Jak wyglądało dorastanie w Kosowie w latach 90.? Jakie są obecne stosunki Kosowa z Unią Europejską? Czy dzięki wysiłkom młodego, postępowego pokolenia w Kosowie zostaną wprowadzone związki partnerskie? I czy przemoc powróci na Bałkany? Leszek Jazdzewski (Fundacja Liberte!) rozmawia z Besą Luci, redaktorką naczelną i współzałożycielką magazynu „Kosovo 2.0”, drukowanego i multimedialnego czasopisma, które cechuje bezkompromisowe dziennikarstwo, opowieści o ludzkich doświadczeniach, wyjaśnianie skomplikowanej rzeczywistości, a także które prowokuje do dyskusji zarówno w Kosowie, jak i regionie – i nie tylko.
Leszek Jażdżewski (LJ): Co skłoniło Cię do zajęcia się dziennikarstwem i stworzenia magazynu „Kosovo 2.0”?
Besa Luci (BL): Wszystko zaczęło się, gdy dorastałam w Kosowie w latach 90. Byłam wtedy nastolatką, u progu pełnoletności. Niektórzy czytelnicy być może pamiętają, że był to czas upadku Jugosławii i wojen. W Kosowie władzę sprawował rząd serbski. W tym czasie reżim Miloševića wprowadził szereg represyjnych środków. W rezultacie Albańczycy zostali wyrzuceni z instytucji publicznych i pozbawieni możliwości udziału w życiu publicznym.
Pamiętam, że wtedy bardzo zwracałam uwagę na istniejącą fiksację na punkcie mediów. Kiedy moje pokolenie było w okresie dorastania, był to temat poruszany w rodzinach i w szkole – cały czas śledziliśmy, jakie doniesienia pojawią się o wojnach, jakiego języka się używa, jak się te wojny definiuje i czy nazywa się je „wojną domową” lub „wojną etniczną”.
Od tego czasu rozwinęła się we mnie fascynacja mediami, bo zobaczyłam, jak dziennikarstwo potrafi wywołać w ludziach nie tylko ekscytację, ale i złość. Jedno z moich pierwszych doświadczeń z dziennikarstwem miało miejsce, gdy uświadomiłam sobie siłę słowa pisanego. Później, kiedy decydowałam, co będę robić na studiach, zdecydowałam, że to jest świat, który chcę odkrywać. Chciałam opowiadać historie. Dlatego tym, co skłoniło mnie do pisania bardziej narracyjnych artykułów w magazynach, było poczucie, że oferują one również większą przestrzeń dla ludzkich historii, doświadczeń i zmagań, które można umieścić w centrum opowieści.
LJ: Jak to było dorastać w Kosowie w latach 90., podczas tych wszystkich napięć?
BL: Byłam bardzo młody na początku upadku i rozpadu Jugosławii – miałam wtedy sześć, może siedem lat. Pamiętam, że natychmiast mnie to dotknęło. Pamiętam na przykład, że w pierwszej klasie przyszła do nas nauczycielka języka serbskiego i przedstawiła ją nauczycielka albańskiego, ale potem już nigdy nie widzieliśmy nauczycielki serbskiej. Wiedzieliśmy, że coś się zmienia. Gdy byłam w drugiej klasie, moja szkoła podstawowa z językiem albańskim dla albańskich uczniów została zamknięta. I takie rzeczy działy się w całym kraju.
Zamknięto także cały system uniwersytecki. Większość szkół średnich i część szkół podstawowych pozostawiono otwartą dla ludności. Albańczycy stworzyli cały równoległy system edukacji. Wszystko zaczęło istnieć równolegle – służba zdrowia, edukacja, polityka. Wszystko.
Zatem od najmłodszych lat doświadczaliśmy dyskryminacji i ucisku, mimo że jako dzieci nie znaliśmy odpowiednich słów, aby tak te zjawiska nazwać. W rezultacie przez około rok chodziłam do szkół domowych, a potem nasza szkoła została ponownie otwarta – ale wiele innych szkół już nie.
Później widziałam, jak moi rodzice zostali wyrzuceni z pracy i to samo przydarzyło się wielu innym. Całe miasto było podzielone etnicznie. Były obszary, do których tak naprawdę nie można było dotrzeć.
