Są dwa przeciwstawne wzorce życia społecznego, które mają niewiele wspólnego z popularnym podziałem na lewicę i prawicę. Te wzorce mają starą tradycję, bo odwołują się do kultury społecznej dwóch państw-miast starożytnej Hellady, a mianowicie Aten i Sparty. Kultura Aten nastawiona była na człowieka, który powinien mieć możliwości rozwoju swoich pasji i talentów, aby tworzyć dzieła, z których mogli korzystać wszyscy obywatele. W kulturze tej kładziono nacisk na wolność, tolerancję i otwartość na zmiany, a systemem politycznym stojącym na straży tych wartości była demokracja. Kultura Sparty była natomiast skrajnie militarystyczna. Ceniono w niej przede wszystkim gotowość poświęcenia ideałowi wielkości tego miasta-państwa. Obywatele od dziecka wychowywani byli w surowym reżimie podporządkowania się wspólnym, jednolitym regułom i zasadom, dzięki którym mogli być sprawnymi żołnierzami w wojnach, które Sparta toczyła bez liku.
Otóż pouczająca jest historyczna spuścizna tych dwóch starożytnych metropolii. Ateny są dzisiaj stolicą Grecji, w której pozostało wiele pamiątek z tamtych czasów, w postaci imponujących budowli i bogactwa myśli ówczesnych filozofów. Natomiast Sparta systematycznie się wykrwawiała w kolejnych wojnach. Do dzisiaj nie zachowało się prawie nic z jej dawnego znaczenia, po prostu zniknęła z mapy. Dzisiaj jest to niewielkie prowincjonalne miasteczko, które prawa miejskie uzyskało dopiero w XIX wieku.
A zatem z jednej strony wzorem życia społecznego może być koncentracja uwagi na człowieku, jego dobrostanie i możliwościach rozwoju, zaś z drugiej – poświęcanie się ludzi czemuś, co przekracza granice ich indywidualnej egzystencji, a co można określić mianem służby sprawie. Taką sprawą może być naród (nacjonalizm), Bóg (fundamentalizm), charyzmatyczny przywódca (kult jednostki) czy ustrojowa utopia (komunizm, faszyzm, anarchizm itp.). Innymi słowy: powód dla którego ludzie jednoczą się we wspólnoty to: albo chęć poprawy swoich indywidualnych dobrostanów, albo dążenie do osiągnięcia czegoś, co nie przekłada się na poprawę dobrostanu większości z nich, a zazwyczaj oznacza jego pogorszenie.
Aby uniknąć oskarżenia o pochwałę egoistycznego indywidualizmu, należy podkreślić potrzebę symetrii wymiany między jednostką a zbiorowością. Jednostka, uczestnicząc w realizacji celu zbiorowego, musi w tym widzieć własny interes, ale nigdy wzgląd na ten interes nie może ograniczać możliwości realizacji celów innych jednostek. Jest to nic innego, jak podstawowe założenie liberalizmu społecznego, iż wolność jednostki jest ograniczona potrzebą wolności innych ludzi. Trzeba też zwrócić uwagę na nieprzypadkowo utrwalony przez każdą władzę autorytarną stereotyp złego indywidualizmu i dobrego kolektywizmu. Tymczasem etyczny indywidualizm zawsze służy wszystkim członkom wspólnoty, podczas gdy ideologiczny kolektywizm tylko tym, którzy traktują ludzi przedmiotowo, bo ich zapał i poświęcenie wykorzystują dla swoich celów.
Tradycje Aten odżyły dopiero w XVIII wieku, w czasach Oświecenia, gdy przypomniano sobie formułę Protagorasa z Abdery: „Człowiek jest miarą wszechrzeczy”. Był to wiek racjonalizmu i wiary w człowieka, co zaowocowało sekularyzacją i ustanowieniem praw człowieka. Z tej tradycji narodził się liberalizm, jako filozofia społeczna, której wartości są podstawą współczesnej cywilizacji zachodniej. Przy okazji warto zauważyć, że w Polsce liberalizm jest w potocznym rozumieniu sprowadzany do zasad wolnego rynku i określany jako neoliberalizm, co ma niewiele wspólnego z istotą owej filozofii.
