Próby Dzielskiego, aby w obrębie najpoważniejszej siły społecznej zaszczepić nie tylko idee rynkowe, ale poczucie odpowiedzialności i realizmu, znacznie odbiegają od dominujących wtedy nurtów myślenia – z jednej strony rozważań eksperckich oderwanych od realiów ruchu, z drugiej demagogii i radykalizmu czy to społecznego, czy narodowego napędzanych brakiem pozytywnych rozwiązań, braku perspektyw akceptowalnego kompromisu i kampanią wyborczą w związku.
Mirosław Dzielski rozpoczął swoją działalność publicystyczną i społeczną w czasach poprzedzających powstanie Solidarności. Publikował między innymi w wydawanym poza cenzurą piśmie „Merkuryusz Krakowski i Światowy”. To tam w 1979 roku opublikował deklarację Kim są liberałowie (pod pseudonimem Adolf Romański), obrazującą jego sposób myślenia, którego sam wtedy jeszcze nie określał jako chrześcijański liberalizm. Autor akcentuje tam umiłowanie wolności i rozumu, realizm, społeczeństwo jako delikatną równowagę sił. Liberałów cechuje niechęć do Kościoła, który byłby sprzymierzony z państwem, jednak humanizm liberałów jest jego zdaniem rodem z chrześcijaństwa, a świadomość wolności obciąża odpowiedzialnością przed Bogiem. Odrzuca anarchizm, liberałowie nie są wrogami państwa, ale nie są mu skłonni powierzać wiele więcej ponad ochronę wolności. Nie są zwolennikami powierzania komukolwiek misji niwelowania różnic ekonomicznych, kulturalnych i intelektualnych pomiędzy ludźmi. Są za równością szans, ale też za pozostawieniem ludziom odpowiedzialności za błędy i niepowodzenia. Zdziecinnienie i brak odpowiedzialności – także w ramach demokracji parlamentarnej – to początek utraty wolności. Dlatego brzemię odpowiedzialności powinno spoczywać na społeczeństwie na co dzień – stąd poparcie dla różnych form samorządności i decentralizacji.
Konserwatyści – dawni przeciwnicy liberałów i socjaliści – nowi ich przeciwnicy, są skłonni do mało wolnościowych poczynań. Sami liberałowie nie walczą o władzę w społeczeństwie, w którym wolność nie została wywalczona w ciężkiej pracy pokoleń, nie byliby zresztą w stanie w innym społeczeństwie jej utrzymać. Jednak istotne jest dla nich, kto popiera prywatny przemysł i rolnictwo, a także u kogo znajdują większe zrozumienie dla pracy organicznej. Dlatego bliżej im do prawicy.
Kim są liberałowie zachowuje wartość, choć kontekst historyczny był specyficzny. Wtedy istotnie w demokracjach w USA i w Anglii, ale również wśród niektórych prawicowych dyktatur widać było skłonności ku liberalizmowi ekonomicznemu, a także ewolucję ku demokracji.
W 1980 roku, w tym samym piśmie, jeszcze przed powstaniem Solidarności, ukazał się jeden z częściej cytowanych tekstów: Jak zachować władzę w PRL. Życzenia noworoczne Adolfa Romańskiego dla por. Jerzego Borewicza, który jest sygnałem, że już wtedy Dzielski – nie nazywając jeszcze pewnych idei – dostrzegał cywilizacyjny charakter potrzebnych w Polsce zmian, sens ich przeprowadzenia w sposób nierewolucyjny, bez naruszania egzystencjalnych interesów ludzi władzy, co później określił jako twórczy antykomunizm. Ta – jedna z częściej cytowanych – publikacja to list do bohatera serialu PRL-owskiej telewizji: porucznika milicji, który co raz to demaskuje nadużycia, oczywiście pośród prywaciarzy i badylarzy. Innymi słowy w istocie kontynuuje walkę klas i tłumaczy ludziom, że bieda pojawia się przez te przekręty. Dzielski – Romański, traktując go jako osobę reprezentatywną dla ówczesnej władzy, w której to raczej wojsko, milicja i im podobni odgrywa kluczowa rolę, sugeruje, aby dać sobie spokój z socjalizmem i tłumaczy, że to właśnie ówcześnie rządzące elity mogą szybko, stanowczo i całościowo odrzucić socjalizm, który „(.) w cywilizowanym świecie