Z największym zainteresowaniem zabrałem się do lektury artykułu prof. Andrzeja Szahaja pt. „Sarmacki popliberalizm” w serwisie „Liberte.pl” (1). Podobnie jak Profesor uważam, że polskiemu liberalizmowi nie brakuje wad. Z jego konserwatyzmem, oddaniem socjaldemokratom kwestii imigracji czy prawa do aborcji. Niestety szybko zaciekawienie ustąpiło pola frustracji. Profesor polskim liberałom zarzuca przede wszystkim… liberalizm. Jednocześnie narzeka, że nie są „liberałami” w znaczeniu amerykańskim, czyli socjaldemokratami.
Andrzej Szahaj w artykule stwierdza, że istnieje wyrafinowany liberalizm, budowany na myśli Johna Stuarta Milla, który niestety się w Polsce nie przyjął. Po 1989 roku przyjął się za to w Polsce liberalizm w popularnej sarmackiej wersji, utożsamiany z noblistami z ekonomii, Friedrichem Hayekiem i Miltonem Friedmanem. To liberalizm, który konkurencję ceni wyżej niż współpracę, a przedsiębiorców od pracowników.
Ten dominujący „popliberalizm” miał doprowadzić do licznych problemów społecznych, ostatecznie torując Prawu i Sprawiedliwości drogę do władzy. Tak? Moim zdaniem zupełnie nie.
Czy Mill był liberałem?
„Nowy liberalizm”, na który powołuje się prof. Szahaj, to nic innego jak angloamerykańska wersja kontynentalnej socjaldemokracji. W Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych słowo „socjaldemokracja” się nie przyjęło. Zamiast tego na przełomie XIX i XX wieku pojęcie „liberalizmu” zostało tam przejęte przez zwolenników poglądu, który w Europie kontynentalnej określilibyśmy jako socjaldemokratyczny.
Nurty, o których pisze prof. Szahaj, rzeczywiście wypływają z myśli Johna Stuarta Milla. Jednak autor „O wolności” jest mniej jednoznacznym liberałem niż mogłoby się wydawać. Z wiekiem dryfował coraz bardziej w kierunku socjalizmu, rewidując swoje wcześniejsze poglądy. Odrzucał fundamentalną dla liberałów harmonię interesów społecznych, formułował argumenty w obronie imperializmu, a osobistą autonomię doprowadził do absurdu, w którym uznawał pojedynczego jezuitę za niewolnika swojego zakonu (2).
Te części myśli Milla były inspiracją dla późniejszych wprost socjaldemokratycznych „liberałów” anglosaskich. Herbert Spencer, który był liberałem w rzeczywistym tego słowa znaczeniu, określał tych „nowych liberałów” jako nowych torysów (3) i ostrzegał przed nadchodzącą erą niewolnictwa (4), którą totalitarny wiek XX się rzeczywiście okazał. Nawiasem mówiąc, to „darwinizm społeczny”, który przywołuje Profesor i który często przypisywany jest Herbertowi Spencerowi, jest wyzwiskiem wymyślonym przez socjaldemokratów w latach 40. XX w. i nijak się ma do doktryny liberalnej (5).
O ile stanie w rozkroku pomiędzy liberalizmem i socjalizmem Milla ktoś rzeczywiście mógłby uznać za formę liberalizmu, o tyle trudno popełnić taki błąd w stosunku do Johna Deweya i Johna Rawlsa.
John Dewey postanowił odebrać liberałom nie tylko „liberalizm”, ale i indywidualizm. Ewidentną inspiracją programu gospodarczego jego „nowego indywidualizmu” były Włochy Mussoliniego z mirażem przemysłowców i robotników wspólnie planujących gospodarkę (6) (niezwykle indywidualistycznie).
Z kolei John Rawls, aby uzasadnić państwo opiekuńcze, postulował spoglądanie na społeczeństwo zza tzw. zasłony niewiedzy. Autor „Teorii sprawiedliwości” proponuje nam, żebyśmy zastanowili się, jak zorganizowanego społeczeństwa chcielibyśmy, gdybyśmy nie wiedzieli, jaką pozycję będziemy w nim zajmować ze względu na swoje zdolności, odziedziczony majątek czy płeć. Z perspektywy socjaldemokraty wydaje się, że każdy wybierze wtedy państwo opiekuńcze. Niestety z tak sformułowanego eksperymentu myślowego każdy może wywieść to, co lubi. Jako liberał wierzę, że „niewidzialna ręka rynku” tworzy lepsze środowisko niż państwo opiekuńcze nawet dla najbiedniejszych z nas, więc dla mnie wynikiem byłby akurat leseferystyczny liberalizm.
