Samorządy nie mają pieniędzy. Koszty pandemii nadwyrężyły budżety miast, już i tak osłabione przez koszty reformy edukacji oraz mniejsze wpływy z PITu. Konieczne są cięcia. Warszawa, tak jak i inne miasta, wprowadziła radykalne oszczędności. Excele poszły w ruch. Z tabelek budżetowych zaczęły wypadać zarówno twarde inwestycyjne infrastrukturalne, jak i miękkie wydatki na zajęcia dodatkowe w szkołach. Miasta muszą się ratować, więc oszczędności są konieczne. Zwłaszcza że utrzymanie dyscypliny finansowej i ograniczenie zadłużenia dla włodarzy jest kwestią zachowania władzy.
Nadmierne wydatki, to niegospodarność, która może stać się pretekstem do wprowadzenia komisarza. Na to lokalne władze nie mogą sobie pozwolić, bo przecież mają zadania do wykonania. Głównym zadaniem jest realizacja obietnic wyborczych, które dały włodarzom mandat. Im większe miasto tym większa presja. Dotyczy to zwłaszcza Rafała Trzaskowskiego, na które głosowało pół miliona warszawianek i warszawiaków licząc na to, że ostatecznie przestawi on Warszawę na tory zrównoważonego rozwoju, gdzie otwartość na inność, debata publiczna i troska wszystkie grupy społeczne, staną się głównymi wartościami, które wyznaczą dalszy rozwój miasta. W tym zarządzanie w czasach kryzysu.
W podobnej sytuacji jest też Hanna Zdanowska, która weszła w kolejną kadencję z silnym mandatem. Tak samo jak Aleksandra Dulkiewicz, Jacek Jaśkowiak czy Jacek Sutryk. Tymczasem zamiast szerokiej demokratycznej debaty wokół tego, jak radzić sobie z koniecznymi cięciami budżetowymi, mamy autorytarne decyzje o cięciach, za którymi nie widać żadnej logiki poza poprawieniem wydatkowego Excela. Zupełnie jakby decyzje o przyszłym rozwoju miasta podejmowali nie prezydenci i prezydentki z wizją, których wybraliśmy, ale małpa z brzytwą.
Rozumiem, że czasu brakuje, że decyzje należy podejmować tu i teraz. I nie można przeprowadzić panelu obywatelskiego dotyczącego koniecznych cięć budżetowych. Chociaż biorąc pod uwagę to, że wchodzimy w pandemiczny okres i szybko nie wyjdziemy na prostą, to mógłby być pomysł na kolejny kwartał. Gdańsk ma w tym obszarze dobre doświadczenia – może podzielić się z innymi miastami wiedzą jak taki panel przeprowadzić. To mógłby być ruch w stronę innej lepszej przyszłości i budowanie zaufania, bez którego nie da się przezwyciężyć kryzysu.
Czasu nie ma, ale są dokumenty, które władze mają pod ręką i mogłyby być podstawą do podejmowania decyzji o cięciach, oraz, co również ważne – opowiadania o nich mieszkankom i mieszkańcom stolicy. W Warszawie takim dokumentem jest strategia rozwoju #Warszawa2030, którą radni i radne przyjęli dwa lata temu. Wizja zawarta w dokumencie opiera się na trzech wymiarach: aktywni mieszkańcy, przyjazna miejsce, otwarta metropolia. Strategia zachęca nas do tego, żeby podążać własną drogą, rozwijać zainteresowania, realizować marzenia i zawodowe ambicje. Oraz żeby wspólnie zaangażować się w życie miasta, za które czujemy się przecież odpowiedzialni, bo w końcu siłą miasta jest współpraca i różnorodność. To my mieszkanki i mieszkańcy jesteśmy podmiotami zmiany. Strategia poza zarysem ideowym zawiera też wiele bardziej szczegółowych rad dotyczących organizacji przestrzeni miejskich, transportu publicznego, mieszkalnictwa. #Warszawa2030 to dokument, który jest wychylony w przyszłość, więc hamują go wcześniejsze decyzje z czasów, kiedy normą było poruszanie się autem po mieście i autorytarne zarządzanie. Jednak obecny kryzys jest okazją do tego, żeby pozbyć się tych złogów przeszłości i wyczyścić budżet miasta ze wszystkich inwestycji i wydatków, które hamują pożądany rozwój miasta.
