Pierwsza Władza – Parlament
Agora w Atenach nie była parlamentem w dzisiejszym rozumieniu, ale jednak już ponad dwa i pół tysiąca lat temu pojawiło się w tym miejscu coś, co można nazwać zalążkiem dzisiejszej Pierwszej Władzy. Wybrańcy narodu ustalają po wielu dyskusjach i sporach prawo obowiązujące wszystkich, czyli również tych, którzy mają odmienne poglądy, ale są mniejszością. Oto DEMOKRACJA, czyli władza Demosu, Ludu, Narodu, Suwerena, czy jak tam kto woli ten zbiór sobie nazywać. Żeby ta władza miała sens, muszą istnieć jasne reguły uchwalania tych praw. Tym się zajmuje Konstytucja, regulamin sejmu i senatu oraz marszałkowie tych instytucji, którzy wraz ze swoim sztabem, czy konwentem seniorów mają wielki wpływ na przebieg obrad. Dlatego są tak ważnymi osobami w DEMOKRACJI i zajmują drugie i trzecie miejsce na podium w kolejce najważniejszych głów po głowie państwa. Ta głowa, czyli prezydent, albo król w innych krajach, jest niby ciałem reprezentacyjnym i nosi symboliczną koronę, albo inne insygnia władzy w zależności od lokalnych obyczajów, ale jego związek z Pierwszą Władzą ustawodawczą jest istotny, bo to on zatwierdza, albo wetuje ustawy. Tak więc przypisanej mu władzy ma niewiele, ale czasami w ustrojach tak zwanych prezydenckich aż nadto, żeby zachwiać całym porządkiem demokratycznym. Dlatego tak ważne, żeby na te trzy pierwsze miejsca najważniejszych osób byli wybierani ludzie o nieposzlakowanej uczciwości i właściwych kompetencjach, bo możliwości szkodzenia państwu mają wiele. Każda z tych trzech osób może zagrozić działaniom Pierwszej Władzy manipulując uchwalaniem prawa, co mogliśmy obserwować niedawno w Polsce, lub niwelując uchwalenie takiej czy innej ustawy. Parlament to teren nieustającego sporu, często bezpardonowej walki. Miejsce gorące jak pole bitwy. Każdy poseł powinien więc mieć stawiane podobne wymagania uczciwości i kompetencji. Trudna sprawa, bo niby kto ma sprawdzać te niezbędne cechy w chaosie informacyjnym kampanii wyborczych i w ciągu całej kadencji, kiedy wydarzenia i konsekwencje różnych decyzji politycznych są dla pojedynczego człowieka nie do ogarnięcia. Niby istnieją spotkania z wyborcami, otwarte są biura poselskie w okręgach wyborczych, ale te spotkania są często organizowane na pokaz, a w swoich biurach wielu posłów w ogóle się nie pokazuje, polegając na pracy swoich asystentów, potrafiących kiwać biednych petentów bez pardonu. Piękna idea Agory z zamierzchłej przeszłości wypaczana jest niemiłosiernie. Nie raz w historii tylko fala gwałtownej rewolucji potrafiła na chwilę przywrócić jej pierwotny sens. Ale jakim kosztem! Terror, wojny, stosy trupów i zniszczenia – wszystko to niejednokrotnie była cena za wolę powrotu do DEMOKRACJI. Wolę, którą jakże często przechwytywał jakiś demagog i stawał się Napoleonem, Hitlerem, czy Putinem. Trzeba pamiętać, że Pierwsza Władza jest krucha i narażona na ciągłe apetyty dyktatorów wszelkiej maści. Ale na szczęście są przykłady jej niezłomnego istnienia i wielkich sukcesów. Coraz więcej mądrych ludzi przekonuje się, że mimo chorób toczących parlamentaryzm, nie ma lepszego rozwiązania dla społeczeństw pragnących zarządzać swoim losem zgodnie z przekonaniami większości. Widocznie DEMOKRACJA jest takim ustrojem, który jest na wielu płaszczyznach w permanentnym kryzysie. Psuje się i naprawia, choruje i zdrowieje. Czasem trzeba mu pomóc, a czasami sama sobie radzi. Tak jest też z parlamentami, tymi źródłami samorządności. Nie tylko na szczeblu centralnym, ale i wojewódzkim, miejskim i każdym innym, gdzie ludzie zbierają się, by coś postanowić. Podstawowym warunkiem jest to, że będą się trzymać ustalonych przez siebie zasad, praw, regulaminów, a nie wciąż je poprawiać w zależności od aktualnych potrzeb, czy widzimisię jakiegoś szkodnika, który DEMOKRACJI nie rozumie, albo wręcz nienawidzi.
Druga Władza – Rząd
Według Konstytucji, to ta Pierwsza jest najwyższa w państwie. Więc ta Druga – Wykonawcza nie tylko jest przez Pierwszą wybierana, ale przez całą kadencję musi być gotowa do udzielania odpowiedzi na zapytania posłów, musi składać sprawozdania z wykonywania powierzonych jej zadań, na przykład budżetowych, musi tłumaczyć się z popełnionych błędów i nadużyć, a przede wszystkim nie może kłamać. To za swoje bezczelne kłamstwa stracił zaufanie parlamentu premier brytyjski i wyleciał z posady. Teoretycznie każdy poseł może zadawać premierowi, czy poszczególnym ministrom pytania i domagać się rzetelnej na nie odpowiedzi. Przecież taki poseł będzie potem odpytywany w swoim okręgu przez wyborców i też nie może im kłamać, ani zbyć ich byle czym. Tak właśnie działa DEMOKRACJA, czyli władza ludu.
W praktyce jednak rzecz ma się inaczej. Większość posłów podlega partyjnej polityce i nie śmie zadawać pytań premierowi, który tą partią przeważnie kieruje, jeśli nawet nie sam, to w ścisłym gronie „trzymającym władzę”. Posłowie opozycyjni często imponują odwagą i brawurą atakując rząd i domagając się wyjaśnień różnych afer. To wyczerpująca nerwy ciężka praca. Jednak możliwości zmuszenia premiera, czy ministrów do odpowiedzi są przeważnie zerowe. Marszałek prowadzący obrady zwykle jest na usługach partii premiera, więc jego obiektywizm w racjonowaniu wystąpień i pilnowaniu należnego limitu czasu jest cechą niezwykle rzadką. Ta niby druga osoba w państwie często jest marionetką uzależnioną od „grupy trzymającej władzę”, albo wręcz jest jej członkiem. W razie zbyt natarczywych pytań może po prostu wyłączyć mikrofon i siedzieć spokojnie, patrząc jak poseł gada do siebie. Premier i ministrowie mają obowiązek stawić się w sejmie na czas pytań, ale kto ich zmusi? Przychodzą kiedy chcą, a kiedy chcą wychodzą, bo są ludźmi zajętymi. Arogancja Drugiej Władzy wobec Pierwszej jest dla DEMOKRACJI zabójcza i powinny istnieć jakieś sankcję za lekceważenie posłów. Ale żeby egzekwować sankcje, trzeba mieć jakąś moc. Straż marszałkowska, która jest mocą Pierwszej Władzy nadaje się wyłącznie do pilnowania różnych drzwi przed dziennikarską gawiedzią. Nie ma szans przywiezienia premiera siłą na odpytywanie go w sejmie. A wiadomo, że bezkarność rodzi eskalację lekceważenia wszelkich zasad i przepisów. Władza premiera i ministrów jest realna i potężna. I dobrze, że jest taka, bo rządzenie państwem, gdzie na każdym kroku czai się anarchia i chęć dominowania silniejszych nad słabszymi. Wystarczy tylko przestrzegać praw i czuć się odpowiedzialnym za los słabszych, a potęga Drugiej Władzy będzie słuszna i sprawiedliwa. Dysponuje wojskiem i policją, co daje gwarancję, że bezbronni obywatele mogą się czuć bezpiecznie. Problem w tym, że moc ma odwieczne skłonności do przechodzenia na swoją ciemną stronę. Wojsko rzadziej, bo siedzi w koszarach i nastawione jest na zabijanie wrogów z zagranicy. Gorzej z policją, której moralność musi być wysokiej próby, żeby uniknąć pokusy wyżywania się na kobietach, młodzieży i starcach. Najgorzej jest z tak zwanymi „służbami” czyli tajną policją polityczną, która niewidoczna i zabezpieczona przed ciekawością wyborców, posłów, dziennikarzy i innych niewtajemniczonych w ich drastyczne poczynania, robi co chce. Odpowiedzialność Drugiej Władzy powinna więc być kontrolowana nie tylko przez uległych często posłów, ale przede wszystkim przez Trzecią Władzę, której musimy poświęcić szczególną uwagę. Ta odpowiedzialność ma oczywiście inną jakość, jeśli na czele państwa stoi prawdziwy przywódca traktujący swoją misję z powagą i honorem. Jeśli jest obdarzony zaufaniem i miłością ludu, powinien czuć satysfakcję wystarczającą do znoszenia trudów i odpłacać swoim podopiecznym jeśli nie miłością, to przynajmniej szacunkiem. Zdarza się niestety i tak, że obdarzony mocą jakiś premier, albo minister dostaje zawrotu głowy widząc możliwość nagromadzenia dóbr wszelakich na teraz i na zapas, kiedy władza się skończy. Zdarza się, że rozzuchwalony bezkarnością łamie prawo, gnębi ludzi, poniża przeciwników i używa wszystkich dostępnych mu środków, żeby swoją władzę utrwalić i przedłużyć gromadzenie korzyści wbrew woli ludu. Zdarza się, że kiedy wybucha gniew i lud wychodzi na ulice protestować, przywódca wysyła swoje posłuszne oddziały przeciwko suwerenowi, który kiedyś na niego głosował. To już z DEMOKRACJĄ nie ma nic wspólnego.
