To, co cechowało Thatcher, jako człowieka i co jest podwaliną thatcheryzmu to; powaga, upór i walka. W świecie, w którym słowo nic nie znaczy, można je dobrowolnie interpretować, ona sama wydawała się być człowiekiem z innej krainy.
W październiku 2009 r. jedno z łódzkich czasopism politycznych opatrzone zostało okładką z Margaret Thatcher. Powodem takiego, a nie innego wyboru redakcji było, nadanie jej w nadchodzących dniach doktoratu honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego. Pewnie nie byłoby powodu do wspomnień, gdyby nie to, iż okładkowa Thatcher została nakreślona w symbolice kultowych obrazów Andy Warhola. Tak jak obrazy tego malarza tak i Margaret Thatcher stała się ikoną.
Zapewne przez najbliższe dni media będą się rozpisywać w sposób negatywny i pozytywny o dokonaniach brytyjskiej premier. Powrócą kwestie mleka dla szkół, walki ze związkami zawodowymi i IRĄ, wojny o Falklandy, prywatyzacji itp. I dobrze, trzeba przypomnieć młodemu pokoleniu, kim była i co zrobiła. Od jej ustąpienia z funkcji premiera minęło ponad dwadzieścia lat, a jednak obok Ronalda Reagana jest politycznym synonimem lat osiemdziesiątych. Francois Mitterrand czy Helmut Kohl, jeden czternaście drugi szesnaście lat pełnili swoje urzędy, ale kto o nich dziś pamięta? Nie powstał mitterrandyzm ani kohlizm. A thatcheryzm istnieje, jako idea, do której w naszym kraju odwołują się ludzie ze środowisk od „Najwyższego Czasu” po „LIBERTÉ!”. Co jest więc w niej takiego pociągającego? Liberalizm gospodarczy? Konserwatyzm społeczny?
Wcześniej i później wielu polityków głosiło te hasła, a nie stali się ikonami, wzorami do naśladowania. To, co cechowało Thatcher, jako człowieka i co jest podwaliną thatcheryzmu to; powaga, upór i walka.
Powaga – gdyż Margaret Thatcher poważnie traktowała swoje poglądy i ludzi, do których je wygłaszała. Była jednym z nielicznych polityków, którym można było wierzyć, że za deklaracjami pójdą czyny, że zrobi wszystko, co tylko w jej mocy aby, obiecane wprowadzić w życie. Koszty dla niej samej były ogromne. W świecie, w którym słowo nic nie znaczy, można je dobrowolnie interpretować, ona sama wydawała się być człowiekiem z innej krainy. Nie rozumiała układów i układzików, konieczności dziejowej, partyjnej, społecznej etc. To ją wyróżnia na tle światowym, przy niej większość jej współczesnych, jak i obecnych polityków wygląda na chłopców w „krótkich spodenkach”.
Upór – cecha trochę zapomniana, odłożona do lamusa, przez tych, którym kawałki lodu, wydają się górą lodową. Bez uporu, powaga składanych deklaracji nie miałaby sensu. Status quo, zmora każdej reformy, może być pokonana tylko przez upór, czyli wiarę w to, że czyni się dobrze, i nie zawraca się z raz obranej drogi. Wtedy docinki, prześmiewcze artykuły, chamstwo związkowców, spiski kolegów, naciski zagraniczne nie mają znaczenia.
Walka – bodaj najważniejsza z cech thatcheryzmu, gdyż sama Thatcher musiała ciągle walczyć. O dostęp do męskiego świata polityków, o pozycję w partii i parlamencie, o miejsce w pierwszych ławach poselskich, o stanowisko ministra, o reformę torysów, o przywództwo w partii, o uwolnienie Wielkiej Brytanii z rąk socjalistów, o akceptację programu, o Falklandy, wreszcie o prywatyzację państwowych molochów. Ta walka, na ogół wygrana, przyniosła skutki. Kraj po latach jej rządów był już inny. Z chorego człowieka Europy uczyniła wiodącą gospodarkę kapitalistyczną. Udowodniła, że można przezwyciężyć socjalistyczne abberacje i że na tę piekielną chorobę są lekarstwa.
Bardzo często mówi się, że była najwybitniejszym premierem Wielkiej Brytanii od czasu drugiej wojny światowej, w domyśle od czasu Winstona Churchilla. Ale jak można porównać osobę, która po utracie władzy pozostawiła Europę, swój kraj, swoją partię i swoją opozycję diametralnie inną niż przed objęciem władzy, z człowiekiem, który nie tylko doprowadził do upadku imperium, ale też oddał w ręce komunistów pół Europy. Nie, to, co mówią na ten temat nie jest prawdą. Margaret Thatcher, była najwybitniejszym politykiem brytyjskim w XX wieku.
W dniu śmierci Pani Premier, zadzwonił przyjaciel i stwierdził; „Umarła Królowa, ale nie możemy powiedzieć >>Niech żyje Król<<”. Tak, nowego Króla czy nowej Królowej nie widać na horyzoncie; Wielkiej Brytanii, Europy, Polski.
