Każdy jest produktem swoich dziadków, pradziadków, choćby nigdy nie widział ich na oczy. Według Jeana-Jacques’a Rousseau kultura jest środowiskiem, w którym ludzie są zatopieni, i każdy między nimi stosunek określony jest przez kulturę danej zbiorowości. Według niego oznacza to, że jednostka i jej postawy są wytworem kulturalnej, zorganizowanej zbiorowości.
Mimo że kultury się nie wartościuje, to większość naukowców określa demokrację jako najwyższy poziom rozwoju kultury politycznej w danym kraju. Demokracja nie zawsze jednak idzie w parze z wolnym rynkiem, a wolny rynek – z demokracją. Singapur – od lat będący najbardziej konkurencyjną gospodarką według rankingów Międzynarodowego Forum Gospodarczego i Banku Światowego – niech służy za podstawowy dowód na to, że są takie wyjątki.
Gdzie demokracja, tam i biznes
Generalnie biznes bardziej opłaca się prowadzić w kraju, który realizuje wartości demokratyczne. Jak pokazuje zależność między miejscem danego kraju w rankingu „Doing Business” Banku Światowego i „Democracy Index Economist Intelligence Unit”, im lepsza demokracja, tym wyższe miejsce danego kraju w rankingu konkurencyjności ekonomicznej. Somalia, choć realizuje cel państwa minimum, nie jest rajem dla przedsiębiorców.
Pierwszy ranking powstaje przez przepytanie reprezentatywnej grupy przedsiębiorców prowadzących biznes w stolicach prawie wszystkich krajów świata. Drugi kształtują oceny demokracji w danym kraju wystawione przez niezależnych ekspertów, m.in. z organizacji międzynarodowych i think tanków, w kategoriach wolności prasy, uczciwości wyborów, wpływu obcych mocarstw na politykę i zdolności urzędników do wprowadzenia regulacji w życie.
Zależność między miejscem danego kraju w rankingu „Doing Business 2013” i „Democracy Index 2012”[1]
Zależność między demokracją a tym, jak łatwo prowadzi się biznes, jest bardzo silna. Dyktatura przekłada się często po prostu na większe koszty wynikające z konieczności płacenia łapówek i brak zaufania do instytucji publicznych regulujących rynek. Korea Północna jest ostatnia na liście systemów politycznych jako tyrania, a w rankingu „Doing Business” nawet się nie znalazła. Nie istnieje w niej prywatna własność – jeden z fundamentów wolnego rynku.
Nie jest też tak, że państwa socjalne, choćby Norwegia, nie są konkurencyjne. Ten kraj jest wzorową demokracją zajmującą zaszczytne pierwsze miejsce, ale jednocześnie jest siódmy, jeśli chodzi o łatwość prowadzenia firmy. Podobnie jest ze Szwecją, która pomimo rozbuchanego welfare state i uczestniczącej demokracji ma konkurencyjną gospodarkę.
Jak uważają autorzy książki „Why Nations Fail…” – Daron Acemoglu i James Robinson – najważniejszymi czynnikami stymulującymi rozwój gospodarczy bądź też go ograniczającymi są instytucje polityczne danego kraju[2]. Przez wieki tylko instytucje demokratyczne i oświecone, te, które respektują prawa jednostki i ich bronią, które zachęcają do przedsiębiorczości, w długim terminie tworzą podstawy do wzrostu gospodarczego i podnoszą jakość życia swoich obywateli. Francuski ekonomista z XIX w. Pierre Paul Leroy-Beaulieu mówił nawet o tym, że jednym z głównych pożytków kolonializmu jest przynoszenie europejskich instytucji do państw kolonialnych[3].