Trzecia Władza – Sądy
Pierwsza jest emanacją Demosu i jemu służy jako większej całości. Druga musi zarządzać, a więc rozkazywać, a więc delikatniej, lub brutalniej przymuszać suwerena do konkretnych działań. Musi też egzekwować swoje polecenia, czyli karać za ich niewykonanie. Potencjalny przymus w relacjach między Demosem a Drugą Władzą konfliktuje te dwa obozy i często prowadzi do krzywdy. Dlatego warunkiem istnienia DEMOKRACJI jest trójpodział władzy, który dla wielu ludzi jest niezrozumiały i nieistotny do czasu, kiedy ktoś sam nie będzie potrzebował obrony i nie odwoła się do Trzeciej Władzy. Sądy muszą być niezależne od państwa i kierować się wyłącznie literą prawa. Gdyby to było prawo boskie spisane osobiście przez Stwórcę na kamiennych tablicach, sprawa byłaby prostsza. Specjalistom od egzegezy jakoś udałoby się dopasować konkretne zdarzenia do konkretnych przykazań i ustalić, co wolno, a co nie. Chociaż i wtedy rodzi się wiele wątpliwości, jak na przykład z sakramentalnym „nie zabijaj”. A cóż dopiero, gdy mamy do czynienia z prawem uchwalanym to tu, to tam przez nas samych. Ledwo udało się uchwalić Konstytucję, a już są tacy, którzy chcą ją zmienić. W Stanach Konstytucja obowiązuje od Ojców Założycieli, chociaż ma liczne poprawki, czyli uzupełnienia. U nas ta ostatnia Konstytucja może budzić różne zastrzeżenia, ale generalnie jest jednak najwyższym prawem. Do tego Kodeks Karny i liczne inne Kodeksy. Do tego Ustawy i Uchwały – praw mamy ogromną ilość. Więc stosowanie się do ich litery wymaga wiedzy i zastępów specjalistów. Samych konstytucjonalistów mamy liczną gromadę wielkich autorytetów. Trybunał Konstytucyjny jest co prawda w głębokim kryzysie dzięki beztrosce i braku samodzielnego myślenia naszego prezydenta, ale kiedy się go naprawi, jego pozycja strażnika Konstytucji będzie znów bezcenna. Sąd Najwyższy też jest w kryzysie, ale resztkami sił się broni i pracuje. Neo-KRS zwiódł na całej linii, bo przecież ma bronić niezawisłości sędziów, ale żeby to czynił skutecznie, musiałby sam być niezawisły, a tak nie jest, (co kosztuje nas milion euro kary dziennie, czyli każdego z nas ćwierć centa co daje około czterech złotych miesięcznie od każdego Polaka).
Można by powiedzieć, że stać nas na ten groszowy haracz wobec wymogów przynależności do Unii wolnych, demokratycznych narodów. Ale gdybyśmy wszyscy zrzucili te grosze na jakiś szczytny cel, zamiast płacić kary, to uratowalibyśmy niejedno życie ludzkie. Zresztą stratą są tu nie tylko pieniądze. O wiele więcej tracimy na prestiżu w cywilizowanym świecie, który nie rozumie jak to się dzieje, że kilku szaleńców piłuje gałąź, na której siedzi suweren gapiący się na te chuligańskie wyczyny bez zrozumienia, że za chwilę wszyscy runą w dół. Ci, co rozumieją, wołają „na puszczy” jak to mówiło się w ludowym porzekadle. Ile już takich nawoływań przeżyliśmy w historii! Nic nie dały. Dopiero po szkodzie każdy Polak stawał się mądry i naprawiał zniszczenia.
A Trzecia Władza to wolne i niezawisłe sądy. To powtarza każdy rozsądny obywatel do znudzenia. Powtarza w rozpaczy, bo za chwilę Druga Władza ubezwłasnowolni Trzecią i w ten sposób zamrozi na jakiś czas naszą DEMOKRACJĘ. Kto pamięta PRL ten wie, co to oznacza. Stara nazwa naszego kraju, tak ostentacyjnie szermująca epitetem „ludowa”, szybko straciła wiarygodność i powagę. Tak stało się dzisiaj z nazwą „Prawo i Sprawiedliwość”, czy „Solidarność” czy z kilkoma innymi dumnymi nazwami bez pokrycia. Wtedy w PRLu sądy były parodią niezależności. Wie to dobrze tych kilku sędziów i prokuratorów z tamtego okresu z asem dzisiejszej władzy, sędzią Piotrowiczem na czele. Wyroki zapadały po konsultacjach z towarzyszami partyjnymi, zapewne w mniej uroczych okolicznościach niż dzisiejsze obiadki u magister Przyłębskiej. A przecież, żeby wyroki zapadały w oparciu o prawo i były niezależne od potrzeb Drugiej Władzy, niezbędna jest zdrowa izolacja sędziów od premiera, ministrów, posłów i senatorów. Izolacja każdego środowiska wytwarza syndrom „kasty”, czyli grona wtajemniczonych obdarzonych przywilejami. Wiadomo, że mogą się wtedy zdarzyć nadużycia tych przywilejów, ale takie grono światłych, wykształconych ludzi wychowanych w kulcie praworządności, musi mieć zdolność do samooczyszczenia swoich szeregów z nieodpowiednich ludzi, którzy mogą się pojawić wszędzie i szkodzić wizerunkowi „kasty” tym , że mieli chrapkę na wiertarkę, albo wsiedli za kierownicę po pijaku. To sami sędziowie muszą mieć narzędzia dyscyplinowania własnego środowiska, bo oddanie tych narzędzi w obce ręce prowadzi niechybnie do zależności wydawanych wyroków od politycznej koniunktury.
Ustalanie hierarchii służbowych we własnym gronie i dyscyplinowanie się we własnym gronie wcale nie oznacza, że sędziowie znajdą się ponad prawem. Wręcz przeciwnie, to oni będą gwarancją, że wszystko tam, wewnątrz „kasty”, jest ściśle zgodne z prawem. To oni muszą wybrać skład KRSu, który będzie bronił ich niezawisłości. Kto twierdzi, że tego nie rozumie, to znaczy że jest idiotą, albo udaje, że nie rozumie. To wybierani i pilnowani przez siebie sędziowie są gwarancją zachowania trójpodziału władzy, czyli gwarancją DEMOKRACJI.