jest skończony, (.) rujnuje trzy zasady europejskiej cywilizacji: wydajność, sprawiedliwość i demokrację”. Powinny to zrobić na własną odpowiedzialność, zwłaszcza że przemawia za tym wspólny interes tych elit i reszty społeczeństwa. Bez reform i prywatyzacji gospodarki nadciągnie wybuch, w czasie którego ton nadawać będą znawcy terroru i ideologii, na czym tacy cynicy jak porucznik Borewicz wcale dobrze nie wyjdą. W tym miejscu Dzielski stanowczo deklaruje się jako przeciwnik rewolucji, przestrzegający przed „neosocjalistyczną rewolucją”, a zwolennikom sprawiedliwości społecznej po obu stronach życzy opamiętania. Chce zaspokojenia oczekiwań na wolności produkowania, sprzedawania, podróżowania oraz ochronę prawa i swobody dla religii. Nie oczekuje zmiany władzy politycznej, ale chce końca zakłamania, na którym opiera się socjalizm. Jest gotów tolerować autorytaryzm, byle nie oszukiwał, że jest demokracją i nie posługiwał się nowomową, w której trudno o kwalifikację zdania jako prawda lub fałsz. Wydaje się, że okazana w tej publikacji rezerwa wobec demokracji, życzliwy i umiarkowany, ale jednak paternalizm wobec społeczeństwa i zdecydowane odrzucenie ceny, jaką jest materialna rewolucja, klasyfikują Dzielskiego jako konserwatystę i to godnego następcę Krakowskich Stańczyków, chociaż jak pamiętam, to ani w dyskusjach, ani w pismach do tej tradycji – nielubianej ani na lewicy, ani u narodowej prawicy – w ogóle się nie odnosił.
Dzielski podjął się roli doradcy w Zarządzie Regionu NSZZ Solidarność, pisywał przemówienia niektórym działaczom, przez pewien czas zachęcał do umiaru i stawiania postulatów dotyczących wolności ekonomicznych oraz do unikania konfliktu politycznego sugerującego spór o władzę. Z tego okresu pochodzi wiele publikacji. Jednak najciekawszym dokumentem jest opracowany w 1981 roku wspólnie z działaczami Solidarności w Hucie im. Lenina (obecnie ArcelorMittal Poland S.A. Oddział w Krakowie) Program działania Komisji Robotniczej Hutników w dziedzinie społeczno-ekonomicznej, ruch spółdzielczy. Idea tłumaczenia robotnikom kapitalizmu budziła niechęć większości doradców, którzy albo byli po prostu szczerymi socjaldemokratami, albo uważali, że nie należy robić czegokolwiek, co osłabia ostrość konfliktu pomiędzy środowiskami robotniczymi w wielkich zakładach pracy, które stanowią główną siłę i argument związku, a władzami PRL. Tymczasem Dzielskiemu zupełnie dobrze dyskutowało się z robotnikami, a program, którego był współautorem, zaczyna się od tezy, że poczynania wynikłe z kompromisu „(.) między pragnącą zachować całkowitą kontrolę nad produkcją władzą a dążącymi głównie do sprawiedliwego podziału dochodu narodowego związkami zawodowymi (.) będą z tej racji z pewnością niezadawalające”. I dalej o tym, że z punktu widzenia interesu powszechnego dużo ważniejsze od tego jak dzielić, jest powiększanie przewidzianej do podziału puli, a radyklane rozwinięcie indywidualnej przedsiębiorczości jest do tego niezbędnym czynnikiem. W ówczesnych warunkach program upatrywał szanse realizacji takich działań w oddolnym masowym ruchu spółdzielczym, rozwijającym się poza państwowymi zakładami, a politycznie osłanianym siłą Solidarności. Trudno tu nawet streszczać różne praktyczne rozwiązania, ale łatwo zauważyć, że w odróżnieniu od rozlicznych opracowań, cechował się niebywałym realizmem w określaniu zagrożeń i jako pierwsze zagrożenie wskazywał bezrobocie, i to także w warunkach braku prywatyzacji, o której wtedy się nie mówiło. Każdy, kto widział Hutę od środka, z jej pracownikami na czele, wiedział, że zatrudnienie jest zdecydowanie nadmierne i nawet płytkie reformy i elementarna racjonalizacja będą prowadzić do redukcji zatrudnienia.
