Jak to się stało, że ludzie w podobnym wieku, z podobnymi doświadczeniami, a przede wszystkim wychowani w tym samym kraju, tak bardzo się od siebie różnią? Wygląda na to, że szybko postępujące zmiany w społeczeństwie popchnęły młodych mężczyzn w ramiona swoistego kryzysu.
Wydawało się, że wraz z młodym pokoleniem społeczeństwo polskie będzie się liberalizować. Nawet jeśli niekoniecznie miałoby to oznaczać zdecydowany skręt w lewo, można było odnieść wrażenie, że młode pokolenie będzie zmierzchem tendencji prawicowych, do tej pory przeważających w Polsce. Gwałtowny spadek religijności, bliskie kontakty z Zachodem i widoczna zmiana stylu życia miały zwiastować ogromne przeobrażenia w polskiej mentalności. A jednak…Pod koniec stycznia „Oko Press” opublikowało artykuł wskazujący na wyraźne różnice w preferencjach politycznych. Okazało się, że młodzi mężczyźni chętniej wybierali konserwatywne opcje polityczne, a najbardziej zaintrygowało to, że wybierają skrajnie prawicową Konfederację, podczas gdy ich konserwatywne rówieśniczki wolą PiS jako opcję mniej radykalną. Jak to się stało, że ludzie w podobnym wieku, z podobnymi doświadczeniami, a przede wszystkim wychowani w tym samym kraju, tak bardzo się od siebie różnią? Wygląda na to, że szybko postępujące zmiany w społeczeństwie popchnęły młodych mężczyzn w ramiona swoistego kryzysu.
Straszne zmiany
Wydaje się, że młodsze pokolenia dorastają w zupełnie innym świecie, niż ich rodzice i dziadkowie, ale jednak nie do końca. Rzeczywistość oczywiście się zmienia, ale ich wartości nadal w dużej mierze są determinowane przez to, co wynieśli z rodzinnego domu. Z kolei sposób życia zależy już ściśle od współczesnych im czasów i warunków życia. Tak jak dziadkowie patrzyli na świat przez pryzmat wojennych doświadczeń, rodzice wyciągnęli życiowe wnioski z okresu PRL-u, które później przekazali swoim dzieciom jako przykład, tak młode pokolenie funkcjonuje w świecie mediów i globalizacji. Z analizy „Małżeństwa i urodzenia w Polsce”, przygotowanego dla Eurostatu w oparciu o dane GUS, bardzo dobrze widać kluczowe różnice. Jeszcze na początku lat 90. wiek panów młodych wynosił średnio 24 lata, a panien młodych 22 (taka sama średnia była na początku lat 70.!), a w 2013 roku to już było 28 lat dla mężczyzn oraz 26 dla kobiet. Na Zachodzie oczywiście to było statystycznie kilka lat więcej. Wraz z przesunięciem się granicy wiekowej zmianie uległa także struktura poziomu wykształcenia nowożeńców. W tym samym okresie współczynnik rozwodów wzrósł z 1,1‰ do 1,7‰, a do tego należy dodać, że dochodzi do nich głównie z powodu niezgodności charakterów (ponad 1/3 rozwodów). Matki rozwodziły się oczywiście częściej niż babcie, ale presja społeczna i utrudnienia związane z zakończeniem sformalizowanego związku nadal sprzyjały utrzymywaniu się małżeństw pomimo ich wewnętrznego rozpadu. Natomiast za wisienkę na torcie można uznać spadającą liczbę urodzeń. Z tego wyłania się obraz świadczący o tym, że związki zawieramy jako ludzie lepiej wykształceni, a przede wszystkim bardziej dojrzali i doświadczeni życiowo. Częściej podejmujemy też decyzję, że chcemy zakończyć relację, w której się nie odnajdujemy, a także rzadziej decydujemy się na dzieci, co w praktyce przekłada się ogólnie na mniej zobowiązań. Teraz warto te wnioski ubrać w kontekst realiów poprzedniego pokolenia.
