Imprezy typu Mistrzostwa Świata w piłce nożnej służą państwom do budowania poczucia przynależności narodowej. Wzmacniają, a nie osłabiają, nacjonalizmy, przygotowują mężczyzn do poświęcenia się za ojczyznę. Całym populacjom pozwalają na wyrażenie, choć wcale nie wyładowanie, swoich szowinistycznych upodobań.
Sport międzynarodowy buduje poczucie wspólnoty narodowej i przyczynia się do trwania nacjonalizmów. Uprawdopodabnia, a nie uniemożliwia, konflikty zbrojne między narodami. Bądźmy tego świadomi kibicując „naszym” podczas turnieju w Rosji.
Zacznijmy od banału – te mistrzostwa będą nazywane turniejem międzynarodowym, choć w rzeczywistości nie narody będą w nim reprezentowane, lecz państwa.
Toczyć ze sobą walkę będą reprezentanci różnych państw, a nie narodów – na przykład honoru Hiszpanii będą bronić Katalończycy czy Baskowie, którzy uważają się za osobne narody. To nie nacje więc będą ze sobą rywalizować, lecz państwa – nie znajdzie to jednak odbicia w terminologii. Nie Federacja Rosyjska pokona Rzeczpospolitą Polską, lecz Rosja Polskę, lub jeszcze dobitniej: Rosjanie zwyciężą nad Polakami.
Zresztą – słowo „międzynarodowy” wymyślono dopiero 200 lat temu, wcześniej go nie znano.
Dlatego dzisiaj jest tak nadużywany. Po co? By budować lojalność obywateli względem swego państwa. O wiele chętniej ginie się dla swojego narodu, niż dla państwa – więcej w tym heroizmu, mitu i metafizyki. Dlatego rządzący lubią wywoływać w swych obywatelach nacjonalistyczne asocjacje. Służą one wpajaniu tym drugim mechanizmu poświęcenia względem swej wspólnoty.
W Moskwie i innych rosyjskich miastach usłyszymy hymny narodowe, zawodnicy będą grać w strojach w kolorach narodowych, flaga będzie wciągana na maszt, na ich piersiach będą umieszczone godła narodowe. Wszystko to wdrukowywać będzie w umysły widzów konieczność i szlachetność narodowej identyfikacji. Jak pisze Eric Hobsbawn: „Tym, co uczyniło sport tak skutecznym środkiem zaszczepiania uczuć narodowych, w każdym razie jeśli chodzi o mężczyzn, jest łatwość, z jaką nawet najdalsze od polityki i najmniej publiczne jednostki mogą zidentyfikować się z narodem symbolizowanym przez młodych ludzi przodujących w tym, w czym praktycznie każdy mężczyzna chce, lub w którymś momencie życia chciał, być dobry. Wyobrażona wspólnota milionów wydaje się bardziej realna jako drużyna jedenastu ludzi posiadających imiona i nazwiska”.
Sport, zwłaszcza piłka nożna, okazuje się zatem doskonałym sposobem budowania narodu.
Wystarczy przyjrzeć się w czasie trwania turnieju tabloidom, ale także poważnej prasie – przeczytamy tam jak kto „nasi” chłopcy pokonali „ich”, jak „Polska zwyciężyła nad Niemcami”, a „Japończycy upokorzyli Senegalczyków”. Tytuły prasy przypominają nagłówki wojenne i taką właśnie retoryką się posługują. Odtwarzane są najgorsze klisze historyczne i odgrzewane wojownicze resentymenty. Kibice biją się między sobą, malują na swych twarzach barwy narodowe, wyśpiewują hymny, wykrzykują nienawistne hasła pod adresem swych przeciwników. I nie dotyczy to tylko kiboli, ale właśnie najbardziej nawet przeciętnych widzów i uczestników „międzynarodowej” rywalizacji (no, może poza bójkami).
Po co to wszystko? Jak już pisałem, i jak bardziej szczegółowo opisuję w mojej nowej książce wydanej przez Liberte „Budowanie narodu. Przypadek Polski w latach 2015-2017”, przede wszystkim po to, by utrwalać w ludziach narodowe identyfikacje, bowiem takie wdrukowanie obywatelom uczuć patriotycznych jest w interesie państw. Dlatego nie szczędzą one publicznego grosza na sport i chętnie finansują imprezy, w których nacjonalizmy mogą się ujawnić.
Ale jest jeszcze coś więcej – chęć przygotowania swych poddanych do czynu zbrojnego.
Pisze Michael Billig, twórca pojęcia „banalny nacjonalizm”:
„Kryzys polityczny prowadzący do wojny da się stworzyć błyskawicznie, ale chęci poświęcenia się już nie. Konieczne są wcześniejsze próby, treningi i przypomnienia, tak aby, gdy dojrzeje już sytuacja ostateczna, mężczyźni i kobiety wiedzieli, jak mają się zachować. Zatem codziennie mamy banalne przygotowania. Kiedy mężczyźni przebiegają wzrokiem strony sportowe w poszukiwaniu wyników ulubionej drużyny, czytają o czynach innych mężczyzn staczających bitwy w imię większego ciała, jakim jest drużyna. A często drużynę taką stanowi naród walczący z obcymi o swój honor. Czyli wtedy zagrożona jest trudna do określenia wartość dodana – honor”.
I konkluduje:
„Dzień po dniu miliony mężczyzn poszukują tam [w sporcie – przyp. M.M.] przyjemności, podziwiając heroizm w imię spraw wagi państwowej oraz dobrze się bawiąc przy czytaniu treści, które, jeśli spojrzeć na nie intertekstualnie, przypominają opisy działań wojennych. Tego typu przyjemności nie mogą być niewinne. Jeśli flaguje się narodowość, to takie rutynowe przypominacze mogą także spełniać funkcję treningów; echa przeszłości nierzadko stanowią przygotowania do przyszłych czasów. Być może to my […] któregoś dnia zareagujemy należytym entuzjazmem lub z mniej radosnym poczuciem obowiązku na wezwanie, że nasz kraj potrzebuje nas w sytuacji swojego być albo nie być. Lub może zrobią to nasi synowie, bratankowie czy wnuki. A wezwanie to wówczas zabrzmi znajomo: zobowiązania wszak już zagruntowano; ich słowa dawno już zadomowiły się w polu naszej przyjemności”.
Byłyby zatem sport i jego oglądanie nie niewinną rozrywką, lecz przygotowywaniem nas do czynu zbrojnego w imię narodu i państwa, etapem szkolenia nas w zabijaniu i oddawaniu życia za ojczyznę, elementem budowania tożsamości narodowej. Może warto także i o tym pomyśleć oglądając mecze w czasie Mistrzostw Świata w piłce kopanej.
Pamiętajmy bowiem, że jednym z najgłupszych twierdzeń, które zakorzeniły się w świadomości społecznej, jest to, że rzekomo dzięki międzynarodowej rywalizacji sportowej nie ma wojen.
Jest dokładnie odwrotnie – to dzięki brakowi wojen, istnieje międzynarodowy sport. Co więcej: jego oddziaływanie raczej prowadzi do wzrostu uczuć nacjonalistycznych, niż do ich rozładowania i nie jest wentylem agresji i niechęci między narodami, lecz raczej ich pompką.
Od Redakcji: więcej na temat wzajemnych funkcji narodu i państwa w książce Autora pt. „Budowanie narodu. Przypadek Polski w latach 2015-2017”. Publikacja współfinansowana przez Uniwersytet Śląski w Katowicach.
Zdjęcie tytułowe: flickr Piotr Drabik (CC BY 2.0)