Każdy z nas słyszał o takich terminach jak emancypacja, feminizm czy równouprawnienie. Od kilkudziesięciu lat pewna grupa kobiet walczy o swoje prawa. Chcą by uznano je za równe mężczyznom i być od nich niezależne, chcą same decydować o swoim losie. Przeciwstawiają się patriarchatowi, walczą o symboliczne wyzwolenie swojej płci spod władzy mężczyzn. Ale jak powiedział pewien mądry człowiek, „nie ma większych przeciwników wolności niż syci niewolnicy”. Oczywiście żaden osobnik obydwu płci, dla którego określenia „światły” czy „postępowy” nie są najgorszą obrazą, nie podważy głównych założeń ruchu emancypacyjnego. Można powiedzieć, że w sferze prawnej w naszym kręgu kulturowym, feministki osiągnęły swój cel. Gorzej jest w sferze prywatnej, czyli tej sferze, w której większość ludzi „spędza najwięcej czasu”, sferą zawodową nie będę się tu zajmował (jedno wynika z drugiego ale nierówności w sferze zawodowej nie są aż tak duże by wytłumaczyć nimi nierówności w sferze prywatnej więc muszą istnieć również inne przyczyny, niektóre z nich postaram się przedstawić w dalszej części). Tak więc w sferze prywatnej nadal dominującą rolę pełnią mężczyźni. Z punktu widzenia klasycznej socjologii za taki stan rzeczy odpowiedzialna jest socjalizacja do ról związanych z płcią, czyli wszystkie normy i wartości, które nam wpojono, a których nie mieliśmy odwagi zanegować. Jak wiadomo, zarówno w rodzinie jak i szkole, czyli dwóch najważniejszych instytucjach socjalizacyjnych, od małego pewne cechy są w chłopcach tępione a w dziewczynkach wzmacniane i na odwrót. Chłopców uczy się, że mają być silni, niezależni, dominujący, z przymrużeniem oka traktuje się ich wybryki. Dziewczynki natomiast są uczone, współpracy, sumienności, uległości a nie samodzielnego myślenia, dobra dziewczynka powinna być cicha i skromna. Nawet jeśli są hałaśliwe dziewczynki i cisi chłopcy to, chociaż może być to z zewnątrz niewidoczne, często, w ich umysłach bardzo silnie zakorzenione jest, że nie powinni tacy być, oczywiście sytuacja cały czas się zmienia, socjalizacja mająca na celu produkcję tak zwanych „porządnych obywateli”, zabijając przy tym indywidualność odchodzi na szczęście do przeszłości (także nie chodzi tu o najmłodsze pokolenie), jednak i tak jest jej za dużo, szczególnie w szkołach o tzw. niższym poziomie dla tzw. „zepsutej młodzieży”, ewentualnie w ekskluzywnych, jednak w Polsce jest to marginalne zjawisko. Z wiekiem jednak niektórzy z nas dorastają i uczą się sami wybierać, niektóre z wpojonych wartości negując (gdyby tak nie było to nie powstałby feminizm). Tak więc teoretycznie za ten stan rzeczy można by obwiniać kulturę, w której się wychowaliśmy. Jednak ja ośmielę się stwierdzić, że to nie tylko kultura ani szowinistyczne samce trzymają kobiety w ryzach lecz one same się na taki stan rzeczy godzą. Przynajmniej jakaś ich część. Dlaczego? Jaki by miały w tym interes? Zapytała by nie jedna feministka. Otóż odpowiedź jest bardzo prosta: z wygody, zakładając, że nie dla każdej kobiety status społeczny stoi na szczycie listy priorytetów, bezpieczeństwo może stać wyżej. Oczywiście nie uważam, że jest to cecha przypisana płci (tak jak w pewnej reklamie banku na oko 40 letni synek może dalej chcieć mieszkać z mamusią jednak rzadko który ma takie oczekiwania wobec własnej żony, nawet jeśli, to jest bardzo mocno piętnowany lub wyśmiewany, szczególnie przez kobiety, które same chciałyby tak samo, z tym że z mężem nie z mamusią, a bohater reklamy raczej im tego by nie zapewnił). Oczywistą rzeczą jest, że wolność to nie tylko same przyjemności, to również obowiązki, konieczność wzięcia na siebie ciężaru