Wprowadzenie
Ludwig von Mises – jeden z głównych myślicieli zaliczanych do tzw. austriackiej szkoły ekonomicznej, libertarianin i zwolennik leseferyzmu w gospodarce – żył na tyle długo (1881-1973) i miał możliwość obserwowania tak wielu zjawisk gospodarczych, że nie można bagatelizować jego spostrzeżeń i pozostawiać mimochodem jego wniosków. Również fakt, że wiedeńska szkoła ekonomiczna zaliczana jest raczej do szkół heterodoksyjnych i niemainstreamowych, w pewnym sensie także doktrynerskich, nie powinien wykluczać von Misesa z dyskusji nad problemami współczesnego świata, w szczególności kiedy naszą refleksję ogniskujemy na tzw. polityce społecznej. W nazbyt uproszczonym, niesprawiedliwym i zarazem niezwykle wykrzywionym postrzeganiu libertarianizmu i jego koryfeuszy nie byłoby w ogóle mowy o czymś takim jak liberalna polityka społeczna. Jeśli jednak uważnie i z życzliwością czytać wielkie traktaty Ludwiga von Misesa, Friedricha von Hayeka i innych zwolenników liberalizmu w jego wersji zekonomizowanej, wtedy na pewno znajdzie się mnóstwo wskazań dotyczących liberalnej polityki społecznej.
Prezentowany poniżej tekst to fragment z wprowadzenia von Misesa do jego książki Liberalizm w tradycji klasycznej (wydanej pierwszy raz w 1927 roku), w której przyjmuje autor rolę historyka myśli liberalnej i prezentuje czytelnikowi podstawowe założenia liberalizmu w wersji klasycznej. Wskazuje jednocześnie na zmiany, jakie w perspektywie minionego wieku (od początku wieku XIX do okresu dwudziestolecia międzywojennego) zaszły również w ramach doktryny liberalnej. Znajdujemy więc szereg przykładów „liberalizmów” będących swoistymi socjalistyczno-liberalnymi hybrydami, znajdujemy także główne hasła krytyków liberalizmu zarówno ze strony socjalistyczno-komunistycznej lewicy, jak i nacjonalistyczno-etatystycznej prawicy. Von Mises obstaje jednak przy liberalizmie w jego wersji klasycznej – i choć zdaje sobie sprawę z środowiskowo-lokalnych, gospodarczych i historycznych uwarunkowań konkretnych wersji liberalizmu, to jednak wzywa do poszanowania podstawowych zasad, które legły u jego źródeł w XIX wieku.
Jedną z owych fundamentalnych zasad jest właśnie – zakorzeniona w refleksji wokół polityki społecznej – troska o dobrobyt jak najszerszych kręgów społecznych. Von Mises przypomina, że to liberałowie zaproponowali program polityczny, którego zasadniczym celem był wzrost gospodarczy, a w konsekwencji podniesienie poziomu życia obywateli – program polityczny, który miał być „drogowskazem w sprawach polityki społecznej”. Programu tego jednak – jak pisze von Mises – „nigdzie nie wprowadzono do końca”. Aby móc jeszcze wyraźniej zwizualizować sobie niekwestionowalne osiągnięcia liberałów klasycznych w zakresie polityki społecznej, von Mises wzywa do porównania poziomu życia przeciętnego robotnika pod koniec XIX wieku z poziomem życia człowieka pochodzącego z najniższych warstw społecznych dwieście bądź trzysta lat temu. Liberalizm przyczynił się – jego zdaniem – do zniesienia barier, które kiedyś skutecznie uniemożliwiały człowiekowi dążenie do podniesienia swojego poziomu życia i blokowały mu możliwość spożytkowania i konstruktywnego wykorzystania swoich „sił produkcyjnych”.
