W ostatnich dniach część środowiska akademickiego elektryzuje sprawa wykładu kryminolożki Magdaleny Grzyb. Miał on odbyć się z inicjatywy Sekcji Psychologii Sądowej Koła Naukowego Studentów Psychologii UJ w ramach kampanii „16 dni przeciw przemocy ze względu na płeć” organizowanej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Wykład został jednak odwołany (31 listopada), co Sekcja umotywowała w oświadczeniu opublikowanym na Facebooku (obecnie zostało już ono usunięte), wskazując, że absolutnie nie zgadza się z opiniami wygłaszanymi przez prelegentkę i nie wyraża zgody na żadne przejawy transfobii w przestrzeni uniwersyteckiej. Kilka dni później (3 grudnia) wykład został jednak przywrócony decyzją władz UJ. Dzień przed planowanym wykładem, 6 grudnia, pod Collegium Novum – siedzibą władz UJ – odbyła się demonstracja przeciwko wykładowi, podczas której domagano się m.in. wszczęcia postępowania wobec prelegentki oraz nazwano rektora UJ „reakcyjnym bucem”. Na sprawę – a w szczególności demonstrację – zareagował sam rektor, Jacek Popiel, w gorzkim oświadczeniu. Ostatecznie wykład odbył się 7 grudnia. Niezależnie od szczegółowego, dynamicznego przebiegu wydarzeń i ostatecznego efektu – dopuszczenia wykładu – warto się przyjrzeć postawie Sekcji Psychologii Sądowej i rozważyć, czy była dostatecznie uzasadniona.
W trakcie studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim miałem okazję spotkać zarówno Magdalenę Grzyb, jak i Sekcję Psychologii Sądowej KNSP UJ, więc ktoś mógłby uznać, że to dlatego sprawa wykładu Grzyb odwołanego ze względu na poglądy stanowiące „przejawy transfobii” jest dla mnie ważna. Byłoby to jednak spore uproszczenie – z obiema zaangażowanymi stronami faktycznie miałem do czynienia, ale żadna z nich nie jest mi choćby w części tak bliska, jak bliskie są mi wartości nieskrępowania myśli naukowej i, mówiąc ogólnie, zdroworozsądkowego podejścia do współistnienia w debacie publicznej różnych poglądów.
Pamiętam ze wczesnego etapu studiów pewne wydarzenie. Przedstawiciel Koła Naukowego Filozofii Prawa TBSP UJ – o zdecydowanie lewicowej orientacji ideowej – wszedł kiedyś w spór z innym studentem, zadeklarowanym myśliwym, co do szkodliwości myślistwa i jego dopuszczalności. To, co było efektem tego sporu, to znakomite, bardzo ciekawe spotkanie Koła, w trakcie którego student-myśliwy – jako zaproszony prelegent – w kulturalny, poukładany i możliwie merytoryczny sposób bronił idei myślistwa, przedstawiał prawne unormowania jego dotyczące i argumentował za jego dopuszczalnością we współczesnym społeczeństwie. Czy przekonał kogoś spośród – licznego – grona słuchaczy, w większości zdecydowanie negatywnie nastawionego do myślistwa? Tego nie wiem. Czy poszerzył jego horyzonty i pokazał inną perspektywę spojrzenia na problem? Z pewnością. Czy wywołał żywą dyskusję nad tematem? Jak najbardziej. Spór dotyczący kwestii budzącej duże emocje, związanej z bardzo ważną dla wielu ekologią, nie doprowadził do zdyskredytowania rozmówcy, lecz do bardzo ciekawego i merytorycznego spotkania koła naukowego.
Dlaczego wspominam o tamtej sytuacji? Ponieważ, jak mi się wydaje, stanowi ona przykład jaskrawo odmiennego – w stosunku do sprawy odwołania wykładu Magdaleny Grzyb – podejścia do starcia poglądów i debaty naukowej. Wygląda na to, że gdyby kiedyś kierownictwo Koła Filozofii Prawa prezentowało założenia podobne do kierujących pracą Sekcji Psychologii Sądowej, spotkanie na temat myślistwa nie miałoby szans się odbyć. Przecież ktoś będący przeciwnikiem myślistwa mógłby „poczuć się niesamowicie niekomfortowo, słuchając wystąpienia” (parafraza słów Mai Heban) Studenta Myśliwego. A poza tym taki zarząd Koła „absolutnie nie zgadzałby się z opiniami, które Student Myśliwy wygłasza, a także nie wyrażałby zgody na żadne przejawy pochwalania myślistwa w przestrzeni uniwersyteckiej” (parafraza komunikatu Sekcji Psychologii Sądowej). I ta niezgoda, ten potencjalny dyskomfort stałyby się wystarczającym uzasadnieniem, aby do wykładu, dyskusji, wymiany poglądów nie dopuścić. W skrajnej, przerysowanej wersji takiego świata myśliwi mówią tylko do zwolenników myślistwa, a przeciwnicy myśliwych – tylko do przeciwników myślistwa. Czy tego chcemy?
