Pochwała „złotego środka” lub „trzeciej drogi” to banał, ale właśnie po raz kolejny okazuje się, jak bardzo słuszny.
W Wenezueli od wielu tygodni trwają krwawe (ok. 20 ofiar śmiertelnych) protesty przeciwko działaniom lewackiego rządu, który gospodarcze trudności kraju postanowił rozwiązać za pomocą regulacji i nakazów. W rezultacie ze sklepów zniknęła większość towarów – wśród nich, rzecz dziwnie znajoma z peerelowskiej historii – papier toaletowy, inflacja wzrosła do dawno nie spotykanego w świecie poziomu, a przestępczość osiągnęła rozmiary czyniące Wenezuelę miejscem bardziej niebezpiecznym niż Irak. Wszystko to w kraju, którego zasoby naturalne dają mu szansę stania się drugą Norwegią. Jak się okazuje, próby nakazowo-rozdzielczej eliminacji biedy i nierówności kończą się tym, że biedni i niezadowoleni są wszyscy.
Tymczasem w Londynie konserwatywno-liberalny i niezłomnie występujący w obronie wolności (zwłaszcza jeśli o jej naruszenie może oskarżyć Unię Europejską) rząd Davida Camerona uznał, że nałożenie sankcji na Rosję (która właśnie dokonują zaboru części sąsiedniego państwa) byłoby zbyt kosztowne. Rosyjscy oligarchowie zbyt wiele zainwestowali w City by można było zamrozić ich konta, zbyt wiele dzieci wysłali do prywatnych angielskich szkół, by można im było zabrać wizy i zbyt wiele nieruchomości kupili w centrum Londynu, by ich wygnanie nie doprowadziło do gwałtownego załamania rynku. Margaret Thatcher może być wychwalana jako jedna z pogromczyń komunizmu, ale spuszczony przez nią z łańcucha wolny rynek dał Rosjanom możliwości szachowania Zjednoczonego Królestwa, których nigdy nie mieli w czasie zimnej wojny.
Zestawienie powyższych wiadomości pokazuje naturę relacji między rynkiem a polityką, z której nie wszyscy chcą zdawać sobie sprawę. Upolitycznienie, zastąpienie mechanizmów rynkowych politycznymi nakazami (w Wenezueli, tak jak w PRL rząd chciał wyznaczać ceny) kończy się niedoborami i materialną katastrofę. Zbytnie urynkowienie relacji społecznych oznacza z kolei zniszczenie możliwości prowadzenia polityki, a więc katastrofę moralną. Odpowiedzialni politycy muszą manewrować między Scyllą Thatcher i Camerona a Charybdą Chaveza i Maduro. Między młotem polityki, a kowadłem rynku. Albo na odwrót.