To, co odróżnia przedstawicieli liberalizmu, od wyznawców innych doktryn politycznych, to przede wszystkim właśnie nastawienie na dążenie do zapewnienia dobrobytu, czyli notabene skupienie na sprawach materialnych. Liberalizm rezygnuje bowiem z podejmowania prób mających zapewnić ludziom szczęście – tutaj liberałowie pozostają całkowicie neutralni i gwarantują człowiekowi prawo do samodzielnego i w pełni wolnego (dopóki to rzecz jasna nie zagraża swobodom, życiu i bezpieczeństwu innych ludzi) wyboru drogi do własnego szczęścia. Na tym – zdaniem niektórych krytyków – polega słabość liberalizmu: nie buduje on tożsamości jednostki, nie stawia jej zewnętrznych celów, nie pomaga w kreowaniu pomysłu na życie, nie przedstawia transcendentnych odniesień. I dlatego – zdaniem Ludwiga von Misesa – liberalizm jest właściwie ufundowany na polityce społecznej, polityka społeczna stała się budulcem, na którym postawiono doktrynę liberalną i zapominanie o tym jest głównym błędem w postrzeganiu liberalizmu przez jego krytyków-ignorantów.
Liberalna polityka społeczna ma być jednak, jak twierdzi autor Liberalizmu w tradycji klasycznej, oparta na liberalnej rozumności, na racjonalizmie. Etatystyczny i socjalistyczny mistycyzm nakazuje zapomnieć o rozumie, kiedy rozważa się problemy polityki społecznej. Niecierpliwość społeczeństwa, które chciałoby bogacić się jeszcze szybciej, posiadać jeszcze więcej, wydawać jeszcze szybciej, sprawia, że rządzący – także ci, którzy dotychczas przyznawali się do liberalnych korzeni – ulegając presji opinii publicznej, podejmują decyzje nieracjonalne, ale za to satysfakcjonujące masy społeczne. Nie „odczucia i impulsy”, ale rozum powinien lec u podstaw liberalnej polityki społecznej. Taki fundament proponuje Ludwig von Mises i wydaje się, że również inne jego wskazówki, jakie znaleźć można w poniżej zaprezentowanym fragmencie, powinny stać się wyznacznikami w projektowaniu polityki społecznej w jej szerokim spektrum. Zapewne niewielu spodziewało się takiego postawienia sprawy przez leseferystę i zwolennika – jak mówią niektórzy – „krwiożerczego kapitalizmu”.
Sławomir Drelich
Ludwig von Mises
LIBERALIZM A POLITYKA SPOŁECZNA
1. LIBERALIZM. Filozofowie, socjologowie i ekonomiści osiemnastego i początku dziewiętnastego wieku sformułowali program polityczny, który służył za drogowskaz w sprawach polityki społecznej najpierw w Anglii i Stanach Zjednoczonych, później w Europie kontynentalnej, a ostatecznie również i w innych częściach zamieszkanego świata. Nigdzie jednak nie wprowadzono tego programu do końca. Nawet w Anglii, którą nazywa się ojczyzną liberalizmu i uznaje za modelowy kraj liberalny, zwolennikom polityki liberalnej nie udało się wprowadzić w życie wszystkich swoich postulatów. W pozostałych krajach przyjęto tylko niektóre części tego programu, podczas gdy inne, nie mniej ważne, odrzucono na samym początku bądź zrezygnowano z nich po krótkim czasie. Tylko z pewną przesadą można powiedzieć, że świat przeżywał kiedyś erę liberalną. Liberalizmowi nigdy nie pozwolono wydać w pełni owoców.
Niemniej jednak, nawet tak krótkie i ograniczone panowanie idei liberalnych wystarczyło, by zmienić oblicze ziemi. Nastąpił wspaniały rozwój gospodarczy. Uwolnienie ludzkich sił produkcyjnych doprowadziło do wielokrotnego pomnożenia środków do życia. W przeddzień I wojny światowej (która sama była rezultatem długiej i zawziętej walki z duchem liberalizmu, a która zapoczątkowała okres jeszcze zawziętszych ataków na zasady liberalne), świat był gęściej zaludniony niż kiedykolwiek wcześniej, a każdemu jego mieszkańcowi wiodło się nieporównywalnie lepiej niż było to możliwe w minionych wiekach. Wytworzony przez liberalizm dobrobyt znacząco zmniejszył śmiertelność niemowląt, która była niemiłosierną plagą wcześniejszych okresów oraz, w wyniku polepszenia się warunków życiowych, wydłużył średni czas życia.