W kulturze liberalnej ludzie dobrze się czują w warunkach różnorodności, ponieważ wielość wzorów myślenia i zachowania daje możliwość wyboru, co jest podstawą głównej wartości, jaką jest w tej kulturze wolność. Podstawowym drogowskazem moralnym przy korzystaniu z wolności są zaś prawa człowieka. Aby jednak tę wolność zachować, konieczna jest tolerancja. Jak to ujął Wolter: „Zupełnie nie zgadzam się z twoimi poglądami, ale jestem gotów oddać życie, abyś mógł je głosić”. Tylko dzięki tolerancji ludzie mogą ze sobą zgodnie współżyć, mimo że różnią się pod wieloma względami. Tolerancja skłania do poszanowania zasady równości i poszukiwania rozwiązań kompromisowych w przypadku konfliktów. Wspomniane wartości, czyli wolność i prawa człowieka, równość i tolerancja mogą być respektowane tylko w ustroju demokracji liberalnej, czyli praworządności opartej na poszanowaniu praw mniejszości i trójpodziale władz.
W kulturze liberalnej dobrze czują się ludzie, których osobowość polega na potrzebie wnikania we własną psychikę, aby dokonywać wyborów zgodnie ze swoimi wewnętrznymi predyspozycjami. Dzięki temu mogą dążyć do samorealizacji, nie będąc przedmiotem wpływów i manipulacji ze strony innych ludzi. Osobowość ta polega również na potrzebie wnikania w psychikę innych osób po to, aby rozumieć ich dążenia i wybory, bez czego trudno byłoby o empatię i tolerancję. Osobowość liberalna łączy w sobie racjonalizm z inteligencją emocjonalną.
Przeciwieństwem liberalizmu, jako filozofii społecznej, jest autorytaryzm, którego cechy wynikają z władzy skupionej w rękach jednego człowieka lub jednej grupy. Instrumentem podporządkowania ludzi celom władzy jest tu najczęściej idea integrująca, nazwana wcześniej „służbą sprawie”. Pomagają w tym apele emocjonalne odwołujące się do patriotyzmu, wiary, lojalności czy sprawiedliwości. Patriotą, wierzącym czy utopistą może być zarówno liberał, jak i autorytarysta. Różnica polega jednak na tym, że ten pierwszy akceptuje tych, którzy nie podzielają jego fascynacji i poglądów, ten drugi zaś nimi gardzi i jest wobec nich agresywny.
Autorytarne idee pociągają ludzi, którym przeszkadza złożoność życia społecznego, złości różnorodność poglądów i doświadczeń, denerwuje żmudny proces ucierania się decyzji w systemie demokratycznym. Pociąga ich prostota i jednolitość, które to cechy uważają za podstawę porządku społecznego. Tego porządku chcą pilnować, bo ma on służyć dobru wspólnemu, a nie dobru jednostki, która jest z natury egoistyczna i trzeba ją ująć w karby tradycji, religii czy policyjnej dyscypliny, aby była użyteczna dla wspólnoty, której cele określa władza. E. Fromm i Th. Adorno wprowadzili pojęcie „osobowości autorytarnej”, przez którą należy rozumieć zespół dyspozycji psychicznych i cech zachowania, takich jak: bezkrytyczne posłuszeństwo wobec autorytetów opartych na sile i przemocy, dążenie do ich idealizowania i szukania w nich cech charyzmatycznych, upraszczanie obrazu świata, łatwe przyjmowanie prostych i sztywnych interpretacji rzeczywistości, czyli przywiązanie do stereotypów i przesądów, w szczególności do rozmaitych teorii spiskowych, a także brak zainteresowania poznawaniem psychiki własnej i innych ludzi.
Powody poparcia dla władzy autorytarnej mogą być trojakie i występować u różnych ludzi osobno lub w połączeniu. Mogą to być powody osobowościowe, czyli wynikające z przedstawionych wyżej cech i skłonności. Powodem zafascynowania autorytaryzmem mogą być także skutki indoktrynacji, gdy jej długotrwałe i powszechne oddziaływanie prowadzi do internalizacji autorytarnych wzorów propagandowych. Wreszcie powodem poparcia dla autorytarnych rządów może być frustracja, wynikająca z poczucia zawodu, krzywdy i niedocenienia w czasie rządów liberalnych, połączona z nadzieją na poprawę swojej sytuacji w nowych warunkach ustrojowych. Ten motyw łatwo było dostrzec u wielu osób popierających kurs polityki Kaczyńskiego.