Czwarta władza – Media
Taki polski tytuł nosi genialny film Stevena Spielberga „The Post”. Każdy, kto chociaż trochę interesuje się polityką i jej zasadami, powinien go obejrzeć. Opowiada o tym, że aby mienić się wolnym i dumnym narodem, o jakim marzyli kiedyś Ojcowie Założyciele Stanów Zjednoczonych, i do dzisiaj marzy o tym każdy prawy i odpowiedzialny polityk w każdym kraju, to trzeba oprócz trójpodziału władzy mieć w państwie silne, niezależne media. To one bronią rządzonych przed rządzącymi. To one są gwarancją, że żadna ważna prawda nie zostanie zamieciona pod dywan i prędzej czy później zostanie objawiona suwerenowi. Utrzymanie wolnych mediów leży paradoksalnie w interesie władzy zarówno tej trzeciej, jak i drugiej, a tym bardziej pierwszej. Dzięki mediom każdy obywatel ma poczucie, że wie, co się na szczytach władzy dzieje, na co wydawane są jego podatki, kto z wybranych przez niego reprezentantów sprawdza się, a kto nie. Przy odrobinie wysiłku i staranności może zorientować się jaka faktycznie była przeszłość jego Ojczyzny, jaka otacza go teraźniejszość i jaka przyszłość czeka jego dzieci i całą rodzinę razem z sąsiadami i resztą narodu. To daje mu poczucie uczestniczenia w DEMOKRACJI i świadomość, że jest ważnym trybem w społecznej machinie, a co za tym idzie funduje mu poczucie godności. Taki obywatel łatwiej się godzi na bycie zarządzanym, niż ogłupiony propagandą niewolnik, który z niewiedzy dorabia sobie swoje własne wytłumaczenie biedy i upokorzeń, jakich żadna władza nie szczędzi szaremu człowiekowi. Oczywiście władza korzysta z zalet mediów pod warunkiem, że nie oszukuje i nie ukrywa przed suwerenem swoich rzeczywistych celów. Jeśli to czyni i chce ominąć demokratyczne prawodawstwo, Czwarta Władza ma obowiązek do tego nie dopuścić. Gorzej, jeśli również ona, lub jej większa część, bierze udział w tym zamachu na DEMOKRACJĘ i służalczo spełnia polecenia zamachowców. Wtedy nawet niewielka pozostałość wolnych mediów staje się bezcenną szalupą ratunkową, która broni prawdy i wywozi ją w bezpieczne miejsce, gdzie każdy obywatel, jeśli tylko zechce i trochę się wysili, może sprawdzić jaki jest jej stan.
Ale cóż to jest Czwarta Władza i jaką ma władzę? To nie jest zwarta, uporządkowana instytucja, jak trzy pierwsze. Nie wydaje też poleceń i wyroków, a mocy, żeby wprowadzić posłuch, nie ma żadnej. To tylko bardzo różni ludzie wygłaszający opinie, lub przekazujący informacje przy pomocy technicznych narzędzi jakimi są telewizja radio, prasa, czy internet. Często się mylą, zmyślają, kłamią, podlizują się odbiorcom, żeby zyskać większą oglądalność i słyszalność. Stacje i gazety, które ich zatrudniają są uzależnione od rządów, partii, korporacji czy Kościoła i wolność wypowiedzi, jaka jest podstawą dziennikarskiego działania, więdnie i usycha. Jednak zapotrzebowanie na prawdę jest potężniejsze niż wszystkie przeszkody, kraty i mury. Gazety publikują codziennie, a radia i telewizory w każdym domu ładują swój przekaz do głów suwerena wpływając na jego światopogląd i decyzje. Nawet przy pomocy odpowiednich reklam można różne prawdy i półprawdy przemycać zanim bezbronny odbiorca połapie się, co mu faktycznie zostało zaproponowane. Samodzielne myślenie przeciętnego człowieka jest wartością nader skromną. Dlatego tak ważne jest dla każdego rządzącego, by przejąć jak najwięcej mediów i dzięki nim utrzymywać taką a nie inną opinię na temat trójcy pierwszych władz. Solą więc Czwartej Władzy są ci niezwykli dziennikarze, dla których tropienie prawdy, a potem jej głoszenie, jest pasją, dla której nie dadzą się zastraszyć, ani przekupić. Niejednokrotnie poświęcają dla niej życie, jak legendarna Politkowska. Kochamy ich wtedy i czcimy w historii. Nie pozwalamy, by ich poświęcenie poszło na marne. To oni stanowią wzór dla swoich następców, których wciąż nie brakuje. A prawda, to przede wszystkim Fakty, a nie Wydarzenia kreowane w oderwaniu od rzeczywistości. Warunkiem istnienia DEMOKRACJI jest służba niewielkiej garstki odważnych ludzi w relacjonowaniu faktów. To ich władza jest tą tajemniczą Czwartą, a nie bajki i ich kreatorzy, którym wydaje się, że lud jest tak głupi, że kupi wszystko.
Piąta Władza – Kościół
W niektórych krajach powinna funkcjonować jako Pierwsza. Ale Konstytucja tego nie przewiduje. Tak samo, jak nie przewiduje, że królem Polski jest Jezus. No ale nie ma co przywiązywać zbyt wielkiej wagi do papierowych przepisów. Liczy się praktyka i tradycja. Jeśli rządzi Kościół, to nie musi tego mieć w zapisach, tylko w mentalności ludzi. A ta mentalność podlega Piątej Władzy od urodzenia. Chrzest może nie jest dla noworodka ważnym wydarzeniem, które wryje mu się w pamięć, ale rodzina i cała społeczność lokalna przeżywa to jako najważniejszy akt dokonany wobec nowego życia, które pojawiło się na ziemi. Ksiądz w czasie tego aktu reprezentuje Boga, który tchnął ducha w Adama, zastępuje jednocześnie Jana Chrzciciela, który zmył grzech pierworodny z Jezusa, chociaż był on bezgrzeszny. Ksiądz powtarza swoje zwierzchnictwo podczas pierwszej komunii i jeszcze raz w czasie bierzmowania. Rodzina i społeczność lokalna bierze za każdym razem udział w tym przypominaniu, że ten rozwijający się, dorastający do samodzielnego życia człowiek należy do Boga. Przez całe dzieciństwo jest mu to wpajane przede wszystkim podczas spowiedzi, tej karygodnej sankcji wobec rozwijającej się mentalności. Uczy ona, że przed Bogiem, a więc i przed księdzem nic się nie ukryje i życie intymne oraz prywatność jednostki nie istnieje. To buduje w człowieku już na zawsze obraz miażdżącej przewagi Kościoła nad jego osobistymi przemyśleniami decyzjami. Władza wynikająca z sakramentu spowiedzi nie ma sobie równych. Potem następuje ślub, kiedy ksiądz wiąże stułą dłonie i poucza, że co on, czyli Bóg związał, tego nikt rozwiązać nie może. Żadna zdrada i podłość w ciągu długich lat małżeństwa nie są ważne wobec potęgi tej stuły. Także notoryczna przemoc silniejszego samca, bicie i poniżanie nie mogą być powodem do decyzji rozwodowej. Kościół wyjątkowo uznaje prawo do unieważnienia małżeństwa, jeśli powodem jest brak jakiejkolwiek kopulacji, a więc niemożność zapewnienia potomstwa, które mogłoby powiększyć stado kościelnych owieczek. Można też uzyskać rozwód kościelny, jeśli się wyzna, że popełniło się krzywoprzysięstwo przed ołtarzem i oszukało małżonka udając osobę wierzącą. Ale któż z wierzących w Boga odważy się na takie wyznanie? Wszyscy więc pokornie czekają aż piekło, w jakie zamieniło się ich małżeństwo śmierć wreszcie zamieni w odpoczynek w raju. Pod warunkiem, oczywiście, że tę śmierć uświetni kościelny pochówek i nadzór nad nim księdza obficie opłaconego przez rodzinę. Bo dla tej Piątej Władzy, oprócz samej radości rządzenia duszami, istotna jest radość zarządzania dobrami doczesnymi. Łapczywość księży na diabelski szmal jest niebywała, jeśli pamięta się o ich misji służenia pokornego wiernym i zachowania ubóstwa wraz z umiarkowaniem w piciu i jedzeniu. Tu wspomnieć należy też o celibacie, który powinien budzić w narodzie szacunek swoim poświęceniem w wyrzeczeniu się największej przyjemności, jaką natura dała człowiekowi. Jednak coraz więcej jest dowodów na to, że celibat jest tylko fasadą, za którą uprawia się najróżniejsze przyjemności włącznie z gwałceniem dzieci i deprawowaniem nieletnich, z którymi seks sprawia najmniej kłopotów i trudności. Pod warunkiem, rzecz jasna, że moc Piątej Władzy jest wystarczająco wielka, by zapewnić bezkarność tego, czy tamtego pedofila w sutannie. Nawet rodzice pokrzywdzonych dzieci nie ośmielają się skarżyć biskupom na kanalie w swoich parafiach. Po pierwsze wiedzą, że te skargi nie zostaną wysłuchane, a po drugie, jak można być pokrzywdzonym przez dłonie księdza, które codziennie się całuje? Przecież to są dłonie samego Jezusa, jak to kanalie wbijają ludziom do głów od dziecka. Skąd jednak ta moc Piątej Władzy? Przecież nie mają gwardii inkwizytorów, ani bojówek zdolnych do represji, jeśli nie liczyć unikalnych oddziałów finansowanych z tajemniczego funduszu sprawiedliwości. No właśnie – to państwo musi dostarczać Kościołowi nie tylko ogromnych pieniędzy i majątków ziemskich, ale też gwarancji obrony tych dóbr i bezkarności delikatnych z natury „pasterzy”. To państwo musi dbać o to, by Piąta Władza tak naprawdę była Najpierwszą z Pierwszych. Jak długo tak się dzieje o prawdziwej DEMOKRACJI w takim państwie nie można mówić. Nawet jeśli lud większością serc taki brak DEMOKRACJI popiera.