Pomyślność ta nie była udziałem tylko wybranej klasy osób uprzywilejowanych. W przededniu I wojny światowej robotnikowi z przemysłowych państw Europy, Stanów Zjednoczonych czy zamorskich posiadłości angielskich żyło się lepiej i dostatniej niż szlachcicowi w nie tak znów odległych czasach. Mógł on nie tylko jeść i pić wedle upodobania; mógł dać lepsze wykształcenie swoim dzieciom; mógł, jeśli tylko miał ochotę, brać udział w intelektualnym i kulturalnym życiu swego narodu; a także, jeśli tylko posiadał dość talentu i energii, mógł bez trudu podnieść swój status społeczny. To właśnie w krajach, które zaszły najdalej w realizacji programu liberalnego, szczyt piramidy społecznej składał się zasadniczo nie z tych, którzy od samego urodzenia cieszyli się uprzywilejowaną pozycją z racji bogactwa bądź wysokiego stanowiska swych rodziców, ale z tych, którzy w sprzyjających okolicznościach wydźwignęli się z biedy o własnych siłach. Bariery, które w dawnych czasach oddzielały panów i poddanych, upadły. Teraz byli tylko obywatele z równymi prawami. Nikt nie był upośledzony bądź prześladowany z racji swej narodowości, swych poglądów, swej wiary. Ustały wewnętrzne prześladowania polityczne i religijne, rzadsze stały się wojny między narodami. Optymiści świętowali już nastanie ery wiecznego pokoju.
Ale historia potoczyła się inaczej. W dziewiętnastym wieku pojawili się silni i gwałtowni przeciwnicy liberalizmu, którym udało się zniszczyć znaczną część tego, co osiągnęli liberałowie. Dzisiejszy świat nie chce więcej słyszeć o liberalizmie. Poza Anglią termin „liberalizm” jest jawnie zakazany. W Anglii co prawda wciąż istnieją „liberałowie”, ale większość z nich jest takimi tylko z nazwy. W gruncie rzeczy są raczej umiarkowanymi socjalistami. Polityczna władza spoczywa dziś wszędzie w rękach partii antyliberalnych. Program antyliberalizmu wyzwolił siły odpowiedzialne za wybuch I wojny światowej i, za sprawą kontyngentów importowych i eksportowych, ceł, barier migracyjnych i podobnych kroków, doprowadził narody świata do stanu wzajemnej izolacji. W obrębie każdego państwa prowadziło to do socjalistycznych eksperymentów, których wynikiem jest spadek wydajności pracy, a tym samym wzrost niedostatku i ubóstwa. Ktokolwiek świadomie nie zamyka swych oczu na fakty, musi wszędzie zauważać oznaki nadchodzącej katastrofy światowej gospodarki. Antyliberalizm zmierza ku ogólnemu upadkowi cywilizacji.
Jeśli ktoś chce wiedzieć, czym jest liberalizm i jakie ma cele, nie może po prostu sięgnąć po informacje historyczne i przestudiować, za czym opowiadali się i co osiągnęli politycy liberalni. Bo nigdzie nie udało się liberalizmowi przeprowadzić swego programu zgodnie z zamierzeniami.
Również programy i działania partii, które dzisiaj mienią się liberalnymi, nie oświecą nas co do natury prawdziwego liberalizmu. Wspomnieliśmy już, że nawet w Anglii to, co rozumie się dziś jako liberalizm, o wiele bardziej przypomina toryzm czy socjalizm aniżeli stary program wolnorynkowy. Jeśli znajdują się liberałowie, którzy nie uważają za sprzeczne ze swoim liberalizmem popierać nacjonalizację kolei, kopalń i innych przedsiębiorstw, a nawet popierać cła ochronne, to łatwo można zauważyć, że z liberalizmu nie zostało dziś nic oprócz nazwy.
Do zrozumienia liberalizmu nie wystarczy dziś już także studiowanie pism jego wielkich założycieli. Liberalizm nie jest zamkniętą doktryną czy ustalonym dogmatem. Wręcz przeciwnie: jest zastosowaniem wskazań nauki do społecznego życia człowieka. I tak jak ekonomia, socjologia i filozofia nie stały w miejscu od czasów Dawida Hume’a, Adama Smitha, Dawida Ricardo, Jeremiego Benthama i Wilhelma Humboldta, tak doktryna liberalizmu jest dziś inna niż w ich czasach, mimo że jej podstawowe zasady nie uległy zmianie. Przez wiele lat nikt nie podejmował się zwięzłego przedstawienia zasadniczego znaczenia tej doktryny. Niech to służy za usprawiedliwienie obecnej próby dostarczenia takiej właśnie pracy.