Postulowany wianek firm otaczających Hutę, eksploatacja hałd w celu pozyskiwania surowców, niezależna spółdzielnia mieszkaniowa, spożywcza, niezależny bank, współdziałanie z kapitałem polonijnym i wiele innych przedsięwzięć, na które z perspektywy czasu można patrzeć jak na utopię, były w ówczesnych warunkach konceptami stopniowego zakładania kapitalizmu w takich strukturach, jakie wtedy w zasadzie tolerowano. Zapewne jednak z większymi szansami na opłacalność niż skostniałe przedsiębiorstwa państwowe. Tak więc w tym czasie i miejscu był to przejaw realizmu. Ponadto program upatrywał w niezależnym ruchu spółdzielczym ważnej roli edukacyjnej i wychowawczej: „Spółdzielca zamiast narzekać na to, że jakieś towary na rynku są bezwstydnie drogie, stara się wyprodukować je sam”. Program odrzucał postulat zwiększenia kontroli cen, tak popularny w czasach, gdy podwyżki cen były osią konfliktów i protestów, proponował umożliwienie spółdzielniom wykupu majątku państwowego ze środków uzyskiwanych z pożyczki od obywateli, którzy raczej nie pożyczą już państwu, ale mogą zaufać niezależnej kasie spółdzielczej. Był to pomysł na rozwiązanie ówczesnego „nawisu inflacyjnego”, jak określano wtedy widoczny nadmiar drukowanego ze strachu pieniądza.
Z perspektywy czysto liberalnej oraz doświadczenia ogólnego krytycy łatwo mogą im zarzucić utopię, tym bardziej że aby takie struktury działały, konieczne byłoby jednak pewne poluzowanie rozdzielnictwa surowców i regulacji rynku pracy, co napotykało na szalone opory, gdyż było postrzegane jako zagrożenie dla wykonania planu przez przedsiębiorstwa państwowe. Jednak naczelne hasło reform – samorząd pracowniczy – miało równie słabe umocowania w praktycznym doświadczeniu i w teorii ekonomicznej, a nie rozwiązywało przecież – choćby teoretycznie – problemu kreowania nowych podmiotów i rozwijania inicjatywy, a tym bardziej zapobieżenia nadciągającej katastrofie monetarnej.
Próby Dzielskiego, aby w obrębie najpoważniejszej siły społecznej zaszczepić nie tylko idee rynkowe, ale poczucie odpowiedzialności i realizmu, znacznie odbiegają od dominujących wtedy nurtów myślenia – z jednej strony rozważań eksperckich oderwanych od realiów ruchu, z drugiej demagogii i radykalizmu czy to społecznego, czy narodowego napędzanych brakiem pozytywnych rozwiązań, braku perspektyw akceptowalnego kompromisu i kampanią wyborczą w związku.
Idee Dzielskiego jakkolwiek nie odrzucane przez robotników i bliskich realiom działaczy, coraz mniej pasowały do emocjonalnego stanu, w jakim znalazł się związek Solidarność, opozycja i społeczeństwo. Gdy na Kongresie w Gdańsku-Oliwie lider małopolskiej Solidarności stwierdził, że nie wygłosi przemówienia w duchu proponowanym przez Dzielskiego, ten uznał, że jest już tam niepotrzebny i wyjechał.
Nie dał się ponieść ani wtedy, ani potem w stanie wojennym, uzasadnionym ale też politycznie bezpłodnym emocjom, zachowując wartości, idee i rozum jako kryterium doboru odpowiedzialnego działania. Stawia go to z dala od lewicy, jak i wszelkiego populizmu, co – jak sądzę – w przeszłości było istotnym wyznacznikiem konserwatyzmu.
W stanie wojennym, nie zrywając więzi z ludźmi Solidarności, świadcząc pomoc potrzebującym, nie włączył się już w główny nurt podziemia. Wtedy właśnie – na przełomie 1981 i 1982 roku powstaje Odrodzenie ducha – budowa wolności, w której przeciwstawia rewolucję duchową rewolucji materialnej.
