Co innego natura, gdzie wszystko przebiega według reguł fizyki, chemii i biologii, a co innego kultura, gdzie wszelkie reguły istnienia tego obszaru ustanawia człowiek i to on dba o przestrzeganie zasad, które ustanowił. Różnorodność ludzkiego świata prowadzi do różnorodności kultury, w przeciwieństwie do natury, gdzie prawa są wszędzie te same – w dżungli amazońskiej, na Marsie, w głębinach oceanów, czy w jelitach ssaków.
Sztuka jako wysoka sublimacja kultury też odzwierciedla różnorodność ludzkiej działalności, ale charakteryzuje się ciekawą skłonnością do poszukiwania wartości, a więc tego, co w naturze nie istnieje. Nie tylko wyszukuje jakie wartości w ludzkim świecie są niezbędne, ale próbuje ustalić ich hierarchię i mobilizować nas do walki, by tej hierarchii bronić. Nawet z narażeniem życia, co reguły natury kategorycznie wykluczają, bo w nich zachowanie życia jest prawem najwyższym. W sztuce nie brak głosów popierających to prawo, ale też nie brak takich, które spychają Życie na niższe szczeble drabiny wartości, a wynoszą w górę Boga, Honor, Ojczyznę, Miłość, Wolność i Braterstwo.
Istnieje wiele wspaniałych dzieł artystycznych, które człowiek pozostawia po sobie na Ziemi ku chwale tych wymyślonych przez siebie samego wartości. Wiersze, powieści, obrazy, symfonie, opery, katedry i filmy – niezliczone dzieła sztuki utrzymujące nas w przekonaniu, że człowiek nie jest tylko nośnikiem samolubnych genów zajętych trwaniem w nieskończoność za wszelką cenę.
Kanon arcydzieł tworzy zwieńczenie tak zwanej „sztuki wysokiej”, która nauczyła nas, że mimo całej różnorodności kultur i religii, dążymy wszyscy do utworzenia, na podobieństwo praw natury, również jakiegoś uniwersalnego modelu wartości i praw obowiązujących wszystkich. Nie chcemy być tylko zwierzętami, pragniemy mieć coś, co nas od naszych praprzodków odróżnia, jakąś „duszę” będącą nośnikiem dobra i piękna, a przede wszystkim nieśmiertelności, bo przecież to ona jest najwyższym celem wielkiego wysiłku kultury. Ta praca w jej młynach budowanych wciąż na nowo od czasów starożytnych Sumerów, Egipcjan i innych plemion „oświeconych”, trwa nieprzerwanie do dzisiaj mimo klęsk i wojen, w których wyniszczamy się wzajemnie nie oglądając się na wartości, jakie wpajano nam od dzieciństwa.
To nic, że empirycznie nie możemy poświadczyć takich wartości jak Bóg, Dusza i Nieśmiertelność. To nic, że Miłość, Wierność i Wolność wciąż wymykają się naszym definicjom i nie wiemy, mimo tylu wysiłków, czy możemy być pewni ich istnienia i jakie są ich granice. Wierzymy, że one wszystkie istnieją i są świadectwem naszego człowieczeństwa. Każdego, kto podważa tę wiarę piętnujemy, albo zabijamy, bo uważamy, że w przeciwnym razie sami zginiemy. Herosów tej walki czcimy i opiewamy ich dzieje, żeby następne pokolenia miały jasne drogowskazy jakimi drogami dalej się poruszać.
Podobno nastały pokolenia, które mają to za nic, ale to tylko chwilowe zawirowania kultury i wartości znów powrócą jako najdroższe skarby. W zagubieniu współczesnego świata wydawać by się mogło, że teraz wartościami są stany naturalnego bytu. Korzystanie z przyjemności, obżarstwo i pijaństwo, dbanie o swoje zdrowie jako dobro najwyższe, otaczanie się rodziną jako jedynie ważną dla nas częścią ludzkości, kult „świętego spokoju” jako gwarancji mądrego spędzenia życia – wszystkie te naturalne skłonności utrzymują większość z nas w świecie zwierzęcej egzystencji, jakże błogiej dopóki jej śmierć nie przerwie.
Kultura oportunistów stara się nas w tym konserwować i oferuje taką sztukę, która w tym błogostanie nie przeszkadza, nie dręczy pytaniami, wyrzutami sumienia i męczącym moralizowaniem. Ludzkość zawsze usypiała w atmosferze bezpieczeństwa i dobrobytu. Aż wybucha wojna i przerażeni znów zabieramy się do pracy w poszukiwaniu niewidzialnych wartości. Czy więc tylko one gwarantują nasze ocalenie? Czy tylko kultura jest naszym bezpiecznym lądem, a natura niebezpiecznym żywiołem?
Ąutor zdjęcia: Quino Al