Arcybiskup Michalik nie tylko zaszkodził Kościołowi w Polsce, nie tylko zdewaluował inicjatywy mające na celu wygenerowanie procedur walki z pedofilią w strukturach kościelnych, ale uczynił z samego siebie zakamuflowanego lidera polskiego ruchu antyklerykalnego, piątką kolumnę antyklerykalizmu w komnatach kościelnych, a już na pewno stał się potencjalnym dowodem tego, że wszystkie oskarżenia polskich środowisk antyklerykalnych wobec Kościoła katolickiego i jego hierarchów należałoby uznać za prawdziwe.
Po skandalicznej wypowiedzi arcybiskupa Józefa Michalika chyba nikt nie ma już wątpliwości co do tego, kto najlepiej służy kampanii marketingowej partii Janusza Palikota i buduje poparcie dla środowisk antyklerykalnych. Niestety sam Kościół poprzez działania niektórych swoich liderów uruchamia w społeczeństwie najskrytsze pokłady antyklerykalizmu. Jak zaś się okazuje, najsłabszym ogniwem polskiego Kościoła katolickiego są jego hierarchowie i to bynajmniej nie ci z drugiego szeregu, ale najwyżsi rangą dygnitarze. Najpierw – przed zaledwie kilkoma dniami – prymas Józef Kowalczyk warczał na dziennikarzy rzekomo w obronie instytucji Kościoła, nie potrafiąc wydusić z siebie choćby słowa współczucia dla ofiar czynów pedofilskich, jakich mogli dopuścić się polscy duchowni na Dominikanie. Teraz przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski Józef Michalik tłumaczy słuchającym, jak wielki potencjał w demoralizowaniu duchownych mają dzieci z rodzin dysfunkcyjnych, które w ślepym poszukiwaniu miłości i bliskości manipulują biednymi duchownymi skłaniając ich de facto do czynów pedofilskich. Co skłania duchownych do takich wypowiedzi? Bezmyślność, poczucie bezkarności, a może oderwanie od rzeczywistych problemów nie tylko szarych obywateli, ale również problemów Kościoła?
Hierarchowie niczym udzielni książęta okazują się nieświadomymi bolączek współczesnego człowieka ignorantami, którzy co i rusz kompromitują się na oczach mediów, a co za tym idzie także na oczach świata. Jako politologa nie dziwi mnie fakt, iż ich wpadki, błędy, pomyłki i grzeszki są w dalszej kolejności wykorzystywane w antyklerykalnych kampaniach i mobilizowaniu wrogiego czy chociażby sceptycznego względem Kościoła katolickiego elektoratu. Jako medioznawcę dziwi mnie jednak, iż po tylu latach kohabitacji hierarchów z mediami masowymi nie nauczyli się oni jeszcze podstawowych mechanizmów rządzących medialną rzeczywistością i nie wyciągnęli wniosków z prędkości przemieszczania się newsów, a także roli czwartej władzy we współczesnym świecie. Obawiam się jednak, że niektórzy z nich uwierzyli, że rzeczywiście są książętami: bezkarnymi, buńczucznymi, czasami wręcz bezczelnymi w swoim przekonaniu o nieomylności w kwestiach moralnych, społecznych, ale również rodzinnych. Skandal Michalika to niestety skandal polskiego Kościoła. Niezależnie od tego, że odpowiedzialny za te słowa jest niewątpliwie – jak zapewne broniłby metropolity przemyskiego Ksiądz Prymas Kowalczyk – indywidualnie sam arcybiskup Michalik.
Zastanawiam się również, czym różni się wypowiedź abp. Michalika od wypowiedzi Andrzeja Leppera sprzed siedmiu lat, w której wyraził swoją wątpliwość co do tego, czy aby na pewno jest możliwe zgwałcenie prostytutki? Chyba tylko tym, że tutaj mamy do czynienia z duchownym katolickim, zaś siedem lat temu chodziło o szefa jednej z czołowych partii politycznych, późniejszego wicepremiera i ministra rolnictwa. Niestety jednak, ta rzekoma różnica działa na niekorzyść metropolity przemyskiego. Tak bowiem Michalik, jak wcześniej Lepper, to osoby publiczne, ludzie wpływowi, piastujący wysokie godności, cieszący się społeczną estymą – w każdym razie w pewnych kręgach społecznych – i zaufaniem wielu obywateli. Żeby było jasne, daleki jestem od porównywania całości dorobku Michalika i Leppera, jednak trudno nie porównywać obu tych wypowiedzi. Lepper – trzeba przypomnieć – przeprosił za swoje słowa po interwencji jego doradców. Michalik podobnie – też przeprosił, jednak w towarzystwie ks. Józefa Klocha, rzecznika prasowego Konferencji Episkopatu Polski. Czy dobrze, że przeprosił? Bardzo dobrze! Ale czy to wystarczy? Nie sądzę. Tym bardziej, że trudno się spodziewać, aby sam arcybiskup wpadł na pomysł przeprosin i wymyślił wspaniałą formułę „lapsusu językowego” na określenie swojej żenującej wypowiedzi. Czyżby okazało się to jedynie kolejnym „semantycznym nadużyciem” w polskim dyskursie publicznym?