2. DOBROBYT MATERIALNY. Liberalizm jest doktryną skierowaną wyłącznie na zachowanie się ludzi w tym świecie. W ostatecznym rozrachunku nie ma on na uwadze nic innego, jak tylko polepszenie ich zewnętrznego, materialnego dobrobytu; nie zajmuje się on bezpośrednio ich wewnętrznymi, duchowymi i metafizycznymi potrzebami. Nie obiecuje ludziom szczęścia i zadowolenia, a tylko najpełniejsze z możliwych zrealizowanie tych pragnień, które mogą być zaspokojone rzeczami zewnętrznego świata.
Liberalizmowi często zarzuca się to czysto zewnętrzne i materialistyczne podejście do tego, co ziemskie i przemijające. Życie człowieka, mówi się, nie polega tylko na jedzeniu i piciu. Są wyższe i ważniejsze potrzeby niż pożywienie i picie, schronienie i ubranie. Nawet największe ziemskie bogactwa nie mogą dać człowiekowi szczęścia; pozostawiają one jego wewnętrzną istotę, jego duszę, niezaspokojoną i pustą. Najpoważniejszym błędem liberalizmu jest to, że nie ma nic do zaoferowania głębszym i szlachetniejszym aspiracjom człowieka.
Ale krytycy, którzy mówią w ten sposób, pokazują tylko, jak bardzo niedoskonałą i materialistyczną mają koncepcję tych wyższych i szlachetniejszych potrzeb. Polityka społeczna ze środkami, jakie ma do dyspozycji, może uczynić ludzi bogatymi bądź biednymi, ale nigdy nie uda jej się ich uszczęśliwić, ani zadośćuczynić ich najgłębszym tęsknotom. Tu wszystkie zewnętrzne środki zawodzą. Wszystko, co może sprawić polityka społeczna, to usunąć zewnętrzne przyczyny bólu i cierpienia; może ona forsować system, który nakarmi głodnych, odzieje nagich i da schronienie bezdomnym. Szczęście i zadowolenie nie zależą jednak od jedzenia, ubrania i domu, ale przede wszystkim od tego, co człowiek żywi w swoim własnym wnętrzu. To nie z pogardy dla dóbr duchowych liberalizm zajmuje się wyłącznie materialnym dobrobytem człowieka, ale z przekonania, że żadne zewnętrzne regulacje nie mają dostępu do tego, co w człowieku najwznioślejsze i najgłębsze. Liberalizm próbuje wytworzyć tylko zewnętrzny dobrobyt, ponieważ wie, że te wewnętrzne, duchowe bogactwa nie mogą przyjść do człowieka z zewnątrz, ale wyłącznie z głębi jego serca. Nie ma na celu stworzenia niczego innego, jak tylko zewnętrznych warunków do rozwoju życia wewnętrznego. A nie może być wątpliwości, że ciesząca się względnym dobrobytem jednostka w dwudziestym wieku może łatwiej zaspokoić swoje duchowe potrzeby niż, powiedzmy, osobnik z wieku dziesiątego, którego wciąż dręczył niepokój, czy uda mu się uciułać tyle, by wystarczyło na przeżycie, jak również strach przed niebezpieczeństwami, które groziły mu ze strony nieprzyjaciół.
Wprawdzie tym, którzy – jak zwolennicy wielu azjatyckich i średniowiecznych chrześcijańskich sekt – akceptują doktrynę całkowitego ascetyzmu i przyjmują za ideał ludzkiego życia ubóstwo i wolność od potrzeb właściwe ptakom leśnym i rybom morskim, nie możemy nic odpowiedzieć, gdy zarzucają liberalizmowi jego materialistyczną postawę. Możemy ich tylko poprosić, by pozwolili nam pójść bez przeszkód naszą drogą, tak jak my nie powstrzymujemy ich od dotarcia do nieba na własny sposób. Niech zamkną się w swoich celach, z dala od ludzi i świata, w pokoju.
Przeważająca większość współczesnych nie potrafi zrozumieć ideału ascetycznego. Ale jeśli już ktoś odrzuca zasadę ascetycznego trybu życia, to nie może mieć za złe liberalizmowi dążności do zewnętrznego dobrobytu.