Centrum było bardziej dla Serbów; przedmieścia, dla Albańczyków. Doświadczyłam tego w latach 90-tych. Zanim uzyskaliśmy niepodległość, wojna w Kosowie zakończyła się w 1999 r. Przez dziewięć lat funkcjonowała Misja Tymczasowej Administracji ONZ. A potem, w lutym 2008 roku, Kosowo ogłosiło niepodległość. Robiłam wtedy magisterkę z dziennikarstwa i świętowałam Dzień Niepodległości na Times Square w Nowym Jorku. We wrześniu tamtego roku wróciłam do Kosowa i powoli zaczynałam myśleć o założeniu czasopisma, co zrobiłam kilka lat później.
LJ: Wojna była zatem doświadczeniem, które ukształtowało zarówno Ciebie, i innych mieszkańców Kosowa.
BL: Myślę, że tak. W naszym codziennym dyskursie wciąż pojawiają się odniesienia do czasów przedwojennych i powojennych. Rok 1999 przyniósł istotną zmianę. Ukształtowało to wielu z nas. Nawet młodszym pokoleniom, które być może nie pamiętają tego okresu osobiście, nasze doświadczenia zostały przekazane – zarówno w obrębie rodziny, kręgach społecznych, jak i w życiu politycznym, czy w ogóle w życiu jako takim.
W tym sensie, trauma niekoniecznie jest czymś, czego doświadczasz tylko ty sam(a). Jest ona także przekazywana z pokolenia na pokolenie poprzez dzielenie się doświadczeniami i opowiadanie historii. Wielu z nas te zmiany ukształtowały. Specyficzne doświadczenie lat 90. zaowocowało także bardzo silnym aktywizmem, solidarnością i oporem ze strony obywateli, który obserwujemy obecnie. Ukształtował także takie ruchy, jak ruch feministyczny czy ruch na rzecz praw człowieka.
LJ: Jaki wpływ ma obecne, postępowe młode pokolenie na Kosowo? Czy czujecie, że zmieniacie kraj, czy raczej sprzeciwiacie się większości?
BL: To połączenie obu tych aspektów. Jednakże, jeśli chodzi o uznanie i promocję praw LGBTQI+ w Kosowie, magazyn „Kosovo 2.0” odegrał w tej kwestii bardzo ważną rolę. Już w 2012 roku opublikowaliśmy wydanie magazynu poświęconego tematyce płci. To był jeden z pierwszych przypadków, kiedy media naprawdę zajmowały stanowisko i podkreślały, że musimy rozmawiać o osobach LGBT w naszym kraju. Ponieważ w tamtym momencie w głównym nurcie kultury popularnej nie było prawie nic o osobach LGBT. Jeśli pojawiało się cokolwiek, to była to zazwyczaj mowa nienawiści skierowana wobec tej społeczności. Zajęliśmy się tą ważną kwestią, koncentrując się nie tylko na Kosowie, ale także na innych krajach Bałkanów Zachodnich. Chcieliśmy zobaczyć, na czym stoimy, jeśli chodzi o uznanie i promowanie praw osób LGBT.
W 2012 roku zaatakowano nas podczas premiery numeru, co stało się wówczas wielką sprawą w Kosowie. Jednak w rezultacie przełamaliśmy kulturę milczenia, jeśli chodzi o rozmawianie o osobach LGBT w Kosowie.
Od 2012 r. do chwili obecnej nastąpił bardzo duży postęp w tym obszarze – odbyło się sześć lub siedem Parad Równości i wywarty został duży nacisk na ulepszenie prawodawstwa, między innymi w zakresie uznawania tożsamości płciowej. Obecnie największa walka toczy się o akceptację związków i małżeństw osób tej samej płci.
Właściwie jest w tym wszystkim bardzo interesująca sprzeczność, ponieważ Konstytucja Kosowa mówi, że małżeństwo jest między dwiema osobami. Jednak sama ustawa o małżeństwie mówi, że jest ono związkiem mężczyzny i kobiety, co nigdy nie zostało zakwestionowane przed Trybunałem Konstytucyjnym. Dlatego obecnie rząd stara się również przyspieszyć przyjęcie kodeksu cywilnego, którego jeden artykuł torowałby drogę do umożliwienia w przyszłości uznawania małżeństw osób tej samej płci – nie zostałby on na tym etapie przyjęty, ale mogłoby to nastąpić za pośrednictwem innego aktu prawnego. Niemniej jednak minęły już około dwa lata i nic takiego się nie dzieje.
Do największych przeciwników należą niektórzy posłowie i frakcje w partii rządzącej. Tymczasem inni członkowie partii chcą popchnąć sprawę do przodu. Nie trzeba dodawać, że w społeczeństwie podejście do tej kwestii jest bardzo zróżnicowane – są tacy, którzy są temu zdecydowanie przeciwni, ale są też grupy walczące o uznanie praw osób LGBT. Nie są usatysfakcjonowani także obrońcy praw człowieka, bo według nich to, co obowiązuje teraz, nie jest wystarczające.