Polska w rankingu „Doing Business” zajmuje 48. miejsce, a w jakości systemu politycznego – 44. Jesteśmy średniakiem takim jak Węgry czy Słowacja, ale daleko nam do Niemiec zajmujących 19. miejsce w zestawieniu Banku Światowego i 14. w opracowaniu Economist Intelligence Unit. Porównywalna z Polską ludnościowo i gospodarczo Hiszpania zajmuje 46. miejsce w rankingu gospodarczym, ale 25. w politycznym. Gorzej radząca sobie w kryzysie gospodarka ma nadal bardziej demokratyczny system polityczny niż ten w Polsce. Na politykę i gospodarkę kluczowy wpływ ma tytułowa kultura.
Jaka jest polska kultura biznesowa
W latach 60. i 70. XX w. holenderski psycholog Geert Hofstede pracował w dziale zasobów ludzkich europejskiej centrali IBM. Jego zadaniem było jeździć po świecie, rozmawiać z pracownikami koncernu i zadawać im pytania dotyczące strategii rozwiązywania problemów, współpracy z innymi oraz nastawienia do zwierzchników. Kwestionariusze były długie i wielowątkowe i z czasem naukowiec zebrał ogromną bazę danych, na której podstawie dokonał analizy różnic między badanymi społecznościami. Dzisiaj wymiary według Hofstede zaliczają się do klasyków pojęciowych psychologii kultury. Badania Holendra są prowadzone od wielu lat i prawie każdy kraj świata i jego kultura zarządcza ma w nim swoje miejsce.
Jaki obraz Polaków wyłania się z badań Hofstede? Są przede wszystkim przywiązani do sztywnych reguł, działają krótkowzrocznie, a od innowacji wolą tradycję.
Dominującą cechą kulturową Polaków jest potrzeba istnienia pisanych i niepisanych zasad: regulaminów, przepisów i wzorców zachowań. Pod tym względem polska kultura jest zbliżona do innych krajów regionu, w tym Rosji. W krajach Europy Zachodniej kultura sprzyja raczej podejmowaniu działań niestandardowych i swobodnej współpracy, a sztywne zasady są wprowadzane jedynie wówczas, gdy jest to przydatne.
Polacy czują się naturalnie w warunkach wyraźnych hierarchii – zarówno w miejscu pracy, jak i w całym społeczeństwie. Chętniej akceptują nierówną dystrybucję władzy, wolą, gdy jest ona skupiona w jednym ośrodku. Pod tym względem polska kultura wyraźnie różni się od zachodniej, zwłaszcza anglosaskiej i skandynawskiej. Podobnym rozumieniem hierarchii cechują się natomiast Francuzi i Belgowie. Z kolei Słowacy, Rosjanie i Rumuni mają najbardziej zhierarchizowane kultury w Europie.
Polska kultura premiuje asertywność, współzawodnictwo i rozwiązywanie konfliktów poprzez konfrontację. Dla Polaków ważniejszy od komfortu życia jest sukces zawodowy – żyją po to, by pracować, a nie na odwrót. Pod tym względem Polakom bliżej do Niemców czy mieszkańców krajów anglosaskich.
W polskiej kulturze jednostka i jej bezpośrednie otoczenie (rodzina, znajomi, współpracownicy) jest ważniejsza od szerszej wspólnoty (klasa społeczna, kasta, grupa zawodowa). Polacy w pierwszej kolejności dbają o siebie i swoich bliskich. Pod tym względem polska kultura jest typowo „zachodnia”, kolektywizm występuje we wszystkich regionach świata poza Europą i Ameryką Północną.
Jeśli chodzi o kulturę powściągliwości, to na tle innych narodów Polacy nie są spontaniczni, częściej kontrolują swoje emocje. Wiąże się to z pesymizmem, cynizmem oraz mniejszą gotowością do „korzystania z życia”. Ekspresję Polaków często ograniczają normy zachowania, a czerpanie przyjemności bywa postrzegane jako coś niewłaściwego. Takie podejście jest charakterystyczne dla społeczeństw Europy Środkowo-Wschodniej. Po drugiej stronie spektrum znajdują się narody Ameryki Południowej, ale także Anglosasi i Skandynawowie.