Rozważając rewolucję duchową, jaka jego zdaniem miała miejsce w Polsce, stawia wyraźne rozróżnienie ideologia – religia. Jako czynniki, które świadczą o rewolucji ducha, postrzega Jana Pawła II, Kościół – zwłaszcza przez pryzmat takich wydarzeń jak list biskupów polskich do biskupów niemieckich, ruch Światło – Życie, a także KOR. Jakkolwiek w wielu miejscach polemizuje z ludźmi KOR-u, to samo zjawisko uważa za niesłychanie doniosły akt poznania rzeczywistości przez inteligencję. Postawa Dzielskiego jest dość wyjątkowa na tle całej opozycji, która dzieli się wtedy na KOR-owski salon i jego wielbicieli oraz grupy najczęściej określające się jako niepodległościowcy, którzy odmawiają KOR-owcom uznania, i z zazdrością lub niechęcią na ten salon narzekają, atakując go jako niepatriotyczny, zdradziecki itd., co z kolei jest odbierane jako całkowicie nieprzyzwoite w obliczu faktu, że wtedy akurat główną siedzibą tego salonu jest więzienie. Dzielskiemu wtedy i potem udaje się zachować szacunek do ideowego zaangażowania oraz duchowej siły liderów KOR-u (herosów ducha, jak ich określa), a jednocześnie polemizować z ideami i polityką, której prowadzenie sugerują. Jednak polemika nie zajmuje mu życia, my po prostu organizujemy swój salon, mówi i. czyni, organizując bankiety w Krakowie, na które zaprasza do dyskusji polityków opozycji, przedsiębiorców, intelektualistów. Nie mówię w imieniu Narodu i niech inni nie udają, że mówią za wszystkich – twierdzi, zachowując wierność liberalnemu przesłaniu, które nie zmusza wyznawcy do założenia własnej nieomylności.
O ile w deklaracji z 1980 roku Kim są liberałowie religii poświecił sporo miejsca, ale wskazuje na pewna rezerwę do kościoła instytucjonalnego, to w Odrodzeniu Ducha. przypisuje Kościołowi wielkie zasługi, ale i proponuje działania, które określa między innymi jako zapobieżenie rewolucji materialnej, a kontynowanie rewolucji ducha, która nie jest skierowana przeciw ludziom. W nauczaniu papieża postrzega ważne wskazanie w tym właśnie kierunku. Wstręt do rewolucji daje tu o sobie znać po raz kolejny. W tej publikacji pośrednio, ale wyraźnie deklaruje się jako człowiek religijny i wierzący, stwierdza, że zmiany będą wynikiem ingerencji czynnika nadprzyrodzonego oraz naszej woli. Postuluje wyraźne oddzielenie ludzi od systemu, zauważa, że skoro socjaliści w zasadzie porzucili PZPR, to jest ona wolna od ideologicznych uprzedzeń, co powinno ułatwiać odnalezienie wspólnego interesu w duchu szeroko rozumianego chrześcijaństwa. Przeciwieństwem totalitaryzmu jest ustrój wolnościowy i to jest istotna opozycja, a nie demokracja, której przeciwieństwem jest autorytaryzm, która może, ale nie musi być wolnościowa, gdyż istotą sprawy nie jest to, kto sprawuje władzę, ale jaki jest jej zakres i jakie gwarancje wolności. Taka deklaracja w owym czasie była aktem intelektualnej odwagi, która plasuje Dzielskiego bliżej konserwatystów niż lewicy, obojętne, jak dalece ci pierwsi by sobie tego nie życzyli.
Rozliczenie – w tym dziele – czasu wielkiej Solidarności jest i dziś ciekawą lekturą, która wnikliwością i oryginalnością zdecydowanie odbija poziomem zarówno od kombatanckich wspominków, jak i surowych wyroków rosnącej liczby sędziów i historycznych polityków. Postulat pod adresem podziemnej Solidarności, aby mniej walczyć z władzą, a więcej starać się być pożytecznym dla ludzi, świadczy o zachowaniu ciągłości myślenia i sytemu wartości wbrew wirowi historii, jakim był stan wojenny.
Kontynuacją tej pracy jest szereg artykułów i wywiadów, w których Dzielski formułuje ideę chrześcijańskiego liberalizmu. Dzieje się to jeszcze przed encykliką Centesimus Annus z 1991 roku, która porządkuje relacje katolicyzm – kapitalizm, z zastrzeżeniami akceptując wolność ekonomiczną.
