Teoria hierarchii potrzeb Abrahama Maslowa jest doskonale znana nie tylko studentom psychologii, politologii, socjologii i wielu innych zbliżonych kierunków. Ta klasyczna już koncepcja w sposób prosty i bardzo przekonujący kreśli obraz konstrukcji psychospołecznej przeciętnego człowieka, w której potrzeby uszeregowane są na pięciu szczeblach różniących się priorytetem. Całość ilustruje sławny schemat w postaci trójkąta (piramidy), w którym na samym dole, czyli na fundamentach, umieszczone są potrzeby najważniejsze, najbardziej nieodzowne, zaś kolejne szczeble to stanowiące coraz dalszy priorytet, coraz bardziej wysublimowane potrzeby, aż po najmniej palące człowieka zwieńczenie. I tak – w pewnym uproszczeniu – pierwszy szczebel i najważniejszy priorytet ma zaspokojenie potrzeb biologicznych i fizjologicznych; drugi to potrzeby szeroko pojętego bezpieczeństwa; na trzecim są potrzeby związane z przynależnością do grupy i emocjami przez nią wyzwalanymi; czwarty to potrzeby możliwie jak najwyższego postrzegania swojego statusu społecznego; a piąty – czyli zwieńczenie – stanowią potrzeby związane z szeroko rozumianą samorealizacją. Zamieszczona tutaj poniżej ilustracja schemat Maslowa nieco rozwija i konkretyzuje.

Kluczowym dla zrozumienia reperkusji koncepcji Maslowa dla życia człowieka w społeczeństwie i w państwie jest ten element jego teorii, który mówi, że człowiek podejmuje działania (wysiłek) na rzecz zaspokojenia swoich potrzeb z danego szczebla dopiero wówczas, gdy jego potrzeby ze wszystkich szczebli ulokowanych poniżej są już zasadniczo zaspokojone i osoba ta nie ma większych obaw ich ponownej deprywacji (utraty). Jeśli potrzeby ze szczebla niższego są niezaspokojone w sposób drastyczny lub dotkliwy, to człowiek nie przejawia większego zainteresowania potrzebami wyższego szczebla, a już na pewno nie „marnuje” swojej energii, aby za nimi podążać. Odkłada to ewentualnie na później, na „lepsze czasy”. To zaś ma oczywiście poważne implikacje polityczne.
Liberalizm piątego szczebla
Gdy podejmujemy temat konsekwencji teorii Maslowa dla życia politycznego, musimy na początku poczynić jedno zastrzeżenie. Polityka jest obszarem natężonej manipulacji. Gdyby jej nie było, to decyzje ludzi związane z zaspokajaniem potrzeb byłyby niemal zawsze racjonalne, a więc takie, jakie zarysował Maslow. Problem z praktyką polityczną polega jednak oczywiście na tym, że propagandyści celują w zafałszowywanie realnego obrazu potrzeb ludzkich. Kreują potrzeby fałszywe (przekonują ludzi do posiadania potrzeb, które realnie są zbędne), a przede wszystkim generują przekonanie ludzi, że ich faktycznie zaspokojone potrzeby są albo niezaspokojone, albo ich zaspokojenie może być w nieodległej przyszłości zagrożone przez różne czynniki, przed którymi oni – politycy – człowieka ochronią. Czasami jest to prawda. Najczęściej jednak jest to całkowity fałsz i manipulacja człowiekiem dla politycznych korzyści.
Co hierarchia potrzeb ludzkich mówi nam o szansach poszczególnych ideologii na przekonanie do siebie obywateli/wyborców i rekrutację spośród nich mas zwolenników? Co mówi o szansach liberalizmu? Dość jednoznacznie wynika z niej, że liberałowie mają mocno „pod górkę”.