Polska kultura jest bardziej normatywna niż pragmatyczna. Oznacza to, że Polacy są dociekliwi, dążą do ustalania „prawd absolutnych”, za wszelką cenę szukają wytłumaczeń, a niekoniecznie rozwiązań. Są bardziej zorientowani na przeszłość i przywiązani do tradycji. Odbywa się to kosztem myślenia długofalowego, od którego ważniejsze są doraźne korzyści. W efekcie np. rzadziej oszczędzają i inwestują. Odwrotne podejście mają mieszkańcy wszystkich sąsiednich krajów. Z drugiej strony normatywność cechuje także Norwegów, Kanadyjczyków czy Irlandczyków, ale narody te odróżnia od Polaków wiele innych cech.
Kultura Polaków jest bardzo specyficzna – najbliżej im do Portugalczyków i Greków, choć podobieństwa są tylko częściowe. Z sąsiadami więcej ich dzieli, niż łączy. Polakom brakuje elastyczności, od współpracy wolą współzawodnictwo, a normy zachowań tłumią innowacyjność. Pracownicy ceniący sztywne reguły i ciężką pracę mogą – paradoksalnie – obniżać produktywność, zwłaszcza w nowoczesnych gałęziach gospodarki. Skąd wzięła się ta mieszanka kulturowa, która nie jest przepisem na sukces?
Skąd się wzięła polska kultura?
Tym, co widać po dziś dzień, jest współwystępowanie różnic kulturowych między regionami Polski. Mowa o klasycznym podziale na Polskę A i B, który – co ciekawe – zaczął się kształtować już w XVII w.
Według Janusza Hryniewicza podstawowym pojęciem potrzebnym do zrozumienia różnic kulturowych i gospodarczych w Polsce, jest feudalny folwark. Z jednej strony menedżerowie traktujący swoich pracowników niczym własność – swojego chłopa, który ma wykonywać polecenia. Z drugiej strony sami pracownicy wchodzący w swoje role biernych i posłusznych, dostosowujących się do życzeń dziedzica w firmie czy życiu politycznym.
W zachodniej części Polski (w Wielkopolsce, na Pomorzu Zachodnim i na Śląsku) w XVI i XVII w. ukształtowały się odmienne zasady działania folwarku niż na innych terenach kraju. Jego wyróżnikiem była produkcja głównie na potrzeby rozwijających się miast. Wschód produkował w dużym uproszczeniu tylko zboże, i to starymi technologiami. Ścisła współpraca Wielkopolski z zachodnimi protestanckimi miastami sprawiła, że produktywność gospodarstwa tej samej wielkości w XIX w. była trzy razy większa niż na Mazowszu i dwa razy większa niż w Galicji.
Zachód Polski współpracował z miastami i nową demokratyzującą się kulturą miejską, w której chłop mógł odgrywać role społeczne, a nie był własnością. Reforma rolna z początku XIX w. w Prusach predestynowała teren zaboru do tego, by był bardziej efektywny i miał inną kulturę nawet teraz. Objawia się to między innymi tym, że w tych regionach czterech na pięciu mieszkańców opowiedziało się za wejściem do Unii Europejskiej. Ponadto, na zachodzie mniej osób uważa, że to państwo powinno wyrównywać dochody obywateli, i jest mniejsze poparcie dla idei silnego państwa.
Wschód kształtował się inaczej. Nigdy nie doszło tam tak naprawdę do całkowitej reformy rolnej. Dopiero od 2004 r., dzięki zwiększonemu finansowaniu, gospodarstwa rolne w tych regionach zaczęły się rozwijać, a zbędni pracownicy wyjeżdżać w inne regiony Polski i Europy. Niska produktywność, brak nowych technologii rolnych i brak swobód dla chłopów spowodował, że po dziś dzień mieszkańcy są bardziej konserwatywni. Głosują na PiS, a Unia Europejska cieszy się u nich mniejszym poparciem.