Biorąc pod uwagę średni wiek zawierania małżeństw, można sobie wyobrazić, że dla obu stron, choć szczególnie dla kobiet, był to jeden z pierwszych związków. Młodzi ludzie, dopiero co wchodząc w dorosłość, decydowali się na szybkie sformalizowanie relacji i koncentrowali na tworzeniu rodziny, co pozwala przypuszczać, że nie zastanawiali się zanadto, czy mogliby wieść inne życie. W praktyce oznacza to, że ludzie nie szukali zbyt długo. Normą było przypieczętowanie związku, który był wystarczająco stały. Można również z dużym prawdopodobieństwem założyć, że dodatkową presję stanowiły ówczesne normy społeczne. Na osoby wyłamujące się z niepisanej reguły patrzono raczej krzywym okiem. Inny był także stosunek do kobiet w ciąży. W przypadku nieplanowanego dziecka, bardzo często pojawiały się naciski ze strony rodziny na sformalizowanie związku. Pojawiały się także te społeczne, czego dowodem było chociażby wydalanie ze szkół uczennic (nie uczniów!), które znalazły się w takiej sytuacji. Dostęp do antykoncepcji oraz jej jakość były o wiele gorsze niż teraz, co na pewno przekładało się większe ryzyko wystąpienia takiego przypadku. Chociaż na pewno podejście było wyraźnie luźniejsze niż wcześniej, presja społeczna była na tyle silna, że kładziono głównie nacisk na to, co wypada. Dodatkowym czynnikiem była zapewne ograniczona możliwość poznawania nowych ludzi – nie można było swobodnie podróżować, a o dzisiejszych technologiach umożliwiających wyjście poza lokalne grono znajomych, bez przemieszczania się, można było tylko pomarzyć. Niewątpliwie przyczyn konserwatywnego podejścia do kwestii małżeństwa należy szukać w silnych związkach społeczeństwa z Kościołem. Ślub kościelny był bardzo ważny i teoretycznie uniemożliwiał ewentualny rozwód (w praktyce można było się starać o unieważnienie małżeństwa, co nie było zadaniem łatwym).
Na pierwszy rzut oka, wydaje się, że tamte czasy były o wiele gorsze, ale patrząc pod innym kątem można dostrzec pewne pozytywy. Przede wszystkim, tradycyjny system dawał większe poczucie stabilizacji. Możliwości poznawania nowych ludzi były mniejsze, więc decyzje zapadały szybciej, często z obawy przed brakiem lepszej opcji. Bardzo możliwe, że w dzisiejszych czasach wiele z tych związków w ogóle by nie powstawało. Decydowała zasada „lepszy wróbel w garści niż gołąb na dachu”, a to oznaczało, że wiele wad się wybaczało. Ktoś mógł nie być atrakcyjny dla drugiej strony, jawić się jako osoba nudna lub pozbawiona dobrych manier, ale przymykano na to oko, ponieważ przeważała zaleta, że w ogóle był. Znowu, to dawało jakieś poczucie bezpieczeństwa w obliczu strachu przed samotnością. Nawet jeśli nie trafiłoby się na wymarzoną osobę, to zawsze pozostawało koło ratunkowe, niczym na zamkniętym balu karnawałowym, w postaci osoby, która została sama na przysłowiowym parkiecie.
Być jak ojciec i matka
Zmiany jakie zachodzą w Polsce pędzą z ogromną prędkością. Już skok obyczajowy pomiędzy pokoleniem rodziców i dziadków wydawał się duży, ale ten który obserwujemy obecnie to prawdziwa przepaść. Nie dziwi fakt, że Zachód lepiej reaguje na zmieniające się normy obyczajowe, ponieważ tam te zmiany zaczęły się o wiele wcześniej. Ale wróćmy do Polski.
Większość młodych Polaków, dorastając w tradycyjnym modelu, do niego się przyzwyczaiła. Wiele pozostałości dawnego systemu figuruje w ich głowach jako norma. Co więcej, rodzice przygotowują dzieci do dorosłego życia na podstawie własnych doświadczeń. Potrafią też wywierać dodatkową presję, np. w sytuacji, gdy dziecko nie chce się ustatkować przy pierwszej trafiającej się okazji, preferując dalsze poszukiwania odpowiedniejszego partnera. Młodzi mężczyźni, często wzorem swoich ojców, wychodzą z założenia, że wystarczy być względnie życiowo zaradnym, a jakaś partnerka sama się znajdzie. Nierzadko też chcą powielić rolę głowy rodziny, do której należą kluczowe decyzje, co często jest sprzężone z byciem głównym, jeśli nie jedynym żywicielem rodziny. Wypadkową tego było, że w przypadku założenia rodziny obowiązki domowe spadały na kobietę, co utrudniało jej aktywizację zawodową. Uznawano za naturalne, że jeśli ktoś ma zrezygnować z rozwoju zawodowego dla dobra rodziny, miała być to żona. Więc do wspomnianego wcześniej poczucia bezpieczeństwa matrymonialnego, dochodził przywilej większej kontroli a więc większy wpływ na decyzję o ewentualnym zakończeniu związku. Mężczyźnie łatwiej było odejść i ponieść mniej konsekwencji z tego tytułu.
