Pewna niemiecka sieć supermarketów reklamowała się przed laty przewrotnym i dosadnym hasłem „Nie dla idiotów”. Przy okazji oficjalnego polskiego wydania „Mein Kampf” należałoby to hasło potraktować nie tylko dosłownie, ale i śmiertelnie poważnie. Mimo grafomańskiego stylu, prostactwa myślowego i nienawiści – jaką jest podszyte niemal każde zdanie tej mrocznej opowieści – to wciąż książka o ogromnej sile wyrazu. Krytyczna analiza oraz tysiące przypisów, których zadaniem miało być osłabienie negatywnego oddziaływania tej publikacji i nadanie wydawnictwu charakteru naukowego, raczej nie równoważy jej siły rażenia. Sprawiają one niestety wrażenie pretekstu, by książkę można było oficjalnie wydać i przy okazji nieźle na tym zarobić.
Na wstępie muszę przyznać, że choć moje zainteresowania poznawcze oscylują wokół historii myśli politycznej, to „Mein Kampf” czytałem dotychczas jedynie we fragmentach. Nigdy wcześniej nie miałem w ręku kompletnego wydania tego „dzieła”. W środowisku historyków i politologów przez lata funkcjonowały legendy o problemach z dostępem do tej zakazanej książki. Jej wypożyczanie z bibliotek naukowych miało być odnotowywane w specjalnych rejestrach, a zainteresowani lekturą ewidencjonowani w katalogach ABW. Oczywiście można było ściągnąć tekst publikacji z Internetu, lub w ostateczności nabyć ją od pokątnych handlarzy książkami „niezwykłymi”, ale tego typu „źródła” były mało wiarygodne, bo tłumaczone zazwyczaj nie z oryginału, lecz z wydań obcojęzycznych. Inaczej mówiąc, nie nadawały się do cytowania w poważnych pracach naukowych. Gdy zatem dowiedziałem się o planach wydania krytycznej edycji „Mein Kampf” przez wydawnictwo Bellona, postanowiłem zapoznać się z efektem kilkuletnich prac prof. Eugeniusza Cezarego Króla, a przede wszystkim przeczytać w całości tą, jedną z najbardziej brzemiennych w skutkach książek w dziejach świata. Nie podzielałem początkowo – jak można się już domyślać – obaw, że wydanie tego „psychopatologicznego manifestu” Adolfa Hitlera doprowadzi do jakiejś erupcji antysemityzmu w Polsce lub obrazi pamięć ofiar nazizmu. W świecie wszechobecnych fakenewsów i teorii spiskowych, jedna, nawet tak złowroga książka, nie powinna zrobić przecież większej różnicy. Zwłaszcza, że została opatrzona odpowiednią przedmową oraz krytycznym aparatem naukowym. Po wnikliwej lekturze 800 stron tego niesławnego dzieła wraz z komentarzami, nie jestem już tego taki pewien.
Przy okazji wypuszczenia na rynek tak jednoznacznie złowrogiej i przez lata zakazanej nie tylko w Polsce książki, wydawnictwo powinno dochować wszelkich starań, by nie było żadnych wątpliwości, że cel, jaki przyświeca jej wydaniu ma charakter wyłącznie naukowy. Zwłaszcza, że po protestach wielu badaczy, z wydania książki wycofała się Polska Akademia Nauk. Przedstawiciele Bellony mieli jednak zapewniać, że książka nie będzie reklamowana, a jej cena jest zaporowa dla masowego czytelnika. No cóż, niewiele z tego wyszło. Książka jest eksponowana w wielu księgarniach, a krwisto czerwona okładka i wypisany gotykiem tytuł raczej nie stara się zneutralizować jej mrocznej zawartości. Cena również wydaje się nie stanowić przeszkody dla masowego odbiorcy, bo publikacja sprzedaje się na pniu, a niektóre sklepy internetowe realizację zamówienia zapowiadają na koniec lutego. Dodatkowego rozgłosu publikacji dodały protesty i liczne słowa oburzenia. Przeciwko wydaniu polskiej edycji „Mein Kampf” zaprotestowało m.in. Towarzystwo Jana Karskiego. W swoim oświadczeniu członkowie stowarzyszenia podkreślają, że nie dostrzegają „żadnych racji merytorycznych i historycznych” dla wydania tej książki, a jej publikację uważają za „moralne zło”. Nimb sensacji jaki otacza wydanie tej książki gwarantuje zatem, że sukces wydawniczy Bellona ma murowany.
