Indie i Turcja to wieloetniczne narody o żywych tradycjach imperialnych oraz dużym potencjale ludnościowym, słynące dziś z charyzmatycznych i autokratycznych liderów, których głos we współczesnej polityce światowej jest coraz bardziej bezkompromisowy i hipnotyzujący. Uczciwe wybory, wolności obywatelskie i konstytucyjna zasada świeckości słabną pod ciężarem polityki odnowy w duchu tradycji, historii i przywracania godności oraz sojuszu „ołtarza i tronu”. Narodowo-religijny populizm wabi coraz szersze grono wyborców, czyniąc oba kraje niestroniącymi od dyskryminacji dyktaturami większości. Chwiejnej i coraz bardziej rachitycznej demokracji ostatecznie odbiera się zdemonizowany przymiotnik ‘liberalna’. Rządy Modiego i Erdoğana przywodzą na myśl odległą przeszłość, kiedy potężni mężczyźni decydowali o losach narodów, a ich władza nie była niczym ograniczona. Przyjrzyjmy się, co jeszcze łączy współczesne Indie, Turcję i ich przywódców.
POŻEGNANIE Z DEMOKRACJĄ
Największą demokrację świata toczy kryzys. Aż 55% Indusów popiera autokrację. Mniej więcej połowa mieszkańców (53%), żyjących w kraju uważanym za wzorzec demokracji w regionie, twierdzi, że rządy wojskowe byłyby korzystne dla ich kraju (Pew Research 2017). Już w 2011 roku sondaż Hindustan Times-CNN-IBN ujawnił, iż przekonanie, że Indie powinny być rządzone przez grupę demokratycznie wybieranych polityków, podziela mniej niż jedna piąta badanych.
Według Freedom House tureckich mediów nie można już dłużej uznawać za wolne. Podczas kampanii referendalnej w 2017 roku z powodów politycznych w więzieniach znalazło się najwięcej na świecie, bo około 150 dziennikarzy. W najważniejszych stacjach telewizyjnych niemal 90% czasu antenowego wypełnia rządowa propaganda. Próba zamachu stanu, masowe czystki w instytucjach publicznych, zdławienie wolności słowa i prasy, centralizacja władzy w rękach prezydenta to tylko kilka niepokojących zjawisk z najnowszej historii politycznej Turcji.
Wprawdzie można odnieść wrażenie, iż Turcja i Indie deklarują przywiązanie do wartości demokratycznych na zgoła różnym poziomie, jednak istnieje między nimi znacznie więcej podobieństw, niż mogłoby się wydawać.
SUKCES WYBORCZY
W wyborach powszechnych w 2014 roku Indyjska Partia Ludowa (BJP) odniosła miażdżące zwycięstwo, odsuwając od władzy rządzący w Indiach od dekady Indyjski Kongres Narodowy. W 2019 roku poprawiła swój wynik, zdobywając 303 na 543 miejsc w Lok Sabha – izbie niższej parlamentu indyjskiego. Premier Narendra Modi potwierdził swój niesłabnący mandat wyborczy na kolejne pięć lat rządów.
W 2002 roku w Turcji zwycięstwo odniosła Partia Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP). Premierem został Recep Tayyip Erdoğan, który piastował tę funkcję aż do 2014. W tym samym roku ponownie stanął na czele kraju, tym razem w roli prezydenta republiki.
Abstrahując od zgoła różnych afiliacji religijnych obu polityków (hinduizm i islam), wykazują oni zaskakująco wiele podobieństw zarówno w życiorysach, wyznawanych wartościach, jak i metodach uprawiania polityki. Ilość paraleli może wydać się interesująca szczególnie w kontekście tegorocznych decyzji politycznych o przywróceniu Hagii Sophii funkcji meczetu i przekazaniu spornego terytorium Ajodhji wyznawcom hinduizmu ignorując roszczenia muzułmanów.
Z NIZIN NA SZCZYT
Jako młodzi chłopcy – obaj byli ulicznymi sprzedawcami. Modi parzył indyjski czaj, a Erdoğan wyciskał cytryny do lemoniady. Pochodzili z niezamożnych domów – Modi z małej miejscowości Vadnagar w stanie Gudźarat, Erdoğan zaś z ubogiej dzielnicy Kasımpaşa w Stambule. Tam gdzie się urodzili daleko było do klas społecznie czy ekonomicznie uprzywilejowanych. Nastoletni Erdoğan uczęszczał do szkoły koranicznej, na uniwersytecie dołączył do ruchu islamistycznego i szybko okazał się świetnym zawodnikiem w lokalnym klubie piłkarskim. Kariera polityczna obu działaczy nie była gwarantowana, a droga do politycznych elit była długa i naznaczona trudnościami.