Obecnie małżeństwa osób tej samej płci nie są uznawane. Ciągle słyszymy, że może się to zdarzyć kiedyś w przyszłości. Tak naprawdę oznacza to, że sprawa została odłożona na bliżej nieokreśloną przyszłość, w związku z czym nie wiemy, czy i kiedy rzeczywiście do niej dojdzie.
LJ: Jak sprawić, by głosy z Kosowa były słyszalne w całej Europie i na świecie?
BL: To coś, czym na bieżąco się zajmujemy, jeśli chodzi o sposób, w jaki używamy języka i jak wyjaśniamy, co dzieje się w Kosowie – i w pozostałej części regionu. Kiedy zakładaliśmy nasz magazyn, byliśmy młodsi i robiliśmy trochę więcej, ponieważ czuliśmy większą potrzebę wyjaśniania naszej perspektywy.
Albańczycy z Kosowa, czyli Kosowianie, mają bardzo szczególną historię, zwłaszcza od czasów Jugosławii. Zawsze próbowano podkreślić ich „inność”, nawet w rzekomo „starych, dobrych czasach” Jugosławii. Albańczyków w Kosowie zawsze postrzegano jako „innych” – byli traktowani inaczej, mieli mniejszy dostęp do polityki oraz mniej praw gospodarczych i społecznych. To później przekształciło się w ruch feministyczny od lat 80. i bardzo silny opór społeczeństwa obywatelskiego w latach 90.
Wiele z tych rozmów było kontynuowanych z pokolenia na pokolenie. Zanim wraz z kilkoma przyjaciółmi założyłam „Kosovo 2.0”, zinternalizowaliśmy Bałkanizację w problematyczny sposób. Jednak bardzo szybko rozpoznaliśmy to zjawisko i udało nam się je zakwestionować. Udało nam się to zrobić dlatego, że nawet po ogłoszeniu przez Kosowo niepodległości w 2008 roku natychmiast pojawiły się nowe problemy polityczne. Pięć krajów w UE nie uznało (i do dziś nie uznaje) niepodległości naszego kraju. Serbia w dalszym ciągu sprzeciwia się suwerenności Kosowa i jego istnieniu.
W niepodległym Kosowie mówiono nam, co nam wolno, a czego nie – nie mogliśmy uczestniczyć w igrzyskach olimpijskich ani swobodnie podróżować (ponieważ nasz paszport nie był powszechnie uznawany). To doświadczenie niesprawiedliwości trwało w nowy sposób w nowych strukturach i nowych realiach politycznych – dyskryminacja i niesprawiedliwość trwały nadal, co sprawiło, że odczuwamy potrzebę przekonywania innych o naszych prawach nawet dziś.
Kosowo było traktowane przez UE inaczej niż pozostałe kraje Bałkanów Zachodnich. Na przykład, jeśli chodzi o proces liberalizacji reżimu wizowego, wszystkie pozostałe kraje Bałkanów Zachodnich uzyskały system bezwizowy już w latach 2008–2010; w przypadku Kosowa stało się to zaledwie w styczniu tego roku. To ciągłe doświadczanie niesprawiedliwości uświadomiło nam, że system ma wady.
LJ: Niespełnione obietnice UE doprowadziły do gorzkiego rozczarowania. To pokazuje, że nadzieja może być również niebezpieczna.
BL: W 2020 roku tematem przewodnim jednego z numerów naszego magazynu była właśnie nadzieja. Artykuł na okładce został napisany przez Aidana Hehira, naukowca, który obserwuje i bada Kosowo oraz politykę w Kosowie i regionie. Dla mnie to była naprawdę piękna i ważna historia. Chcieliśmy lepiej zrozumieć, co może oznaczać nadzieja. Nadzieja ma bowiem jasną i ciemną stronę, bo nadzieja z jednej strony daje możliwość zmiany, ale z drugiej może potencjalnie prowadzić do stagnacji, bo zakłada, że coś wydarzy się w przyszłości.