I oto mamy w Polsce sytuację, w której od 2015 roku idee liberalizmu i demokracji liberalnej są przedmiotem wściekłego ataku zwolenników autorytaryzmu, którzy w III Rzeczpospolitej nie dostrzegli szans realizacji swoich ambicji. Nie jest to jednak sytuacja typowa tylko dla naszego kraju. Społeczny kryzys zaufania do liberalizmu widoczny jest we wszystkich krajach tzw. wolnego świata, choć nie wszędzie autorytaryści zdobyli władzę. Przyczyna jest oczywista: rewolucja informacyjna i globalizacja unieważniły dotychczasowe warunki życia społecznego, oparte na względnej co prawda, ale jednak stabilizacji reguł myślenia i zachowania. Współczesny świat został przeładowany informacjami, co prowadzi do wielości kryteriów oceny rozmaitych zdarzeń i sytuacji. Zawrotne jest również tempo zmian, w których ludzie chcąc nie chcąc muszą uczestniczyć. Różnorodność kulturowa i relatywizm prawd czynią wrażenie chaosu. Ludzie, także wielu z tych o osobowości liberalnej, nie czują się dobrze w tym świecie i zapewne minie jeszcze sporo czasu zanim się do niego przyzwyczają i go zrozumieją. Potrzeba większej jednoznaczności i homogeniczności, jak nigdy dotąd, zaczęła być wyraźnie odczuwana w szerokich kręgach społecznych. W krajach zachodnich, głównie w USA, nałożyły się jeszcze na to społeczne skutki kryzysu ekonomicznego z 2008 roku.
Wykorzystują to zwolennicy rządów autorytarnych, stosując prosty język i trafiające w emocje symbole, aby wskazywać winnych społecznych kłopotów i dezorientacji. Używając nowoczesnych technik marketingowych, powodują lęk i złość skierowane to na dotychczasowe elity, to na uchodźców, to na ludzi LGBT wreszcie. Obiecują przy tym upragniony ład i porządek przez odrzucenie liberalnych wartości i powrót do tradycyjnej obyczajowości patriarchatu, nacjonalizmu i etyki katolickiej. Jak powiada Kaczyński: „do Polski, którą znamy”.
Wojna kulturowa, która się toczy w Polsce i w wielu innych krajach, to nie tylko spór ideologiczny o legitymację władzy. W istocie jest to walka o to czy chce się żyć w kraju, w którym państwo służy obywatelom (wszystkim bez wyjątku), czy w kraju, w którym obywatele służą państwu; czy chce się żyć w kraju, w którym życie społeczne regulują stabilne przepisy prawa, obywatele dążą do rozwiązań kompromisowych, gdzie nie ma zwycięzców ani przegranych, a życie polityczne jest nudne, bo ujęte w zimne tryby demokratycznych procedur jest pozbawione emocji, czy też w kraju, w którym, jak chciał Kornel Morawiecki, rządzą ludzie, a nie prawo, w którym obywateli dzieli się na lepszy i gorszy sort z wszystkimi tego konsekwencjami, i w którym życie polityczne kipi od emocji, bo ludziom wciąż dostarcza się nowych wrogów, zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych. Mówiąc krótko: czy chcemy żyć w kulturalnych i otwartych Atenach, czy w wojowniczej i zamkniętej Sparcie?
Postępu cywilizacji się nie cofnie i ludzie – podobnie jak zawsze było w przeszłości podczas zmian cywilizacyjnych – muszą przystosować się do życia w warunkach nieciągłości i złożoności. Rządy autorytarne nie tylko nie pomogą w tej adaptacji, ale w oczywisty sposób będą ją utrudniać poprzez kurczowe trzymanie się tradycyjnych, wrogich postępowi wartości. Dlatego, jeśli nie chcemy, aby życie społeczne było ciągłą wojną między wrogimi plemionami, należy bronić wartości liberalnych: wolności i praw człowieka, równości i tolerancji, demokracji i praworządności. Należy ich właśnie bronić, a nie atakować nimi ich przeciwników. W tej wojnie nie można stosować strategii autorytarystów, bo nie chodzi o to, aby innych przekonywać do własnych poglądów, ale o to, aby przekonywać, że w różnorodności można żyć bez nienawiści. Dlatego obrona wartości liberalnych powinna polegać na ciągłym wyjaśnianiu i prostowaniu fałszerstw i zniekształceń, których stale na nich dokonują atakujący je autorytaryści. Wartości te muszą wciąż funkcjonować w przestrzeni publicznej pomimo wściekłych ataków Kościoła katolickiego i skrajnej prawicy. Muszą one bowiem przetrwać okres władzy tych dwóch bastionów autorytaryzmu.
