Populiści, tacy jak Kaczyński czy Trump, straciliby znaczną część swojego oddziaływania gdyby liberalne i lewicowe media poszły wreszcie po rozum do głowy i – zamiast ich wypowiedziami – zajęły się rzeczywistością.
Opozycyjne media rzuciły się na brednie jakie Jarosław Kaczyński opowiadał w kościele rzekomo czcząc pamięć zmarłej matki. To droga donikąd. Konflikt kulturowy (rozgrywany na jego zasadach) to jedyne co może go na dłuższą metę utrzymać przy władzy. Tymczasem na COVID, z braku dostępu do służby zdrowia, umierają tysiące ludzi – niezależnie od tego czy są za czy przeciw PiS.
Hiperwentylowanie się mainstreamowych mediów Trumpem doprowadziło go do władzy w USA. Na szczęście jego prezydentura jutro przechodzi do historii. W Polsce lewicowo – liberalny mainstream od co najmniej piętnastu lat dostaje spazmów przy kolejnych wypowiedziach Kaczyńskiego w przekonaniu, że tym sposobem go zwalcza. Tymczasem Kaczyński rządzi naszą infosferą dzięki mediom i opozycyjnym komentatorom, którym wydaje się, że stojąc kilka godzin na oburz-barykadzie walczą o wolną Polskę.
Lider PiS nie jest żadnym wybitnym strategiem, co pokazały nieudolne próby przepychania wyborów w maju, piątki dla zwierząt i takie ułożenie list wyborczych, że wzmocnił konkurencyjne dla PiS partie Zbigniewa Ziobry i Jarosława Gowina. Ma za to jedną niewątpliwą zdolność. Nikt tak jak on nie umie wywołać piany na ustach opozycyjnych mediów i polityków. Ta szczególna właściwość sprawia, że staje się liderem wszystkich, którzy za „mainstreamem” nie przepadają – i mają po temu wiele powodów.
Gdyby nie opozycyjni komentatorzy i politycy, wskakujący na „pochyłe drzewo” kolejnych wypowiedzi czołowych PiSowców, rozczarowanie – dalekimi od ideału – realiami rządów tej formacji dałoby się we znaki nawet jej wyborcom i członkom. Ale kiedy ci czują, że są atakowani – a Kaczyński umiejętnie umie wybrać dla siebie pole werbalnego starcia – wówczas skupiają się wokół sztandaru lidera.
Od okupacji hitlerowskiej nigdy nie zmarło tylu Polaków w ciągu jednego roku co w 2020. I nie tylko z powodu COVID-19. „W ciągu 2020 r. – w porównaniu z 2019 r. – liczba nadmiarowych zgonów wynosi 60 tys. To tak jakby z mapy zniknęły Przemyśl albo Mielec. Na tysiąc mieszkańców Polski w tym roku zmarło 12 osób. Tylko raz w powojennej historii zdarzył się równie tragiczny rok – 1951” – donosi serwis Biq Data „Gazety Wyborczej.
Wielu z tych śmierci dałoby się uniknąć gdyby Polską rządziła formacja odrobinę bardziej kompetentna i mniej wierząca we własną siermiężną propagandę. I gdyby media oraz opozycja miały kompetencje, narzędzia i przede wszystkim wolę, żeby każdego dnia, konsekwentnie tę władzę rozliczać ze spraw najważniejszych – a nie tylko, kiedy pojawia się jakaś nowa kontrowersja. A w przypadku sejmowej opozycji proponować również alternatywę.
Znaczna liczba nadmiarowych zgonów wynika z systemowych niedomagań, które odkładały się przez lata. Brakuje nowych lekarzy, kluczowe sektory służby zdrowia pozostają niedofinansowane. Realna prywatyzacja publicznych zasobów (prywatna konsultacja pozwala przeskoczyć kolejkę do operacji) wygrała z dodatkowymi ubezpieczeniami zdrowotnymi, które mogły przekierować strumień prywatnych pieniędzy do publicznej służby zdrowia. Tylko jak często czytaliście o tym na czołówkach portali albo słyszeliście rozmowy w najważniejszych programach publicystycznych? A jak często pojawiał się tam wątek „kolejnej werbalnej zbrodni Jarosława K.?”
Gdyby media zamiast klecić „content” z tweetów i kontrowersyjnych telewizyjnych „setek” potrafiły część uwagi przekierować na tworzenie i promowanie treści, które faktycznie dotyczą spraw życia i śmierci setek tysięcy Polaków, to nie tylko bylibyśmy znacznie lepiej poinformowani, ale też o wiele mniej podzieleni – bo w sprawach takich jak skrócenie kolejek do lekarza znacznie łatwiej się zgodzić zwolennikom PO i PiS.
Pozostaje podstawowe pytanie: czy sami czytalibyśmy i płacili za takie treści, czy też podświadomie w mediach szukamy po prostu rozrywki, dla niepoznaki opakowanej w formułę politycznych doniesień?
Autor zdjęcia: 童 彤