300 dni. Tyle czasu Andrzej Poczobut siedzi już w białoruskim więzieniu pod spreparowanymi zarzutami. Władze oskarżyły go (wraz z szefową Związku Polaków na Białorusi Andżeliką Borys) o „rozpalanie nienawiści na tle przynależności narodowej”. Grozi im za to nawet kilkanaście lat łagrów. Licznik dni, które Poczobut spędza za kratkami publikuje codziennie „Gazeta Wyborcza”. Poza tym niewiele się w sprawie dziennikarza i pozostałych więźniów dzieje. Polska wydaje się zapominać o swoich bohaterach. Wygląda na to, że u nas pamięta się raczej o martwych. I to też głównie na pokaz.
Wtorek, 18 stycznia 2022 roku. Gala Paszportów Polityki – jednej z najbardziej prestiżowych nagród kulturalnych w Polsce. Jana Shostak – polsko-białoruska artystka odbiera Paszport w kategorii sztuki wizualne m.in. za „perfekcyjne łączenie sztuki i społecznego aktywizmu”. Shostak ubrana jest w suknię przedstawiającą wizerunki białoruskich więźniów politycznych. Po odebraniu nagrody artystka odczytuje poruszający list do rodzin uwięzionych, a następnie wymownie krzyczy. Do jej krzyku przyłączają się zgromadzeni na sali artyści. Na twarzach widać łzy wzruszenia i wściekłości. To krzyk bezsilności, ponieważ uwięzieni na rozkaz Łukaszenki nie mają szans na uczciwy proces, nie mają szans na obronę. Jaka zresztą miałaby wyglądać linia takiej obrony, skoro ich wina polega wyłącznie na tym, że chcieli żyć w wolnym kraju. Takiego tupetu nie jest jednak w stanie znieść białoruski reżim.
Nie wiem, czy na sukni Jany Shostak widniał też portret Andrzeja Poczobuta – zdjęć były setki. Wierzę jednak, że ten krzyk był również dla niego. Krzyk artystki, na który wydają się być głusi polscy politycy. W sprawie Poczobuta niewiele się bowiem dzieje. Mówił o tym zresztą w sierpniu ubiegłego roku Bartosz Wieliński z „Gazety Wyborczej”, odbierając w imieniu Andrzeja Poczobuta Medal Wolności Słowa. „Moje państwo zawodzi w sprawie Andrzeja” – nie krył rozczarowania Wieliński i wskazywał na potrzebę konkretnych działań rządu, głównie w przestrzeni publicznej. „Im ciszej wokół Andrzeja, tym trudniej go wydostać” – dodawał. W grudniu ubiegłego roku Poczobut otrzymał tytuł Dziennikarza Roku 2021. Tym razem w jego imieniu nagrodę odbierał Jarosław Kurski, mówiąc, że jest ona nie za konkretny tekst, ale za bohaterską postawę: „To świadectwo, że wolność słowa nie ma ceny i nie podlega negocjacjom”. Środowisko dziennikarskie stara się pamiętać o uwięzionym koledze, a co robi w tej sprawie polski rząd?
O konkretne działania w tej sprawie pytał przed czterema miesiącami magazyn „PRESS”. Ministerstwo Spraw Zagranicznych tłumaczyło, że o wolność dla Poczobuta upominał się w wystąpieniach prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki i parlamentarzyści. Po aresztowaniu dziennikarza przed niemal rokiem do MZS został też wezwany w trybie pilnym charge d’affairs Ambasady Białorusi w Warszawie. Kwestia ta jest podobno za każdym razem poruszana przy coraz rzadszych spotkaniach polskich i białoruskich dyplomatów. Efektem działań polskiego MSZ miały być też wyrazy potępienia działań władz białoruskich m.in. przez Komisję Europejską oraz Departament Stanu USA. Była też akcja na ministerialnych profilach w portalach społecznościowych, pod nazwą #WolniPolacyNaBialorusi. Nie trzeba dodawać, że działania te nie przyniosły żadnego skutku, a Poczobut jak siedział w więzieniu pod fikcyjnymi zarzutami, tak siedzi.
