Zamieszanie wokół Bartłomieja Misiewicza i jego zatrudnienia w Polskiej Grupie Zbrojeniowej po raz kolejny ujawniło pęknięcie na najwyższych szczeblach partii rządzącej. Jarosław Kaczyński ewidentnie zdecydował się na podjęcie radykalnych kroków i ukrócenie samowoli Antoniego Macierewicza. Minister Obrony Narodowej, który dotychczas wolał pozostawać w cieniu, a swoją niezależność manifestował poprzez kolejne ekscesy Misiewicza, będzie musiał bronić swojej pozycji w rządzie.
Spory o Misiewicza to najdłuższa telenowela rządów PiS. Kaczyński już wielokrotnie publicznie i zakulisowo wypowiadał się na temat przybocznego Macierewicza. Najczęściej apelował do młodego człowieka o rozwagę i odpowiedzialność, ale z czasem zaostrzył retorykę. W niedawnym wywiadzie udzielonym Onetowi stwierdził, że Misiewicz powinien zostać schowany, aby dłużej nie szkodzić wizerunkowi rządu. Wczoraj, pod wpływem doniesień o wysokości pensji Misiewicza w PGZ, miarka się przebrała. Kaczyński usunął byłego pracownika MON z partii i powołał trzyosobową komisję do zbadania wszystkich jego występków. Wydaje się, że prezes PiS dostał od losu wygodny pretekst do pozbycia się niewygodnego młodzieńca, ale, co najważniejsze, do wskazania jego mocodawcy miejsca w szeregu.
Misiewicz w rozgrywkach między dużymi graczami jest tylko pionkiem. Dotychczas Macierewicz, żonglując swoim przybocznym i raz po raz wyciągając go z kapelusza, dawał do zrozumienia Kaczyńskiemu, że ten jest zbyt słaby, aby Misiewicza utrącić. Była to ze strony Macierewicza jawna manifestacja niezależności, która prezesowi PiS zapewne spędzała sen z powiek od dłuższego czasu.
Dlaczego więc Macierewicz trwa na stanowisku pomimo działań, które nie są w smak Kaczyńskiemu? Prezesowi nie podobają się przecież ani osłabianie armii, ani nadzwyczaj mocna pozycja i polityczne zaplecze ministra. A jednak nie może go ot tak zdymisjonować. Tajemnica Macierewicza może wynikać jedynie w części z umocowania partyjnego. Owszem, stał się przywódcą „sektora smoleńskiego”, cieszy się również błogosławieństwem Rydzyka i poparciem wielu posłów PiS. To jednak nie tłumaczy jego nietykalności. Czyżby Kaczyński, który swoich współpracowników dobiera specjalnie tak, aby nie mogli wybić się na niepodległość, padł ofiarą własnej taktyki i sam w jakimś stopniu jest uzależniony od Macierewicza? Jeżeli tak, to w czym tkwi przewaga ministra?
Kaczyńskiemu, który, wydawać by się mogło, jest niekwestionowanym liderem partii, nie podoba się, że na Macierewicza wpływ ma bardzo ograniczony. Prezes PiS wyczuł, że przenosząc konflikt na grunt publiczny, ma większe szanse, aby osłabić głównego konkurenta w partii. Niedawna dyplomacja epistolarna między Pałacem Prezydenckim, a MON doskonale wpisuje się w tę strategię – w końcu Andrzej Duda ma rzeczywistą okazję, aby potwierdzić swoją przydatność Kaczyńskiemu.
W przypadku porażki Macierewicza w tym prestiżowym starciu – co mimo wszystko jest rozwiązaniem najbardziej prawdopodobnym – możemy spodziewać się odwetowej ofensywny ze strony MON. Może ona przybrać postać podwyżek płac dla zaufanych Macierewicza, przyspieszenia formowania jednostek Obrony Terytorialnej, czy coraz dalej postępującego zhołdowanie armii ministrowi. Drogi Macierewicza i Kaczyńskiego jeszcze bardziej się rozjadą i następna konfrontacja może kosztować PiS dużo więcej niż tylko kilka punktów procentowych w sondażach.