Siłą tej strategii jest również to, że powstała w demokratycznym procesie. Nie była pisana przez zamknięte grono ekspertek i ekspertów, ale przez wszystkie chętne osoby, które chciały się włączyć w jej tworzenie. Ramy do tego dokumentu powstawały przez półtora roku w ramach serii spotkań i warsztatów, z czego wiele z nich było otwartych. Ostateczny kształt dokument był też dodatkowo konsultowany, więc jest to dokument z największą legitymizacją ze wszystkich, które leżą u podstaw podejmowania decyzji. Dlatego tym bardziej dziwi mnie to, że władze miasta nie używają się go (albo nie mówią o tym), jako głównego punktu odniesienia dla koniecznych cięć. Problem nie dotyczy tylko stolicy. Każde miasto złożyło jakieś obietnice swoim mieszkankom i mieszkańcom. Piszę o Warszawie, bo jest mi najbliższa i obserwowałam proces tworzenia wielu dokumentów strategicznych z bliska – najpierw jako aktywistka, a potem jako urzędniczka. Jednak takie opowieści można napisać o każdym mieście, w którym ludzie włożyli swój czas i wiedzę, żeby pomóc pisać i konsultować dokumenty strategiczne, które powinny wyznaczać ramy działania w takich sytuacjach jak obecne.
Przed samorządowcami będzie coraz więcej dylematów związanych z kryzysem, na które będą musieli sobie odpowiedzieć. Dokumenty strategiczne mogą pomóc wytyczyć właściwy kierunek i dać legitymacje dla trudnych decyzji. Będzie brakować pieniędzy, ale zaczną się też walki o przestrzeń. Przymusowy dystans sprawi, że każda społeczna aktywność będzie zajmować więcej miejsca.
Będziemy chcieli wrócić do życia miejskiego. Nie tylko do nie parków i na bulwary, ale również do knajp. Będzie potrzebne wsparcie dla gastronomii, która mocno ucierpiała przez ostatni zastój. Urzędy mogą obniżać czynsze w swoich lokalach, ale co z pozostałymi? W zapowiadanym przez rząd trzecim etapie powrotu do normalności znów będzie można chodzić do kawiarni, restauracji i barów, ale odległości będą musiały być utrzymane. Stolik będzie mniej, mniejszy będzie utarg. Czy w tej sytuacji miasto pozwoli rozlać się po kosztach knajpom na ulice, kosztem aut? Czy może gastronomia przegra w wizją miasta jako przestrzeni do parkowania? A co będzie z kulturą i działalnością społeczną? Życie wielkomiejskie opiera się na kontakt. Bez nich mieszkanie w metropolii ma same minusy.
Badania pokazują, że im więcej się spotykamy – w przestrzeni publicznej i publicznych miejscach spotkań, tym większa szansa na znalezienie pracy albo rozwiązania innych problemów. Obecnie mamy ze sobą kontakt na Widzialnej Ręce i innych grupach na portalach społecznościowych, ale jeśli mamy budować lokalne społeczności i angażować się w życie miasta, to powinniśmy się móc spotykać również z realu, w miejscach, w których można wypić kawę lub herbatę po niewygórowanej cenie. Miasto powinno uwolnić swoje pustostany użytkowe po kosztach. Teraz mimo dziur, albo nawet właśnie ze względu na dziury w budżecie, miasta powinny postawić na wspieranie społecznych inicjatyw, chociażby po to, żeby dzieci, którym zabrano zajęcia pozalekcyjne miały, gdzie się spotkać z ludźmi, którzy mogą je uczyć za darmo – w ramach sąsiedzkiej wymiany usług.
Kryzys budżetowy może osłabić miejskie społeczności albo je wzmocnić. To, co się stanie nie zależy od pieniędzy, ale od tego jak się tym kryzysem zarządzi. Na ile postulaty zrównoważonego rozwoju, wizji miasta jako przestrzeni współtworzonej przez mieszkanki i mieszkańców będą wartościami leżącymi u podstaw wszystkich innych decyzji, a na ile okażą się jedynie pustymi frazesami. Teraz, silniej niż wcześniej będzie widać, jakie priorytety mają nasi włodarze. Czy wybiorą obiecaną przyszłość? Czy cofnąć nas do świata, w którym partycypacja społeczna i zrównoważony rozwój były nierealnymi mrzonkami. Prezydenci, prezydentki, to wasz czas! Nie zawiedźcie nas!
Photo by mwangi gatheca on Unsplash