Streszczenie Raportu
Fundacja Warsaw Enterprise Institute
Związek Pracodawców Polski
Wrzesień 2016.
Z danych Eurostatu wynika, że stopa bezrobocia wśród ludzi młodych jest w Polsce
ok. dwukrotnie wyższa niż ogółem – w grupie wiekowej 20-29 lat stopa bezrobocia w 2015 roku wyniosła 14,9 proc., podczas gdy w grupie wiekowej 15-64 było to zaledwie 7,6 proc. Dobrze wykształcone osoby, do 30 roku życia, powinny stanowić jedną z aktywniejszych zawodowo grup społecznych. Okazuje się, że jest odwrotnie, co poważnie ciąży nie tylko na naszym rynku pracy i wynikach gospodarczych, ale również na narastających tendencjach migracji młodych ludzi z Polski. Średnie wynagrodzenie netto młodych osób z wykształceniem zawodowym w 2015 roku wyniosło ok. 1550 złotych, a wśród absolwentów szkół wyższych oscylowało wokół kwoty 2100 złotych. Przy czym, średnie wynagrodzenia młodych osób są w Polsce istotnie niższe od ich oczekiwań finansowych. Nie ulega wątpliwości, że wspomniane dysproporcje rodzą frustracje u osób na początku drogi zawodowej i, co równie groźne, wpływają na ich decyzję o migracji lub szukaniu pracy w zawodach niezwiązanych z uzyskanym przez nich wykształceniem. W każdy przypadku jest to niepokojące marnotrawstwo środków publicznych, jakie pochłonęła edukacja tych młodych ludzi. W pierwszym odruchu, za nieadekwatne płace winimy pracodawców, którzy raz, że niechętnie zatrudniają młodych, a dwa, oferują im minimalne wynagrodzenie. Rzecz jest jednak bardziej złożona i odnosi się przede wszystkim do systemu kształcenia.
Polscy pracodawcy poszukują u kandydatów do pracy przede wszystkim doświadczenia i kwalifikacji zawodowych. Tymczasem, młodzi ludzie w Polsce nie są przygotowani do wykonywania zawodu zarówno pod względem praktycznym (umiejętności i kompetencji), jak i formalnym (uprawnień do wykonywania zawodu). Pracodawcy chcą zatrudniać młodych, ale nie mają czasu i środków, by uczyć ich zawodu niemalże od zera – zlecenia i zamówienia muszą zostać wykonane w ustalonym terminie i nikt nie może sobie pozwolić na opóźnienia wynikające z konieczności przyuczenia nowego członka załogi. Tymczasem, jak wynika z raportu Deloitte, aż 50 proc, absolwentów polskich uczelni negatywnie ocenia swoje przygotowanie do pracy. Najwyższa Izba Kontroli stwierdziła, że „na rynku pracy brakuje coraz więcej pracowników posiadających praktyczne umiejętności związane z wykonywaniem konkretnych zawodów”. Uwaga ta została poczyniona w kontekście negatywnej oceny stanu szkolnictwa zawodowego, z którą notabene należy się całkowicie zgodzić, i można z powodzeniem ekstrapolować to spostrzeżenie również na grunt szkolnictwa wyższego.
Problem zawodów regulowanych
Jednym z większych problemów, jakie można napotkać analizując kwestię zawodów regulowanych w Polsce jest fakt, że dane dotyczące ich ilości nie są nigdzie agregowane. Innymi słowy, przepisy prawne regulujące dostęp do określonych zawodów są u nas rozsiane po przeróżnych ustawach i rozporządzeniach, w sposób całkowicie chaotyczny – nie tylko brakuje kontroli nad systemem dostępu do zawodów, ale nikt nie zna nawet konkretnej liczby zawodów, których ta regulacja dotyczy. Rejestr Komisji Europejskiej identyfikuje w Polsce 350 zawodów regulowanych. Więcej jest tylko w Czechach i na Węgrzech. Dla porównania, na Litwie jest jedynie 76 zawodów regulowanych, a w Estonii 98. Wszystkie najbardziej rozwinięte państwa zachodniej Europy cechują się z kolei znacznie mniejszą, niż w Polsce, liczbą zawodów regulowanych – we Francji jest ich 257, jednak już w Niemczech ograniczony dostęp jest do zaledwie 149 zawodów. Z analizy powyższych danych wniosek nasuwa się sam, pomimo politycznych obietnic i kilku fal deregulacji, w Polsce wciąż mamy do czynienia z problemem ograniczonego dostępu do bardzo szerokiego katalogu zawodów. Dodatkowo, najbardziej zamknięte są dziedziny gospodarki potencjalnie najbardziej chłonne dla absolwentów szkół zawodowych, techników i uczelni: służba zdrowia i usługi publiczne, transport, budownictwo, usługi dla biznesu – tych sektorów dotyczy ok. 60 proc. z 350 zawodów regulowanych.