Wolność jednostki, wartość umieszczona przez liberałów na pierwszym miejscu ich hierarchii aksjologicznej, służy ludziom głównie do zaspokajania potrzeb, które Maslow umieścił na piątym, ostatnim szczeblu piramidy potrzeb (kolor żółty na infografice). Tam, gdzie najmniejszy priorytet. Wśród tych, o które człowiek troszczy się i kłopocze na sam koniec, gdy cała masa innych spraw jest w najlepszym porządku. Samorealizacja, osiąganie celów, zaspokajanie ambicji, ekspresja swojej osoby, poglądów, preferencji estetycznych, swojego „ducha”, osobisty rozwój, zdobywanie kolejnych umiejętności, pokonywanie barier, podejmowanie wyzwań – do tego wszystkiego jest nam właśnie potrzebna oferowana przez liberałów wolność osobista. Oczywiście nie jest to całkowicie zerojedynkowe, na przykład wolność w życiu zawodowym otwiera drogę nie tylko do własnego rozwoju, ale także do zwiększania społecznego prestiżu i uznania, co zaspokaja potrzeby z czwartego szczebla. Jednak jest to i w tym przypadku pochodna osiągania samorealizacji. Współczesny człowiek w drugiej dekadzie XXI w. w ofercie liberalnej widzi zasadniczo pakiet zaspokojenia potrzeb piątego szczebla. W efekcie – a jest to zjawisko obserwowane od bardzo dawna w krajach zachodniej Europy – także partie liberalne, które ten program niosą w polityczny bój o głosy, znajdują posłuch przede wszystkim w grupach ludzi o co najmniej mocnych średnich dochodach, wyższym niż przeciętne wykształceniu, w środowiskach średnich i dużych miast. A więc wśród ludzi, którzy dzięki pieniądzom, wiedzy oraz dostępie do wielu dróg samorealizacji mają w prosty sposób zaspokojone potrzeby niższych niż piąty szczebli, a dodatkowo ułatwioną ścieżkę wejścia do wypełnienia indywidualnej, często wręcz specyficznej wizji samorozwoju.
Konstatacja ta czyni liberalizm podatnym na wszelakie kryzysy i społeczno-ekonomiczne niepokoje. Gdy pojawiają się poważne problemy z zaspokojeniem potrzeb niższych czterech szczebli, ludzie będą się od tak skonstruowanej oferty odwracać ku ofertom konkurencyjnym. Dodatkowo, świadomi tych okoliczności propagatorzy socjalizmu, konserwatyzmu czy nacjonalizmu, chętnie będą kreować przekonanie o istnieniu realnego zagrożenia dla realizacji potrzeb bardziej fundamentalnych. Działo się to już niezliczone razy w przeszłości, dzieje się także i współcześnie. Spójrzmy na sprawdzone mechanizmy tej antyliberalnej propagandy.
Bój się!
Naczelnym celem tego rodzaju działań jest wzbudzenie w obywatelach poczucia deprywacji z potrzeb bezpieczeństwa, a więc na poziomie drugiego szczebla (szczeble szczególnie interesujące antyliberalnych propagandystów zaznaczono na infografice kolorem czerwonym). Optymalnym byłby oczywiście atak jeszcze niżej, jednak na współczesnym poziomie rozwoju gospodarczego przekonanie bardzo licznej części społeczeństwa (w naszej części świata), że grozi mu np. śmierć głodowa jest jednak niewykonalne. Dlatego zmniejszanie poczucia bezpieczeństwa ludzi, wzbudzanie w nich strachu przez najróżniejszymi zjawiskami i czynnikami, stało się powszechnie używanym narzędziem bezlitosnej polityki.
