____
„Jeśli leży ci na sercu mówienie o mieście, to dlatego,
że rosnąca dokuczliwość życia w nim rodzi potrzebę
pytania, czym jest, czym powinno być dla nas miasto”
Italo Calvino
W każdą podróż zabieram tą samą książkę. Od miasta do miasta, od historii do historii, od jednej opowieści ku kolejnej, otwierającej nowe perspektywy. W każdym z miast czytam kilka opowieści, kierujących uwagę nie na fakty, które mogłabym wyczytać w przewodniku, ale wartość obecną tu i teraz, a jednocześnie wszędzie i zawsze. I choć nie jestem osobą przepadającą za medytacją, to poniekąd właśnie jej nienachalne echa przewijają się w miastach, które Marko Polo opowiada Kubłaj-chanowi. Tu właśnie snuje się niezwykłość niewielkiej książeczki Italo Calvino Niewidzialne miasta. Każde z nich na moment materializuje się przed oczami czytających; każde niesie własne przesłanie łączące miasto z życiem, z człowiekiem, z na pozór tylko hermetyczną narracją, ostatecznie dostępną dla każdego, kto tylko uczyni krok, by zechcieć się niej odnaleźć. Pięćdziesiąt pięć miast – miasto tysiąca studni, wielu religii, miasto o srebrnych kopułach, to pełne pracy, i to zwodnicze, obiecujące więcej niż może nam dać; są miasta znaków, pamięci, pragnień, wymiany; miasta widziane od strony morza i pustyni; miasta znalezione i ukryte, miasta żywych i umarłych, miasta zawieszone w historii, mocno osadzone we własnej, unikalnej tożsamości. Miasta przyjęcia i odrzucenia. Miasta… jak ludzie. Jak my.
Bo miasta opowiadane przez Calvino są o nas, o ludziach właśnie. O naszych bólach, rozterkach, potrzebach, uporach; o wartościach, jakie wyznajemy, ale i tych, których trzymamy się całkiem bez sensu; są o miłościach, tęsknotach, pragnieniach, zagubieniach, pewnościach, lękach. Są o różnorodności myślenia, potrzebie widzenia i wiedzenia szerzej, o ukrywaniu sekretów i wychodzeniu spraw na światło dzienne. Są o urządzaniu życia, każdego dnia. O sięganiu po nieznane, o burzeniu murów. Miasta Calvina zdają się magiczne, odległe, niezbadane, a przecież są bliskie, znajome, zwyczajne. Są opowieściami o nas, ale też szerzej, o miastach wyobrażonych, zbudowanych z potrzeb lub na potrzeby; przykrojonych do oczekiwań lub konieczności. Miasta – jak to w życiu – które wybieramy, albo które wybierają nas.
Nie są przy tym utopiami, jakie snuli Thomas Moore, Thomas Campanella czy Jonathan Swift. Nie są państwami-miastami, których potęgą szczyciła się starożytna Grecja. Nie są miastami ze współczesnych powieści science-fiction, ani też „miastem przyszłości”, które moje pokolenie oglądało w kreskówce o rodzinie Jetsonów. Te realne rozwijamy wedle planów, w których – jako obywatele – na różne sposoby możemy (i powinniśmy) brać udział. Bo są nasze. Bo mamy w nich głos. Bo sami wybieramy gospodarzy naszych miast, ale też mniejszych lokalnych wspólnot, w ramach których możemy (i powinniśmy) proponować i wprowadzać w życie własne oczekiwania, decyzje, projekty. Bez naszych wyobrażeń o mieście, bez zaangażowania w miasto, bez małych i wielkich planów, może się ono zamienić w pustynię (na którą narzekamy, że „tu nic się nie urodzi”) albo w skansen (po których hasają radośnie turyści). Miasto przyszłości musi być nasze… i to my musimy nakreślić sobie tą przyszłość. Połączyć elementy marzeń z zastaną rzeczywistością, a także ze sferą możliwości, opcji dla danego miasta/miejsca. Bo tylko wtedy poczujemy się jak w domu, do którego chce się wracać z każdej kolejnej podróży.
***
„Izydora jest miastem jego marzeń: z jedną tylko różnicą. Miasto, o którym marzył, zawierało jego w młodości; do Izydory przybywa w podeszłym wieku” – pisze Italo Calvino. Tyle że w naszych podróżach do tych do miast, do innych światów, a przede wszystkim do siebie nawzajem – Ty do mnie, ja do Ciebie – nie warto odkładać życia na później. Warto tworzyć – i nas, i miasta. Nie warto czekać, by pragnienia stały się wspomnieniami.
___
Fundacja Liberté! zaprasza na Igrzyska Wolności 2024 „Miasto, Europa, Przysłość”! 18-20.10.2024, EC1 w Łodzi. Partnerami strategicznymi wydarzenia są: Miasto Łódź oraz Łódzkie Centrum Wydarzeń.