Jednak sprawa wykładu Magdaleny Grzyb wskazuje na problem dalece głębszy, niż „tylko” niedopuszczanie w ramach debaty akademickiej do głoszenia poglądów, z którymi się nie zgadzamy. Przypomnijmy: wykład miał dotyczyć kryminologicznych aspektów zabójstw kobiet i mężczyzn. Temat ten nijak nie jest związany z kwestionowanym przez kierownictwo Sekcji Psychologii Sądowej poglądem niedoszłej prelegentki na temat osób transpłciowych. Jednocześnie jest to temat, któremu Magdalena Grzyb poświęciła sporo pracy naukowej, przeprowadzając badania z nim związane. Jak się jednak okazuje, nieprawomyślny pogląd w jednej kwestii powinien, zdaniem Sekcji Psychologii Sądowej, wykluczyć daną osobę z debaty na temat wszelkich kwestii, także tych z nieprawomyślnym poglądem niezwiązanych, a znajdujących się w bezpośrednim zakresie kompetencji jakiejś osoby. Czy tego chcemy?
Problem nie tkwi w tym, że pewne poglądy są nieakceptowane – bo w polskim prawie i społeczeństwie słusznie nie uchodzi na przykład propagowanie ustrojów totalitarnych. Problem tkwi w łatwości, z jaką niektóre poglądy są uznawane nie tylko za takie, które nie powinny padać (niedopuszczalne w sensie słabym), ale też za tak bardzo naganne, że powinny skutkować całkowitym wykluczeniem osoby z debaty, niezależnie jakich kwestii dotyczącej (niedopuszczalne w sensie mocnym). Najwyraźniej pogląd Magdaleny Grzyb dotyczący osób transpłciowych został przez niektóre środowiska uznany za niedopuszczalny w sensie mocnym. Ciągnąc konsekwentnie przyjęty przez Sekcję tok rozumowania, powinno się pewnie rozważyć uniemożliwienie tej kryminolożce wykładania kryminologii w ogóle, a może nawet zwolnienie jej z uczelni. Dlaczego? Bo sytuacja wykładania przez nią, czy może nawet samego zaproszenia jej na wykład, „mogła wywołać u wielu osób dyskomfort i zaburzyć ich poczucie bezpieczeństwa” (cytat z komunikatu Sekcji). Czyli: słuchanie wypowiedzi na temat X, formułowanych przez ekspertów od tematu X, którzy mają zdecydowanie inne od nas zdanie na ważny ideowo temat Y, samo w sobie może już wywoływać dyskomfort, a to oznacza, że na temat X nie powinni się oni wypowiadać (przy czym X nie jest równe Y). Czy tego chcemy?
Pociągnijmy jednak pytania dalej: czy jeśli miałoby się ekstremalnie krytyczny stosunek do Kościoła katolickiego, to powinno się bojkotować lub anulować wszystkie wykłady osób identyfikujących się z tym Kościołem, żeby nie czuć dyskomfortu na okropną myśl, że prelegent jest praktykującym katolikiem? Czy jeśli jest się ekstremalnie krytycznym względem partii rządzącej, to powinno się wykluczać z debaty (także na tematy pozapolityczne) osoby, które publicznie ją poparły? Innymi słowy, czy publiczne popieranie jakiejś partii, którą pewna grupa uważa za bardzo niedobrą, z zasady powinno być uznawane za niedopuszczalne w sensie mocnym? A może w sensie słabym? Jeśli jednak uznamy, że wykłady z – dajmy na to – historii Cesarstwa Rzymskiego może głosić także zwolennik opcji bardzo nam dalekich, uważanych przez nas wręcz za szkodliwe, to dlaczego opinia na temat sprawy Margot i statusu osób transpłciowych powinna być uznawana za niedopuszczalną w sensie mocnym (jak dzieje się w przypadku Magdaleny Grzyb)?
I w końcu: jak daleko kopać będziemy, przeszukując czyjś światopogląd? Tak się składa, że uwagi Magdaleny Grzyb stały się w Internecie dość popularne i szeroko komentowane, więc szybko znalazł się ktoś, kto uznał je za wystarczającą podstawę dla nieformalnego zakazu wygłoszenia wykładu. Gdyby były mniej popularne, pewnie sprawa by nie wypłynęła i audytorium nie zostałoby ocalone przed dyskomfortem spowodowanym słuchaniem kryminolożki, która kiedyś napisała coś, z czym słuchacze się głęboko nie zgadzają, chociaż w zasadzie nie wiedzą o tym, że się nie zgadzają, gdyż nigdy tego nie przeczytali. Ale chyba i tak wypadałoby ich ocalić, bo przecież kiedyś mogliby w odmętach Internetu natrafić na tekst słuchanej kiedyś prelegentki i poczuć dyskomfort, uświadomiwszy sobie, kogo kiedyś (mówiącego o zupełnie innym temacie) słuchali. W każdym razie: jak bardzo powinniśmy rewidować światopogląd innych? Na jakim poziomie szczegółowości to poszukiwanie nieprawomyślnych tez powinno się dokonywać? Jak szeroko rozciąga się zakres „zakazu” tworzonego przez niedopuszczalne w sensie mocnym poglądy: czy wybitny badacz określany mianem transfobicznego może jeszcze mieć odczyt na temat logiki formalnej albo fizyki jądrowej, czy to także będzie gorszące i niosące dyskomfort dla słuchaczy? Te pytania jeszcze niedawno wydawały się retoryczne. Sytuacja się jednak zmieniła, a celem przywołania tych pytań jest pokazanie, że praktyka Sekcji Psychologii Sądowej, będąca zresztą przykładem szerszego zjawiska, jest ślepą uliczką.
Archipelag Akademia: Wyspa. Wyspa. Wyspa. Wyspa. Wyspa. Na każdej z nich gromada osób o zdefiniowanym światopoglądzie, których bezpieczeństwu zagraża i przyprawia o dyskomfort, słuchanie tych, którzy kiedyś sformułowali odmienne zdanie na pewien wrażliwy temat. Czy tego chcemy?