Kilka słów o przeciwległym biegunie od DEMOKRACJI, gdzie panują odwrotne zasady. Porównanie do biegunów nie jest trafne, jeśli myślimy o planecie. Na niej to są dwa najodleglejsze od siebie punkty. Tutaj plus i minus są od siebie niebezpiecznie blisko.
Wiele mądrych książek napisano o totalitarnych systemach, gorąco polecam ich autorów z Hannah Arendt na czele i przyłączam swój skromny głos do ich potężnego chóru, ponieważ w mojej Ojczyźnie zachodzi właśnie zdumiewające zbliżenie obu biegunów do siebie. Najogólniej rzecz ujmując DEMOKRACJA staje się ustrojem totalitarnym, kiedy jedna z dwunastu władz (trzynastej nie liczę z oczywistych powodów) przejmie całkowitą kontrolę nad pozostałymi i wygasi zdrowy i niezbędny spór pomiędzy nimi. Spór służący nieustającemu poszukiwaniu najlepszych rozwiązań zarządzania państwem i wdrażania optymalnych pomysłów na pomnażanie dobrobytu ludu ku jego możliwej w danych warunkach szczęśliwości.
Wygaszanie sporów nigdy nie dzieje się za zgodą powszechną, bo naturalne jest w masie ludzkiej dyskutowanie, która jednostka i dlaczego ma rację w danej sprawie, a która nie ma. Do wygaszania sporów potrzebna jest więc moc uciszania, zastraszania i wreszcie likwidowania tych, co chcieliby dalej dyskutować. Tę moc dają oczywiście istniejące już instytucje państwa jak policja, sądy, wojsko, urzędy kontrolne i podatkowe, oraz machina propagandowa, która musi sobie podporządkować całkowicie telewizję i radio. Gazety już nie są takie ważne, a internet jest chyba nie do opanowania. Trzeba się jednak starać, by również być w nim obecnym ze swoim przekazem.
Powstają więc nowe instytucje, nie zaliczane do tradycyjnych potęg państwowych, a przecież dzisiaj niezwykle skuteczne i ofensywne. Mowa o grupach hejterskich, fabrykach trolli, sieci nadzorców internetowych, którzy monitorują wpisy i wyłapują tych, których głos jest popularny, a jednocześnie wrogi tej władzy, jaka właśnie likwiduje pozostałe dwanaście (tym razem trzynastą tu należy doliczyć). Cała ta nowa „instytucja” musi być kierowana z jakiegoś jednego ośrodka. Kiedyś takim ośrodkiem było ministerstwo Goebbelsa, ale wtedy nie musiało się borykać z internetem. Dzisiaj sprawa jest trudniejsza i być może jeden ośrodek kierowania propagandą w sieci nie wystarcza, więc zajmują się tym różni prominentni ideolodzy powstającego reżimu. Jednak ich też trzeba nadzorować, żeby mówili jednym językiem i nie rozpowszechniali głupstw.
Wódz totalitarnej władzy, który jest zwykle pomysłodawcą i strażnikiem zwycięskiej ideologii, ma pełne ręce roboty, bo jego decyzje muszą być realizowane precyzyjnie nie tylko przez parlament, rząd, naukowców, artystów i pozostałe władze, ale też przez każdego poszczególnego internautę zaszytego w domowych pieleszach, anonimowego i trudno uchwytnego, a przecież coś tam sobie po cichu myślącego na temat zadań, jakie mu totalitarna władza przydzieliła i za nią zapłaciła. Dlatego genialny Orwell już dawno odkrył, że system totalitarny nie jest skuteczny wtedy, gdy wszyscy się boją Wielkiego Brata, albo służą mu za miskę ryżu, ale wtedy kiedy go kochają.
Praca totalitarnego państwa nie ogranicza się więc do stworzenia nowej elity przywódców, do wymuszenia posłuszeństwa w narodzie, do pałowania demonstrujących na ulicach przeciwników, do wsadzania ich do więzień, czy jakiejś Berezy Kartuskiej. Praca totalitarnego państwa z użyciem ogromnych środków i energii intelektualnej skupia się na tym, by lud pokochał swojego wodza i reagował na jego wystąpienia nie tylko wymuszonymi okrzykami, ale przede wszystkim indywidualnym wzruszeniem na jego widok, miłością za jego dobroć i łaskę i wiarą, że stoi za nim sam Bóg i słucha w niebie z uśmiechem każdego słowa, cokolwiek by wódz nie raczył ogłosić.
Kiedyś totalitarne ustroje nie dbały o miłość i wiarę. Odrzuciły je, jak odrzuciły Boga, i uznały, że wystarczy wymordować tych, co się z wodzem nie zgadzają. Miliony ofiar jednak nie przyniosły takiego efektu, jaki dzisiaj nowoczesny totalitaryzm może osiągnąć odwołując się do miłości w sercach ludu i wiary w jedność wodza z Bogiem. Taka koncepcja może się stać dla DEMOKRACJI prawdziwie i trwale zabójcza. Mamy już tego przykłady w Rosji, Iranie i Korei Północnej.
Źródło zdjęcia: Bundesarchiv
