W zakończonej polsko-węgierską faktyczną kapitulacją awanturze o wbudowanie w nowe ramy budżetowe Unii Europejskiej zasady „pieniądze za praworządność”, politycy polskiego obozu władzy przez wszystkie przypadki odmieniali słowo „suwerenność”. Propagandowe znaczenie tego zabiegu było nader oczywiste: Polska parokrotnie traciła w swojej historii suwerenność, była ona jej odbierana przez obce siły państw ościennych, a w dodatku mieliśmy w naszej historii epizody suwerenności pozorowanej, z których najświeższym była naturalnie Polska Rzeczpospolita Ludowa. W efekcie tych doświadczeń, wzmaganych w tożsamości każdego pokolenia za sprawą ukochania dziejów narodowej martyrologii przez autorów programów szkolnych (gdzie walka z caratem o przetrwanie tkanki polskości nadal jawi się jako problem bardziej palący od zagrożenia klimatycznego, cyberbezpieczeństwa i modernizacji technologicznej naszego kraju), nie dziwi, że gdy Polka/Polak słyszy hasło „zagrożenie suwerenności”, to strzygnięcie uszami jest u niej/niego odruchem po prostu bezwarunkowym.
Politycy to wiedzą, więc ciągle straszą nowym ciemnym i podłym wiekiem pod butem kolejnej okupacji. Ponieważ Bundeswehra bezczelnie nie wyraża zainteresowania wkraczaniem na terytorium RP, zaś posądzanie US Army o zamiary okupacyjne brzmi zdecydowanie unisono z mową niedawnych komunistów, pozostaje straszyć utratą suwerenności poprzez kulturową i ideową „kolonizację”. Potomkowie huzarów i żołnierzy niezłomnych, aby uzyskać propagandowy efekt, zmuszeni są pozorować trzęsienie portkami przed gejami i lesbijkami oraz liberalnymi klerkami z brukselskich biur Komisji Europejskiej. To właśnie oni mają być szpicą obcej agresji na niepodległość państwa polskiego.
Jednak problem kryje się – jak to często bywa – w nazewnictwie, a najczytelniej demaskuje go Zbigniew Ziobro we własnej osobie. Gdy na konferencji prasowej po ustępstwie rządu wobec UE i akceptacji nowych zasad budżetowych tłumaczył, dlaczego pomimo „zdrady” nie zrezygnuje wraz ze swoimi ludźmi z posad państwowych i zarabianych na nich pieniędzy, ujawnił mimochodem, że „suwerenność” ma jednak dwa znaczenia. Otóż pan minister określił możliwą teraz utratę „suwerenności” jako „odebranie Polakom prawa, by wskazani przez nich politycy mogli rządzić według swoich programów”.
Tutaj dochodzimy jednak do sedna. Z jednej strony mamy – owszem – „suwerenność” narodowo-państwową, którą tak boleśnie traciliśmy w przeszłości i która polega na tym, że rządzą nami obce stolice, nawet jeśli formalnie zachowujemy ułudę posiadania państwa. Lecz z drugiej strony jest przecież „suwerenność” wewnętrzna, która określa zakres władzy (własnej, narodowej, „polskiej nieskazitelnie”) nad obywatelem. Ziobrze wymsknęło się, że w efekcie zmian w logice wydawania środków unijnych pojawiło się zagrożenie dla tej drugiej suwerenności. Nie jest to więc zagrożenie dla suwerenności Polaka wobec np. Niemca lub Holendra. To zagrożenie dla suwerenności Ziobry wobec Polaka-szaraka.
Otóż Ziobro mówi nam, że skoro on i jego koledzy w wyborach demokratycznych zdobyli sejmową większości i na dokładkę prezydenturę, to ich suwerenność w „rządzeniu według własnego programu” powinna być nieograniczona. Czyli gdyby Ziobro zechciał sobie wpisać w program, że w 2021 r. powiesi Beniuszysa na najbliższej jabłoni, to zabronienie mu tego jest atakiem na jego suwerenność, a jeśli powstrzyma go np. trybunał unijny, to będzie to atak na polską suwerenność przez obce siły.
Chwyt retoryczny z szubienicą jest celowym przejaskrawieniem. Oczywiście na razie nie sposób Ziobrze zarzucać ochoty na sięganie po tak drastyczne środki (i niech tak na zawsze zostanie!). Chodzi jednak o generalną zasadę zgodnie, z którą „suwerenność” władzy jest z natury ograniczona. To, że partia X wpisze sobie do programu swoją listę życzeń, a potem uzyska większość w demokratycznych wyborach, to nie oznacza wcale, że niemożność realizacji części programu stanowi skandal. „Suwerenność” władzy musi być ograniczona, bo jak nas Acton i historia nauczyły, „władza korumpuje, a władza absolutna korumpuje absolutnie”. A zatem im szersza jest „suwerenność” ministra Ziobry i jego kolegów, tym bardziej jesteśmy zagrożeni tym, że w poczuciu wszechwładzy i totalnej bezkarności zechce on nagiąć, złamać, zignorować obowiązujące prawo i zrobić komuś krzywdę. Albo konkretnej osobie, której nie lubi, albo partyjnemu koledze, z którym konkuruje o wpływy w spółkach skarbu państwa (serdeczne pozdrowienia dla pana premiera Morawieckiego właśnie w tym miejscu!), albo opozycyjnemu dziennikarzowi wiadomo za co, albo w końcu jakiejś grupie ludzi, których pozbawi biznesów lub środków do życia. Otóż „suwerenność” pana ministra Ziobry i pana prezesa Kaczyńskiego muszą być ograniczone, aby krzywda taka innym ludziom nie mogła się stać. To ograniczenie „suwerenności” to nie jest coś złego. Przeciwnie – to coś bardzo dobrego!
Problem w tym, że od ponad 5 lat Ziobro i koledzy świetnie i skutecznie realizują plan likwidacji barier dla ich osobistej „suwerenności”. Czy prokuratura może dzisiaj ścigać Ziobrę, gdyby złamał prawo? Wiadomo, że nie – bach, „suwerenność” poszerzona. Czy może go aresztować policja lub inne służby? Tylko gdyby pokłócił się z ważnymi kolegami, ale nie z powodu jakiegoś tam złamania prawa – bach, „suwerenność” poszerzona. Czy jego ewentualne, potencjalne machlojki ujawni telewizja publiczna lub orlenowskie gazety? Patrz poprzednia odpowiedź – bach, „suwerenność” poszerzona. Czy spotka go przykrość przed sądem (w przypadku ewentualnego pozwu cywilnego), jeśli w „losowaniu” do jego sprawy zostanie wyznaczony sędzia, którego kariera „rozkwitła” po 2015 r.? Też sprawa jest jasna (choć tutaj na razie może jeszcze pewność nie jest 100-procentowa) – bach, „suwerenność” poszerzona.
W takim układzie rzeczywiście ostatnimi czynnikami, które mogą Ziobrze ograniczyć jego „suwerenność” wobec zwykłego polskiego obywatela, są niepolskie czynniki pośród instytucji Unii Europejskiej. I dlatego, choć stale idzie mu o jego własną „suwerenność”, to krzyczy, że zagrożona jest suwerenność narodowa.
Ale jednego bądźcie pewni, drodzy, zwykli współobywatele! Wasza suwerenność nie zmaleje wskutek działań Unii. Wam na pewno nie będzie wolno mniej. Mniej będzie wolno tylko Ziobrze i kolegom. Być może nawet się nie dowiecie, przed jakimi zmartwieniami Was to uchroniło.
Zdjęcie: Ministerstwo Sprawiedliwości