Niemniej moim celem nie jest deprecjonowanie obu wpływowych myślicieli, ale zwrócenie uwagi na ich czysto socjaldemokratyczną orientację.
Dobrowolna współpraca
Zdaniem prof. Szahaja liberałowie popierają bezlitosną konkurencję kosztem współpracy, co jest pewnym nieporozumieniem. Być może liberałowie o takie nieporozumienia sami się proszą, podkreślając w swojej retoryce nieskrępowany indywidualizm. Jednak zarzut atomistycznego indywidualizmu jest bardziej uprawniony wobec Milla, który przez całe życie pozostawał wyalienowany z relacji społecznych i ich nie rozumiał, skupiając się tylko na swojej osobistej autonomii od jakiegokolwiek wpływu. Najpierw izolował go ojciec, otaczając prywatnymi nauczycielami łaciny czy greki, a potem Mill izolował się już sam ze swoją żoną.
Henry Reeve, dziennikarz liberalnego „Edinburgh Review”, tłumacz „O demokracji w Ameryce” Tocqueville’a i bliski przyjaciel Zygmunta Krasińskiego, który znał rodzinę Milla przez ponad 50 lat, stwierdził, że „Mill nigdy w ogóle nie żył w tym, co nazwalibyśmy społeczeństwem (…) W późniejszych latach prowadził życie jakby proroka, otoczonego przez podziwiających wyznawców (…) [L]udzkość była dla niego raczej abstrakcją niż rzeczywistością. (…) Nie do przecenienia byłoby dla jego filozofii, gdyby zszedł na ziemię żyć pomiędzy mężczyznami i kobietami takimi, jakimi są; ale to była lekcja, której nigdy nie odrobił, książka, której nigdy nie otworzył” (7).
Dzisiaj również wielu socjaldemokratów widzi społeczeństwo jako źródło przemocy, którą państwo musi korygować, czego najlepszym przykładem są tzw. „mikroagresje”. W rzeczywistości ani w Polsce po 1989 roku, ani w XIX-wieku nie mieliśmy ery indywidualizmu, w którym każdy dba tylko o siebie. Ludzie są fundamentalnie społecznymi zwierzętami i współpracują ze sobą. Liberałowie postulują, że na tej dobrowolnej współpracy opiera się ład społeczny, a nie na przymusowych instytucjach państwa.
Współpraca to esencja liberalizmu. Nieprzypadkowo idea pracy organicznej została w Polsce wzięta z myśli Herberta Spencera, którym zaczytywała się XIX-wieczna Warszawa. Ludwig von Mises początkowo chciał zatytułować swoje opus magnum, „Ludzkie działanie”, właśnie: „Społeczna współpraca”. Podział pracy i konkurencja przekształcają relacje społeczne z gry o sumie zerowej, w której grupy zbieracko-łowieckie walczą o ograniczone zasoby, w obopólnie korzystną współpracę. Cytując Misesa, „[t]o, że mój bliźni, podobnie jak ja, potrzebuje butów, nie utrudnia mi ich nabycia, lecz ułatwia” (8). Im więcej osób potrzebuje butów, tym łatwiej produkować je na skalę masową, obniżając koszty i sprzedając po przystępnych cenach.
Profesor w jednym akapicie wątpi, czy polscy liberałowie czytali Adama Smitha, a w innym neguje najbardziej znaną tezę ojca ekonomii. Mianowicie, że realizacja egoistycznych interesów jednostek może prowadzić do dobra wspólnego. „Niewidzialna ręka rynku” to właśnie pogląd, że ład społeczny powstaje samorzutnie – jako produkt działania niezależnych jednostek, a nie odgórnego planu. Co więcej, Smith stwierdza wyraźnie, że nigdy nie zdarzyło mu się widzieć, „aby wiele dobrego zdziałali ludzie, którzy udawali, iż handlują dla dobra społecznego” (9).
Czyich interesów bronią liberałowie?
Prof. Szahaj oskarża liberałów o ochronę interesów przedsiębiorców, co jest kolejnym nieporozumieniem. Liberałowie nie uznają dobrze pojętych interesów społecznych za sprzeczne, nie widzą społeczeństwa jako walki przedsiębiorców z pracownikami, ani żadnej innej walki. Celem liberałów jest zawsze dobro wspólne, realizowane przez abstrakcyjne zasady.