Fear tactics jest więc ugruntowanym pojęciem ze słownika polityki. Bardzo chętnie po te narzędzia sięgają konserwatyści. Jak pokazały badania psychologów (https://www.psychologytoday.com/us/blog/mind-in-the-machine/201612/fear-and-anxiety-drive-conservatives-political-attitudes), osoby skłonne internalizować konserwatywny światopogląd odczuwają strach w znacznie większej mierze od ludzi o poglądach liberalnych lub progresywnych. Mają silniej zarysowaną tendencję, aby uwypuklać ryzyka, a nie szanse. W analizowaniu złożonych zjawisk skupiają się na aspektach negatywnych. Są a priori nieufni wobec większości nowych, nieznanych zjawisk. To dlatego konserwatyści mają największą łatwość, aby gromadzić zwolenników burząc ich poczucie bezpieczeństwa i oferując, że ich konserwatywny, silny leadership – jako jedyny – będzie w stanie ochronić, zapewnić bezpieczeństwo przed terroryzmem, zmianami kulturowymi, LGBT, obcą religią, multikulturalizmem, zagrożeniami dla tradycji i rodziny, przemianami rasowymi, obcymi potęgami i wojną, utratą własności lub spadkiem jej wartości, Żydami i ich spiskiem, liberalnymi mediami, aborcją i eutanazją, narkomanią i pornografią, prostytucją i wyuzdaniem, buntem młodzieżowym, w końcu także nawet przed wegetarianizmem, rowerami i muzyką rockową. A więc jest przed czym przywracać zaspokojenie potrzeb drugiego szczebla. Naturalnie nie na zawsze. Konserwatyści nie chcą przecież, aby czujący się nagle bezpiecznie wyborcy zaczęli interesować się np. samorealizacją. Dlatego po jakimś czasie konieczne jest pokazanie im nowego straszaka, nowego zagrożenia, najlepiej śmiertelnego lub chociaż cywilizacyjnego. Repertuar takowych jest niewyczerpany.
Socjalistyczna lewica staje przed nieco trudniejszym zadaniem, gdy chce uwypuklić brak bezpieczeństwa. Jej katalog zagrożeń, które uderzają w potrzeby ludzkie drugiego szczebla, jest niemal całkowicie skoncentrowany na aspekcie bezpieczeństwa socjalnego i różnorakich problemów socjo-ekonomicznych, które można z jego brakiem powiązać. Strach przed biedą, przed niestabilnością finansową, bezrobociem, konkurencją na rynku, niestabilnością zatrudnienia, umowami cywilnoprawnymi, rosnącą dynamiką świata, automatyzacją, globalizacją, rosnącym tempem życia, nierównościami społecznymi, o przyszłość młodego pokolenia. W dobie pierwszych lat po kryzysie finansowym 2008 r. te narzędzia okazały się jednak bardzo skuteczne, do dziś pozostają motorem wielu znaczących działań politycznych. Oczywiście przyczyna tego jest jasna – deprywacja obywateli z potrzeby bezpieczeństwa jest najskuteczniejsza wówczas, gdy nie jest całkowicie wyssanym z palca konstruktem politycznego marketingu, tylko gdy stoją za nią realne problemy, być może tylko trochę tu i ówdzie doakcentowane. A właśnie z taką sytuacją mieliśmy i mamy do czynienia w kontekście pokłosia kryzysu dla poczucia bezpieczeństwa socjalnego. Nie mniej jednak, w przypadku socjalistów oddziaływanie na drugi szczebel hierarchii potrzeb jest trudniejsze niż w przypadku konserwatystów, ponieważ ci drudzy mogą teoretycznie wzbudzać strach w każdym człowieku, ci pierwsi zaś jednak tylko u tych, których sytuacja materialna jest niedobra i współgra z narracją polityczną, stwarzając poczucie braku bezpieczeństwa. Gdy ktoś jest zadowolony ze swojego poziomu życia, nie ulegnie tego rodzaju narracji.
Plują na ciebie!