3. RACJONALIZM. Liberalizmowi zarzuca się również to, że jest racjonalistyczny. Chce wszystkim kierować rozumowo i tym samym nie dostrzega, że w sprawach ludzkich spory zakres swobody jest – i rzeczywiście być musi – zarezerwowany dla uczuć i ogólnie pierwiastka irracjonalnego, tj. tego, co nierozumowe.
Otóż liberalizm w żadnym wypadku nie jest nieświadom faktu, że ludzie czasem działają irracjonalnie. Gdyby ludzie zawsze działali rozsądnie, zbytecznym byłoby napominać ich, by kierowali się rozumem. Liberalizm nie twierdzi, że ludzie zawsze postępują inteligentnie, lecz raczej, że powinni – w swoim dobrze rozumianym interesie – zawsze postępować inteligentnie. I istotą liberalizmu jest właśnie to, że chce on, by w sferze polityki społecznej obdarzono rozum akceptacją, jaką bez dyskusji darzony jest we wszystkich innych obszarach ludzkiej działalności.
Jeśli komuś lekarz poleciłby rozsądny, tzn. higieniczny styl życia, a ten ktoś odpowiedziałby: „Wiem, że pańska rada jest rozsądna, moje odczucia jednakże nie pozwalają mi się do niej zastosować. Chcę robić to, co szkodzi mi na zdrowiu, mimo że może to być nierozumne”, to mało kto uznałby jego postępowanie za godne polecenia. Obojętne co w życiu podejmujemy się zrobić, by osiągnąć cel, który przed sobą postawiliśmy, usiłujemy robić to rozsądnie. Osoba, która chce przejść przez tory kolejowe, nie wybierze momentu, w którym akurat przez przejście przejeżdża pociąg. Osoba, która chce przyszyć guzik, będzie uważała, by nie ukłuć się w palec. W każdej dziedzinie swej praktycznej działalności człowiek rozwinął technikę lub technologię, która wskazuje, jak trzeba postępować, jeśli nie chce się zachowywać nierozsądnie. Ogólnie uważa się, że jest pożądane, by człowiek nauczył się technik, z których może zrobić użytek w życiu, a osoba, która wchodzi w dziedzinę, której technik nie posiadła, wykpiwana jest jako partacz.
Tylko w sferze polityki społecznej myśli się, że powinno być inaczej. Tutaj decydować powinien nie rozum, ale odczucia i impulsy. Pytanie: „Jak trzeba wszystko zaplanować, by dostarczyć dobrego oświetlenia podczas godzin ciemności?” na ogół rozważa się wyłącznie przy użyciu argumentów rozumowych. Ale gdy tylko w dyskusji dochodzi się do momentu, kiedy trzeba zadecydować, czy zakład energetyczny powinien być zarządzany przez jednostki prywatne czy przez zarząd miasta, wtedy przestaje się uważać rozum za użyteczny. Tutaj uczucie, światopogląd – słowem to, co irracjonalne – powinno decydować o wyniku. Na próżno pytamy: dlaczego?
Organizacja społeczeństwa ludzkiego zgodnie z modelem najwłaściwszym dla osiągania pożądanych celów to kwestia prozaiczna i rzeczowa, nie inaczej jak, powiedzmy, budowa kolei czy produkcja ubrań i mebli. Sprawy państwowe i rządowe są, to prawda, ważniejsze niż jakiekolwiek inne kwestie dotyczące ludzkiego postępowania, ponieważ porządek społeczny stanowi podstawę wszystkiego innego, a każda jednostka może z powodzeniem dążyć do swych celów tylko w społeczeństwie sprzyjającym ich osiągnięciu. Lecz jakkolwiek wzniosła nie byłaby sfera, do której przynależą kwestie polityczne i społeczne, to wciąż odnoszą się one do spraw, które poddają się ludzkiej kontroli i konsekwentnie muszą być osądzane zgodnie z kanonami ludzkiego rozumu. W takich sprawach, nie mniej niż we wszystkich innych ziemskich przedsięwzięciach, mistycyzm przynosi tylko szkodę. Nasza zdolność rozumienia jest bardzo ograniczona. Nie możemy mieć nadziei na to, że kiedykolwiek odkryjemy najgłębsze, ostateczne sekrety wszechświata. Ale fakt, że nigdy nie uda nam się zgłębić znaczenia i celu naszej egzystencji, nie powstrzymuje nas od podejmowania środków ostrożności mających chronić nas przed chorobami zakaźnymi, ani od stosowania właściwych metod żywienia i ubierania się, ani też nie powinien nas odstręczać od organizowania społeczeństwa w taki sposób, by ziemskie cele, które staramy się osiągnąć, mogły być zrealizowane jak najskuteczniej. Nawet państwo i system prawny, rząd i jego administracja nie są zbyt wzniosłe, zbyt dobre, zbyt wielkie, byśmy nie mogli przywieść ich w granice naszych racjonalnych rozważań. Problemy polityki społecznej są problemami społecznej technologii i musimy próbować rozwiązać je tymi samymi środkami, jakie mamy do dyspozycji przy rozwiązywaniu innych problemów technicznych: poprzez racjonalną refleksję i analizę danych warunków. Wszystko, czym człowiek jest i co wywyższa go ponad zwierzęta, zawdzięcza rozumowi. Dlaczego miałby zaniechać używania rozumu właśnie w sferze polityki społecznej i zdać się na nieokreślone, mętne uczucia i impulsy?