Szósta Władza – Partie
Jest ściśle związana z Pierwszą i Drugą, czasem z Piątą, a czasem walcząca z nią na śmierć i życie. Teoretycznie DEMOKRACJA mogłaby się bez niej obejść, ale w praktyce ani Pierwsza ani Druga nie zaistniały by w takim kształcie, w jakim dzisiaj na świecie funkcjonują. Nam, pamiętającym czasy komuny i żyjącym kiedyś w cieniu imperium Szóstej Władzy, słowo PARTIA kojarzy się jak najgorzej, ale w cywilizowanym świecie nie budzi ono takich emocji. Sympatyzowanie z tą czy inną partią ubiegającą się o władzę może przecież być pozbawione fanatyzmu. W systemie anglo-saskim, gdzie dwie główne partie toczą ze sobą odwieczne gry, raz jedna, raz duga wyłania premiera, czy prezydenta, którym zostaje zwykle lider zwycięskiego ugrupowania. Wspaniale obrazują to obrady parlamentu brytyjskiego, gdzie dwie partie siedzą nieodmiennie naprzeciwko siebie i kłócą się zawzięcie ku chwale Ojczyzny. System francuski, do którego i nasz polski można zaliczyć, preferuje wielopartyjność, co czasem daje komiczne efekty powstawania różnych efemeryd zasiadających w sejmie, jak choćby „partia piwa”, „ruch Palikota”, „wiosna” czy „solidarna Polska”. Zawiązują one koalicje z większymi i poważniejszymi partiami, potem je zrywają, bo zwykle zasilają je szeregi awanturników. Tak więc partia partii nie równa i sęk w tym, żeby suweren zdawał sobie sprawę jakie dary przynosi mu ta, czy tamta, jakie obietnice spełni, a które z nich tylko mamią głupków. Są partie, które nie ukrywają swoich programów i traktują je odpowiedzialnie, a są takie, co sprowadzają swój program do populistycznych haseł w rodzaju „wstaniemy z kolan”, „zadbamy o najbiedniejszych” czy „zatroszczymy się o każdego obywatela”. Tu nie do przecenienia jest rola Czwartej Władzy, która właśnie partyjnym demagogom musi patrzeć na ręce, tropić afery, weryfikować obietnice i dbać o to, żeby konkurencja między partiami była ujęta w ryzy przyzwoitości i trzymała się prawdziwych faktów. Nie trzeba zapominać o roli Trzeciej Władzy, która pilnuje, by wyścigi partyjne trzymały się litery prawa. Taka współpraca różnych Władz jest warunkiem zdrowej DEMOKRACJI. Tak długo, jak każdą z nich suweren docenia i szanuje, istnieje nadzieja, że żadna z partii nie zagarnie całej puli wszystkich Władz, nie przejmie instytucji państwa i nie odda rządów jakiemuś obłąkanemu dyktatorowi jak Hitler, Putin, czy jakiś inny pomniejszy kacyk partyjny. Oni zwykle startują jako pisklęta z gniazda DEMOKRACJI a potem wyrastają na drapieżników dokonujących straszliwych zniszczeń, bo stają się potężni i bezkarni. Jakże ważne jest, żeby już na poziomie każdej partii istniały procedury demokratyczne, które chronią taką społeczność przed utratą wartości wokół których każda z nich kiedyś się organizowała. Ciekawe, że te wartości dzisiaj wszędzie, czy na Lewicy, czy na Prawicy są podobne. Żadna partia nie będzie się przecież w naszych czasach organizować wokół eksterminacji innego narodu, powrotu do niewolnictwa, czy powszechnej kopulacji. Rewolucje szalejące kiedyś pod hasłami mordowania bogatych i zabierania im majątków, nabrały dziś subtelniejszych argumentacji z naczelną zasadą „sprawiedliwości społecznej”. Różnice więc pomiędzy partiami w sensie ideologicznych wartości są coraz mniejsze. Każdej partii chodzi przecież o zdobycie władzy dla dobra suwerena. Tylko sprawy obyczajowe dzielą wciąż ludzi na tych co miłują wolność i tych preferujących system zakazów i nakazów głównie w sferze seksu. To seks dzięki chorym poglądom odstawionych od niego starców, piastujących urzędy przeważnie w szeregach Piątej Władzy, wciąż jest dla większości ludzi nierozwiązanym problemem. Wożą się na tym problemie dzisiejsi partyjniacy, jak kiedyś wozili się ich poprzednicy na biedzie ludzkiej. Drugim ogniskiem wszelkich sporów partyjnych są sprawy personalne, bo wzajemna niechęć, a często nienawiść przywódców w każdym narodzie na kuli ziemskiej jest motorem szalonej aktywności. Włączają w te osobiste animozje resztę towarzyszy partyjnych, a poprzez ich głosy wciągają w te, jakże podłe często rozgrywki, miliony obywateli słabo orientujących się, o co tym na górze tak naprawdę chodzi. Dlatego jednym z warunków DEMOKRACJI jest ten, żeby potrzebne w jej systemie partie nie pozwoliły na opanowanie którejś z nich przez jednego, nawet najbardziej uwielbianego dyktatora. Trzeba za wszelką cenę uniknąć takiej sytuacji, do jakiej doszło u bolszewików, którzy skandowali: „Mówimy partia, a rozumiemy – Lenin! Mówimy Lenin a rozumiemy – partia!” Taka sytuacja Piątej Władzy to śmierć DEMOKRACJI.