Wtedy publikuje postulat utworzenia Krakowskiego Towarzystwa Przemysłowego, poszukuje kontaktów wśród przedsiębiorców, które zaowocuje także pewnym dokumentem czasu – cyklem wywiadów pod zbiorczym tytułem Jak się urządzić w PRL na łamach pisma „13 grudnia” (w latach 1985-1986) z ludźmi, którzy wtedy prowadzili jakieś interesy. Oni anonimowo dzielili się swoim doświadczeniem, a „13 grudnia” – pismo drugiego obiegu redagowane przez Dzielskiego – śmiało odczarowywało mit prywaciarza i badylarza, ukazywało moralne i ideowe aspekty przedsiębiorczości, a jednocześnie podjęło temat upadku obyczaju pracy.
Na łamach „13 grudnia” ukazuje się Potrzeba twórczego antykomunizmu (1983). W 1987 roku Dzielski publikuje w piśmie gdańskich konserwatystów – w „Polityce Polskiej” tekst: Kilka uwag o obyczaju złej pracy w Polsce. Udziela wywiadów, w których często wraca problem spustoszenia cywilizacyjnego, jakiego dokonał socjalizm, prowadząc do zapaści obyczajowej i gospodarczej. Angażuje się w wydanie po Polsku książki Róży i Miltona Friedmana – Wolni wobec wyboru, przybliża i popularyzuje myśl Hayeka.
Sądzę, że poglądy Dzielskiego na politykę gospodarczą ówczesnej Polski wieńczy wydana w 1987 roku Opina Krakowskiego Towarzystwa Przemysłowego na temat Programu Realizacyjnego Drugiego Etapu Reformy Gospodarczej. Opinia odnosiła się do kolejnego dokumentu PRL, co zapewniło jej publikację w ówczesnych mediach i pewne zainteresowanie w aparacie władzy i wokół niego. Dzielski był autorem tej części, w której KTP formułowało program zmian pod tytułem 6 x TAK: (1) reforma pieniądza i doprowadzenie do wymienialności, redukcja inflacji; (2) deregulacja; (3) budowa silnego ośrodka władzy, przeciwstawiającego się interesom specjalnym i zjednującego opinię obywateli dla projektu reform; (4) prywatyzacja; (5) reforma podatkowa i (6) zniesienie protekcjonizmu celnego.
W ten sposób chyba po raz pierwszy otwarcie na łamach cenzurowanej prasy pojawiły się idee powrotu do kapitalizmu i otwartej gospodarki. Na tym miał polegać twórczy antykomunizm, mający zwrócić się nie tyle przeciw ludziom politycznej władzy, ale szkodliwym rozwiązaniom cywilizacyjnym, sprzecznym z naturą człowieka, a które leżały w interesie jedynie części biurokracji – coraz słabszej wobec umierania ideologii.
Myśl i program działania Dzielskiego korespondowały z ówczesną rewolucją konserwatywną uosabianą przez Ronalda Regana oraz Margaret Thatcher, których był entuzjastą i – wobec eksperymentów poodejmowanych już wtedy w komunistycznych Chinach – miała cechy realizmu.
Trudno umiejscowić ją w polskim spectrum politycznym, tak ówczesnym, jak i historycznym. Liberalizm ekonomiczny w Polsce przedwojennej i rozbiorowej był wysokiej próby, ale na salonach politycznych nie gościł. Operowanie kategoriami cywilizacyjnymi nie było obce myśli Narodowej Demokracji, ale nie o takie wnioski chodziło Dzielskiemu, który upatrywał w cywilizacji handlowej przezwyciężenia plemiennych walk na rzecz wymiany, która nie zna narodowości i religii producenta oraz konsumenta. W socjalizmie, w którym ciągle coś się załatwia, wystaje, wywalcza, upatrywał nawrotu plemiennych atawizmów – cywilizacyjnego regresu. Ruchy określające się chrześcijańskimi były bliższe aspektom społecznym, nie miały wiele wspólnego z radykalną prorynkową postawą ojców chadecji niemieckiej po drugiej wojnie światowej. Mirosława Dzielskiego można by chyba zakwalifikować do opcji konserwatywno-liberalnej lub odwrotnie. Ale chyba lepiej dać sobie spokój. Był po prostu chrześcijańskim liberałem i był w tym oryginalny.