Warto na chwilę zatrzymać się nad okolicznościami wydania edycji krytycznej „Mein Kampf”. Jak zapewnia wydawca, polski czytelnik dostaje do ręki drugie na świecie krytyczne wydanie tej książki. Pierwsze zostało przygotowane w Niemczech przez Instytut Historii Najnowszej w Monachium. I tu nie obyło się bez kontrowersji. W dniu 31 marca 2015 r. wygasły prawa autorskie do „Mein Kampf”, należące do rządu Bawarii i książka trafiła do domeny publicznej. Władze tego niemieckiego landu zwróciły się zatem do monachijskiego instytutu z propozycją naukowej edycji dzieła Hitlera i obiecały sfinansować prace historyków. Prace ruszyły, a w krytyczną edycję książki zaangażowało się ponad 150 badaczy. Niespodziewanie jednak, już w trakcie jej opracowywania, Bawaria wycofała się z przedsięwzięcia i wstrzymała finansowanie. Mało tego, władze zagroziły, że każda edycja (nawet naukowa) książki Hitlera będzie ścigana z oskarżenia o podżeganie do przemocy i nienawiści. Na taką decyzję Bawarczyków wpływ miał głównie rząd Izraela, który sprzeciwił się nowemu wydaniu „Mein Kampf”. Instytut Historii w Monachium zdecydował się jednak kontynuować pracę i ostatecznie książka trafiła na rynek niemiecki w 2016 roku, osiągając sprzedaż na poziomie ponad 100 tysięcy egzemplarzy. Redaktor polskiego wydania uznał zatem, że wydanie „Mein Kampf” okazało się „strzałem w dziesiątkę”, co brzmi nieco dwuznacznie, jeśli nie złowrogo… Na marginesie należy stwierdzić, że nic nie wiadomo, by władze Bawarii spełniły swoje groźby i ścigały wydawcę oraz pracujących przy edycji książki naukowców.
Polska edycja „Mein Kampf” bazuje w dużym stopniu na monachijskim opracowaniu, nie jest jednak jego tłumaczeniem. Trzeba przyznać, że prof. Król wykonał gigantyczną i mrówczą pracę, nie tylko tłumacząc książkę Hitlera z oryginału, ale opatrując ją obszerną przedmową, indeksem osobowym i rzeczowym, bibliografią a przede wszystkim tysiącami przypisów. W przedmowie tłumaczy ponadto motywację, jaka mu przyświecała w pracy nad książką. Jego zdaniem wydanie krytyczne „Mein Kampf” jest potrzebne, ponieważ książka niesie m.in. „ważne przesłanie edukacyjne i społeczne” oraz stanowi „reprezentatywny dokument, ukazujący wizerunek i poglądy człowieka, który odegrał (…) złowrogą rolę w historii świata”. Książka w opracowaniu naukowym powinna ponadto „zneutralizować oddziaływanie bezwartościowych, liczących na szybki zysk inicjatyw wydawniczych”, a jej wydanie w Polsce pozwoli na usunięcie „nalotu wieloletniej, niezdrowej sensacji”. Profesor uważa ponadto, że przybliżenie książki polskiemu czytelnikowi pozwoli „rozpoznać niebezpieczne absurdy hitlerowskiego programu przebudowy świata, a także określić punkty oznaczające początek drogi, która doprowadziła nazistów, a wraz z nimi całe Niemcy, do zbrodni i zagłady”. Brzmi to bardzo przekonująco, należy zatem zadać pytanie, czy redaktor i wydawca sprostali postawionemu sobie zadaniu?