Chociaż kobiety również w dużym stopniu wzorują się na swoich matkach, funkcjonujących w tym systemie, to zmieniające się warunki otworzyły przed nimi nowe możliwości, z których chętnie zaczęły korzystać. To, co młode Polki wzięły z doświadczenia rodziców, dotyczy bardziej podejścia do jakości relacji w momencie, kiedy się już na nią zdecydują. Bycie w związku jest nadal postrzegane przez nie jako coś kluczowego w życiu, coś co powinno stać w jego centrum. Podobnie jak kobiety poprzedniego pokolenia, są bardzo przywiązane do rodziny. Na tle swoich rówieśniczek z Europy nadal szybciej dążą do jej założenia, a także są bardziej gotowe do poświęceń. Jednak zanim się zaangażują, mają większe wymagania jeśli chodzi o partnerów. Mają wyższe studia oraz życie zawodowe. Zarabiają podobnie, czasami nawet więcej. Nie chcą, żeby współmałżonek był po prostu osobą, która jest, ale poszukują kogoś o podobnych zainteresowaniach, poglądach politycznych czy podejściu do życia. Żądają partnerskiego układu, takiego samego wpływu na podejmowane decyzje. Nie przymykają już oka na protekcjonalne traktowanie, seksistowskie uwagi, czy to, że partner nie do końca odpowiada ich preferencjom. Są gotowe zrezygnować, jeśli różnice są zbyt duże, oraz odrzucają potencjalnych kandydatów prezentujących przeciwne do tych założeń postawy. Mają więcej własnego, jednostkowego doświadczenia życiowego, co ułatwia im dokonać lepszej selekcji. Nie czują się już tak uzależnione od obecności mężczyzny w ich życiu, więc mają większą odwagę domagać się tego, czego pragną. Co więcej, mają większe możliwości poznawania nowych ludzi. W dobie otwartych granic, internetu i aplikacji randkowych, zniknęło poczucie bycia „skazanym” na przysłowiowego kolegę z podwórka, towarzyszące poprzednim pokoleniom. Nie bez znaczenia jest także większa świadomość swojej seksualności, a także możliwości kontrolowania płodności. Oczekuje się też od mężczyzn większej empatii, nie bycia obok kobiety, ale z nią. Wszystko to dzięki zmianom, jakie zaszły na świecie i które przyczyniły się do tak dużego poszerzenia możliwości dla kobiet, również w krajach bardziej konserwatywnych.
Młodzi Polacy nie odnajdują się w nowej rzeczywistości. Choć mierzą się, tak samo jak każdy, z lękiem przed samotnym życiem, to orientują się, że zmieniły się reguły gry, a oni są przygotowani do zupełnie innych warunków. Nie wystarczy, że będą naśladować swoich ojców. Nie mogą liczyć na to, co dawało kiedyś gwarancję bezpieczeństwa ani na to, że w końcu niemal na pewno trafi się im jakaś partnerka. Kobiety, które nie znajdują sobie partnerów w najbliższym otoczeniu, po prostu szukają dalej. Nierzadko za granicą lub wśród cudzoziemców przebywających w Polsce. Partnerzy z bardziej liberalnych krajów zachodnich są w stanie zaoferować im chociażby większe poszanowanie ich autonomii wraz z partnerskim modelem relacji. Również oni podnoszą poprzeczkę, uświadamiając młodym Polkom, że nie muszą się godzić na to, co ich matkom wydawało się nieuniknione. Ich rodacy czują się zagrożeni tą perspektywą, która rodzi w nich obawę, że w nowej rzeczywistości sobie po prostu nie poradzą. Reagują więc sprzeciwem, a nawet złością uciekając się do różnych form obrony konserwatywnego modelu społeczeństwa. Jednym z bardziej widocznych przykładów jest zjawisko krytykowania przez młodych mężczyzn programu Erasmus, dającemu studentom szansę wyjazdu na zagraniczną wymianę. W sieci bardzo często można natknąć się na ich komentarze, często bardzo wulgarne, deprecjonujące młode Polki, korzystające z tej szansy. Zarzucają im rzekomą seksualną rozwiązłość, a przede wszystkim przedstawiają możliwość związków polskich kobiet z cudzoziemcami jako coś odzierającego z