RELIGIJNY FANATYZM
Bijący dziś słupki popularności premier Modidźi (dodawana do nazwiska końcówka -dźi jest przejawem szacunku) już od najmłodszych lat był konserwatystą, gorliwym wyznawcą hindutwy (hinduskość, hinduski nacjonalizm to polityczna ideologia, która w budowie tożsamości i w agitacji politycznej korzysta z tradycji religijnych). Jego ówczesne poglądy polityczne dość szybko znalazły ujście w działaniach ultraprawicowej organizacji paramilitarnej Narodowego Stowarzyszenia Ochotników (RSS) oskarżanej o szerzenie nienawiści religijnej i podżeganie do zamieszek. Jej działacze obwiniani są za zburzenie w 1992 roku XVI-wiecznego meczetu Babri w mieście Ajodhja oraz pogrom ludności muzułmańskiej w mieście Godhra w 2002 roku. Za rzeź w Godhra pośrednia odpowiedzialność często jest przypisywana samemu Modiemu, który sprawował w tym czasie stanowisko premiera stanu Gudźarat.
Podobnie Erdoğan, dla którego religia – w tym przypadku islam – od początku stanowiła bezdyskusyjny fundament życia społeczno-politycznego Turcji. W 1994 roku w wieku 40 lat na krótko trafia do więzienia pod zarzutem szerzenia nienawiści religijnej. Lansowany przez niego polityczny islam od zawsze stał w oczywistej sprzeczności z ideą laickiego państwa wprowadzoną w latach dwudziestych XX wieku przez ojca nowoczesnego państwa tureckiego – Mustafę Kemala Atatürka. Obecny prezydent kontestuje modernizm i zachodnią kulturę związaną z dziedzictwem oświecenia.
ŚWIECKOŚĆ TYLKO NA PAPIERZE
W roku 1937 i 1950 odpowiednio konstytucje turecka i indyjska wprowadziły zasadę świeckości, a także neutralności w sprawach religii i przekonań. Konstytucja Turcji zawiera w preambule odniesienie do idei laickości i stwierdza, że „uczucia religijne pozostają bez wpływu na politykę i sprawy państwa”. Artykuł drugi tureckiej ustawy zasadniczej stwierdza, że Republika Turecka jest państwem laickim. W preambule konstytucji Indii kraj ten określony jest jako suwerenna, socjalistyczna, świecka republika demokratyczna. W świetle prawa nie ma zatem mowy o prymacie hinduizmu czy islamu.
W praktyce zaś obecni przywódcy faworyzują i upolityczniają religie większościowe kontestując dorobek swych poprzedników – Gandhiego, Nehru czy Atatürka. Sięgając po narzędzie, jakim jest nowa polityka historyczna, burzą dotychczasowe autorytety zastępując je nowymi, religijno-narodowymi.
W ciągu ośmiu lat urzędowania premiera Modiego, indyjscy muzułmanie padali ofiarą brutalnej kampanii nienawiści i przemocy. Miało to miejsce nie tylko na ulicach indyjskich miast, ale także w mediach publicznych z udziałem wysokich przedstawicieli rządu, a nawet premierów stanowych. Do historii podjudzania nienawiści na tle religijnym przeszedł premier stanu Uttar Pradeś Yogi Adityanath. Na wiecach otwarcie zachęcał do „karmienia muzułmanów kulami zamiast birjani”, a także zapowiedział „przejęcie wszystkich meczetów i umieszczenie w nich przy najbliższej okazji figur hinduistyczych bóstw“.
Trudno polemizować ze stwierdzeniem, że obecnie rządzący Indiami niejako gwałcą doktrynę ojców założycieli: Gandhiego i Nehru. Wyraźnie zaznacza się powszechna aspiracja do bycia reżimem większościowym (ang. majoritarianism) rażąco dyskryminującym wolę i prawa mniejszości. Jest to zjawisko bez precedensu, nie posiadające punktu odniesienia w swojej 70-letniej historii.