Siódma Władza – Ruchy obywatelskie
Było nas 10 milionów. To „Solidarność” obaliła komunę i rządziła jakiś czas Polską. To były wielkie chwile w życiu narodu, chociaż oczywiście nie wszyscy byli szczęśliwi. Obok wielu innych lekcji, jakie wtedy otrzymaliśmy, była i ta, że związki zawodowe dobrze zorganizowane z mądrym i silnym przywódcą na czele mogą wywrócić nawet najsilniejszą władzę i zaprowadzić nowe porządki. W ramach związkowej działalności uczyliśmy się również DEMOKRACJI. Wybierając na tysiącach zebrań swoich przedstawicieli, widzieliśmy jakie mechanizmy decydują o takich a nie innych wyborach. Potrafiliśmy wybrać najbardziej odpowiedzialnych, świadomych i szlachetnych ludzi, ale też daliśmy się nabierać demagogom, farmazonom i zwykłym oszustom. Nie wiedzieliśmy o setkach ubeckich agentów, którzy udawali patriotów i prostych robotników. Wielka rzesza związkowców była tak różnorodna jak naród, który masowo wstępował do „Solidarności”. Gwarantem etyki naszych szeregów stali się księża, wśród których było wielu wspaniałych ludzi, ale też wielu szalbierzy i manipulatorów. Najbardziej czczony z nich okazał się chciwym bogactw pyszałkiem i pedofilem, a wielu dostojników Kościoła schlebiało związkowcom, by wśród tych pobożnych mas ludzi dalej prowadzić swoje żniwo strzyżenia owieczek, jak na odwiecznych pasterzy przystało. Jednak etyki pilnowali nie tylko oni. Znienawidzeni przez komunę Korowcy przez długie lata potrafili utrzymać poziom moralny i intelektualny „Solidarności” na najwyższym światowym podium. Niezależne, Samorządne Związki Zawodowe – ta Siódma Władza w DEMOKRACJI pełni na świecie swoją ważną funkcję od wielu lat, na długo przed powstaniem „Solidarności”. Ale to nasz związek osiągnął szczyt jej możliwości i największy sukces w dziejach. Organizacje walczące o prawa pracowników i broniące ich przed wyzyskiem pracodawców mają bardzo trudną i skomplikowaną sytuację w społeczeństwie. Są pod naciskiem potężnych instytucji, korporacji i oligarchów dysponujących nie tylko pieniędzmi, ale prawnikami, sądami, policją i wojskiem. A jednocześnie od dołu naciskani są przez niekończące się żądania pracujących, którzy w naturalny sposób zawsze chcą zarabiać więcej. Przywódcy związkowi są narażeni na niewyobrażalne pokusy przejścia poszczególnych działaczy ze stanu biedy ich i ich rodzin, w stan dostatku, darmowych luksusów, zagranicznych studiów dla dzieci i złotej biżuterii dla żon. Niewielu ma w sobie tyle hartu ducha, by się tym pokusom oprzeć. Nie każdy ma tyle siły jak Lech Wałęsa odizolowany w Arłamowie bez żadnej pewności, że przeżyje kolejny dzień. Jego niezłomny charakter i polityczna intuicja pozwoliły „Solidarności” wygrać. Wybranie go na prezydenta kraju, danie wielkiej władzy samotnemu prostemu robotnikowi, odciętemu od zaplecza związkowców i otoczonemu fałszywymi doradcami, zrzuciło na jego barki ciężary, którym nie podołał. Ubecja wrobiła go w maskę konfidenta, a sfałszowane dokumenty, które miały świadczyć o jego podwójnej roli, wykorzystali wszyscy jego przeciwnicy, włącznie z byłymi najbliższymi współpracownikami. Świat, który czcił go jako wielkiego bohatera ze zdumieniem przyglądał się jak sami Polacy niszczą jego mit. Wałęsa wytrzymał to wszystko imponująco, chociaż nie oszczędzono mu także transformacji związku, który stworzył, w organizację prorządową, uległą wobec wszystkich Władz z Piątą na czele. A przecież uległość i uzależnienie to ostatnie cechy, jakimi Siódma Władza może się szczycić. Jej rola polega na ustawicznej opozycji do wszystkich władz, bo reprezentuje rzesze ludzi, którzy żadnej władzy nie mają, tylko są posłuszną masą z jednym jedynym przywilejem, jakim jest kartka wyborcza. Dlatego to oni najczęściej wychodzą na ulicę protestować i fundamentalną cechą prawdziwej DEMOKRACJI jest umożliwianie im swobody tego protestowania. Bo to uliczne protesty są prawdziwym głosem suwerena, jeśli się nie dotrzymuje wyborczych obietnic, albo sfałszuje wybory jak w Białorusi. Ten wariant kończy się prawie zawsze przemocą policyjną i śmiercią DEMOKRACJI. Rzadziej śmiercią dyktatora jak w Rumunii, ale i takie rozwiązania są możliwe, a znane już od starożytnych czasów, kiedy to Cezar zginął z ręki Brutusa.
Ósma Władza – Banki, Kartele, Korporacje
Niektórzy upierają się, że jest najważniejsza i że to ona tak naprawdę rządzi. Nie mam takiej pewności, ale faktycznie jej potęga i oddziaływanie na wszystkie inne władze jest nie do przecenienia. Trzeba jej pilnować, żeby nie zrobiła z DEMOKRACJI szopki dla naiwnych. Jest podstępna i tajemnicza. Niby jej kompetencje określają różne ustawy i kodeksy, ale nikt, tak jak jej przedstawiciele, nie potrafi łamać prawa i kpić sobie z niego w skrytości ducha. W skrytości, bo oficjalnie ta władza ma do dyspozycji armię prawników i przy każdej okazji posługuje się nią bez pardonu wobec słabeuszy, których stać tylko na jednego adwokata. Jej skład zmienia się wciąż, chociaż główni szefowie pozostają ci sami. O mechanizmie ich przetrwania wspaniale opowiada jeden z najwybitniejszych filmów znany u nas pod tytułem „Chciwość”. Postać grana przez Jeremiego Ironsa to właśnie taki niezniszczalny przedstawiciel gatunku sprawującego Ósmą Władzę ku chwale DEMOKRACJI, ale też z nieustającym wielkim dla niej zagrożeniem. Widzimy więc, że to już kolejna władza, która jest podstawą DEMOKRACJI a jednocześnie notorycznie zakłóca i podważa jej zasady. Ten paradoks pogłębia jeszcze szczera i odwieczna nienawiść ludu do bogaczy, a szczególnie bankierów, którzy jawią się jako drapieżni oprawcy biedaków, chociaż przecież tych ostatnich nikt nie zmusza, żeby pożyczali pieniądze, jakich jeszcze sami nie zarobili. Tę nienawiść do tych ukrytych za murami swoich fortun umiejętnie wykorzystują zawsze demagodzy wszelkiej maści. To oni przecież są prawdziwymi wrogami DEMOKRACJI. Im nie jest do niczego potrzebna. Wręcz przeszkadza i nie dopuszcza do pełni władzy. W systemach rynkowych opartych na solidnych prawnych fundamentach fortun dorabiają się ludzie dbający o demokratyczne zasady. Bez tych zasad ani pieniądz nie byłby nic wart, ani nie istniały by gwarancje przetrwania fortun i możliwości przekazania ich potomstwu. Ósma Władza opływająca w dostatki i wygody życia jest w związku z tym magnesem dla najzdolniejszych i najsprytniejszych. Każdy odpowiednio zdeterminowany może przystąpić do jej elitarnego klubu, jeśli oprócz talentu i pracowitości będzie jeszcze miał trochę szczęścia. To wspaniały mechanizm postępu i rozwoju jakości społeczeństwa, jeśli oczywiście wszystkie mechanizmy kontrolne utrzyma na starannym poziomie. Mechanizmów kontrolnych strzeże Trzecia Władza, ale Ósma tak się specjalizuje w omijaniu prawa, że korzystając z jego zalet i darów jednocześnie wychodzi z siebie, żeby zwiększać zyski ponad prawem. Na przykład traci mnóstwo energii, żeby unikać płacenia podatków, chociaż egzekwuje wszystkie prawne możliwości, żeby ściągnąć należne jej środki od innych podmiotów. Banki, korporacje, wielkie firmy i potężni oligarchowie to wszystko działa tak samo i tymi samymi sposobami wpływa na decyzje rządów, parlamentów i, o zgrozo, sądów. Paradoks Ósmej Władzy i jej dwuznaczne działania są jej naturalnym sposobem funkcjonowania. Lud broni się przed wyzyskiem wszelkimi sposobami, ale ma ich coraz mniej, bo świat ewoluuje w kierunku miażdżącej przewagi garstki bogaczy nad rzeszami biedaków. Mamienie ich dobroczynnością, pomocą humanitarną, dopłatami do rolnictwa, czy wydobywania węgla zatacza coraz szersze kręgi, ale nie ma już takiej mocy jak kiedyś proste spełnianie żądania „chleba i igrzysk”. Edukacja i internet stały się potężną bronią w rękach ludu. Nie licząc kilku archaicznych systemów totalitarnej dyktatury, raczej jest mało prawdopodobne, żeby tę broń biedakom wydrzeć. Skończy się to jakąś kolejną krwawą rewolucją, kolejnym obrzydliwym dyktatorem i po jego nieuchronnym upadku powrotem do budowania DEMOKRACJI od nowa, bo jej idea jest nieśmiertelna, jak się wydaje. Być może złudzeniem jest, że w Unii Europejskiej i w USA zyskała ona trwały byt i można spać spokojnie, bo żadna zmowa władz zmierzająca do wypowiedzenia posłuszeństwa ludowi i obalenia DEMOKRACJI nie ma szans. Nawet jeśli to złudzenie i groźba upadku demokratycznej cywilizacji jest większa niż dekadę temu, to trzeba pamiętać, że to nie władza jest nieśmiertelna, tylko lud i on zawsze odrodzi się po każdej klęsce.