Atak na wartości liberalne stosowany jest przez autorytarystów w trzech odmianach. Pierwsza z nich polega na dezawuowaniu nośników tych wartości. Zobiektywizowane wartości – takie jak: wolność, równość, tolerancja i praworządność – trudno jest we współczesnym społeczeństwie atakować bezpośrednio. Dlatego próbuje się pośredniego sposobu ich obrzydzania, który polega na tym, że dezawuuje się tych, którzy się do tych wartości odwołują, przypisując im złe motywy i chęć instrumentalnego ich wykorzystania. Tak więc słyszy się, że Niemcy przyjmują imigrantów i chcą im pomóc nie dlatego, że są tacy dobrzy, ale dlatego, by zaznaczyć swoją dominującą pozycję przez pouczanie i stawianie innych krajów w trudnej sytuacji. Z kolei obsesją Orbána jest przekonywanie, że filantrop Soros w istocie nie chce upowszechniać idei demokracji, ale chce zapanować nad światem. Natomiast u nas ciągle odzywają się głosy, pełne drwiny i oburzenia, gdy o wolności i demokracji mówią politycy z peerelowską przeszłością, którzy dzisiaj wspierają demokratyczną opozycję. Ich krytycy powiadają: „znamy tę waszą wolność i demokrację” i zgadzają się ze zdaniem Kaczyńskiego, że dopiero pod rządami Zjednoczonej Prawicy Polska jest „oazą wolności” i przykładem „prawdziwej demokracji”. Oburzenie liberalnych demokratów na wymierzony w zasady demokracji populistyczny atak na Kapitol nie znajduje zrozumienia wśród polityków polskiej prawicy. Prezydent Duda uważa, że to wewnętrzna sprawa Amerykanów, do której nikt nie powinien się wtrącać. Zaś były minister Spraw Zagranicznych Waszczykowski wytyka prezydentowi Macronowi, że zamiast się oburzać na sytuację w USA, powinien najpierw zrobić porządek u siebie. Politycy PiS-u nie omieszkali przy okazji wypomnieć opozycji, jak to akcja jej parlamentarzystów z blokowaniem mównicy w Sejmie w grudniu 2016 roku była również łamaniem zasad demokracji. O okolicznościach, w których do tego doszło i o tym, co się później działo z demokracją w Sali Kolumnowej, już nie wspominają.
Powód takich zachowań jest czytelny: chodzi o przekaz, aby nie zachwycać się wartościami, o których mówią ludzie z takich czy innych powodów uważani za niegodnych zaufania. No cóż, trzeba cierpliwie tłumaczyć, że demagogia i manipulacja polegają na wskazywaniu związku między zdarzeniami lub zjawiskami tam, gdzie go nie ma. Znaczenie wartości liberalnych jest niezależne od okoliczności i ludzi, którzy się na nie powołują.
Drugą formą ataku na wartości liberalne jest próba ich reinterpretacji w duchu autorytaryzmu. Próby te prowadzą do nadawania innych, często przeciwstawnych, znaczeń pojęciom wolności, równości czy demokracji. Wolność często jest zatem zastępowana pojęciem suwerenności. Chce się w ten sposób zwrócić uwagę, że suwerenność państwa jest ważniejsza niż wolność jednostki. Podważać ma to znaczenie praw człowieka i sugerować, że w suwerennym państwie z natury rzeczy wolni są jego obywatele. Jest to oczywisty autorytarny fałsz, chętnie stosowany przez wszelkiej maści dyktatorów, obiecujących swoim poddanym „prawdziwą” wolność, jeśli im się całkowicie podporządkują. Przykłady Korei Płn., Chin czy Kuby mogą być pouczające.