ODZYSKANE SACRUM
Odwieczne oczekiwanie dobiegło końca. Dzisiejsze wydarzenie ma znaczenie historyczne i będzie wspominane na całym świecie przez wieki i przyniesie naszemu krajowi sławę i zwycięstwo (…) Dziesiątki milionów Indusów nie może uwierzyć, że ten dzień w końcu nadszedł. Ten dzień jest wyjątkowym darem od indyjskiego państwa prawa, które przestrzega zasad prawdy, braku przemocy, wiary i poświęcenia. – powiedział Modi podczas ceremonii złożenia kamienia węgielnego pod budowę świątyni boga Ramy w postaci 22,5-kilogramowego bloku ze srebra. Mimo szalejącej epidemii koronawirusa 5 sierpnia 2020 roku premier wziął udział w inauguracji budowy kontrowersyjnej świątyni Ramy, która powstanie na miejscu zniszczonego meczetu Babri. Świątynia w Ajodhji po raz kolejny stała się symbolem sporu hindusko-muzułmańskiego w Indiach. Rozpoczęcie budowy świątyni w miejscu, gdzie stał meczet Babri, jest osobistym, zwycięstwem premiera Modiego i hinduistycznych organizacji religijnych. Budowę świątyni w miejscu zburzonego meczetu umożliwił wyrok Sądu Najwyższego z 2019 roku, który przekazał sporny teren hinduskiej organizacji. Gmina muzułmańska otrzymała działkę zastępczą w innym miejscu. Wątpliwości budzi fakt, iż w trakcie postępowania sądowego niejednokrotnie zarzucano muzułmanom brak dowodów na odprawianie modlitw w meczecie między XVI i XIX wiekiem, jednocześnie uznając narodziny boga Ramy w Ajodhji za fakt historyczny (sic!).
Tymczasem w Turcji, Hagia Sophia, która za sprawą decyzji Mustafy Kemala Atatürka w 1934 roku zyskała status muzeum, od 10 lipca 2020 została na powrót przekształcona w meczet. Decyzja Erdoğana o ponownym przekształceniu Hagii Sophii w meczet miała poparcie prawne we wcześniejszym orzeczeniu sądu, że jego przekształcenie w muzeum przez Atatürka w 1935 roku zostało przeprowadzone nielegalne. Zdaniem Aleksandry Spancerskiej decyzja o przekształceniu świątyni w meczet stała się asumptem do nowej ideologicznej batalii na linii sekularyści-konserwatyści. Abstrahując od powszechnej atmosfery rozgoryczenia i sypiących się z zagranicy gromów krytyki, aspirujący do roli przywódcy świata muzułmańskiego Erdoğan „skutecznie wykorzystuje nacjonalistyczną retorykę i mobilizuje konserwatywny elektorat stawiając się w roli następcy Mehmeda Zdobywcy”.
WIĘKSZOŚĆ KONTRA MNIEJSZOŚĆ
To nie koniec podobieństw. Oba państwa przyjęły model reżimu większościowego, który wspiera interesy większości społeczeństwa i identyfikuje się z nimi, jednocześnie samych rządzących uprawnia do prymatu nad narodem zgodnie z odgórnym procesem decyzyjnym. W demokracji większościowej nie ma zewnętrznych granic dla woli suwerena. Prawo nie krępuje woli większości. Nie ma tu miejsca na system checks and balances znany w nowożytnych demokracjach, w którym władze są rozdzielone i wzajemnie się kontrolują, a wola większości jest ograniczona konstytucją i gwarancjami poszanowania praw mniejszości.
Oba kraje historycznie posiadały wieloetniczne populacje, a w procesie założycielskim nie uniknęły napięć i przemocy łącznie z operacjami wysiedleńczymi. Od początku XX wieku Turcja praktykowała politykę „turkifikacji”, formę asymilacji kulturowej, która nie uznaje praw jednostek do samoidentyfikacji etnicznej, narodowej i religijnej i która ma na celu przymusową asymilację z tożsamością turecką. Największą mniejszość etniczną i językową w Turcji są Kurdowie stanowiący od 10 do 23% populacji). Wraz z wybuchem konfliktu zbrojnego w 1984 r. między armią turecką a Partią Pracujących Kurdystanu (PKK) ponad milion Kurdów zostało przymusowo wysiedlonych z obszarów wiejskich i miejskich we wschodniej i południowo-wschodniej Turcji. Najdobitniejszym przejawem wrogości Turcji była operacja „Peace Spring” przeprowadzona w październiku 2019 roku przeciwko kurdyjskiej autonomii w północno-wschodniej Syrii. Kurdowie syryjscy, którzy wywalczyli swoją autonomię odbierając terytorium dżihadystom z tzw. Państwa Islamskiego, traktowani są przez Turcję jako terroryści. Ich enklawa, Autonomiczna Administracja Północnej i Wschodniej Syrii, nieformalnie zwana Rożawą, czyli zachodnim Kurdystanem, w retoryce rządu w Ankarze określana jest jako „pas terroru”.
