Z dnia na dzień Leszek Jażdżewski stał się nową gwiazdą dla TVP i innych rządowych mediów. Wystarczyło w kilku zdaniach przedstawić dość oczywistą diagnozę polskiej debaty publicznej, aby wywołani do tablicy podnieśli wrzask i przystąpili do próby linczu w jakże znanym, powtarzalnym i niepodrabialnym stylu.
Metafora świni uwielbiającej zapasy w błocie odnosiła się nie do Kościoła, o którym mowa była kilka zdań wcześniej (Jażdżewski w kontekście sytuacji Kościoła w gruncie rzeczy streścił film Smarzowskiego – sprawą hierarchów Kościoła jest, co zechcą uczynić z faktem, że są w taki sposób coraz powszechniej postrzegani), tylko do tych w Polsce, którzy po prostu lubią zapasy w błocie. Którzy od ponad dekady specjalizują się w degradowaniu polskiej debaty o sprawach publicznych do mordobicia na coraz bardziej wysublimowane, coraz mnie zawoalowane, a w postępujący sposób agresywne obelgi. Tak, tutaj po uderzeniu w stół odezwały się właściwe nożyce – prawicowe media i posłanka Pawłowicz.
Ale w gruncie rzeczy wystąpienie Jażdżewskiego, choć ostre w formie, było w treści zgodne z zainicjowanym przez niego w styczniu listem otwartym o rezygnację z agresji w debacie publicznej i wzajemne odpuszczenie win. Redaktor „Liberte!” nie nawołuje bowiem, aby zapasy w błocie kontynuować ze zdwojoną siłą i świnię udusić, ale aby zmienić zasady gry, aby z zapasami w błocie skończyć. Dość podporządkowania polskich spraw wspólnych logice wojny totalnej, po której tylko spalona ziemia. Taki był wydźwięk tych słów. Teoretycznie obie strony mogłyby na tym fundamencie zakończyć zapasy i w satysfakcjonujący dla siebie sposób uznawszy, że świniami byli ci drudzy, przejść do bardziej cywilizowanego etapu w dziejach uprawiania przez Polaków polityki.
To się jednak nie uda. Świnia bowiem „lubi to”. Dawno już nie jest tak, że „czołowe pióra” prawicowej publicystyki podtrzymują styl zapasów w błocie dlatego, że widzą w tym moralnie uzasadnioną reakcję na niegodziwości liderów PO, czy szerzej „obozu lewicowo-liberalnego”. Styl taplania się w błocie trwa, bo owe pióra wiedzą, że tylko w takim formacie ich produkt znajdzie nabywców. Od kilkunastu lat wiodą dostatnie życie, bo zarabiają na tym, że sączą jad w umysły milionów Polek i Polaków. Mieliby nagle z własnej i nieprzymuszonej woli przestać zarabiać? Poza tym, wówczas musieliby odświeżyć swoją wiedzę o tym, jak uprawia się prawdziwe, rzetelne dziennikarstwo i błyskotliwą publicystykę. Całe ich młodsze pokolenie, narybek ostatnich 10 lat, musiałby się tego uczyć po raz pierwszy w zawodowym życiu! Nagle uczciwie ważyć argumenty niczym jakiś Stefan Sękowski, zamiast odciąć kuponik o tysięcznego artykułu o tym, że Tusk to zdrajca, Schetyna idiota, Michnik kat, Owsiak złodziej, a Sikorski ch*j? No, błagam!
Taki kopernikański przełom w polskiej debacie publicznej postawiłby z 90% prawicowych piór przed przykrą koniecznością wykonania orki na swoim osobistym ugorze. Finansowo nieopłacalną, unaoczniającą im samym ich kiepską kondycję intelektualną, a także pozbawiającą po prostu ulubionej rozrywki. Świnia bowiem lubi to, co doskonale widać i tym razem. Udał się spin, zlewający wypowiedź Jażdżewskiego w jeden wątek. Wygodnie jest wciskać kit, że metafora świni dotyczyła biskupów, albo nawet całej wspólnoty Kościoła. W ten sposób świnia nie tylko – co standardowe – szczuje na swojego krytyka całą masę postronnych odbiorców, ale także usiłuje stworzyć wrażenie, że to nie o niej była mowa. Bo niebezpieczeństwo tego, że znaczna część polskiego społeczeństwa mogłaby przy tej okazji uznać, że – ejże! – prawicowa publicystyka rzeczywiście od niepamiętnych czasów nie wnosi do dyskusji nic poza tępym hejtem i rytualnie powtarzanym rozrzutem gnojówki, jest nader realna i groźna dla egzystencjalnych interesów kilkunastu tytułów prasowych i wielkiej, rządowej telewizji. Tę rundę zapasów w błocie świnia musi rozegrać sposobem. Nie zaszkodzi do sadzawki wciągnąć biskupów i pchnąć ich do boju w roli forpoczty.
(Foto: By Korona b – Praca własna, CC BY-SA 4.0, https://commons.wikimedia.org/w/index.php?curid=14643002)