W codzienności słowo „niepewność” odmieniamy dziś przez wszystkie przypadki, przykrawając ją do sytuacji, zdarzeń, relacji, do odpowiedzi na trudne pytania, stawiane otwarcie lub w cichości ducha. Ruchome obrazki telewizyjnych ekranów i social mediów przesuwają nam przed oczami widoki wojen, kataklizmów, kryzysów, epidemii, wypadków, niekończących się politycznych przepychanek, wzajemnej niechęci. Jasne, nie tylko, ale wiadomości mroczne dominują nad pozytywnymi. Informacje wkraczają na niebezpieczne ścieżki, stając się posłuszne chętnym do siania zamętu, przy użyciu dezinformacji. Jeśli nie potrafimy nałożyć na nie kolejnych filtrów – krytycznego myślenia, sprawdzania prawdziwości czy choćby porównania z innym źródłem – na horyzoncie pojawia się poczucie niepokoju czy wreszcie niepewności.
Myśli natrętne wkręcają się w głowę, nasza odporność kruszy się jak zeschłe jesienne liście. W miejsce, które chcielibyśmy wypełniać spokojem i poczuciem bezpieczeństwa, wkrada się niepewność, a w ślad za nią przychodzi doradca gorszy niż pośpiech – lęk. Wchodzi tak w kolejne obszary życia, przyspiesza rytm serca, podrzuca czarne scenariusze, w których zwykłe pytanie: „Co by było gdyby?” potrafi odbierać nam powietrze. A przecież tak być nie musi. „Przyszłość – powiadał Zygmunt Bauman – nigdy nie stanie się królestwem pewności”. Nie oznacza to jednak, że króluje nam permanentna nie-pewność wszystkich i wszystkiego. I nie chodzi nawet o to, w jaki sposób i w kim/w czym pokładamy nadzieję. Idzie o prostą ciągłość, o konsekwencje zdarzeń, następstwo faktów, akcję i reakcję, które – w różnych momentach i całkowicie wbrew siewcom zamętu – mogą być całkiem przewidywalne. Nie idzie też o naiwne poczucie, że oto coś jest nam dane raz na zawsze (bo nie jest) czy że sprawy (mniej czy bardziej nieoczekiwanie) mogą nabrać innego kształtu. I nie mówię, że otwartość czy ciekawość uratują nas, gdy „zawali się świat”, ale może niekoniecznie trzeba zakładać, że oto idzie kataklizm, co w jednej chwili zmiecie nas z powierzchni ziemi.
Powiadają, że pewne na świecie są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki. Gdy jednak spojrzeć szerzej, to owych „nie do uniknięcia” znajdziemy więcej. Mowa o tym, co nie do uniknięcia, gdy chcemy być fair, gdy wybieramy (a i sam fakt wybierania do owych nieuniknionych należy), to w świetle jakiejś wiedzy lub w cieniu niewiedzy, w doświadczeniu pewności lub w chaosie myśli, którym choć na chwilę chcemy dać odpocząć. Dalej pewność odpowiedzialności – bo z prawdopodobieństwem graniczącym z pewnością nie minie nas ona (niezależnie w jakiej przyjdzie formie), jeśli chcemy realizować naszą wolność, a jednocześnie wybieramy to, by „rozumnie strzec wolności”. I wreszcie… pewność zmiany, jako czegoś nieuniknionego, ale niekoniecznie niekontrolowalnego, zmiany, na którą możemy/musimy mądrze (również pokoleniowo) się przygotować.
Co daje pewność? Świadomość, że jednak coś działa. Małe kroki, wielkie idee… Coś. Państwo, instytucje, media, szkoła, uniwersytet, szpital, że działają różnorakie relacje, w jakie wchodzimy. Fakt, że dla kogoś nie jesteśmy opcją, ale wartością. W tym co zawodowe, wspólnotowe, społeczne, prywatne, indywidualne. To już nie czasy Oscara Wilde’a, który z taką łatwością pisał, iż „Pewność jest fatalna. Niepewność czaruje. Mgła nadaje rzeczom urok”. I choć czasem pozwalamy się uwieść nierzeczywistości lub złudzie, to jednak wolimy unikać rozczarowań, a w trudnych czasach zamiast dekadencji szukamy raczej odporności, również tej społecznej. W pierwszym rzędzie naszej, indywidualnej, domowej, a później tej szerszej, społecznej. I znów, nie jest tak, że rządzący – choć powinni ją wspierać – przyniosą nam odporność w koszyku, że ktoś ją nam zaoferuje, da nie wymagając naszego w niej udziału. Jeśli odporność, to zaangażowanie, jasność wartości i celów, nabywanie umiejętności reagowania na kryzysy, otwartość i elastyczność, dopuszczenie możliwości zmiany. Jeśli odporność, to diagnozowanie potencjalnych lęków i obszarów niepewności, nie uleganie panice, ale też dbałość o własne marzenia i plany. Tu odporność działa niczym filtr, jaki nakładamy na tony złych wiadomości, widma kryzysów, szybkość obrazków, dezinformację, zmienność mediów. Jeśli odporność, to krytyczne myślenie, którego – szczególnie dziś – musimy się ciągle uczyć. Jeśli to zaniedbamy, to możemy spodziewać się nawet „hiszpańskiej Inkwizycji”…