Tunezyjczykom się udało. Nad Nilem walczą. Na ulice wychodzą w Chartumie, Ammanie i Sanie.
Świat bezradnie przygląda się kolebce jednej z najstarszych cywilizacji, gdzie stetryczała, despotyczna władza zastanawia się, z jakim impetem może obcinać rękę wolności i demokracji.
Niemiecka kanclerz wezwała do zaniechania przemocy i do reform. Szkoda, że dopiero dzisiaj, bo wydaje się, że ludzie na Bliskim Wschodzie już dawno tych reform potrzebowali. Radek Sikorski mówi, że Egipt być może stanie się przykładem dla Białorusi. Skoro nasz minister w temacie sąsiedniej Białorusi niewiele zrobił mimo hucznych zapowiedzi, wnioskować można, że temat Egiptu nie do końca jest mu bliski. Rzecznik MSZ-u zauważa w w Egipcie przede wszystkim powszechną przestępczość. Amerykańska administracja wezwała do poszanowania praw podstawowych i pouczyła Mubaraka, by widział w narodzie partnera zamiast narodowi grozić. Szkoda, że przywódcy największej demokracji świata zapomnieli, że to władza jest dla narodu, a nie naród dla władzy i że przede wszystkim to narodowi się należy, by móc mieć u władzy godnych zaufania partnerów.
Świat Zachodu sterroryzowany przez dowcipnisi z Wikileaks bardziej niż przez wszystkich zorganizowanych fundamentalistów islamskich nie potrafi nawet zająć konstruktywnego stanowiska w sprawie wydarzeń na Bliskim Wschodzie. Nie można więc chyba liczyć na działania bardziej skomplikowane niż wyprowadzenie stamtąd personelu dyplomatycznego.
Tymczasem nad życiodajnym Nilem wolni ludzi postanowili wziąć sprawy we własne ręce. To nie radykałowie islamscy, to nie ta, czy inna opozycja polityczna, to nie pojedyncze grupy interesów są organizatorem rewolucji. Zwykli zjadacze chleba, użytkownicy Facebooka i Twittera, bezrobotni, studenci bez perspektyw, ojcowie niemogący zapewnić godnego życia swoim dzieciom, sfrustrowani intelektualiści, ograniczeni w swych działaniach przedsiębiorcy i młodzi ludzie chcący żyć, tak jak się żyje po drugiej stronie Morza Śródziemnego – wszyscy poczuli, że zmiany są możliwe. Na ulice wyszli już sędziowie i dziennikarze. Wojsko zachowuje się dwuznacznie. Demonstranci to nie przestępcy. W Aleksandrii (wobec niemocy aparatu państwowego) zorganizowała się straż sąsiedzka, by zapobiegać drobnej przestępczości.
W starożytnym Egipcie istotne miejsce w filozoficznej koncepcji człowieka zajmowało pojęcie „Ba”. Wyobrażane było ono jako ptak z ludzką głową. Jego główną cechą była zdolność poruszania się i przybierania różnych form. Zniewoleni Egipcjanie, którzy dostali w swoje ręce współczesne mechanizmy szybkiego komunikowania się, pośród których jest wielu absolwentów europejskich i amerykańskich uniwersytetów, przypomnieli sobie o „Ba”. Jeszcze kilka tygodni temu Bliski Wschód był na globusie czarną dziurą społecznej aktywności. Niewielu pewnie zdawało sobie sprawę, że w tym regionie świata jest tak wiele społecznego ducha, wiary w lepszą przyszłość, że Egipt to nie tylko historia, Hurghada i piramidy.
Na południowym wybrzeżu Morza Śródziemnego znowu zrodził się ruch, który zmienia kraje arabskie arabski, znowu kolebka cywilizacji może okazać się motorem rozwoju cywilizacyjnego świata.
Demokratyczne państwa Bliskiego Wschodu oparte na zasadach rządów prawa, to szansa na nowy ład światowy, na sensowną reformę Narodów Zjednoczonych, na zwiększenie strefy swobodnego rozwoju gospodarczego, na wzrost zaufania między kulturami islamu i chrześcijaństwa, na otwarcie się kultur na nowe bodźce rozwojowe, na to że zdobycze cywilizacji zachodniej poprawią jakość życia większej ilości ludzi. To chyba wystarczający powód, by już dzisiaj rządy państw zachodnich pozyskiwały zaufanie świadomych obywateli Bliskiego Wschodu.