odpowiedzialności za własne życie. Niektórych ludzi przeraża, że nikt już za nich nie będzie podejmował decyzji, że sami muszą się o siebie zatroszczyć, żeby utrzymać powyższy stan rzeczy czasem gotowi są oddać wolność i powierzyć komuś władzę nad sobą (w niektórych krajach rolę tą pełni państwo opiekuńcze, tam stopień równouprawnienia jest dużo wyższy, w niektórych mąż). Tak właśnie moim zdaniem robią niektóre kobiety. Chcą przywilejów a jednocześnie równouprawnienia, jednak nie chcą ciężaru z nim związanego. Gdy zaczyna być ciężko nawet te najbardziej nowoczesne bardzo szybko przypominają sobie o tradycyjnym podziale ról, czyli w praktyce „jesteś facetem, zrób coś”, w gorszej wersji „co z ciebie za facet!?”. Przecież do tej pory obowiązkiem kobiety było jedynie (w porównaniu do mężczyzny) zajmowanie się domem i dziećmi, w przerwie między oglądaniem seriali. A położenie mężczyzny było moim zdaniem dużo gorsze, chociaż poczucie władzy nad kobietą mogło mu z nawiązką to wyrównywać. To on był całkowicie odpowiedzialny za fizyczne przeżycie rodziny. Nie rzadko musiał w przez kilkanaście godzin dziennie ciężko pracować. Nie mówcie mi, że zrobienie zakupów, obiadu i posprzątanie jest przy tym czymś nie do zniesienia (w sensie samo w sobie, bo problemem nie jest konieczność robienia tych rzeczy ale niemożność robienia innych na co niektóre kobiety się godzą w zamian za zapewnienie bytu materialnego). Mało tego, jeżeli pomimo tego nie zarabiał wystarczająco dużo pieniędzy aby utrzymać rodzinę to musiał jeszcze słuchać pretensji żony, że nie jest prawdziwym mężczyzną, nie mówiąc już o utracie pracy (wskazuje na to wiele samobójstw w czasie „wielkiego kryzysu”). Kobieta była w tych czasach kobietą z samego faktu posiadania żeńskich organów płciowych, mężczyzna natomiast stawał się mężczyzną po spełnieniu szeregu warunków, których już tutaj nie wymienię. I powiedzcie mi teraz co takiej przykładowej kobiecie przeszkadzało, że nie może głosować, albo, że sama nie może iść do kilkunastogodzinnej katorgi tak jak mąż, co miała innego do roboty niż zaopiekowanie się domem i zrobienie obiadu. Nie sądzę aby czynności te zajmowały więcej niż kilka godzin dziennie i raczej nie dało się tego porównać do pracy z kilofem w kopalni. (Oczywiście sytuacja, którą przedstawiłem jest pewnym modelem, nazywanym tradycyjnym, model ten rzadko jest realizowany w rzeczywistości w idealnej formie chociaż chyba nikt nie zaprzeczy, że jest prawdopodobny, występuje raczej w sferze poglądów niż czynów, tak powinno być według niektórych nawet jeśli tak nie jest, a mówiąc kobieta mam na myśli płeć kulturową). Wtedy przyszły feministki i postanowiły wszystko zmienić (i jak ich tu nie nienawidzić). Koniec z oglądaniem pół dnia seriali, koniec z gderaniem mężowi że facet Janiny zabrał ją do Egiptu. Najgorsze, że samej teraz trzeba zacząć harować i utrzymywać rodzinę wspólnie z mężem. A co jeszcze gorsze trzeba samemu myśleć jak przeżyć, mąż już wszystkiego za nas nie zrobi, nie podejmie każdej decyzji, jak widać to co dla niektórych może być darem dla innych jest koszmarem. A co w zamian? Można głosować, można zostać nawet panią prezydent, można w końcu na pytanie: „czemu nie ma obiadu?” odpowiedzieć „bo nie ugotowałeś” jednak trzeba się liczyć, że na prośbę o pieniądze na nowe ciuchy czy perfumy zostanie się odesłaną do rubryki „ogłoszenia praca”. To co to za interes to równouprawnienie, kto na tym korzysta? Podejrzewałbym, że feminizm wymyślili mężczyźni , jednak istnieje pewien mały szkopuł, przez który kobiety popierające tradycyjny podział ról przypominają mi czarnoskórych zwolenników apartheidu, którzy