Czy rząd polski może zrobić więcej w sprawie Andrzeja Poczobuta i innych uwięzionych przez białoruski reżim przedstawicieli mniejszości polskiej? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć na to pytanie. Relacje polsko-białoruskie, zwłaszcza po ostatnich wydarzeniach na granicy, są najgorsze od 1991 roku, kiedy to Białoruś ogłosiła niepodległość. Ogranicza to do minimum pole manewru dla najwytrawniejszych nawet dyplomatów. Poza tym Białoruś już jest objęta sankcjami – w grudniu ubiegłego roku Unia Europejska wprowadziła piąty ich pakiet. Na listach sankcyjnych umieszczono kolejne osoby i podmioty, głównie ludzi bliskich Łukaszence, przedstawicieli sądownictwa i aparatu propagandy oraz firm białoruskich, m.in. za represjonowanie dziennikarzy. Tego typu formy nacisku nie przynoszą – jak widać – rezultatów. Co zatem pozostaje? Umiędzynarodowienie sprawy i nieustanne przypominanie o losie więźniów politycznych w Białorusi na każdym możliwym gremium, a także skierowana do polskiego społeczeństwa rzetelna kampania informacyjna o uwięzionych przedstawicielach mniejszości polskiej. Jak powiedział Wieliński – im ciszej wokół więźniów Łukaszenki, tym trudniej ich wydostać. Potrzebne są również zakulisowe rozmowy w tej sprawie z przedstawicielami białoruskiego reżimu. Możliwe są również niestandardowe działania…
Na przeszkodzie stoi jednak przytłaczająca słabość polskiej polityki zagranicznej, skonfliktowanie się Polski z większością sojuszników, którzy mogliby stosować dodatkowy nacisk na reżim białoruski oraz doszczętnie zszargana opinia Polski, jako kraju, który sam ma problemy z przestrzeganiem wolności słowa i podstawowych wartości, na jakich oparte jest każde państwo demokratyczne. Nie tak dawne – skandaliczne skądinąd – opinie o Łukaszence, jako o „takim ciepłym człowieku”, które bezrefleksyjnie wygłaszał były marszałek Senatu Stanisław Karczewski nie wystarczą, by udobruchać satrapę i uwolnić polskiego dziennikarza i innych uwięzionych. Wolność dla Andrzeja Poczobuta powinna stać się dla polskich władz priorytetem. Skoro administracji słabszej Ukrainy udało się doprowadzić do uwolnienia Nadii Sawczenko – ukraińskiej pilotki, porwanej przez separatystów i uwięzionej przez Rosjan pod sfingowanym zarzutem zabójstwa rosyjskich reporterów, to możliwe wydaje się także uwolnienie polskiego dziennikarza z białoruskiego więzienia. W przypadku Sawczenko nawet polski Sejm wyraził w specjalnej uchwale głębokie zaniepokojenie losem i stanem zdrowia Ukrainki oraz podkreślił z nią głęboką solidarność, a USA zapowiedziały, że jej uwolnienie to jeden z warunków zniesienia sankcji wobec Rosji. Gdy Sawczenko udało się wymienić na rosyjskich szpiegów, prezydent Ukrainy wysłał po nią prezydencki samolot. Nie widać takiej determinacji po stronie polskich władz w sprawie Poczobuta. I jeszcze jedna uwaga. Gdy przed pięcioma laty przebywałem w Dniepropietrowsku we wschodniej Ukrainie, nie dało się nie zauważyć tam licznych bilbordów z wizerunkiem pilotki i wezwaniami do jej uwolnienia. Widać było, że Ukraińcy ani na chwilę nie zapomnieli o swojej bohaterce, dając jej tym samym niezbędną siłę do przetrwania trudnego okresu w rosyjskim więzieniu. W Polsce o Poczobucie cisza, żadnych bilbordów, wezwań do uwolnienia, nic też nie wiadomo o ewentualnych działaniach zakulisowych polskiej dyplomacji. Przyznawane przez środowisko zaocznie nagrody dziennikarskie, czy rozpaczliwy, demonstracyjny krzyk zaangażowanych artystów niestety nie wystarczy. U nas pamięta się przede wszystkim o martwych, zwłaszcza podczas patetycznie obchodzonych rocznic. I to też głównie na pokaz. Żywi – jak widać – muszą uzbroić się w cierpliwość.
Autor zdjęcia: Thiébaud Faix