Należy sobie w związku z tym zadać pytanie: dlaczego absolwent polskiej szkoły ma trudniejszy dostęp do całego szeregu zawodów niż jego koledzy z innych państw europejskich? W jakiej sytuacji stawia to młodych ludzi? Nie dość, że jakość kształcenia zawodowego i wyższego jest w Polsce poddawana ustawicznej (z reguły słusznej) krytyce, to dodatkowo, po ukończeniu szkoły, muszą się oni zmagać z kolejnymi wymaganiami formalnymi, a chcą przecież – przypomnijmy – tylko pracować. Budzi to tym większe niezrozumienie, że wydaje się, iż ustawodawca w zasadzie przestał panować nad sytuacją. Wystarczy ponownie odwołać się do Komisji Europejskiej – na jednej z podstron, w ramach wspomnianej bazy danych, podane są linki do stron internetowych, prowadzonych przez organy administracji poszczególnych państw członkowskich, dotyczące zawodów regulowanych. Możemy znaleźć tam stronę estońską, czeską, litewską czy brytyjską – na próżno szukać polskiej. Nie ma jej.
Ze względu na fakt, iż danych dotyczących zawodów regulowanych zwyczajnie się w Polsce nie agreguje, niedostępne są również zbiorcze informacje dotyczące wysokości kosztów ponoszonych przez młodych ludzi w związku z koniecznością uiszczania dodatkowych opłat w celu uzyskania uprawnień zawodowych. W związku z powyższym, możliwe jest z jednej strony omówienie problemu kosztów szkoleń i licencji zawodowych na przykładzie kilku wybranych zawodów (co też uczyniono w Raporcie na przykładzie zawodu architekta, adwokata, geodety, rzeczoznawcy majątkowego, doradcy podatkowego, spawacza), a z drugiej strony możliwe jest spojrzenie z poziomu zagregowanych statystyk GUS. Obowiązek sprawozdawczy spoczywa na wszystkich podmiotach prowadzących działalności gospodarczą w Polsce i zatrudniających powyżej 9 pracowników. Sekcja P (Edukacja) zawiera m.in. grupę 85.5 (Pozaszkolne formy edukacji), która z kolei zawiera m.in. klasę 85.59 (pozaszkolne formy edukacji, gdzie indziej nieskalsyfikowane). Interesujący może być fakt, że przychody netto podmiotów prowadzących działalność w tej jednej klasie wynoszące 1 234 mln złotych w 2015 roku, stanowiły 98 proc. przychodów całej grupy 85.5 i aż 73 proc. całej sekcji P, gdy jeszcze w roku 2008 przychody klasy 85.59 na poziomie 724 mln złotych stanowiły 63 proc. całości przychodów działalności edukacyjnej. Dynamika przychodów netto podmiotów z grupy „pozaszkolne formy edukacji” w latach 2008-2015 wyniosła 68 proc., a więc była znacząco wyższa niż dla całej gospodarki (35 proc.), sekcji przetwórstwa przemysłowego (37 proc.), czy samej sekcji edukacji (48 proc.). Szacując finansowe koszty zawodów regulowanych i licencji zawodowych metodami bottom-up (od dołu) i top-down (z góry) dochodzimy do prawdopodobnej kwoty rzędu kilkuset milionów złotych rocznie (!) w 2015 roku. Koszty te ponoszą uczniowie i absolwenci oraz ich rodziny. Wielkość tych szacunków nie uwzględnia ekonomicznych kosztów barier wejścia na rynek dla osób młodych, w tym wysokiego bezrobocia i emigracji zarobkowej do krajów o niższych barierach wejścia na rynek pracy (np. Wielka Brytania, Niemcy), a także nieoptymalnej produktywności krajowych firm oraz ujemnej dynamiki produktywności całego sektora edukacji w Polsce.