Ten sam problem ujawnia się także z punktu widzenia strategii konserwatystów w sytuacji, gdy w danym kraju pozostają dłużej u władzy. Bo jakże to? Wyborcy zaufali konserwatystom, a po latach mają się nadal bać, rząd ich nie potrafi ochronić przez niebezpieczeństwami? Zarówno prawica, jak i lewica ma jednak w zanadrzu jeszcze drugą ścieżkę działania. Gdy poczucie bezpieczeństwa w społeczeństwie wzrasta, rośnie także – jak w Polsce ostatnich kilkunastu lat – poziom życia materialnego, wówczas można uderzyć w potrzeby ludzi związane z trzecim i czwartym szczeblem piramidy Maslowa. Jednak trzeci jest problematyczny. Zaspokajanie przytłaczającej większości potrzeb tego poziomu odbywa się z oczywistych przyczyn bez udziału polityki. Życie intymne, osobiste, rodzinne to sfery, w które w państwach demokratycznych polityka nie ingeruje. Są oczywiście pewne wyjątki. Można wskazać na związki polityki finansowania zabiegów in vitro z tym poziomem piramidy, ale jednak dotyczą one wręcz szczebla pierwszego, a poza tym nie mają wpływu na potrzeby znaczącej liczebnie części społeczeństwa. Ruchy nacjonalistyczne usiłują natomiast uruchamiać potrzebę przynależności do wspólnoty narodowej jako czynnik mobilizacji politycznej, ale po pierwsze potrzeba przynależenia do narodu jest co najwyżej drugorzędną potrzebą w relacji do kwestii przynależenia do grupy rodzinnej czy przyjaciół, a po drugie nacjonaliści mają trudność ze skonstruowaniem narracji, która w czytelny sposób by w tą potrzebę uderzała: ich narracja raczej potrzebę tą afirmuje niż z niej ich potencjalnych zwolenników odziera, zaś wybryki w postaci retorycznego wykluczania nie-nacjonalistów ze wspólnoty narodowej pozbawiają te środowiska wiarygodności w roli jej rzetelnego spoiwa. Trzeci szczebel piramidy Maslowa okazuje się zatem – podobnie jak pierwszy – w znacznej mierze „apolityczny”. Zupełnie inaczej jednak przedstawia się sytuacja na szczeblu czwartym.
W ostatnich latach, nie tylko w Polsce, w polityce konserwatystów, nacjonalistów i socjalistów doskonale sprawdza się przekonywanie ludzi, że ktoś uderza w ich godność i ich jej pozbawia. Raz po raz słyszymy, że ktoś krytykujący rząd pluje na naród polski, ktoś nie chcący milczeć o Jedwabnym i szmalcownikach pluje na naszych przodków, ktoś wspierający instytucje europejskie w zmaganiach o utrzymanie polskiego państwa prawa pluje na ojczyznę, ktoś wypłacający pracownikom niską pensję lub proponujący umowę cywilnoprawną pluje na godność pracowniczą, ktoś postulujący małżeństwa dla wszystkich pluje na Kościół. Bez przerwy pojawiają się z obu stron politycznego spektrum głosy, że różnie rozumiane „elity” nie szanują „zwykłych ludzi”, śmieją się z ubóstwa, szydzą z ludowej religijności, nie poważają prostych ludzi, nie wykazują zrozumienia dla słabego wykształcenia. Ta narracja jest precyzyjnie wykalkulowanym, bezwzględnym i niemal stuprocentowo kłamliwym atakiem na poczucie własnej godności ludzi, na ich samoocenę i uderzeniem w ich potrzebę poczucia szacunku ze strony innych. Godność tak zmanipulowanym ludziom konserwatyści lub socjaliści chcą przywracać poprzez: obelgi pod adresem innych państw UE, ustawę o Holokauście i IPN, zasiłki socjalne, pozbawianie wolności słowa krytyków Kościoła. Ta narracja wykuwa „typowego człowieka”, który jest gorliwym patriotą i katolikiem, ma niewysokie dochody, słabe wykształcenie i „wsteczne” poglądy; komunikuje mu, że w związku z tym wszystkim jakaś część społeczeństwa odmawia mu godności i nim gardzi, a następnie obiecuje mu „przywrócić godność” (faktycznie sama go jej pozbawiła wpajając mu niskie poczucie własnej wartości), stosując w tym celu kuriozalne środki. Byle tylko utrzymać tych ludzi w szeregu podobnych do siebie, nie pozwolić im odkryć własnych ambicji, odnaleźć własnych celów i wejść w dynamikę indywidualizmu. Lepiej utopić w magmie defetyzmu, stagnacji, zrezygnowania i tumiwisizmu, połączonych oczywiście z solidną dawką złości i resentymentu wobec rzekomych krzywdzicieli. Ludzi zatrzymanych na szczeblu czwartym zadowala poczucie dumy z przynależności do narodu, która nie jest przecież ich zasługą, tudzież godność w związku poprawioną sytuacją materialną, która nie jest przecież pokłosiem pracy własnych rąk i własnego wysiłku. Godność ta powstaje dzięki otrzymaniu „prezentu od Kaczyńskiego”. A ponieważ opozycja mogłaby go zabrać, to ryzyko utraty godności wiąże się bezpośrednio z wynikiem każdych kolejnych wyborów…
Przeciwnicy liberalizmu z prawicy i lewicy nie dopuszczą do tego, aby potrzeby większości społeczeństwa z drugiego i czwartego poziomu piramidy Maslowa kiedykolwiek zostały równocześnie zaspokojone. Ta gra będzie się toczyć bez końca, gdyż oba środowiska wiedzą, że w zakresie realizacji potrzeb szczebla piątego nie mają ludziom w zasadzie nic do zaoferowania. Człowiek czujący się bezpiecznie, mający ułożone życie i znający własną wartość nie odnajdzie ani w konserwatyzmie, ani w socjalizmie nic godnego uwagi dla siebie. Zadaniem obu tych ideologii jest więc utrzymanie tej grupy ludzi w mniejszości. Ten cel, jak dotąd, udaje się im realizować skutecznie.