godności. Sugerują, że w takich relacjach nie ma mowy o uczuciach, a liczy się jedynie pogoń za korzyściami materialnymi lub tym co egzotyczne. Także oni ukuli pejoratywne określenie „Orgasmus”. Takie zachowania mogą być objawem kompleksów, ale przede wszystkim obawy, że przy trendzie zmieniających się warunków mogą nie mieć szansy na założenie rodziny. Nawet jeśli znajdą sobie partnerkę, to zawsze pozostaje ryzyko, że ona będzie miała większe możliwości, żeby odejść. Nie będzie już poddana ostracyzmowi, a dobre wykształcenie oraz własne życie zawodowe ułatwi jej podjęcie nowej drogi życiowej. Niewątpliwie dodatkowym czynnikiem jest również zwykła niechęć do rezygnacji ze swoich wpływów. Młodzi Polacy czują, że tracą kontrolę swoich ojców nad życiem rodzinnym, którą traktowali niczym spadek mający im przypadać w przyszłości. Dlatego rozwiązania swoich problemów szukają gorączkowo w powrocie do wartości konserwatywnych. One nie jawią się tylko jako magiczne lekarstwo, mogące zatrzymać zmiany postępujące na ich niekorzyść, ale również pewne uspokojenie, jeśli chodzi o zmierzenie się z obawą przed samotnością czy inną rzeczywistością. Łatwiej uwierzyć w zły porządek oraz postępujące zepsucie świata, niż przyznać przed sobą własną słabość lub strach, a przede wszystkim pogodzić się z tym co nowe oraz inne.
W interesie mężczyzn
Odpowiedzią na te lęki stała się Konfederacja, skrajnie prawicowa partia promująca wartości konserwatywne, celująca przede wszystkim w młodych mężczyzn, pod których układa swój program. Choć publicznie jej członkowie tego nie deklarują, łatwo wywnioskować z działań, wypowiedzi czy propozycji, że ich założenia to umocnienie poczucia męskości opierającego się na dawnych, stereotypowych wzorcach, a także na ograniczeniu praw kobiet. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że od konkurencyjnego, prawicowego PiS-u różni się tylko stosunkiem do świadczeń socjalnych, ale tak naprawdę rozbieżność pojawia się już na poziomie fundamentów. Czegokolwiek by nie zarzucić partii Jarosława Kaczyńskiego, jego ugrupowanie zabiega o poparcie ogółu. Swój program kieruje do przeciętnego Polaka z małego miasteczka, czującego, że jego godność jest deptana przez elity, a także głęboko przyzwyczajonego do wartości bliskich mu od dziecka. Dlatego jednym z głównych filarów potęgi PiS-u są Kościół oraz wiara, tak ważne dla wielu obywateli, przekonanych że laicyzacja to coś złego. Przy czym ten lęk jest zrozumiały, ponieważ w okresie wojny, a później komunizmu, wiara katolicka stanowiła swoistą ostoję polskości i tak w mentalności polskiej się w dużej mierze zapisała. Dopiero od niedawna pojawia się zwrot jeśli chodzi o kwestie religijności, ale nadal kulturowe przywiązanie do Kościoła oraz nadawanie mu dużej rangi w życiu jest ogromnie istotne. Natomiast w przypadku Konfederacji katolicyzm nie pełni już tak centralnej roli. Jest bardziej narzędziem usprawiedliwiającym rację bytu dla konserwatywnego porządku w społeczeństwie. Stanowi ponadnaturalne wyjaśnienie dla dawnego podziału na mężczyznę dbającego o byt i kobietę skupioną na gospodarstwie, a z wizją woli Boga trudniej polemizować niż z wytłumaczeniem, że coś ma po prostu być, bo tak. Tym bardziej w narodzie tak przywiązanym do wiary mężczyznom łatwiej się oprzeć na poglądach głoszonych przez duchownych, że taki podział to nie jest ich wola ale powołanie, że muszą wypełnić misję. Łatwiej też taką wizję świata wpoić kobietom wychowanym w poczuciu, że Kościół stanowi autorytet. Zwłaszcza że ten zabieg od wieków funkcjonował jako sposób na usankcjonowanie porządku pożądanego przez określone grupy społeczne. Żeby przekonać do czegoś ludzi, wystarczyło to tylko ubrać w religijną otoczkę.
