Coraz więcej osób twierdzi, że liberalizm stracił siłę i moc oddziaływania na ludzi. Zatracił się bowiem w jałowych dyskusjach, a powinien nadawać ton i dawać rozwiązywania aktualnych wyzwań, przed jakimi dziś stoimy. Tym samym zawiódł zaufanie ludzi, którzy nie widzą w nim ani odwagi myślenia, ani konsekwencji działania. Jak zmienić ten stan rzeczy? Aby móc zaproponować jakieś rozwiązania, trzeba poznać przyczyny choroby. Wygrana liberalizmu po Zimnej Wojnie rozpoczęła nowy etap na świecie, który demokraci i sympatycy liberalizmu przespali, a nawet zatracili swoje ideały upojeni zwycięstwem. Uważali oni, że wygrali batalię o to, jak ma wyglądać świat, ale się przeliczyli. Koniec historii ogłoszony przez Francisa Fukuyamę okazał się fałszywą tezą, która nie pomogła liberalizmowi, a wręcz okazała się pierwszym z wielu ciosów zadanych przez przeciwników liberalnej demokracji.
W tym sensie należy za dobrą monetę wziąć postulaty, które w swoim eseju „Liberalizmu strachu” wynotował Amichai Magen. Postuluje on skonfrontowanie się twarzą w twarz z ciemnymi stronami tego, co liberałowie uważali za szczęście, czyli globalizację i wolny rynek. Dodatkowo liberalizm, próbując obronić swoje zdobycze z czasów wygranej demokracji po Zimnej Wojnie, stracił coś ważniejszego. Odpuścił wypracowywanie odpowiedzi na nowe problemy, które dotykają współczesne społeczeństwa. Są nimi chińskie ambicje na arenie międzynarodowej, regiony, gdzie zawiodły struktury państwa czy kwestie związane z zagrożeniami, jakie niesie rozwój sztucznej inteligencji. Dziś żyjemy w czasach, gdy administrowanie już nie wystarczy, gdyż minimalizm polityczny może być gwoździem do trumny i źródłem chaosu w świecie, w którym przychodzi nam żyć.
Liberalizm stracił moralną moc do zmieniania świata, gdyż zaangażował się w wojny na jego drugim końcu, aby podbudować swoje poczucie bezpieczeństwa – tyle że to właśnie w tym momencie cały świat ujrzał jego prawdziwą twarz. W swoim eseju pt. „Przyszłość liberalizmu” Timothy Garton Ash pokazuje, jak skomplikowany jest świat, gdzie trzeba współpracować z krajami, które łamią prawa człowieka, które dla nas – Zachodu – są fundamentami liberalizmu. To między innymi dlatego liberalizm stracił swój powab, gdyż pojawiają się dziś w świecie autorytaryzmy, które w oczach wielu lepiej się sprawdzają w obecnych czasach – niepewnych i przepełnionych ryzykiem. Niestety, jest to też widoczne w badaniach przeprowadzonych USA, gdzie większość młodych ludzi woli oddać część swojej wolności, żeby kraj był rządzony twardą ręką. To jest objaw tego, czym liberalizm się stał, czyli dyskusjami o ważnych sprawach, ale bez konkretów, a właśnie na nich zależy teraz ludziom.
Wielu naszych współobywateli nie interesuje się, w jakim ustroju żyje. Jest to wina polityków, którzy zbyt długo straszyli upadkiem demokracji dla swoich politycznych korzyści. Skutkiem tego było coraz częstsze wypalenie się różnego typu protestów, które broniły trójpodziału władz czy praw mniejszości. Ludzie nie wiedzieli, o co walczyli, bo nie widzieli zmian, o których była mowa, a gdy zaczęły one ich dotykać było już za późno. Przykładem tego jest zachowanie Donalda Trumpa, które bagatelizowano jako grę pod publikę, a to było jego prawdziwe oblicze i realny program polityczny. Styl działania Trumpa okazał się o tyle niebezpieczny, że znajduje naśladowców. W swojej książce Jan-Werner Müller przytacza badanie, które powinno być alarmistyczne dla każdego, kto ma w sercu miłość do demokracji. W tym badaniu aż 40% wyborców Trumpa na Florydzie wyraziło pogląd, że Clinton jest w dosłownym znaczeniu demonem. To jest kolejny dowód na to, że liberalizm nie umie zastopować coraz bardziej brutalnej walki politycznej, a jeszcze bardziej ją zaognia. Odbiera on wyborcom partii populistycznych wolność wyboru swoich reprezentantów, a ich posądza o głupotę.
Wszystkie te zarzuty wobec liberalizmu są trafne. Ludzie, którzy byli za liberalną demokracją teraz zostali pozbawieni wiary w jej siłę sprawczą. To był jeden z większych błędów wszystkich rządów. Ludzie czuli się ograbieni z szacunku, bo nie byli wystarczająco bogaci lub mieszkali w innych miejscach niż duże miasta. Potrzebujemy przywrócić szacunek do nich, jak i ich aspiracji. Bo to właśnie ci ludzie zostali opuszczeni przez państwo, gdy szukali i potrzebowali jego interwencji i pomocnej ręki. Słyszeli ze strony państwa mantrę, że brakuje na ich potrzeby i wykluczenia środków. A nawet, gdyby były, to inwestowanie w prowincję byłoby marnotrawstwem pieniędzy. Takie podejście to nie zbrodnia, to błąd, który dużo kosztuje dziś liberałów.
Liberałowie powinni znaleźć też sposób, jak na nowo określić patriotyzm, aby nikogo nie wykluczyć ze wspólnoty narodowej. To wtedy liberalizm straciłby swoje ideały, które go budowały. Trzeba również pochylić się nad lękami naszych obywateli. Żaden z nich nie powinien być pomijany, bo wtedy pokazujemy pogardę i brak zrozumienia potrzeb drugiego człowieka. To byłby błąd, który popełniono zbyt dużą ilość razy. To liberałowie muszą stworzyć historię opartą na ludziach a nie ideach. Idee są słuszne, ale zazwyczaj są w sferach marzeń. Ludzie za to rozwiązują prawdziwe problemy.
Te rzeczy powinny być jak najszybciej zrobione, żeby liberalizm mógł być coraz silniejszy, bo tylko on może uzdrowić demokrację i włączać coraz więcej osób w społeczeństwo obywatelskie i dialog społeczny.