4. CEL LIBERALIZMU. Istnieje szeroko rozpowszechniona opinia, że liberalizm tym różni się od innych ruchów politycznych, że przedkłada interesy części społeczeństwa – klasy właścicieli, kapitalistów, przedsiębiorców – ponad interesy innych klas. Jest to pogląd całkowicie mylny. Liberalizm zawsze miał na uwadze dobro całości, a nie żadnej szczególnej grupy. Właśnie to chcieli wyrazić angielscy utylitaryści – co prawda niezbyt udolnie – swym słynnym hasłem „the greatest happiness of the greatest numer” (by jak najwięcej ludzi było jak najszczęśliwszymi). Historycznie rzecz biorąc, liberalizm był pierwszym ruchem politycznym, który za cel stawiał sobie wspieranie dobrobytu wszystkich, a nie tylko niektórych grup. Liberalizm różni się od socjalizmu, który wedle zapewnień również zabiega o dobro wszystkich, nie celem, do którego dąży, lecz środkami, które wybiera do realizacji.
Jeżeli utrzymuje się, że konsekwencją polityki liberalnej jest lub musi być faworyzowanie szczególnych interesów pewnych warstw społeczeństwa, to wciąż jest to teza, nad która można dyskutować. Jednym z zadań niniejszej pracy jest wykazanie, że zarzut ten nie jest w żaden sposób usprawiedliwiony. Ale nie można od razu na wstępie zarzucać nieuczciwości osobie, która go podnosi; mimo iż uważamy jej pogląd za błędny, to może on być wysuwany w najlepszej wierze. W każdym bądź razie ktokolwiek atakuje liberalizm w ten sposób, przyznaje tym samym, że liberalizm kieruje się bezstronnymi intencjami i nie dąży do niczego innego poza tym, co otwarcie głosi.
Inaczej rzecz się ma z tymi krytykami liberalizmu, którzy oskarżają go o chęć promowania nie ogólnego dobrobytu, lecz tylko szczególnych interesów pewnych klas. Tacy krytycy nie dość, że wykazują się niewiedzą, to jeszcze są nieuczciwi. Wybierając taki sposób ataku, pokazują, że w głębi duszy dobrze zdają sobie sprawę z kruchości swych racji. Chwytają się zatrutych strzał, bo inaczej nie mogliby mieć nadziei na sukces.
Jeżeli lekarz wykazuje pacjentowi mającemu upodobanie w żywności szkodzącej mu na zdrowiu, nierozsądek jego gustów, to nikt nie będzie na tyle głupi, by powiedzieć: „Lekarz nie dba o dobro pacjenta; ktokolwiek dobrze życzy pacjentowi, nie może wzbraniać mu przyjemności delektowania się tak pysznym jedzeniem”. Każdy zrozumie, że radzi on pacjentowi, by odmówił sobie przyjemności związanych ze spożyciem szkodliwej żywności wyłącznie po to, by uchronić go przed utratą zdrowia. Ale gdy tylko sprawa dotyczy polityki społecznej, to skłonni jesteśmy patrzeć na nią całkiem inaczej. Kiedy liberał odradza pewne cieszące się popularnością kroki, bo przewiduje ich szkodliwe konsekwencje, zyskuje miano wroga ludu, natomiast wynoszeni pod niebiosa są demagodzy, którzy bez rozważenia szkód, jakie nastąpią, zalecają to, co wydaje się być korzystne w danej chwili.