Dziewiąta Władza – Kobiety
Nie ma DEMOKRACJI, jeśli nie ma równouprawnienia wszelkich grup społecznych. Jest ich mnóstwo i być może większość z nich nie ma ambicji, żeby rządzić. Są zróżnicowane i różnokolorowe. Wymaganie, żeby każdej z nich oddać sprawiedliwość i dopuścić do decydowania o losach kraju, wydaje się niemożliwe do spełnienia, a często absurdalne w stosunku do reszty ludu. Przy całym szacunku do różnych ciekawych organizacji i zrzeszeń, trudno wymagać, żeby wszystkie miały wpływ na decyzje ustawodawcze, czy rozporządzenia rządu. Związek Wędkarski, Wioślarski, Myśliwski, Hodowców Drobiu, Rodzin Radia Maryja czy Kół Gospodyń Wiejskich nie mogą domagać się korygowania polityki państwa pod kątem ich najszlachetniejszych nawet potrzeb. Owszem, opiekować się nimi, dbać o respektowanie ich praw i równości jest obowiązkiem wszystkich władz, ale te liczne, drobne ugrupowania muszą znać swoje miejsce w strukturze DEMOKRACJI i pamiętać o proporcjach w jakich realizują swoje cele. Jest jednak grupa, która stanowi połowę ludu, a jej rola i możliwości decydowania o losach świata dopiero od stu lat zaczyna być traktowana poważnie. Może dlatego świat jest tak źle urządzony i wszystkie jego Władze są kalekie, jakby wykształcone zostały tylko z jedną ręką i jedną nogą. Emancypacja kobiet jest zjawiskiem w historii młodszym niż się to wydaje współczesnemu człowiekowi, którego już nie dziwi kobieta – generał, czy kobieta – premier. Owszem królowa pojawiała się czasami w dziejach, ale to był wynik drabiny dziedziczenia i bardzo rzadko zdarzała się prawdziwa władczyni jak Elżbieta I czy Katarzyna II. Inne królowe były sterowane przez mężczyzn i raczej nie miały własnego zdania. Kobiety zaprzęgnięte od prawieków do rodzenia dzieci, wychowywania ich i obsługiwania przy okazji ich ojców, były pozbawione praw, poważnego traktowania i przede wszystkim edukacji, bez której wpływ na losy świata jest utrudniony. Kiedy panowie zaczynali poważne rozmowy przy stole, kobiety były odsyłane do drugiego pokoju i mogły sobie plotkować i poświęcać się robótkom ręcznym, pod warunkiem, że nie musiały pozmywać po obiedzie, czy przewinąć maleństwa. Sufrażystki, które rozpoczynały walkę o równouprawnienie spotkały się z wyśmiewaniem męskim, a potem z narastającą wściekłością i w końcu z przemocą. Ta ostatnia jest wynikiem okropnej pozostałości ewolucyjnej po bytowaniu zwierzęcym, gdzie samiec osiągnął przewagę fizyczną. Wielkość samców, ciężar, grubość kości i siła ich mięśni odebrały samicom szansę na równoprawne budowanie świata i urządzanie go mądrzej, niż to przez wieki zrobili mężczyźni. Zapędzone od urodzenia do bycia własnością najpierw ojca a potem męża, kobiety ewoluowały wolniej niż decydujący o wszystkim panowie. Teraz, kiedy okazało się, że są tak samo zdolne i inteligentne coraz częściej konkurują z mężczyznami na różnych polach i często pokonują ich w dyscyplinach, które kiedyś były dla nich niedostępne. Są jeszcze kraje, gdzie kobieta nie ma prawa kierować autem, ale jednocześnie w takiej Anglii jest kobieca drużyna futbolu, która zgromadziła na Wembley rekordową ilość widzów. Kościół katolicki, jedna z najbardziej zatwardziałych w swoim konserwatyzmie instytucji, broni się przed udziałem kobiet w liturgii, ale już w zgromadzeniach protestanckich są kobiety w randze biskupa i jakoś Bóg nie grzmi. A może Bóg jest matką, a nie ojcem? To pytanie pojawia się w społecznych debatach. Dziewiąta Władza staje się coraz bardziej realną rzeczywistością i DEMOKRACJA nabiera dzięki temu pełnego sensu. A tak niedawno kobietom odmawiano praw wyborczych! Ile czasu musiało upłynąć od zebrań na ateńskiej Agorze, żeby „płeć piękna” przestała być znakiem przynależności do niższej warstwy Demosu, nie tak odległej od niewolników. Oczywiście, że nie brakowało pełnych hipokryzji słów o szacunku i uwielbieniu dla kobiet, słów jakże podobnych do obłudnego cmokania ich w rękę przez dyktatora, który potem wysyła przeciwko nim policję z metalowymi pałkami. Ile czasu musi jeszcze upłynąć, żeby wyrugować z mentalności samców poczucie wyższości zakodowane w genach i utrzymywane w zakutych łbach przez kulturę budowaną tysiące lat. Wprowadzane odgórnie parytety w obsadzaniu stanowisk powoli to przełamują, ale chciałoby się wrzeszczeć: „Szybciej trochę! Podzielcie się władzą z kobietami zarozumiałe buce, bo inaczej nie zbudujemy prawdziwej i skutecznej DEMOKRACJI!”
Dziesiąta Władza – Mafia
Przed laty w Chicago nasi górale zazdroszcząc Włochom wpływów postanowili porządzić miastem jak oni. Przeszli ulicami włoskiej dzielnicy wielką gromadą wrzeszcząc: „wy mocie swojo Cosa Nostra i my tyz bedziemy mieli tako od dzisia, a bedzie się nazywać Naso Zec”. Poprzewracali kilka straganów, poturbowali parę osób i poszli uczcić to wydarzenie. Na drugi dzień w polskiej dzielnicy pojawiła się włoska ciężarówka. Na jednym z placów wyładowała duży blok cementu, z którego wystawały dłonie, stopy i głowa jednego z prowodyrów zapowiedzianej polskiej mafijnej organizacji. Ten pokaz wyższości technicznej i logistycznej zastopował naszych rodaków. Tym razem zorganizowanie mafii się nie udało, co nie znaczy, że nie potrafimy działać w tej dyscyplinie. Razem z rozwojem handlu i przemysłu a za nimi bankowości i finansów rozwinęliśmy, tak jak wszystkie cywilizowane kraje, świat organizacji przestępczych. Niestety DEMOKRACJA sprzyja temu rozwojowi. Konieczność przestrzegania prawa, działanie policji tylko w zgodzie z przepisami i prawami człowieka, bezradność pierwszych trzech władz wobec siły i środków finansowych gangsterów może nastrajać sceptycznie do demokratycznych zasad, ale trzeba pamiętać, że każda dyktatura totalitarna jest wielką organizacją przestępczą i jej rządy są nieporównanie bardziej bolesne i szkodliwe dla ludu, niż skomplikowana struktura DEMOKRACJI z jej koniecznością respektowania umów społecznych z Konstytucją na czele. To prawda, że powszechna inwigilacja, zakaz wiecowania, drukowania ulotek, posiadania broni i temu podobne, sprawiały wrażenie spokoju i bezpieczeństwa. Już sama nazwa „służba bezpieczeństwa” sugeruje takie pozytywne działania, chociaż ta służba z bezpieczeństwem obywateli niewiele ma wspólnego. W DEMOKRACJI władza mafijna ma czasami ogromny wpływ na całą resztę władz. To cena, jaką lud płaci za wszystkie dobra tego niedoskonałego, ale wciąż najlepszego systemu społecznego, w jakim mamy szczęście tu, w zachodniej cywilizacji spędzać życie. Ta Dziesiąta Władza, jeśli się ją omija jak gniazdo szerszeni, nie jest dla przeciętnego obywatela tak groźna, jak wspomniana „bezpieka” w ustroju totalitarnym. Mafia prowadzi swoje interesy w ukryciu i skupiona jest na grabieniu raczej Dziewiątej Władzy niż ludu. Jest to jakaś forma współczesnej wersji Janosika, czy Robin Hooda. Najbardziej negatywna strona jej działania to korumpowanie wszystkich władz i policji, co niszczy i tak kruchą tkankę DEMOKRACJI i kosztuje wiele wysiłku zastępy porządnych ludzi różnych profesji w zwalczaniu przestępczości zorganizowanej. Mafia i falująca koniunktura jej wpływu na społeczeństwo jest rodzajem choroby demokratycznego ustroju przeniesionej z innych ustrojów zbudowanych na przemocy i zabijaniu. To jedyna władza w DEMOKRACJI, która nie udaje, że działa zgodnie z prawem i dlatego w miarę łatwo z nią walczyć, jeśli tylko jest się odpowiednio zdeterminowanym i nie ulega się pokusie korupcyjnej ani zastraszaniu. W tym sensie może problematyczne jest dołączenie przeze mnie mafii do listy władz w demokratycznym państwie, ale jednak widzimy, że często dochodzi do podejmowania decyzji dyktowanych przez nią innym władzom z tej listy. Kłopot polega na tym, że mafia nie tylko korumpuje i zastrasza polityków, sędziów i policjantów. Jej powiązania ze służbami specjalnymi, czyli tymi instytucjami, które w DEMOKRACJI zastąpiły wszechwładną „bezpiekę” są szalenie trudne do wykrycia i zlikwidowania tych macek wrastających w najważniejsze dla stabilności państwa organy. Jest jak przerzuty raka, które nie nadają się do operacyjnego leczenia, tylko muszą być poddane chemioterapii zatruwającej cały organizm. Ale przecież i z takiego raka wielu pacjentów wychodzi cało. Tak też dzieje się z DEMOKRACJĄ i jej zdrowiem, istniejącym jako zjawisko w permanentnym kryzysie, zarówno w życiu człowieka jak i w życiu całego ludu. Ale najgorzej jest, kiedy inne władze pozazdroszczą mafii skuteczności, jak to stało się w Chicago, i przejmą jej zasady działania, cele oraz odrzucenie wszelkiej przyzwoitości. Jeśli Druga, Szósta i Siódma Władza upodobnią się do Dziesiątej, to będzie to śmierć DEMOKRACJI i czekanie na jej zmartwychwstanie potrwać może kilka pokoleń.
