Lemingu, od dziś koniec z hejtem symetrystów, amatorów drugiej strony medalu, poszukiwaczy zaginionej proporcji między władzą a opozycją, linoskoczków tracących równowagę i lecących w przepaść. Nimi prędzej czy później zajmie się władza.
Koniec beki z zespołu do spraw social media Nowoczesnej i z problemów sercowych lidera tej partii, z przydomków Schetyny (na czele ze „Zniszczę cię, Ryszard”) i pastorskiej maniery nobliwego galicjoka Kosiniaka-Kamysza.
Koniec drwin z brodatych drwali, „neokomunistów” z Razem i ich prób łączenia się przez podział.
Ile można robić dobrze Kaczyńskiemu, naigrawając się z opozycji? Powiedzmy sobie jasno: na lepszą opozycję nie zasługujemy i lepszej nie dostaniemy.
Zresztą, o co mamy żywić pretensje do Schetyny, Petru, Zandberga czy Kosiniaka-Kamysza? To Wersal. PiS ma armię zdyscyplinowanych degeneratów, speców od obciachu i byłych PRL-owskich aparatczyków skuszonych szybką karierą i ciepłą posadką.
Kaczyński z Ziobrą jest bożyszczem dla całych zastępów niedoszłych dyrektorów, którzy w końcu mogą sprawdzić swe mityczne umiejętności na wyczyszczonych dla nich stanowiskach w spółkach i urzędach, w ambasadach i agencjach państwowych. Dotąd ich kariery blokowały rodzinno-towarzysko-warszawko-krakowskie kliki, sitwy, szare sieci etc. Teraz nastał ich czas. Władzy raz zdobytej nie będą chcieli oddać.
My, zgnili liberałowie, ci lewicowi i ci centrowi, mamy niby lepszy zaciąg, ale i tak dostajemy baty. Mamy kodziarskich inteligentów i weteranów-geszefciarzy, profesorów i doktorów, lattepochłaniaczy i pokolenie 30-, 40-latków potrafiące docenić zmiany, jakie zaszły między 1989 a 2017. Mamy weteranów KOR-u i „Solidarności”, uznanie na europejskich salonach za wyciskanie brukselki i pałac w Chobielinie na Twitterze. I co? I nic. No ale sami widzicie, że trudno na tej wyliczance coś ugrać. Wygląda jak komitet honorowy prezydenta Komorowskiego – zapowiadało się ładnie, a wyszło, jak wyszło.
Z PiS-em może wygrać tylko legion. Zdyscyplinowana i dobrze zorganizowana armia z jasną hierarchią. Siła zarządzana bez sentymentów i krzty wewnętrznej demokracji, doprawiona strachem, okiełznana twardą ręką. Nie ma demokracji w partiach w Niemczech i we Francji – jest przywództwo, czasem uzyskane szantażem. Dokładnie w ten sposób, jednocząc prawicę, mydląc oczy inteligentom z prawicy, Kaczyński uczynił pierwszy krok do zwycięstwa w 2015 roku.
Z PiS-em może wygrać tylko bezwzględny, brutalny anty-PiS, podporządkowany anty-Kaczyńskiemu. Przy czym ta brutalność nie powinna nas, demokratów, w ogóle przerażać, bo wszystko mieści się w dopuszczalnych ramach ostrego sporu i konfrontacji bez przelewu krwi.
Tak, wiem, to cios w splot społeczny idealistów. Ale nie da się inaczej w momencie, w którym gmach budowany z mozołem od 28 lat wali się w posadach. PiS nie jest zwykłą demokratyczną partią (do tego nie wystarczy się powołać na wolę ludu). Toteż metody walki z tym ugrupowaniem nie mogą przypominać konkursu piękności. Zresztą, gra się tak, jak przeciwnik pozwala.
Nie liczę na to, że liderzy partii opozycyjnych zrezygnują ze swojej ambicji i egocentryzmu. Niech ich to napędza dalej: skoro nie jest to nauka Jana Pawła II albo Franciszka ani nawet lektura „Sekretnego życia drzew”. Byleby szanowali reguły państwa prawa i wolności „od”. Ale niech decyduje stan posiadania. Ktoś musi zrobić krok w tył (Petru), ktoś musi okazać wspaniałomyślność (Schetyna). Ktoś musi zapomnieć o przetrwaniu za wszelką cenę (Kosiniak-Kamysz), a jeszcze ktoś – o estetyce (Zandberg). Bez tego rządy prawa zginą.
A jeśli przyjdzie faktyczny koniec państwa prawa? Cóż, być może Polacy zasługują tylko na „ludową demokrację”. Być może faktycznie nie mamy instynktu państwowego, skoro brat „pierwszego państwowca” pochowanego na Wawelu buduje, burząc, a pseudopaństwowcy z prawicy to kupują. Ale chociaż stwórzmy sobie jakiekolwiek szanse na wygranie ze starzejącym się prezesem, obercynikiem spełniającym się tylko w wyścigu po władzę, odwiecznej nadwiślańskiej kulturowej nekrofilii i głaskaniu kota.
Oczywiście możemy się łudzić, że „inna polityka jest możliwa”, że nie ma wrogów, tylko są przeciwnicy, że można być antyodwetowcem tak jak Tusk, który uciekł przed odwetem do Brukseli, a teraz szydzi z opozycji pozostałej w kraju. Oto Polski Pan, godny wytwór imaginarium prezesa.
Ja się nie łudzę. Chcę siły po stronie opozycji. Kogoś, kto powstrzyma Cezara. Nie obchodzi mnie, czy na Augusta wyrośnie potem Duda, czy Brutusem będzie Ziobro, Macierewicz czy Brudziński. Zresztą, los Brutusa jest przesądzony.
Tomasz Mincer – sekretarz redakcji „Liberté!”, tekst zawiera poglądy osobiste autora i nie może być traktowany jako stanowisko redakcji
Tekst opublikowany na Wyborcza.pl
