Wybory do Parlamentu Europejskiego wcale nie zakończyły się nokautem. Nokaut odczuli przede wszystkim ci, co zwiedzeni sondażami i wysokim poziomem mobilizacji własnej grupy znajomych, zbyt mocno uwierzyli w zwycięstwo KE albo bardzo dobry wynik Wiosny. Z odczuciami trudno dyskutować, powyborcza dynamika polityczna na pewno jest dla opozycji niekorzystna, ale nie widzę powodu do załamywania rąk.
PiS zdobył w wyborach 6,19 mln głosów, a opozycja demokratyczna (Koalicja Europejska i Wiosna) 6,07 miliona. W mandatach jest 27 do 25. Jeśli zaś chodzi o realną władzę w Parlamencie Europejskim (nie zapominajmy przez chwilę, że to były jednak wybory do tej instytucji) to posłowie KE i Wiosny będą tam współrządzić, a PiS będzie opozycją. Prawdopodobnie też bardzo słabą, przy fatalnym wyniku brytyjskich konserwatystów, z którymi dotychczas tworzyli jedną frakcję parlamentarną. Nie przesadzałbym więc z tym nokautem, choć oczywiście jest to porażka wyborcza.
Realnie więc nic wielkiego się nie stało, nie doszło do jakiejś gwałtownej zmiany obrazy naszej sceny politycznej. Nadal mamy dwie wielkie pule wyborców, różniące się od siebie statystycznie istotnie wykształceniem, miejscem zamieszkania, wyznawanymi wartościami itd. Dodatkowo mamy wciąż, całkiem sporą, pulę wyborców antysystemowych, w tym o poglądach bardzo skrajnych. Szczególnie zwraca uwagę popularność skrajnej prawicy wśród młodych mężczyzn.
Na jesieni te armie podejmą kolejne wyborcze starcie. Od polityków zależy teraz w jakiej konfiguracji partyjnej do tego starcia dojdzie. Z uwagi na ordynację wyborczą ma to kluczowe znaczenie, bo tak jak 4 lata temu wiele głosów można łatwo stracić przez nieostrożne ruchy. Co się zmieniło to na pewno dynamika polityczna. Opozycja ogłosiła porażkę, zaczyna rozliczenia, wyborcy lamentują, zamiast się mobilizować… Wiatr wieje w żagle Kaczyńskiego, ale realnie nic jeszcze nie jest przesądzone. Mówił o tym w wystąpieniu powyborczym sam Jarosław Kaczyński.
Opozycja oczywiście musi rozważyć wszystkie opcje, w tym personalne, ale generalnie zachęcałbym do uspokojenia nastrojów, bo emocje zanadto rozpalają głowy. Pomysły takie jak samotny start PSL, jest teoretycznie dobry, ale obciążony dużym ryzykiem uzyskania wyniku poniżej progu i straty głosów. Dołączenie do koalicji Wiosny, może z kolei nie przynieść wiele, a dodać kilka punktów Partii Razem, która zostanie na scenie jako „jedyną prawdziwą Lewicą”. Trudne te rozważania warto oprzeć na rzetelnych badaniach społecznych – opozycja ma naprawdę wielu ekspertów, którzy są w stanie je przeprowadzić.
Co bym na pewno doradzał, to dyskusję programową i skupienie się na ważnych dla ludzi tematach, które PiS całkowicie zawalił w czasie swoich rządów. Poprawa dostępu do leczenia, lepsze szkoły publiczne (w tym problem wynagrodzeń dla nauczycieli), szybsze załatwianie spraw w sądach, lepsza infrastruktura w gminach… Po wakacjach z własnymi pomysłami należy pójść do ludzi i pokazywać realną alternatywę, własną opowieść o Polsce. Również do tych mieszkających na wsiach. Również do wyborców rywali. Może nawet głównie do nich, bo Ci z dużych miast naprawdę są zmobilizowani. Na Wilanowie i Ursynowie frekwencja sięgnęła 70%! Tam już się wiele głosów nie wyciśnie. Trzeba ich szukać gdzie indziej. Najlepiej u rywala.