Jedenasta Władza – Naukowcy
To by dopiero była władza, gdyby się jej słuchano! Co prawda, naukowiec naukowcowi nierówny. Żadne tytuły, doktoraty, profesury i ilość publikacji nie ustalą, kto tak naprawdę jest mądry, a kto tylko udaje i korzysta z koniunktury politycznej. W sumie ogół i potem historia potrafią oddzielić ziarno od plew, ale też nie zawsze, więc jak tu zgodzić się, żeby rządzili nami mędrcy bez kontroli? Jak ich kontrolować, kiedy kłócą się między sobą, a wszyscy są mądrzejsi od naszej reszty? Co ma być puntem odniesienia w stosunku do ich wykładów, złotych myśli, czy nadzwyczajnie ozdobnej gadki -szmatki? Ano, weryfikacja jest prosta – PRAWDA jest punktem odniesienia. Ale wielu zawoła, że nie ma prawdy obiektywnej, tylko są post-prawdy i niby-prawdy itd.itp. Otóż tak się składa, że naukowcy w ogromnej większości żyją z prawdy, czczą jej potęgę i poświęcają całą swoją energię na jej studiowanie. Ona istnieje w świecie doświadczalnym, w materii poddawanej przemianom i badaniom, w kosmosie nieogarnionym i w atomach, o których już Demokryt wiedział, że muszą istnieć, bo inaczej nic by się w otaczającym nas bycie nie zgadzało. Naukowe podejście do tego bytu, racjonalne prawa i wnioskowanie, matematyka i logika dają nam niezliczone narzędzia, żeby PRAWDĘ poznawać, uczyć się jej istnienia i odróżniać ją od kłamstw, bredni, bajek, fejków i innych śmieci wyprodukowanych przez ludzkość w ciągu tysięcy lat jej istnienia. W różnych DEMOKRACJACH naukowcy różnie są traktowani, ale im bardziej się ich lekceważy i unika, tym demokratyczne zasady są słabsze i tym gorzej taka społeczność się rozwija. W USA środowiska akademickie, uniwersytety i pojedyncze autorytety stanowią rzeczywiście Jedenastą Władzę. Ich opinie liczą się na wszystkich szczeblach państwowej machiny. Po ich rady zwracają się wszyscy od prezydenta i senatorów po sędziów i nauczycieli. Często się z tymi opiniami i radami nie zgadzają i robią swoje. Dlatego nawet tam nie wszystko przebiega logicznie i skutecznie. Ale są kraje, gdzie Jedenastą Władzę się lekceważy, znieważa i nasyła się na nią zarządzających jej zasobami debili i bufonów, którzy każdego naukowca traktują jak wroga. Są kraje, gdzie Piąta Władza, czyli Kościół prowadzi z Jedenastą wojnę na śmierć i życie, bo racjonalne myślenie i analiza obiektywnych faktów zawsze w końcu podważa „prawdy objawione” i wszystkie brednie o stworzeniu kobiety z żebra, czy jej dzieworództwie. Fizyka, chemia i biologia w swoich nieubłaganych prawach, odkrywanych z mozołem przez pokolenia pracowitych i utalentowanych naukowców, wyjaśniają powstanie i budowę świata inaczej niż święte księgi. A i same te księgi badane przez lingwistykę, archeologię, grafologię i historię odkrywają przed naukowcami swoje prawdziwe życie i genezę. To jest dla Piątej Władzy zabójcze, bo to przecież kapłani są powołani do tego, żeby wszystko prostaczkom wyjaśniać. To nie szkodzi, że przeważnie są ciemni jak przysłowiowa tabaka w rogu. Nieliczni prawdziwi naukowcy w ich szeregach żyją na marginesie Kościoła i w zasadzie tylko mu przeszkadzają. Chyba że któryś z nich zostanie papieżem, wtedy jego nauki są święte. Ich merytoryczna wartość mniej jest ważna i nie podlega krytycznym analizom jak inne naukowe dokonania. Tak jak nie podlegają krytycznym analizom naukowe osiągnięcia ważnych polityków z klasykiem językoznawstwa Stalinem, jako komicznym przykładem pretensjonalności w nauce, jakiej nie brakuje, bo cierpliwy papier zniesie przecież wszystko, także moje dywagacje o dwunastu władzach DEMOKRACJI. Ale moje słowa nie pretendują do tekstu naukowego i są wydane na pastwę bezlitosnych komentarzy. Ludzie nauki wiedzą, że każde odkrycie, teza, projekt, idea – muszą być poddane krytyce, bo wiedza jest w swojej istocie dobrem demokratycznym i żadne sakrum nie może ograniczyć prawa do wątpienia, weryfikowania i tworzenia antytez. Wielka triada Hegla tego wymaga od osobników myślących, by nie uznawali niczego za oczywistą oczywistość, dopóki się nie sprawdzi każdej tezy przez jej zaprzeczenie i dopiero wtedy można próbować tworzyć syntezę i przekonanie, że głosi ona niepodważalną prawdę jak „2+2=4” albo „E=mc2”. Od osobników myślących wymagany jest również szacunek wobec nauki i jej robotników, bo tylko dzięki nim nie błądzimy w ciemnościach i nie pozwalamy, by DEMOKRACJĘ wymagającą światła i prawdy ktoś zastąpił ustrojem istniejącym dzięki głupocie i kołtuństwu. Temu służy Jedenasta Władza.