Konfederacja zdaje sobie sprawę, że otwarte sformułowanie postulatu o męskiej dominacji nie byłoby zbyt dobre wizerunkowo, ba, godziłoby w Konstytucję, więc nigdy nie jest wyrażane wprost. Takie poglądy otwarcie wypowiada właściwie tylko Janusz Korwin-Mikke, znany ze swoich kontrowersyjnych wypowiedzi (np. o przejmowaniu przez kobiety poglądów mężczyzn, z którymi sypiają). Dlatego nie ma szans na bycie główną twarzą partii, tak jak bardziej umiarkowany Krzysztof Bosak, argumentujący swoje przekonania głęboką wiarą, co jest jeszcze do przełknięcia. Równie wielu sympatyków barwnej postaci, jaką jest Korwin-Mikke, tłumaczy jego wypowiedzi i upiera się, że nie miał tak naprawdę na myśli tego, co powiedział, choć to prawdopodobnie jedyny taki fenomen w polskiej polityce. Ale Janusz Korwin-Mikke ma swoją uprzywilejowaną pozycję, a także grono fanów. Nie tylko ze względu na swoją bezpośredniość, ale również za rolę, jaką spełnia. Bardzo chętnie, podejmuje się, niczym partyjny kaznodzieja, objaśniania świata przez pryzmat własnego światopoglądu. Dla wielu mężczyzn stanowi pewną formę emocjonalnego wsparcia, takiego odległego przyjaciela, który poklepie po plecach i przyzna rację. Nawet jeśli Konfederacja stara się trochę zdystansować od radykalizmu Korwina, to jednak nie reaguje na wywoływane przez niego kontrowersje. Trudno określić, na ile jego partyjni koledzy zgadzają się z jego poglądami, ale na pewno zdają sobie sprawę, że skutecznie dociera do znaczącej części grupy docelowej wyborców partii, funkcjonując jak dobrze sprzedający się produkt.
Ponieważ Konfederacja nie może otwarcie przyznać się do swojej wizji idealnej Polski, próbuje przepchnąć swoje założenia bocznymi drzwiami. Młodzi Polacy potrzebują stereotypowego poczucia męskości, więc należy dać im broń. Nic dziwnego, że istotną część zwolenników partii stanowi Ruch Narodowy, którego działalność w dużej mierze opiera się na gloryfikowaniu agresywnego szowinizmu, siły czy struktur militarnych. Dla wielu mężczyzn seanse patriotyczne, w postaci m.in. Marszu Niepodległości, mają niewątpliwie wartość terapeutyczną. Reszta postulatów Konfederacji to sprytny zabieg zmiany ról społecznych – przywrócenia mężczyźnie roli głównego żywiciela i ograniczenia praw kobiet. Nie można ustawą zmusić tych ostatnich do siedzenia w domu czy zajmowania się dziećmi, ale można to zrobić inaczej. Ciężko się nie pochylić nad tym, dlaczego skrajnie prawicowe ugrupowanie stworzone dla oraz przez młodych mężczyzn, tak bardzo interesuje się prawami kobiet, takimi jak swobodny dostęp do aborcji. Wbrew pozorom jest to bardzo ze sobą związane, bo służy interesom docelowych wyborców partii. Ograniczenie możliwości do decydowania o swojej płodności to skuteczne narzędzie uzależnienia od siebie kobiety. W tej kwestii świetnym dowodem na prawdziwe intencje Konfederacji jest to, co można było obserwować przy okazji tematu prawa do przerywania ciąży. Jak bardzo żałosne nie były PiS-owskie propozycje pokojów do wypłakania się, nie można zaprzeczyć, że przynajmniej oficjalnie, partia deklaruje wsparcie dla kobiet w ciąży. Obiecuje zasiłki, wsparcie, hospicja. Inna rzecz, że to są czcze obietnice, ale faktem jest, że Konfederacja nie oferuje kobietom w zamian nic – chce tylko zakazu. Oferta dla kobiet brzmi „radź sobie sama”. To właśnie Konfederacja, której posłowie deklarują przywiązanie do tradycyjnych wartości, chce ograniczenia świadczeń socjalnych wspierających w dużej mierze kobiety w trudnej sytuacji. Ograniczenie wpływu oraz pomocy państwa do minimum ma umożliwić młodym mężczyznom gromadzenie kapitału i dla skrajnie prawicowej partii to właśnie on ma stanowić ubezpieczenie dla kobiety. Celem jest po prostu to, żeby jakość życia młodych Polek była uzależniona od ich matrymonialnych wyborów. Przy czym oznacza to ogromne ryzyko przemocy ekonomicznej. Nawet jeśli wizja opiekuńczego mężczyzny