Udział w życiu publicznym jednak – i trzeba mieć tego pełną świadomość – niesie za sobą pewne konsekwencje dla tych, których nazywamy osobami publicznymi. I właśnie dlatego arcybiskup Michalik, gdyby chciał zachować się honorowo, powinien natychmiast zrezygnować z piastowania stanowiska przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski. Tego wymagałyby dobre obyczaje, tego wymagałaby troska o moralność publiczną i tego wymagałby przede wszystkim dobry smak, którego – nikt nie ma żadnych wątpliwości – zabrakło. Skandaliczna wypowiedź metropolity przemyskiego nie przystoi tym bardziej osobie będącej jedną z twarzy Kościoła katolickiego, w szczególności zaś w sytuacji, kiedy Kościół boryka się z tak trudnymi sprawami, jak chociażby problem pedofilii wśród duchownych. Cały ciąg różnych wypowiedzi polskich duchownych w kontekście borykania się Kościoła z pedofilskim wyzwaniem mógłby skłonić niektórych do postawienia pytania o to, czy aby nie istnieje jakieś pedofilskie lobby, które stara się wywrócić do góry nogami wszystkie te ostrożnie podejmowane przez polski Kościół propozycje walki z tym jakże haniebnym zjawiskiem? W istnienie takiego lobby bynajmniej nie wierzę, jednak wijący się hierarchowie usiłujący wybielać ewidentne przecież zło sami czynią się – intencjonalnie czy też nie – tego zła lobbystami.
Takim sposobem abp. Michalik nie tylko zaszkodził Kościołowi w Polsce, nie tylko zdewaluował inicjatywy mające na celu wygenerowanie procedur walki z pedofilią w strukturach kościelnych, ale uczynił z samego siebie zakamuflowanego lidera polskiego ruchu antyklerykalnego, piątką kolumnę antyklerykalizmu w komnatach kościelnych, a już na pewno stał się potencjalnym dowodem tego, że wszystkie oskarżenia polskich środowisk antyklerykalnych wobec Kościoła katolickiego i jego hierarchów należałoby uznać za prawdziwe. Niezależnie od tego, że wcale nie muszą one być prawdziwe! Wypowiedzi tego typu uwiarygodniają antyklerykalizm i jego hasła, a jego głównych bojowników czynią rycerzami prawdy. Paradoksalnie metropolita przemyski zrobił więcej dla kampanii marketingowej partii Janusza Palikota niż był w stanie w ostatnich dniach zrobić dla jej powodzenia sam Janusz Palikot. Jako polski katolik zatroskany o losy Kościoła w Polsce mówię więc arcybiskupowi Michalikowi wprost: „Panu już dziękujemy!”.
Ponadto proponuję również Jego Ekscelencji Michalikowi, aby kiedy już poda się do dymisji, oddał się w pierwszej kolejności lekturze bardzo bogatej literatury poświęconej pedofilii, ale także innym zaburzeniom na tle seksualnym, aby w przyszłości wiedzieć, o czym się mówi. Nazwijmy tę propozycję postulatem intelektualnym. Po drugie, kiedy już Jego Ekscelencja przyswoi sobie teorię, zachęcam, aby porozmawiać z psychologami, którzy borykają się ze skutkami zachowań pedofilskich wśród dzieci i młodzieży oraz mają odpowiednie doświadczenie, którym zapewne podzielą się z Jego Ekscelencją; aby przejrzeć i przeanalizować dane policyjne dotyczące tego typu przestępstw oraz zapoznać się z dostępnymi analizami dotyczącymi przestępstw tego typu przygotowywanymi przez odpowiednie służby w zachodniej Europie i Stanach Zjednoczonych. Niech to będzie postulat empiryczny. Zachęcam wreszcie – i nazwę to postulatem silencjologicznym – aby w przypadku niezastosowania się do dwóch poprzednich oddalić się do samotni, oddać medytacji i kiedy tylko możliwe skorzystać z okazji do siedzenia cicho. W myśl hasła primum non nocere!