„Lubię swoją pracę”. Chyba każdy z nas chciałby móc choć od czasu do czasu wypowiedzieć to zdanie. Co się za nim kryje? Odpowiedzi tyle, ilu pracujących ludzi. Jeden powie, że idzie o uzyskanie dochodu, który pozwala nie martwić się ani o codzienność, ani o przyszłość. Zaspokojenie konieczności, potrzeb, a wreszcie i kaprysów. Budowanie statusu materialnego, który pozwala spokojnie łapać oddech. Drugiemu idzie o spełnienie… marzeń, planów, ambicji. Dla kogoś innego liczyć się będzie sukces, dobrze rozwijająca się ścieżka świetlanej kariery, z której sam będzie zadowolony, albo i taka, której niegdysiejsi koledzy z podwórka/szkoły czy studiów będą mu zazdrościć. Będą wreszcie i tacy, którzy postawią na szeroko rozumiany rozwój, na pasję, jaką może być praca, na twórczość, pożyteczność i tworzenie relacji, jakie ze sobą niesie. Dla każdego za pracą stoi jakaś wartość – indywidualna lub wspólnotowa. Mniej czy bardziej uświadomiona wartość, której zrealizowanie przekłada się na nasze „lubię”, na to czy uznajemy, że taka praca ma sens.
„Lubię swoją pracę” – czasem nawet pomimo wszystkich niedogodności, jakie wiążą się z takim, a nie innym wyborem. Czasem w formule „od – do”, kiedy indziej w wersji nienormowanej. Wśród ludzi albo w samotności. W wielkiej hali, w zgiełku korytarzy, w gwarze otaczających ludzi, w prędkości pracy, jaką może wymuszać jej charakter, wśród liczb, słów, dźwięków, natłoku informacji, w gąszczu pytań, w konieczności dokonywanych wyborów. Albo inaczej… w wybranej ciszy, samotności, twórczości, we własnym tempie, czasem bardziej nawet wymagającym niż narzucony odgórnie rytm. W umiejętności kształtowania czasu pomiędzy życiem a pracą, w momencie, gdy potrafimy złapać oddech i powiedzieć „Stop” samoodtwarzającym się funkcjom wewnętrznego automatu. W czasie i nie-do-czasie, między rozpędzonymi koniecznościami a deadline’ami, które mrugają do nas zza rogu. W umiejętności rozdzielania pracy od prywatności, ale też w łączeniu ich, gdy warto.
„Lubię swoją pracę” – gdy wciąż można w niej na coś czekać. Gdy rozwija, stawia wyzwania, kwestionuje, daje pewność. Albo inaczej, gdy swoją przewidywalnością daje fundament, na którym łatwiej oprzeć stopy, by później móc poruszać się – czy to w pracy, czy to w czasie od niej wolnym – w chcianym przez nas kierunku. Gdy nie wiąże się z nią nieustanne spoglądanie na zegarek, gdy nie jest tylko odliczaniem dni do urlopu, albo do konieczności spotkania z tymi, co sprawiają, że zamiast rosnąć… potykamy się.
„Lubię swoją pracę” – gdy wiążą się z nią wartości. Gdy z jednej strony możemy dostrzegać pracowitość, rzetelność, sprawczość, szacunek do siebie, drugiego, pracy jako takiej, zaś z drugiej nie ma w niej miejsca na ucieczkę od odpowiedzialności. A jeśli wartości, to i prawa. Takie „lubię”, to także wolność od wszelkich patologii pracy – od wykorzystywania pracownika, nadużywania jego czasu, od pracy ponad siły, od nierealnych oczekiwań, od mobbingu, szkalowania, obmowy, najróżniejszych form dyskryminacji czy wreszcie molestowania, które wielu wszak spotkało w pracy. To wiedza, że zło w pracy nie może nikomu ujść na sucho, ale też umiejętność i – tak przecież potrzebna – siła do rozliczania takiego zła. I świadomość, że powiedzenie czemuś „Nie” nie jest ujmą, ale prawem. Również w pracy.
„Lubię swoją pracę” – gdy widzę realizowane jeden za drugim cele albo i pokonywane przeszkody. I gdy przychodzi ten moment, w którym można powiedzieć – czasem z ulgą, kiedy indziej z nieskrywaną radością, że oto jestem autorką/autorem własnego życia. Czasem mimo zmęczenia psychicznego, fizycznego czy nawet emocjonalnego. Zmęczenia, w którym jest choć gra satysfakcji, a nie tylko obraz konieczności. Momentu poczucia, że z tych czy innych przyczyn było warto. Kiedy indziej to powiedzenie: „Jest dobrze”. Tak po prostu.
Lubię swoją pracę. Już bez cudzysłowu. Bo jest relacją z innymi ludźmi, ale też z samą sobą. Bo jest spełnieniem tego kim jestem, kim chcę być; bo każdego dnia widzę w niej sens, realizację moich wartości. Bo na koniec dnia czuję, że to moje miejsce. I tak, również i to, że w każdej wersji mojej pracy jestem autorką własnego życia. A Ty?