W artykule, który napisał Aidan, przyglądał się on nadziei przez pryzmat tego, co wydarzyło się w związku z integracją regionu z UE w ciągu ostatnich dwóch dekad – szczególnie od początku XXI wieku. Wtedy to, już po wojnach, całemu regionowi Bałkanów Zachodnich obiecywano przyszłość w silnej i zjednoczonej Europie. W tamtym czasie członkami stowarzyszenia było już wiele krajów Europy Środkowo-Wschodniej. Dlatego istniała realna polityczna możliwość, że stanie się to również w naszym przypadku. Teraz, w latach 2020-tych, niewiele się zmieniło – był to bardzo długotrwały proces, który, szczerze mówiąc, sprawia, że jest to coraz mniej możliwe ze względu na wiele innych kwestii.
Tymczasem w artykule Aidana stało się jasne, że Unia Europejska została przedstawiona jako jedyna alternatywa polityczna dla nas, a jednocześnie wydaje się, że nigdy nie uda nam się do niej dołączyć. Taka perspektywa może być niebezpieczna, ponieważ pozbawia jednostki, obywateli i państwa sprawczości politycznej.
LJ: Czy obawiasz się, że przemoc powróci do Kosowa i regionu?
BL: Coraz częściej słyszymy o tym w narracjach bardzo problematycznych elit politycznych w regionie. Oczywiście nie jesteśmy w miejscu, w którym byliśmy dziesięć lat temu. Obecnie panuje także poczucie, że w pewnym stopniu Unia Europejska nas zawiodła. Tymczasem UE wydaje się nie być w stanie tak naprawdę zrozumieć sytuacji politycznej w regionie.
Wszystko to przyczyniło się do stworzenia przestrzeni dla polityków takich jak Milorad Dodik w Republice Serbskiej, którzy mogą grać na narracjach opartych na nienawiści i próbować wywołać napięcia. Obecnie możemy zaobserwować wiele problematycznych przykładów rewizjonizmu historycznego zachodzących w regionie w odniesieniu do lat 90. XX wieku.
Zdecydowanie dostrzegamy coraz większe napięcia. W ciągu ostatnich trzech lat napięcia wzrosło także w Kosowie, na północy kraju, przy granicy z Serbią. W tej chwili jeszcze bardziej niepokoi mnie fakt, że podejście UE – która przewodzi większym procesom i projektom politycznym w regionie i pośredniczy w nich – nie sprawdza się. Aby uniknąć wojny, UE musiałaby na nowo przemyśleć swoje podejście do regionu.
Przykładowo, jeśli spojrzymy na dialog Kosowo-Serbia, który toczy się od 2011 roku, nazywa się go „dialogiem w sprawie normalizacji stosunków między Kosowem a Serbią”. Jednak moim zdaniem, w rzeczywistości nic nie zostało znormalizowane.
Z drugiej strony relacje między podejściem Serbii do Kosowa stają się coraz bardziej napięte i problematyczne. W zachodnich mediach międzynarodowych, którym często brakuje bardziej złożonego oglądu sceny politycznej w regionie, w sytuacjach, w których muszą odtworzyć ideę bałkanizacji, rzeczywiście używają przesadnego języka lub takiego, który ma sens tylko dla nich samych. W rezultacie powielają wyobrażenie o Bałkanach jako o miejscu, w którym zawsze istniała nienawiść a ludzie od zawsze toczyli ze sobą wojny – co oczywiście musi doprowadzić do kolejnej wojny. Cóż, jest to zbyt uproszczona narracja, która tak naprawdę nie oddaje sprawiedliwości naszej sytuacji geopolitycznej w szerszym kontekście na świecie.
Nie sądzę, żeby w najbliższym czasie wybuchła wojna, ale to nie znaczy, że panuje u nas pokój. To krytyczny moment. W szczególności uspokajanie Serbii, które mogliśmy zaobserwować ze strony UE (z powodu obaw związanych z wpływami i pozycją Rosji w regionie, szczególnie w krajach takich jak Serbia), nie wydaje się efektywne w tworzeniu procesów politycznych, które mogą pomóc nam w dalszym rozwoju jako społeczeństwa i kraje tego regionu.
Niniejszy podcast został wyprodukowany przez Europejskie Forum Liberalne we współpracy z Movimento Liberal Social i Fundacją Liberté!, przy wsparciu finansowym Parlamentu Europejskiego. Ani Parlament Europejski, ani Europejskie Forum Liberalne nie ponoszą odpowiedzialności za treść podcastu, ani za jakikolwiek sposób jego wykorzystania.
Podcast jest dostępny także na platformach SoundCloud, Apple Podcast, Stitcher i Spotify
Z języka angielskiego przełożyła dr Olga Łabendowicz
Czytaj po angielsku na 4liberty.eu