do tego uważają się za cwanych i sprytnych, ewentualnie polskich nazistów marzących o nowym Hitlerze, pewnych rzeczy nigdy chyba nie zrozumiem (jak powiedział Truman Capote „więcej łez zostało wylanych na skutek spełnienia marzeń niż ich niespełnienia”, w przypadku polskich nazistów cytat ten nie miałby zastosowania ponieważ jak wiadomo umarli już nic nie czują, a ci mieliby na to podwójne szanse ponieważ albo zostaliby zabici przez swojego lidera albo przez Polaków, polecałbym im odpowiedzieć sobie na dwa pytania” Co Hitler robił z Polakami podczas wojny? oraz: Co Polacy robili ze zwolennikami Hitlera podczas wojny? Także generalnie nie leży to w ich interesie (może da się to wytłumaczyć interesem psychologicznym czy społecznym ale na pewno nie politycznym). Moim osobistym zdaniem jak ktoś już wybiera złą ideologię czy w ogóle robi coś złego to niech to chociaż robi w swoim interesie, jak już ktoś nie myśli o innych to niech chociaż pomyśli o sobie świat będzie dużo lepszy. Dotyczy to również kobiet, które marzą o „powrocie” tzw. prawdziwych mężczyzn narzekając na „fajtłapowatość” czy inne bzdury obecnych. Proponuję najpierw zapoznać się za czym się tęskni (chociażby z definicją kultu macho w Wikipedii), jeśli któraś pani w tym momencie się oburza, lub złośliwie komentuje moją męskością albo szuka przyczyn prezentowanych poglądów w moim dzieciństwie, proponuję poczytać o sytuacji kobiet w krajach ameryki łacińskiej czy południowej, szczególnie w Meksyku gdzie kult machismo jest najmocniej zakorzeniony, w Hiszpanii już się od niego odchodzi, kult ten jest obwiniany o przyczynianie się do mordowania kobiet w Juarez przy pełnej obojętności władz oraz przemoc domową we wcześniej wspomnianej Hiszpanii (gdzie za czasów generała Franco kobieta nie mogła na przykład zapisać dziecka do szkoły bez zgody męża) . Otóż jak wiadomo nic za darmo nie ma. W zamian za wszystkie ułatwienia musiały one uznać wyższość ,szeroko pojętą „lepszość” oraz „wspaniałość” mężczyzn (przynajmniej tak im musiały mówić), mówiąc kolokwialnie „słuchać się ich”. Bo pamiętając o prawach ekonomii (prawo popytu i podaży), mężczyzn jest tyle samo co kobiet (prawa ekonomi są bardzo pomocne przy analizie tego typu związków). Tak więc mężczyzna ma taką samą wartość dla kobiety co na odwrót. Zarówno kobieta jak i mężczyzna potrzebują seksu (także nie wiem czy jeszcze ktoś się łapie na szantaże brakiem seksu), jednak „asa w rękawie” ma mężczyzna (bez niego kobieta nie przeżyje, może znaleźć następnego ale sytuacja będzie taka sama, natomiast on bez niej tak, jeżeli ma pieniądze może wybrać inną, na komentarze w stylu, kobieta za to ma urodę jeszcze raz proponuje poczytać sobie o sytuacji kobiet w Meksyku. Dlatego kobieta musi wyrównać wnoszone zasoby i dać coś w zamian, jest to właśnie uległość i uznanie dominującej roli partnera. Krótko mówiąc jest od niego zależna, a on od niej nie i jeżeli to zrozumie może zacząć pozwalać sobie na coraz więcej, pomijam tu kwestie emocjonalne ponieważ podejrzewam, że mają one drugorzędne znaczenie w takich relacjach. Tak samo mężczyzna jeżeli myśli, że znajdując uległą i spolegliwą kobietę wygrał los na loterii, jest w grubym błędzie, jak to zaśpiewał pewien znany raper: „Ziom spod trójki mówi, że właśnie wrócił z Anglii, ożenił się…. za parę lat na bank się wk… jak Al Bundy”. Otóż ona również za to czegoś będzie oczekiwać i nigdy nie wiadomo w jakiej walucie się za to coś zapłaci (nie chodzi tu o funty). Z tego co czytałem zdarza się, że takie kobiety są uległe tylko publicznie, a w domowym zaciszu dają upust swoim emocjom, ale to pewnie wielu z was wie…. Co się dzieje