Rozsądne działanie różni się od działania nierozsądnego tym, że jest związane z tymczasowymi wyrzeczeniami. Te ostatnie są jednak wyrzeczeniami tylko pozornie, bo przeważają nad nimi następujące później pozytywne konsekwencje. Osoba, która rezygnuje ze smacznej, lecz niezdrowej żywności, ponosi tylko tymczasową, pozorną ofiarę. Rezultat – uniknięcie szkody na zdrowiu – pokazuje, że nic nie straciła, a wręcz zyskała. By działać w ten sposób, potrzebne jest jednak rozeznanie w skutkach własnych działań. Z tego faktu czerpie korzyści demagog. Przeciwstawia się on liberałowi, który wzywa do chwilowych, czysto pozornych poświęceń i demaskuje go jako zatwardziałego wroga ludu, siebie tymczasem podając za przyjaciela ludzkości. Wie dobrze, jak dla poparcia kroków, które zaleca, poruszyć serca swych słuchaczy i doprowadzić ich do łez aluzjami do nędzy i niedostatku.
Polityka antyliberalna to polityka konsumpcji kapitału. Zaleca ona, by dziś cieszyć się większą obfitością kosztem przyszłości. Zupełnie jak w przypadku pacjenta, o którym mówiliśmy. W obydwu przykładach względnie ciężka strata w przyszłości przemawia przeciwko względnie dużej chwilowej satysfakcji. Mówienie więc w tej sytuacji, jakoby sprawa dotyczyła wyboru między nieczułością a filantropią, jest głęboko nieuczciwe i kłamliwe. Zarzut ten można skierować nie tylko pod adresem zwykłych polityków i prasy anty liberalnej. Prawie wszyscy autorzy ze szkoły Sozialpolitik zrobili użytek z tego nieuczciwego sposobu walki.
To, że na świecie występuje niedostatek i nędza nie jest, w co nader chętnie uwierzyłby w swej tępocie przeciętny czytelnik gazet, argumentem przeciwko liberalizmowi. To właśnie nędzę i niedostatek pragnie liberalizm usunąć, a uważa, że środki, które proponuje, są jedynymi wiodącymi do osiągnięcia tego celu. Ktokolwiek myśli, że zna lepszy, a chociażby inny sposób osiągnięcia tego celu, niech przedstawi nam jakiś dowód. Twierdzenie, że liberałowie nie zabiegają o dobro wszystkich członków społeczeństwa, ale tylko pewnych jego grup, w żadnym wypadku takiego dowodu nie zastępuje.
Sam fakt istnienia nędzy i niedostatku nie stanowiłby żadnego argumentu przeciwko liberalizmowi, nawet gdyby świat podążał dziś za wskazaniami polityki liberalnej. Zawsze pozostawałoby otwartym pytanie, czy gdyby prowadzono inną politykę, nędza i niedostatek nie byłyby jeszcze większe. Zważywszy na wszystkie sposoby, w jakie polityka antyliberalna na każdym kroku ogranicza i utrudnia funkcjonowanie instytucji własności prywatnej, jest oczywistym absurdem próba wyciągania jakichkolwiek wniosków przeciwko zasadom liberalnym z faktu, że obecne warunki ekonomiczne są dalekie od tego, czego można by sobie życzyć. By docenić osiągnięcia liberalizmu i kapitalizmu, powinno się porównać współczesne warunki życia z tymi, jakie panowały w średniowieczu lub w pierwszych wiekach ery nowożytnej. O tym, co liberalizm i kapitalizm mogłyby osiągnąć, gdyby dano im wolną rękę, możemy wnioskować tylko na podstawie teoretycznych rozważań.
Na podstawie: Ludwig von Mises, Liberalizm w tradycji klasycznej, przeł. Sz. Czarnik, Wydawnictwo ARCANA, Kraków 2009, s. 13-24 (tytuł fragmentu od Redakcji, śródtytuły na podstawie oryginału).