Przytoczona przez Profesora XIX-wieczna szkoła manchesterska wyrosła na sprzeciwie wobec wyzysku biednych przez kontrolujące państwo elity. Richard Cobden i John Bright zbudowali pierwszy współczesny oddolny ruch społeczny, „Ligę Przeciwko Cłom Zbożowym” (ang. Anti-Corn Law League), który doprowadził w Wielkiej Brytanii do zniesienia ceł chroniących interesy posiadaczy ziemskich i podnoszących ceny żywności dla konsumentów. Występowali również przeciwko brytyjskiemu imperializmowi, w którym widzieli formę państwa opiekuńczego dla arystokracji korzystającej ze stanowisk w administracji kolonialnej. Arystokracji, której podboje reszta społeczeństwa była zmuszona finansować. Ta walka okazała się jednak znacznie trudniejsza, a skutecznie zorganizowany przez Richarda Cobdena sprzeciw parlamentu wobec drugiej wojny opiumowej kosztował go karierę polityczną.
Socjaldemokraci dużo mówią o pomocy najbiedniejszym, ale jak zwykle dobrymi chęciami piekło jest wybrukowane. Wysoka płaca minimalna w Kolumbii odcina najsłabszych od rynku pracy, skazując ich na niepewne warunki pracy w szarej strefie (10). Regulacja chwilówek we Włoszech ogranicza najsłabszym dostęp do pożyczek, skazując ich na zaciąganie długów u mafii (11). Darmowe państwowe szkolnictwo w Kenii wypycha dzieci ze slumsów z rozliczalnych przed rodzicami prywatnych szkół dla biednych do placówek państwowych, których nauczyciele ignorują swoją pracę i nie przychodzą na lekcje (12). Silna redystrybucja dochodów w Danii ogranicza opłacalność edukacji, zniechęcając dzieci z biednych rodzin do wybierania studiów dających perspektywę wysokich zarobków (13). Zakaz eksmisji lokatorów w Polsce, uniemożliwiając rozwój komercyjnego rynku mieszkań na wynajem, skazuje najbiedniejszych z terenów wysokiego bezrobocia na emigrację do Irlandii, zamiast przeprowadzki do jednego z polskich miast o wysokich zarobkach (14).
Czy PiS to wina liberałów?
Prof. Szahaj w swoim artykule rysuje obraz Polski w ruinie, a przynajmniej ruiny Polski B i C, które po latach liberalnej polityki gospodarczej okazały się bezbronne wobec współczującego autorytaryzmu Prawa i Sprawiedliwości. Ruina jest jednak przesadzona, podobnie jak rzekomy dotychczasowy liberalizm, który po początkowym okresie reform znacznie osłabł. Ja w każdym razie już nie pamiętam polskiego polityka, który nazywałby się liberałem.
W rzeczywistości rozwój Polski w ostatnich 30 latach przekroczył oczekiwania. W 1989 roku nasz kraj był biedniejszy od Ukrainy. Od tamtego czasu zanotowaliśmy najszybszy wzrost gospodarczy w całej Unii Europejskiej. I nie była to poprawa tylko dla jakiegoś mitycznego 1 procenta. Tegoroczna publikacja Eurostatu monitorująca inkluzję społeczną pokazuje, że Polska w ostatnich latach miała trzeci największy wzrost medianowego dochodu (płace, dochody z innych źródeł i transfery społeczne) w UE-28 (15). I to było przed „Rodziną 500+”.
Wiele pozostało do zrobienia, różnica w poziomach życia z Europą Zachodnią ciągle zachęca młodych Polaków do emigracji i nie zniknie od razu. Możemy jednak przyspieszyć doganianie krajów rozwiniętych. Zamiast programu „Rodzina 500+”, który odcina młode kobiety od rynku pracy i uzależnia rodziny od państwowych transferów, obniżmy opodatkowanie najmniej zarabiających. Dajmy im szansę wejścia na legalny rynek pracy i wyciągnięcia się z biedy.
W tym samym celu potrzebujemy drastycznego ograniczenia licencjonowania zawodów na rzecz dobrowolnych certyfikatów.
Skończmy też z fikcją darmowych studiów, w ramach których biedniejsi płacą za naukę na prywatnych uczelniach i jeszcze dotują studia swoich kolegów z klasy średniej na uczelniach państwowych. Tymczasem nawet najlepsze „darmowe”, państwowe uczelnie pozostają nierozliczalne przez studentów i utrzymują swoją pozycję raczej zdolnymi studentami niż rzeczywistą jakością edukacji.
Wizytujący ostatnio Warszawę prezes Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju ze zdumieniem odnotował, że pomimo początkowej pozycji lidera Polski w transformacji ustrojowej, państwowe przedsiębiorstwa są ciągle utrzymywane w aż 39 z 43 sektorach gospodarki (16). Zamiast utrzymywać 12 z 20 największych spółek warszawskiej giełdy w rękach polityków, prywatyzujmy je, pozwalając, by konkurencja obniżyła ceny i podniosła jakość dla konsumentów. Niedawny raport WiseEuropa pokazuje, że przeciętna polska rodzina płaci o 144 zł rocznie więcej za prąd przez państwowe wsparcie górnictwa, a w podatkach i kosztach zdrowotnych jeszcze wielokrotnie więcej. Zamiast dotować schyłkowy sektor, bo to wygodne politycznie, prywatyzujmy go i zobaczmy, jak sobie poradzi na rynku.