Wierz w siebie!
Co mogą w tej sytuacji uczynić liberałowie? Dopóki polityczna sytuacja pozostaje w miarę stabilna, to niewiele. Piramida Maslowa jest bezlitosna. Cel samorealizacji nigdy nie będzie dla żadnego człowieka ważniejszy od jego bezpieczeństwa, dla bardzo niewielu (i to raczej socjopatów) może okazać się ważniejszy od szacunku ludzi wokół. Droga do zwiększenia wagi liberalizmu prowadzi przez uświadomienie dużej części społeczeństwa, że bez wartości liberalnych zagrożone mogą być ich potrzeby ze szczebli niższych niż piąty. W XIX w. liberalizm brytyjski osiągnął jeden z większych swoich sukcesów, gdy nowa ustawa o cłach na zboże skończyła epokę cyklicznych klęsk głodowych – ten liberalizm działał wręcz na poziomie pierwszego szczebla potrzeb! Czy dziś to możliwe? Kolejny sukces liberalizm odniósł kilkadziesiąt lat później serią refom, które zwiększyły bezpieczeństwo socjalne pracowników najemnych – to był drugi szczebel potrzeb.
Jedną z możliwości współczesnych liberałów byłoby pokazanie ludziom, że upadek liberalnej demokracji i zastąpienie jej plebiscytarną, w której rządy większości mają władzę nieograniczoną i absolutną, to zagrożenie nie tylko dla dość może ulotnej idei wolności jednostki, ale także dla fizycznego bezpieczeństwa tych, którzy wypadną z łask rodzącego się autorytarnego reżimu. Że ofiarami prześladowań mogą być ich własne dzieci lub przyjaciele. Można też pokazywać, że rozkład międzynarodowych systemów bezpieczeństwa, z Unią Europejską na czele, może w perspektywie nawet tylko jednego pokolenia doprowadzić do wojny w Europie, która przyniesie śmierć setkom tysięcy, a rozpacz i nędzę milionom. Obie te argumentacje uderzają w poczucie bezpieczeństwa. Rzecz w tym, że w Polsce i Europie 2019 r. opowieści o powrocie wojen czy dyktatur brzmią nierealistycznie. Jest miarą sukcesu liberalno-demokratycznej polityki od 1945 i 1989 r. w obu częściach Europy, że dzisiaj skuteczniej straszy się sąsiadem-Arabem czy trzymającymi się za ręce lesbijkami, niż wjazdem czołgów czy obozem dla więźniów politycznych.
Zostaje więc aktywność na polu czwartego szczebla piramidy. Trzeba usilnie pokazywać, że godność, prestiż i szacunek otoczenia rodzi się z cech własnego charakteru, z uporu, z pracowitości, z gotowości do wysiłku, z przyzwoitości własnej, słowem z wnętrza samego człowieka, który jest wolny, odpowiedzialny i świadomy swoich wyborów życiowych. Zaś godność, prestiż i szacunek pochodzący z czynników zewnętrznych, takich jak przynależność narodowa czy inkasowane zasiłki socjalne, to ułuda, fałszywy stan świadomości i droga na skróty.
Tyle tylko, że dzisiaj próby podejmowania takiej argumentacji wydają się drogą „pod górkę” niewiele łatwiejszą od próby przestawiania priorytetów i szczebli na piramidzie Maslowa.
