami oraz medytował w szabat, co nakazuje ta sama część cytowanej przez niego Tory.
Tu warto podkreślić, że wyrwane z historycznego kontekstu, przerażające cytaty wzywające do zabójstw i przemocy wobec osób homoseksualnych, nie mają nic wspólnego z dzisiejszą postawą Kościoła powszechnego. Watykan nawołuje do tolerancji wobec osób LGBT, bo dzięki nauce wiadomo dziś, że to nie choroba ani grzech, ani „obrzydliwość”, tylko cecha, taka sama jak kolor oczu, wzrost czy waga. I że osoby LGBT nie są „winne” temu, że takie są. I wiadomo dziś, że nie da się ich „leczyć” i że cywilizowany świat daje im prawo do bycia sobą i gwarantuje prawną ochronę oraz tolerancję. Polski Kościół, wbrew apelom i nauczaniu papieża Franciszka, nazywa ochronę praw osób LGBT, szerzeniem „ideologii LGBT”. A dzieje się to w czasie, gdy sam zmaga się z problemem fatalnego wizerunku z powodu oskarżeń o pedofilię i relacje homoseksualne duchownych. Trudno się więc dziwić, że głos Kościoła w tej sprawie jest mało wiarygodny i powszechnie lekceważony.
To lekceważenie przenosi się na inne trudne tematy, takie jak na przykład in vitro czy aborcja. Biskupi nie znajdują w nich posłuchu u swoich wiernych. Sondaże wyraźnie pokazują, że większość praktykujących katolików wbrew swoim duszpasterzom dopuszcza stosowanie in vitro oraz aborcję. Z Kościołem łączy tych ludzi tradycja. Jednak tak zwane nauczanie biskupów puszczają mimo uszu, bo wydaje im się kompletnie nieżyciowe, a poza tym niewiarygodne z powodu skandali obyczajowych wśród duchownych.
Skompromitowani duchowni stają się przeszkodą nie do pokonania w drodze młodych do prawdziwej wiary i do Boga. Powiedzenie z minionej epoki, że przez komunistów nikt się od Kościoła nie odwrócił, a z powodu głupiego proboszcza – bardzo wielu, w dzisiejszej rzeczywistości mieni się wszystkimi barwami fatalnych ludzkich doświadczeń i bulwersujących przykładów.
Nadzieja odtrąconych umiera ostatnia
Ogromnym problemem polskiego Kościoła jest utrata poparcia świeckich autorytetów. Biskupom udało się zrazić do tej instytucji głęboko niegdyś zaangażowanych w jej sprawy i działalność wybitnych Polaków. Tysiące świeckich czuje się wypychanych ze wspólnoty z powodów intelektualnych oraz politycznych. Starsze pokolenie nie odchodzi z hukiem poprzez apostazję, lecz zamiera i milknie powoli ze smutku i rozczarowania. Niektórzy piszą pełne goryczy listy otwarte i pożegnalne protesty. Te jednak na ogół nie są traktowane przez hierarchów jako ważne sygnały, lecz jako dowód zdrady i wrogości… Wybuchają kolejne afery.
Filmy braci Sekielskich o pedofilii duchownych i zmowie milczenia obejrzały miliony Polaków. Co ciekawe, autorzy podkreślają, że mogli je zrealizować tylko dzięki prywatnym darczyńcom. Media nie chciały wspierać tego projektu… To pokazuje, jak wielka jest u nas obawa przed trudnymi do przewidzenia konsekwencjami. To ona powoduje, że zło w Kościele staje się w Polsce tematem tabu. Na dłuższą metę nie opłaca się poruszać trudnych tematów dotyczących Kościoła. Można na tym dużo więcej stracić niż zyskać. Albo inaczej… Panuje powszechne przekonanie, że niczego w ten sposób nie da się naprawić. Ani w Kościele, ani wokół niego. To daje efekt mrożący, rodzi autocenzurę i oportunizm mediów.
Hierarchowie nie reagują na próby zawłaszczania wiary i wykorzystywania obrzędów religijnych przez polityków. A wiara i modlitwa zaczynają się łączyć u nas z politycznym wyborem. Mądre, dojrzałe słowa Papieża Franciszka wpadają do polskich świątyń jednym oknem i natychmiast wypadają drugim. Żaden powiew świeżości z Watykanu nie jest w stanie przewietrzyć panującej w naszych kościołach atmosfery oblężonej twierdzy. Między Watykanem a Częstochową, Toruniem czy Licheniem rysuje się coraz wyraźniej swoista obyczajowa schizma.
Wszystko to trzeba obserwować z najwyższym niepokojem. Kościół w Polsce pełni wciąż bardzo ważną rolę, jest nadal fundamentem naszej kultury i cywilizacji. Wiążą się z nim tradycje obecne w każdym polskim domu. Nie da się ich łatwo zastąpić bez zniszczenia elementów tożsamości narodowej. Kościół jest ważnym źródłem wartości i porządku społecznego. Przywiązanie do wiary deklaruje zdecydowana większość obywateli naszego kraju. Jednocześnie fakt, że praktykuje tylko mniej niż 40% Polaków i że ta liczba systematycznie maleje, świadczy o rozbieżności między deklaracjami a rzeczywistą postawą. Codziennie kilkadziesiąt tysięcy księży i duchownych świadczy z poświęceniem i oddaniem swoją posługę. Ich wysiłek nie idzie na marne. Jest ważny i potrzebny. Jednak oddanie wiary i Kościoła siłom zła podważa sens ich służby. Nie da się dziś przewidzieć, czy gorejąc Kościół staje się wolny, czy to, co jego, ma być zatracone. Czy popiół tylko zostanie po nim i zamęt, co idzie w przepaść z burzą? Czy zostanie na dnie popiołu gwiaździsty dyjament. Wiekuistego zwycięstwa zaranie…?
Tym, którzy chcą Kościoła powszechnego, skromnego i mądrego, zostaje nadzieja, że z obecnego kryzysu narodzi się nowa wartość odporna na ataki opisanych powyżej demonów.
Jednak bez zaangażowania ludzi dobrej woli, bez pokory duchownych, bez odpowiedzialności polityków – będzie o to bardzo trudno…
Nie ma cywilizowanych demokratycznych społeczeństw bez wiary i kościołów; podobnie jak nie ma ludzkich społeczeństw bez mniejszości LGBT. I kościołom, i mniejszościom potrzebna jest opieka opatrzności oraz ludzka dobroć i tolerancja. Ich brak prowadzi nieuchronnie do zagłady.