może komuś się wydawać romantyczna, to jest oczywiste, że stwarza wiele bardzo poważnych zagrożeń dla pozostających pod taką opieką. Można sobie z łatwością wyobrazić, że ciężarnej kobiecie trudno odejść od przemocowego partnera, grożącego pozostawieniem jej bez pomocy, której nigdzie indziej po prostu nie uzyska. Ostatnio popularność w sieci zdobywa żona blisko związanego z Januszem Korwinem-Mikke Karola Wilkosza, Wiktoria Wilkosz. W swoich filmikach pokazała między innymi, jak wygląda dzień z życia konserwatywnej kobiety, z którego można wywnioskować, że całkowicie zrezygnowała z kariery zawodowej i jest na utrzymaniu męża. Para jest bardzo popularna w środowisku sympatyków Konfederacji i stała się jednym z modelów ich wizji szczęśliwego życia. Chociaż absolutnie niewykluczone, że będą ze sobą szczęśliwi nawet do końca życia, to nietrudno sobie wyobrazić, że w podobnym układzie mogą wystąpić problemy. Co więcej, takie sytuacje się zdarzają, p.. mąż nagle zaczyna stosować przemoc, albo zdradza, a czasami w grę wchodzi po prostu zwykła niezgodność charakterów. Kobieta w takiej sytuacji, decydując się na odejście, ryzykuje znalezieniem się w kryzysie bezdomności oraz ubóstwa. Co zrobiłaby Wiktoria Wilkosz w sytuacji, gdyby jej małżeństwo miało się rozpaść? Ile małżeństw, z początku szczęśliwych, zamieniło się w tragedie np. przez alkoholizm? Wielu wyborców Konfederacji zapewne powiedziałoby, że to wina kobiety, bo znalazła sobie niewłaściwego partnera, w końcu widziała, co brała. Żeby przyjąć taki sposób myślenia naprawdę trzeba ignorować ogromną część rzeczywistości. Trzeba w końcu powiedzieć jasno, że Konfederacja to partia dążąca do ograniczenia praw kobiet (zresztą zgodnie z poglądami Korwin-Mikkego), żerująca na obawach młodych mężczyzn przed nową rzeczywistością i zmianą dotychczasowych reguł funkcjonowania społeczeństwa. Także proponująca im, jak zawsze kuszącą, dominację.
Jednak nie oznacza to, że należy młodych mężczyzn demonizować. Po prostu pewna partia wykorzystująca ich obawy, stara się – niczym w telezakupach – wcisnąć im złoty środek, mający magicznie rozwiązać wszystkie ich problemy. Wybór padł na wartości konserwatywne, ponieważ to jest coś, co jest im bliskie, a przede wszystkim stykali się z tym od dziecka obserwując swoich ojców. Na pewno są tacy, którzy świadomie pragną takiego porządku społecznego, ale dla dużej części tych mężczyzn, ideologia Konfederacji wydaje się być jakąś drogą do radzenia sobie z problemami, które niesie zmieniająca się rzeczywistość. Biorąc pod uwagę kult stereotypowej, toksycznej męskości, piętnującej okazywanie uczuć, trudno zmierzyć im się z własną wrażliwością, a zostawienie ich samych sobie prawdopodobnie tylko pchnie ich w stronę coraz większej radykalizacji. Ten problem sam nie zniknie i nie można go ignorować. Rozwiązaniem jest edukacja oraz organizowanie życia społecznego tak, aby uwzględnić pokoleniową przepaść powodującą tak dużą frustrację. Zrozumienie kryzysu współczesnego polskiego mężczyzny jest kluczem otwierającym drzwi do rzeczywistości w jakiej się znalazł, a przede wszystkim do dialogu umożliwiającego zasypanie tych różnic. Stąd też, z perspektywy społecznej to strategiczne zadanie, ponieważ takie pęknięcie i wynikająca z niego polaryzacja będzie miała ogromne znaczenie dla przyszłości Polski. Fakt, że nawet konserwatywne kobiety są niechętne Konfederacji, świadczy o tym, że większość z nich jest świadoma tego, co kryje się za eufemistycznie sformułowanymi postulatami skrajnie prawicowej partii, a to pozwala prognozować, że bez odpowiedniej reakcji, przepaść między młodymi Polakami będzie się jeszcze bardziej pogłębiać.
Fundacja Liberte! zaprasza na Igrzyska Wolności w Łodzi, 14 – 16.10.2022. Partnerem strategicznym wydarzenia jest Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń. Więcej informacji już wkrótce na: www.igrzyskawolnosci.pl