ZMASKULINIZOWANY ZWODNICZY CZAR AUTORYTARYZMU
Obaj politycy są chwaleni za wysoką skuteczność i dotrzymywanie obietnic. Wywodzą się z nurtu prorynkowego i są entuzjastami neoliberalnego podejścia do ekonomii. Jednocześnie ich rządy doprowadziły do drastycznej centralizacji władzy.
Na tle nieudolnej i skompromitowanej klasy politycznej w latach 90-tych burmistrz Stambułu Erdoğan zapracował na opinię uczciwego i skutecznego gospodarza. Wyborców zjednał sobie obietnicami reform, rządami silnej ręki, a także „chwilową” dbałością o środowisko. Za publiczną recytację poematu Ziyi Gökalpa “Minarety to nasze bagnety, kopuły naszymi hełmami, meczety koszarami, a wierni naszą armią” doczekał się wyroku skazującego, a mimo to (a może dzięki temu?) już rok później został premierem. Wysoki, charyzmatyczny i dobrze zbudowany, przez wielu postrzegany jako odnowiciel narodu, jest ucieleśnieniem nowej Turcji.
Metody zarządzania Modiego najpierw stanem Gudźarat, a później Indiami przypominają te implementowane przez Erdoğana. W Turcji nie liczy się żaden inny polityk, może za wyjątkiem jego własnego zięcia – Berata Albayraka (dotychczasowego szefa resortu energii, w 2018 roku nominowanego na ministra skarbu i finansów).
Obaj są doskonałymi mówcami publicznymi i uwielbiają używać technologii hologramów, aby być obecni w różnych miejscach. Kochają swoją własną wszechobecność. Zdaniem Sumantry Bose, profesora LSE oraz autora książki Secular States, Religious Politics, Mordiego i Erdoğana otacza nieprawdopodobny kult jednostki. Obaj politycy mają poczucie, że zostali wybrani przez naród i przeznaczenie.
ZAGROŻENIEM JEST WIRUS
Obecnie największym wyzwaniem jakie stoi przed Erdoğanem i Modim jest tuszowanie kryzysu wywołanego przez pandemię. Oprócz wyzwań organizacyjnych piętrzących się przed służbą zdrowia w obu państwach (które zajmują odpowiednio drugie i 18. miejsce pod względem największej liczby potwierdzonych przypadków koronawirusa), oba kraje przeżywają gwałtowne spowolnienia gospodarcze. Skupiając się na kwestiach tożsamości narodowej i wewnętrznych podziałach, te narracje mogą pomóc obu przywódcom odwrócić uwagę od niekorzystnych realiów politycznych. Zawłaszczając symbole religijne, budując mity i czyniąc je centralną częścią narodowej historii, obaj przywódcy skutecznie definiują, czym niechybnie stają się te niegdyś świeckie republiki.
ZMIERZCH DEMOKRACJI?
Indie i Turcja zdają się nie być osamotnione w świecie, gdzie elity w demokracjach na całym świecie zwracają się w stronę nacjonalizmu i autorytaryzmu. Od Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii po Europę kontynentalną i nie tylko, liberalna demokracja jest zagrożona, a autorytaryzm rośnie w siłę. „America First” Trumpa, antyzachodnia, tępiąca mniejszości mobilizacja Orbana przeciwko „narodowym wrogom”, ultraprawicowa odsiecz Jaira Bolsonaro w obliczu „fałszywej demokracji złodziei” czy przykręcanie śruby w cieniu pandemii w reżimach autorytarnych Azji Południowo-Wschodniej takich jak Filipiny Duterte, Mjanmy Aung San Suu Kyi, Tajlandii Prayutha Chan-ocha czy Kambodży Hun Sena to tylko kilka przykładów potwierdzających rzeczoną tezę. Wszystko wskazuje na to, że zachodnie demokracje będą musiały poważnie konkurować z nowym mrocznym strumieniem autorytaryzmu, który wbrew oczekiwaniom nie należy do reliktów przeszłości.
Artykuł powstał na kanwie lektury książki B. Peera A Question of Order: India, Turkey, and the Return of Strongmen.
BIBLIOGRAFIA:
https://theconversation.com/modi-and-erdogan-strong-leaders-putting-their-democracies-in-peril-77064
https://www.ft.com/content/d4167b9a-53d7-47b0-b929-90d81c106b8a
https://www.theatlantic.com/international/archive/2020/08/modi-erdogan-religious-nationalism/615052/
https://theconversation.com/modi-and-erdogan-strong-leaders-putting-their-democracies-in-peril-77064
https://www.theatlantic.com/magazine/archive/2020/05/exile-in-the-age-of-modi/609073/
a