Dwunasta Władza – Opozycja
Jest pozbawioną decyzji częścią Pierwszej Władzy, ale bez jej udziału w Parlamentach nie ma prawdziwej DEMOKRACJI, która im doskonalsza, tym wpływ opozycji na uchwalanie prawa powinien być bardziej zagwarantowany. Im DEMOKRACJA słabsza i zdominowana przez jedną partię, tym mniej opozycja ma do gadania, a często bywa, że wyłącza się jej mikrofon. Zdarza się też, że się ją zastrasza, przekupuje, aresztuje i likwiduje. To już oczywiście znaczy, że nastał jakiś inny ustrój, który nas w tych rozważaniach nie interesuje. Opozycja bywa różna. Zwykle jest podzielona i traci więcej energii na walki we własnym gronie i lansowanie za wszelką cenę któregoś ze swoich przywódców, na tego jednego, który miałby poprowadzić opozycję do przyszłego zwycięstwa w kolejnych wyborach. Rozdmuchane ego większości polityków utrudnia zgodę i szanse na wynegocjowanie wspólnego stanowiska. Wielu z nich wykorzystuje mównicę sejmową, media i wiece na zdobywanie popularności i głosów wyborców kosztem swoich deprecjonowanych kolegów, albo przeciwników. Te haniebne praktyki szkodzą dobru ogólnemu i dlatego kraje, gdzie tradycyjnie istnieją dwie partie, urządzone są lepiej. Tam, gdzie partii jest więcej straszy się lud groźbą „duopolu” bez wdawania się w konkretne wady i zalety takiego systemu. A to przecież „duopol” odzwierciedla prawo heglowskiej triady, gdzie w sporze tezy z antytezą powstaje dopiero wartościowa synteza. Dyskusja konserwatystów z demokratami, czy liberałami, spór „prawicy” z „lewicą” jest dla parlamentaryzmu zdrowszy niż kłótnie różnych ugrupowań i tworzenie wciąż nowych koalicji, które z trudem wykuwają jakieś wspólne idee, a cóż dopiero gdy przyjdzie przeciwstawiać je rządzącym. Tak, czy inaczej bycie w opozycji dla polityka znaczy patrzeć krytycznie na działania rządzącej większości. Musi być czujny i nieprzekupny. Musi mieć swój program funkcjonowania państwa i wierzyć, że jest on lepszy od istniejącego obecnie. Musi być odważny i aktywny. Poseł partii rządzącej może sobie spokojnie drzemać w parlamentarnych ławach i tylko podnosić rękę w chwili głosowania, popierając propozycję swojej większości. Opozycjonista nie może się zagapić, jak to nieraz się zdarza, i pozwolić, żeby uchwalano niewłaściwe jego zdaniem ustawy. Ma żądać udostępnienia mu mównicy i grzmieć w obronie swoich racji, żeby lud go usłyszał i zrozumiał, o co mu chodzi. Taki krytyczny parlamentarzysta jest bezcenny, bo dzięki niemu może się udać poprawienie jakiegoś błędu, który niedbała większość chce wcielić w życie prawne. Przeważnie mu się to nie udaje i jest jak Syzyf wtaczający głaz na szczyt i potem patrzący bezradnie, jak jego wysiłek obraca się wniwecz. Ale tak musi być, bo nie jest najważniejsza jego doraźna interwencja, tylko zwrócenie na nią uwagi przyszłego wyborcy i doprowadzenie w ten sposób do zmiany władzy w parlamencie po uczciwych i demokratycznych wyborach. Doskonalenie się państwa to mozolna praca wielu pokoleń. Łatwo popsuć to, co się udało zbudować. Ale nawet posuwając się powoli, dwa kroki do przodu i jeden do tyłu, jednak idziemy naprzód w stronę prawdziwej DEMOKRACJI. Desperacka działalność Dwunastej Władzy, która niby żadnej władzy nie ma, jest bodźcem niezbędnym w tym skomplikowanym procesie. Jej „gabinet cieni” nie rządzi jak ten prawdziwy, ale jest zapowiedzią rządów, które realnie mogą nastąpić. Dlatego nie radziłbym tych „cieni” lekceważyć.
Trzynasta Władza – Artyści
Z jednej strony słyszę chichot Ciemnogrodu: „Jaka to władza? Pajace do wynajęcia!” Z drugiej słyszę słowa wieszcza Adama: „Człowieku! gdybyś wiedział, jaka twoja władza! Kiedy myśl w twojej głowie, jako iskra w chmurze, zabłyśnie niewidzialna, obłoki zgromadza, i tworzy deszcz rodzajny lub gromy i burze.” Wychował mnie Mickiewicz, Słowacki, Sienkiewicz ale też Gombrowicz, Herbert i Tokarczuk. Zawdzięczam im połowę swojej tożsamości, mentalności i rozumienia świata. A takich jak ja, są tysiące w każdym pokoleniu. Więc może jednak ta władza ma na suwerena największy wpływ? Nie tylko na takiego, co czyta. Również ten, co tylko wychował się w kinie i rosło mu serce razem z filmami Wajdy i Holland, ten co płakał razem z Jandą i Radziwiłowiczem, śmiał się z Gajosem i Sewerynem zawdzięcza tym artystom swoją duszę. I ten, dla którego istniała tylko muzyka od Chopina do Pendereckiego, i ten, co kocha tylko piosenki Młynarskiego i Kaczmarskiego, który obalał mury nie mniej skutecznie od Wałęsy – wszyscy ci wrażliwi i rozumiejący głos artystów ludzie wiedzą, że sztuka pod różnymi postaciami sprawuje rząd dusz nie mniejszy niż Kościół, a z pewnością większy niż politycy, których wpływ jest doraźny i zawsze zespolony z ich własnymi korzyściami. Artyści wielkich korzyści nie odnoszą. Im wierniejsi w głoszeniu prawdy tym zwykle biedniejsi. Nasz największy poeta, który jak nikt zasługiwał na wszystkie nagrody, z tą noblowską włącznie, umierał w niedostatku i samotności. A jego przesłanie Pana Cogito wielu z nas nosi wyryte w sercu na zawsze: „Idź dokąd poszli tamci, do ciemnego kresu, po złote runo nicości, twoją ostatnią nagrodę. Idź wyprostowany, wśród tych, co na kolanach, wśród odwróconych plecami i obalonych w proch. Ocalałeś nie po to, aby żyć. Masz mało czasu, trzeba dać świadectwo. Bądź odważny, gdy rozum zawodzi. Bądź odważny. W ostatecznym rachunku jedynie to się liczy. A Gniew twój bezsilny, niech będzie jak morze, ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych…” Każdy, kto przejął się tym przesłaniem, wie jaką wartością jest DEMOKRACJA, wie na kogo głosować, od kogo trzymać się z daleka. Wie kto łajdak, a kto porządny człowiek. Wie, jakich książek dalej szukać i odróżnia kłamstwa od prawdy. Wie, kto jest artystą prawdziwym, a kto tylko oszukuje. Jeśli wychowali nas ci prawdziwi, będziemy raczej dbać o dobro, niż szerzyć zło. I tak oto Trzynasta Władza staje się tą najpierwszą, jeśli tylko starcza nam cierpliwości i pracowitości, żeby zdobyć bezcenny kapitał, jakim jest samodzielność myślenia i osądzania wartości. A najważniejszą nauką, jaką przekazują nam artyści jest ta, że człowiek urodził się wolny i wolność jest jego największym skarbem, którego nie może stracić, bo wtedy przestaje być człowiekiem, lecz staje się częścią stada przepędzanego to tu, to tam, w końcu dążącego do samozagłady ku satysfakcji nikczemnych pasterzy, którym zaufaliśmy bez namysłu. Wolność pozwala zarządzać wszystkim władzom w odpowiednich dla nich dziedzinach, ale nie pozwala zarządzać nikomu naszym własnym życiem osobistym, naszymi uczuciami, wiarą i nadzieją na lepszy świat. Trzynasta Władza jest jedyną, która tę wolność wychwala, chroni ją w nas i nie potrzebuje jej zawłaszczyć, żeby rządzić. Oddajemy się jej dobrowolnie na fali naszych wzruszeń i skojarzeń z własnymi przeżyciami. Najwięksi z artystów pomagają nam osiągnąć Katharsis, czyli oczyszczenie ducha i umysłu z nagromadzonych cierpień i lęków. Ciekawe, że wobec takiej siły i zbawiennego działania, każda inna władza próbuję tę Trzynastą ośmieszyć, zdeprecjonować, osłabić jej wpływ i nie pozwalać, by stała się najważniejszą. Ale na szczęście DEMOKRACJA dba o nią, bo sztuka jest jej „solą ziemi czarnej”, nawet jeśli to tylko słona łza uroniona sporadycznie.
Autor zdjęcia: João Marcelo Martins