Postulowany kształt reformy publicznej edukacji i szkolnictwa wyższego
Punktem wyjścia jest jeden kluczowy postulat – skończenie każdej publicznej szkoły zawodowej, technikum czy uczelni wyższej musi kończyć się uzyskaniem uprawnień do wykonywania zawodu, który jest przedmiotem nauczania deklarowanym w procesie dydaktycznym. Takie rozwiązanie będzie miało dwojaki efekt – z jednej strony umożliwi ograniczenie do minimum kosztów wejścia w życie zawodowe, z drugiej w znacznym stopniu wyeliminuje problem „pustych” kierunków studiów, których ukończenie nie wiąże się z nabyciem przez studentów żadnych konkretnych umiejętności, wskutek czego często nie mogą oni znaleźć pracy zgodnej z wykształceniem.
Powyższa propozycja jedynie na pozór może brzmieć niezbyt rewolucyjnie – w istocie, wprowadzenie jej w życie będzie wymagało zmian w wielu aspektach funkcjonowania szkół – począwszy od programów nauczania, poprzez mechanizmy współpracy z organizacjami zawodowymi i przedsiębiorcami, aż po jakość kadry nauczycielskiej. Czas to pieniądz, który muszą liczyć przedsiębiorcy. Dlatego nasz postulat uzyskiwania licencji zawodowych w procesie publicznej edukacji musi zostać wprowadzony jak najszybciej. Proponujemy, aby szkoły zawodowe i technika miały rok na dostosowanie swoich programów, a uczelnie wyższe dwa lata (licząc od września 2017 r.). W proces dostosowania edukacji do wymogów konkretnych licencji zawodowych muszą zostać zaangażowane organizacje zawodowe, które powinny certyfikować i standaryzować programy nauczania. Celowość takiego podejścia polega na uwzględnieniu potencjalnego konfliktu interesów na linii szkoły i uczelnie versus organizacje zawodowe, a nie jego przesuwaniu i ukrawaniu na poziomie absolwentów – grupy zbyt słabej i niezorganizowanej do obrony własnych interesów, co od lat obserwujemy w polskiej praktyce.
Zaprezentowana propozycja nie zakłada eliminacji szkół zawodowych, techników i uczelni, których ukończenie nie wiązałoby się z uzyskaniem uprawnień zawodowych. Takie szkoły – w ramach omawianego rozwiązania – mogłyby istnieć, pod warunkiem, że byłyby to prywatne przedsięwzięcia, niedotowane z budżetu państwa, czyli pieniędzy podatników.
Wprowadzenie w życie tak skonstruowanego systemu umożliwi całkowite przemodelowanie procesu edukacji w publicznych placówkach oraz kształcenia zawodowego absolwentów. W efekcie reformy, kształcenie w szkołach zawodowych, technikach i na uczelniach będzie musiało wiązać się z większą ilością zajęć praktycznych, w pogłębionej współpracy z prywatnym sektorem przedsiębiorstw i na partnerskich zasadach z organizacjami zawodowymi. Rezultatem kształcenia będzie tytuł i prawo do wykonywania wyuczonego zawodu. Ostatecznie, szkoły będą opuszczali ludzie przygotowani do świadczenia pracy, która będzie tworzyła wyższą wartość dodaną i dzięki temu będzie lepiej wynagradzana przez pracodawców. Uzupełnieniem tego systemu powinna być publicznie dostępna informacja o zatrudnialności absolwentów określonych kierunków wraz ze średnią ich wynagrodzeń, tak jak jest to upubliczniane w wielu innych krajach.
Inicjator raportu: Rafał Antczak