Co to oznacza? Stawiam hipotezę, że przez dywergencję przez ćwierć tysiąclecia Polska kultura rozwinęła się na podstawie odmiennych wzorców po jednej i po drugiej stronie Wisły. Z jednej strony cywilizacja protestancka, a z drugiej Bizancjum i prawosławie. Polski pracownik, biznesmen i polityk ma więc schizofrenię. Żyje w dwóch światach. W jednej ludzie się rzadziej rozwodzą, a w drugiej częściej posyłają dzieci do przedszkola. W jednej głosują na PO, a w drugie na PiS. Pytaniem zasadniczym jest więc to, czy kulturę można zmienić.
Negatywne aspekty polskiej kultury można ograniczyć
Dziedzictwo kulturowe odgrywa istotną rolę, stanowi dużą i wszechobecną siłę, która utrzymuje się długo po ustaniu przyczyn, które ją stworzyły. Ale nie jest nieodłączna dla tożsamości człowieka. Jeśli Polacy uczciwie podejdą do swojego pochodzenia i zechcą zmierzyć się z tymi aspektami swojego dziedzictwa, które nie przystają do nowoczesnej gospodarki, mogą się zmienić. Andrzej Leder w „Prześnionej rewolucji” zadaje zasadnicze pytanie, czy Polacy pochodzący od chłopów będą potrafili zaakceptować swoje pochodzenie i stać się świadomą dziedzictwa klasą średnią.
Co w tym może pomóc? Wykształcenie własnego stosunku do pracy na podstawie dobrych praktyk. Zachodnie korporacje zrobiły wiele dobrego, wnosząc do kraju inne modele zarządzania niż te wyniesione z Bizancjum i ZSRR, ale tak naprawdę odmiana gospodarcza musi dotyczyć wszystkich pracujących i jednocześnie wszystkich uczestniczących w życiu politycznym.
Gdy zrozumiemy, co to znaczy być dobrym przedsiębiorcą, gdy zrozumiemy, jak dalece kultura, historia i zewnętrzne otoczenie człowieka wpływają na jego karierę i na jego wybory, nie musimy załamywać rąk z rozpaczy, że nic się nie zmieni. Wiemy, jak osiągnąć sukces, patrząc na zachodni schemat. Jednakże sami musimy znaleźć własny model dostosowania, który będzie wydobywał z nas to, co najlepsze. Duża część naszych cech jest zachodnioeuropejska – popatrzmy, jak działają firmy w Portugalii, która jest nam kulturowo bliska. Kluczowe jest, żeby wiedzieć, jacy Polacy mają być. Oby jednak szukanie odpowiedzi na to pytanie nie trwało kolejne 250 lat…
[1] Ostatnie badania „Economist Intelligence Unit” pochodzą z roku 2012 r. i dlatego do porównania użyte są dane Banku Światowego z analogicznego okresu.
[2] Kwestia tego, jak działa państwo, jest szczególnie interesująca w kontekście stojącego przed Polakami wyboru między OFE a ZUS-em. To jest klasyczne pytanie o efektywność. Dane historyczne pokazują, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi. Sektor prywatny dokonuje lepszej alokacji w te inwestycje, które potrafią przynieść większą korzyść finansową. Państwo natomiast patrzy też na inne czynniki, np. społeczne, ale zdarza się, że jest uwarunkowane politycznie i krótkowzrocznie.
[3] W kontrowersyjny sposób proces modernizacji w Polsce opisywał w „Fantomowym ciele króla” Jan Sowa. Polska u progu XIX w. była „fantomowa” – była wyobrażeniem, ale oderwanym od rzeczywistości. Według niego pierwszy proces modernizacji Polski dokonał się poprzez rozbiory, czyli przez zewnętrznego kolonizatora narzucającego swoje ramy prawne i instytucjonalne. Podobnie drugim najistotniejszym okresem modernizacji były lata 1939–1945, kiedy nastąpiła przemiana (społeczna, gospodarcza i polityczna) polskiego społeczeństwa, warunkująca dalsze jego możliwości rozwojowe.