Od dłuższego czasu tajemnicą poliszynela jest fakt, że Lula był silnie powiązany z aferą korupcyjną w Petrobrasie (brazylijskim państwowym gigancie paliwowym), brakowało tylko niezbitych dowodów. Nad ich zgromadzeniem niezłomnie pracuje sędzia Sérgio Moro – człowiek, który od 2008 roku niestrudzenie rozpracowuje największą aferę korupcyjną w historii kraju. Cała sprawa zaczęła się niewinnie od prania brudnych pieniędzy na małej myjni samochodowej w Kurytybie, a zaprowadziła sędziego do kierownictwa Petrobrasu, a w dalszym czasie pociągnęła przed wymiar sprawiedliwości polityków nieomal ze wszystkich ugrupowań. Sérgio Moro, energiczny sędzia z Kurytyby, w zamian za obniżenie oskarżonym wyroków skłaniał ich do zeznawania na niekorzyść kolejnych podejrzanych, wobec których brakowało jeszcze dowodów. Tym sposobem jego śledztwo w krótkim czasie zatoczyło tak szerokie kręgi.
Brakowało tylko dowodów na oskarżenie samego Luli. Chociaż w trakcie dochodzenia prokuratura próbowała dowieść, że apartament zlokalizowany bezpośrednio przy linii brzegowej pod Sāo Paulo oraz nowy dom letniskowy, to najpewniej owoce łapówki, które przyjął były prezydent, jednakże obie nieruchomości nie były zapisane na Lulę.
Szukając haków na byłego prezydenta Sérgio Moro posunął się do dwóch rzeczy. Po pierwsze, 4 marca zlecił policji wtargnięcie do domu Luli o 6 rano w celu eskortowania go na przesłuchanie jednakże nie w roli oskarżonego, ale zaledwie informatora. Cała akcja wyglądała efektownie w mediach, ale nie miała żadnych podstaw prawnych. Dodatkowo Moro nielegalnie zainstalował w domu Luli podsłuchy, dzięki czemu wszedł w posiadanie nagrania rozmowy telefonicznej między sprawującą jeszcze w tym czasie urząd prezydenta Dilmą Rousseff a Lulą, w której da Silva prosił ją o tekę ministra. Według interpretacji Moro, w ten sposób były prezydent chciał zasłonić się immunitetem przed działaniami prokuratury.
Najwyższy Trybunał Federacyjny orzekł, że nagrania nie mogą pełnić dowodu w sprawie, ponieważ zostały pozyskane nielegalnie. Mimo to Moro doprowadził do przecieku pozyskanych nagrań do mediów czym rozpętał nie lada aferę. Jednocześnie Najwyższy Trybunał Federacyjny nie zgodził się na objęcie przez Lulę urzędu ministra, dzięki czemu sędzia Moro mógł działać dalej. Przełomem okazała się rozmowa przeprowadzona między senatorem z ramienia Partii Pracujących Delcídiem do Amaralem oraz byłym wysoko postawionym pracownikiem Petrobrasu Néstorem Cerverem. Na spotkaniu Amaral chciał zapłacić za milczenie swojego rozmówcy i jednocześnie zaproponował mu ucieczkę z kraju do Europy. Syn Cervera nagrał całe zdarzenie, a sam Cerveró dzięki obietnicy złożenia obciążających zeznań pozyskał zapewnienie, że wyrok w jego sprawie zostanie odpowiednio zmniejszony. W ślady Cervera niezwłocznie poszedł sam Amaral, który za informację kto go do Cervery wysłał również oczekiwał łaskawszego traktowania. W ten sposób Moro udało się w końcu dojść do Luli i był w stanie sformułować przeciwko niemu oskarżenie o próbę uciszenia świadka w sprawie Petrobrasu.
Choć świat żyje obecnie Igrzyskami Olimpijekimi w Rio, dla Brazylijczyków to tylko krótka przerwa w politycznych rozgrywkach, które okażą się decydujące dla przyszłości kraju. Michel Temer, zastępujący prezydent Dilmę Rousseff w jej obowiązkach w czasie toczącego się impeachmentu, wystąpi samotnie na uroczystym otwarciu olimpiady 5 sierpnia. Lula oraz Dilma postanowili się nie pojawić, podobnie uczyni wielu przedstawicieli państw latynoamerykańskich sympatyzujących z brazylijską Partią Pracujących. W Rio swój udział zapowiedziało czterdziestu pięciu reprezentantów spośród dwustu sześciu krajów, które będą brały udział w zawodach. Dla porównania na ceremonii otwarcia Igrzysk w Londynie w 2012 pojawiło się, aż dziewięćdziesiąt pięć głów państw, a w Pekinie w 2008 osiemdziesiąt sześć. To pokazuje dużą powściągliwość w ocenie bieżących wydarzeń w Brazylii. Podstawy dla wszczęcia impeachmentu przeciwko Dilmie pozostają słabe, a przywódcy światowi nie są skorzy do legitymizowania własną obecnością rządów kontrowersyjnego Temera.
Co ciekawe sam Lula wydaje się nie przejmować oskarżeniami, które wysuwa przeciwko niemu Moro. Zdaje się sądzić, że przekona swoich wyborców do „spisku elit”, które sprzysięgły się przeciwko partii reprezentującej interesy „zwykłych ludzi”. Choć kryzys polityczny rozdziera Brazylię, a zniechęcenie do polityków wydaje się dominujące, to do tej pory nie pojawił się jeszcze nikt, kto były w stanie umiejętnie wykorzystać to przesilenie i zaproponować nową wizję dla kraju. Stąd Lula uważa, że nadal ma szansę porwać swą charyzmą Brazylijczyków, a czas Partii Pracujących wcale nie musi być policzony. Stąd proces jaki się obecnie toczy oraz próby oskarżenia jego osoby wydają się nie przekreślać planów jakie kreśli. Wielu uważa, że zza krat łatwiej mu będzie kreować wizerunek więźnia politycznego, którego wyborcy „uniewinnią” przy urnach wyborczych. Osoby, które go znają, wiedzą, że jest twardym graczem i nie odpuszcza. Jego bliski przyjaciel duchowny Brat Betto w niedawno udzielonej rozmowie hiszpańskiemu „El País” podkreślił, że Lula na pewno wystartuje w wyborach prezydenckich w 2018.
Jedyne spekulacje dotyczą finału procesu samej pani prezydent. Jeśli przetrwa na stanowisku, to Lula najpewniej ma wygraną w kieszeni. W przypadku przegranej, wszystko zależy od Temera i polityki jaką zacznie realizować. Jeśli uda mu się choć odrobinę poprawić sytuację gospodarczą, może mocno pokrzyżować plany Luli i stać się groźnym przeciwnikiem politycznym. Wszystko wskazuje na to, że prawdziwa rywalizacja rozpocznie się gdy Igrzyska dobiegną końca.