W mentalności autorytarystów „równość” odnosi się do większości. Mniejszościom (politycznym, rasowym, etnicznym, wyznaniowym lub seksualnym) odmawia się równego traktowania z większością dominującą pod względem prawnym lub obyczajowym. Tolerowanie aktów dyskryminacji uzasadniane jest zwykle wolnością słowa i klauzulą sumienia. Stąd bierze się nienawiść do poprawności politycznej, która wynika z liberalnego rozumienia równości. Słowo jest ważne; może nie tylko ranić, ale przez stygmatyzację zachęcać do aktów gwałtu i przemocy. Prawica, walcząc z poprawnością polityczną i ośmieszając przypadki jej zbyt radykalnego stosowania, w istocie akceptuje prawo większości do dyskryminowania mniejszości.
„Prawdziwą demokrację” w autorytarnym rozumieniu dobrze oddają rządy PiS-u. Polegają one na stopniowym, ale konsekwentnym dążeniu do centralizacji władzy, osłabianiu roli samorządów terytorialnych i organizacji pozarządowych, eliminacji trójpodziału władzy i stanowieniu prawa zgodnie z własnymi potrzebami, bez liczenia się z konstytucją i aspiracjami obywateli. Z demokracji pozostają tu tylko wolne wybory, które jednak z uwagi na zaangażowanie administracji państwowej i propagandzie państwowych mediów nie dają równych szans kandydatom opozycji. Demokracja w rozumieniu PiS-u polega więc na tym, że partia, która wygrała wybory, zyskuje legitymację do robienia wszystkiego, co uważa za stosowne, eliminując wszelkie ograniczenia ustrojowe, prawne i obyczajowe.
Nie wolno pozwalać na to, aby wśród ludzi mniej zorientowanych politycznie panowało przekonanie, że liberałowie i autorytaryści mówią o tych samych wartościach, więc spory między nimi są tylko zwykłą walką o władzę. Dlatego w publicznych dyskusjach trzeba domagać się wyjaśnienia, co się rozumie pod pojęciem wolności, równości i demokracji.
Wreszcie trzecią formą ataku na wartości liberalne jest otwarte ich dezawuowanie, jako tylko z pozoru dobrych, a w istocie mających fatalne konsekwencje społeczne. Te wychwalane przez liberałów: wolność, równość i tolerancja prowadzić więc mają do niebezpiecznego wywyższania jednostki, kształtowania egoistycznych postaw, sprzyjać mają demoralizacji i upadkowi starych dobrych obyczajów, mają odwracać uwagę ludzi od wielkich ideałów, którym służba wymaga pokory i poświęcenia. Zaś stawianie znaku równości między ludźmi bogobojnymi i szanującymi tradycyjne wartości, a wszelkiej maści odszczepieńcami, odmieńcami i zboczeńcami, jest dla tych pierwszych obraźliwe i nie powinno mieć miejsca. Dezawuowanie wartości liberalnych jest próbą obrony przed sekularyzacją i zmianą kulturową, które pozbawiłyby Kościół i populistyczno-narodową prawicę ideologicznej legitymacji do sprawowania władzy. Płynące z Zachodu wpływy liberalnej kultury społecznej oskarżane są więc o wszystko, co najgorsze: o rozpad rodziny, o sprzedaż dzieci pedofilom, o przymusową ateizację i eutanazję. Nader często wpływy te określane są mianem „moralnej degradacji” czy „cywilizacji śmierci”. Uleganie tym wpływom Kościół nazywa „odwróceniem się od Boga”, zaś prawicowi politycy – kosmopolityzmem, który zagraża narodowej suwerenności. Przyjmowanie obcych wzorów kulturowych uważane jest za niegodne, bo stajemy się wtórni i podporządkowani innym nacjom. Trzeba więc mieć i szanować własne wartości, i dawać odpór obcym obyczajom, na przykład takim, jak Halloween.
Paradoksalnie, ten najbardziej bezpośredni atak na wartości liberalne wydaje się najmniej dla nich groźny. Polacy są bowiem od dawna, bo od początku PRL-u, przyzwyczajeni do straszenia ich „zgniłym Zachodem”. Po odzyskaniu niepodległości i otwarciu granic wielu z nich, podróżując, pracując lub studiując w krajach zachodnich, mogło się osobiście zapoznać z wzorami kultury liberalnej i porównać je z kultywowanymi jeszcze u nas w niektórych środowiskach wzorami patriarchatu, ksenofobii, obskurantyzmu i homofobii.
Na szczęście czas pracuje na naszą korzyść.