Fenomenalny wzrost gospodarczy ostatnich 30 lat rozbudził oczekiwania, ale Platforma Obywatelska zamiast dalszych prowzrostowych reform, dała Polakom politykę „ciepłej wody w kranie” i okradła ich z oszczędności emerytalnych w OFE. Zagłosowali więc na jedyną partię opozycyjną, która zresztą w kampanii udawała umiarkowaną. Zarzut, że liberalizm doprowadził do rządów PiS, widzę raczej jako kolejną inkarnację serialu, w którym socjaldemokraci wzorują się na marksistach, czekających od publikacji „Manifestu komunistycznego” w 1848 roku na ostateczny kryzys kapitalizmu i bunt mas. Nie wydaje mi się to jednak trafnym opisem wyborów z 2015 roku.
Rafał Trzeciakowski – ekonomista Forum Obywatelskiego Rozwoju, członek Towarzystwa Ekonomistów Polskich, doktorant w Szkole Głównej Handlowej w Warszawie
(1) Szahaj, A. (2017) „Sarmacki popliberalizm”, <liberte.pl>, 04.10.2017.
(2) Mill, J.S. (1859), „On Liberty and The Subjection of Women”, 1879, 04.10.2017.
(3) Spencer, H. (1884), „The Man versus the State, with Six Essays on Government, Society and Freedom”, Liberty Fund edition, 04.10.2017.
(4) Spencer, H. (1884), „The Man versus the State, with Six Essays on Government, Society and Freedom, Liberty Fund edition”, 04.10.2017.
(5) Leonard, T.C. (2009), „Origins of the myth of social Darwinism: The ambiguous legacy of Richard Hofstadter’s Social Darwinism in American Thought”, „Journal of Economic Behavior & Organization”, 71(1): 37-51, 04.10.2017.
(6) Dewey, J. (1930), „Individualism Old and New”, edycja Prometheus Books 1999, 04.10.2017.
(7) Raeder, L.C. (2001), „Mill’s Religion of Humanity: Consequences and Implications”, „Humanitas”, 14(2): 4-34, 04.10.2017.
(8) Mises, Ludwig von (1949), „Ludzkie działanie”, edycja Instytut Misesa 2007, online dostępna edycja Liberty Fund, 04.10.2017.
(9) Smith, A. (1776), „Badania nad naturą i przyczynami bogactwa narodów”, edycja De Agostini 2003, online dostępna edycja Liberty Fund, 04.10.2017.
(10) Peña, X. (2013), „The formal and informal sectors in Colombia. Country case study on labour market segmentation”, „Employment Working Paper”, 146, International Labour Organization, 04.10.2017.
(11) Marinaro, Isabella Clough (2017), „Loan-sharking in a time of crisis: lessons from Rome’s illegal credit market”, „Trends in Organized Crime”, 20(1-2): 196-215, 04.10.2017.
(12) Tooley, J. (2013), „The Beautiful Tree: A Personal Journey Into How the World’s Poorest People are Educating Themselves”, 04.10.2017.
(13) Landersø, R., Heckman, J.J. (2016), „The Scandinavian Fantasy: The Sources of Intergenerational Mobility in Denmark and the US”, „The Scandinavian Journal of Economics”, 119(1): 178–230, 04.10.2017.
(14) Trzeciakowski, R. (2017), „Umowa najmu instytucjonalnego ułatwi Polakom wynajem mieszkań”, Analiza 11/2017, 04.10.2017.
(15) Eurostat (2017), „Monitoring social inclusion in Europe”, 04.10.2017.
(16) Koper, A., Barteczko, A. (2017), „EBRD urges Poland to revive privatizations”, Reuters 12.09.2017, 04.10.2017.
(17) Bukowski, M., Śniegocki, A. (2017), „Ukryty rachunek za węgiel 2017”, WiseEuropa, 04.10.2017.
Lead od redakcji. Tekst stanowi odpowiedź na esej prof. Andrzeja Szahaja w ramach ankiety Jaki liberalizm? rozpisanej z okazji 9. urodzin Liberté!.
Fot. Kancelaria Premiera (2013), Konferencja o reformie OFE, od lewej: Jacek Rostowski, Donald Tusk, CC BY-NC-ND 2.0.