Trudno odpowiedzieć jednoznacznie. Nie dlatego jednak, że prof. Król nie zachował dostatecznej staranności i rzetelności, bo aparat naukowy wygląda w książce naprawdę imponująco. Problem jednak w samej treści dzieła Hitlera i jego potencjalnym wpływie na nieprzygotowanych do jego lektury czytelników. Nikt nie zmusi ich przecież do odczytania tekstu przedmowy i do recepcji książki, zgodnie z życzeniem jej redaktora. Ponadto błędem wydaje się umieszczenie przypisów na końcu każdego z rozdziałów, a nie bezpośrednio pod tekstem, co ułatwia obcowanie z oryginałem, ale znacznie utrudnia krytyczną lekturę tekstu. Można tu mieć pretensje do wydawcy, bo taki zabieg stosuje się właśnie, by uatrakcyjnić lekturę książek naukowych. Nie o to przecież miało chodzić w krytycznym wydaniu „Mein Kampf”. O jej graficznej stronie była już mowa, należy jednak jeszcze raz podkreślić, że nazistowska estetyka okładki i umieszczenie w książce całostronicowego portretu wodza Trzeciej Rzeszy nie do końca odpowiada naukowemu celowi wydania książki. Zarzut, że nie tylko treść, ale i forma krytycznego w założeniu wydania dzieła Hitlera, trafi w gusta jego wyznawców, nie jest zatem pozbawiony podstaw.
Na koniec kilka słów o treści „Mein Kampf”, bo trudno tu przecież o tradycyjną recenzję. Mimo upływu niemal stu lat od powstania tej złowieszczej książki, wydaje się, że dzieło Hitlera wciąż posiada ogromną siłę rażenia. Chociaż „Mein Kampf” jest literacko zła pod każdym względem – pisana językiem prostackim, pełnym obelg, stylistycznie nieudolna, grafomańska i zagmatwana (oto przykład stylu Hitlera: „Dzięki Bogu na tym właśnie polega sens germańskiej demokracji, że nie każdy pierwszy lepszy niegodny karierowicz i moralny leń może dostać się bocznymi drogami do rządu swoich rodaków (…). Jeśli jednak mimo to ktoś z takich ludzi będzie próbował zakraść się, to w łatwy sposób można go odnaleźć i bezwzględnie odprawić: precz stąd, tchórzliwy lumpie! Zabieraj nogi, brudzisz schody!”), to jednak oparta jest na pewnym psychopatycznym rozumowaniu, które wciąż jeszcze może być atrakcyjne dla osób o poglądach skrajnych, nacjonalistycznych, pozbawionych znikomej chociażby refleksji historycznej. Ogromny wstrząs wywołuje np. jeden z najmroczniejszych rozdziałów książki – „Naród i rasa”, w którym Hitler snuje historiozoficzne wizje na temat rzekomego charakteru rasowego i miejsca Żydów w dziejach świata oraz o rzekomej odwiecznej walce rasy aryjskiej z międzynarodowym „żydostwem”. Znając brzemienne skutki tych słów, trudno po takiej lekturze zwyczajnie odłożyć książkę na półkę. Wszelkie próby demaskacji tego typu poglądów i prostowanie obsesji oraz kłamstw Hitlera, zawarte w licznych przypisach, wydają się gdzieś niknąć, przytłoczone brutalnym językiem i nieprawdopodobną pewnością siebie przepełnionego nienawiścią autora. Aparat naukowy staje się wobec takiego dictum nieadekwatny i wręcz bezradny. Sprawia wręcz wrażenie listka figowego, nieudolnie zakrywającego ukryty rzekomo cel wydania tego „dzieła”. Podsumowując – to lektura niezmiennie wstrząsająca dla czytelników, zwłaszcza świadomych złowieszczej roli tej książki w historii najnowszej. Dla wszelkiej maści neonazistów, antysemitów i współczesnych zwolenników teorii spiskowych, wydanie „Mein Kampf” to natomiast wielka gratka, nieoczekiwany prezent. Mogą legalnie nabyć książkę, o której większość z nich jedynie słyszała. Na tym, w moim przekonaniu, polega niebezpieczeństwo legalnego wydania książki Hitlera i udostępnienie jej szerokiemu odbiorcy. Tak czy inaczej dożyliśmy czasów, gdy „Mein Kampf” trafia pod polskie strzechy.