jeżeli nie dostanie bezpieczeństwa finansowego widać w serialach typu „Świat według Kiepskich” czy wcześniej wspomnianych „Bundych”. Nie przekonują mnie argumenty żony pewnego znanego polityka, która w jednym z programów „śniadaniowych” zdecydowanie deklarowała swoje przywiązanie do tradycyjnego modelu związku (jako udowodnienie mojej tezy chełpiła się wręcz, że kiedy mąż mniej zarabiał była dla niego nie do wytrzymania), związek partnerski przedstawiła jako naiwne złudzenia młodych ludzi, przy czym jej argumentacja miała pewne luki. Stwierdziła ona, że nie da się podzielić wszystkiego po równo, nie da się na przykład po równo wynosić śmieci ponieważ tydzień ma 7 dni i zawsze ktoś będzie wynosił 4 a ktoś 3, a rok ma 365 dni, nasuwa się pytanie czy nie można po prostu wynosić tych śmieci co drugi dzień , no ale program był z rana także rozumiem. Jednak jest to typowe społeczne myślenie, kategoriami wymyślonymi przez ludzi służącymi do mierzenia czy opisu rzeczywistości a nie będącymi tą rzeczywistością, mówiąc obrazowo czas nie wie, że jest podzielony na tygodnie czy lata, płynie sobie niezależnie od tego jak go ludzie nazwą, poza tym różnie go w różnym czasie dzielono. Z cytatów w telewizji a propos tematu, przypomniał mi się jeden, polityka, dosłowny: „pomimo, że jestem konserwatystą to myślę….. no w sposób otwarty”, czasem dobrze jak ktoś sam siebie potrafi podsumować, nie trzeba by pisać takich tekstów (może to i źle) . Oczywiście mężczyzna nie musi swojej przewagi wykorzystywać, ale jednak jeżeli jest uczciwy to zwykle nie wejdzie w układ na takich zasadach, potocznie zwany wykorzystywaniem, tak samo jak uczciwa kobieta nie będzie miała takich oczekiwań. Miałem zamiar przedstawić kwestie równouprawnienia od innej „codziennej” strony. Inaczej niż zwykle ponieważ rzadko można się spotkać z takim podejściem do tej kwestii co oczywiście nie znaczy, że neguje zarzuty dotyczące mężczyzn patriarchalnych, jednak będąc po raz kolejny złośliwym postawiłbym pytanie kto takich mężczyzn wybiera, przecież nie inni mężczyźni. Nawiasem mówiąc bycie partnerem życiowym niektórych kobiet (osobiście nie miałem z takowymi do czynienia) przypomina los „bohatera tragicznego” z działu starożytność na lekcjach języka polskiego, w zależności od tego co się robi można być albo „dupkiem” albo „frajerem”, istnieją też inne określenia ale nie będę ich przytaczał… Na koniec, dla zilustrowania tezy przedstawię pewną zasłyszaną rozmowę:
– Co sądzisz o A?
– On cię na pewno będzie zdradzał widać, że to dupek
– A B myślisz, że też by mnie zdradził?
– No co ty on? przecież to frajer…
Czyli analizując logikę rozmówczyni, mężczyzna zdradza (to źle), a skoro mężczyźni zdradzają (co każda „nowoczesna” kobieta wie) a ktoś nie zdradza to znaczy, że brakuje mu jednego z podstawowych wyznaczników męskości czyli jest niepełnowartościowym mężczyzną (też źle). Już nie mówiąc o konfliktach jakie muszą przeżywać bohaterowie telenoweli mający wspaniałe przecież przykładne żony, no bo jak tu zarabiać więcej pieniędzy jednocześnie mniej pracując, rodzina ma problemy finansowe, mężczyzna ma ją utrzymać, ale ponieważ żona martwi się o jego zdrowie to ma on też mniej pracować…
O autorze:
Piotr Sokołowski
Absolwent socjologii na Uniwersytecie Wrocławskim, publicysta, autor liberalnego bloga sokolowski.na.liberte.pl
Przeczytaj również
Piotr Beniuszys
Bariery dla liberalizmu
Lektura obowiązkowa dla wszystkich zwolenników i zwolenniczek liberalnego ustroju!
Wojciech Sadurski
Konstytucyjny kryzys Polski
Książka stanowi zaktualizowane i przygotowane dla polskiego czytelnika wydanie „Poland's Constitutional Breakdown”.