Zgodnie z obietnicą publikuję dziś drugą część mini cyklu o moich Rzeczachpospolitych. Jest to kontynuacja opisu obecnej Polski i marzenia o Rzeczypospolitej, na którą czekam. Zapraszam.
Jedynym, względnie trwałym znakiem polskiej 100-letniej niepodległości będzie postawiony podstępem posąg Lecha Kaczyńskiego, rozmiarem przewyższający stojący nieopodal pomnik Marszałka. Kim był dla polskiej niepodległości Piłsudski, a kim był dla niej Kaczyński, każdy odpowie sobie sam. Być może miarą tej wielkości będą okoliczności, w jakich oba te pomniki powstały. Aby postawić ten drugi, władza sięgnęła po kruczki prawne, zamiast zapytać o to naród. Dzięki temu już dzisiaj możemy przewidzieć, co nas czeka w ten najważniejszy dla nas, Polaków, listopadowy dzień 2018 roku. Ugrupowanie, które na swoje sztandary wyniosło dumę narodową i patriotyzm (wyłącznie na pokaz), zgotuje nam kogel-mogel zmiksowany z rac, narodowo-socjalistycznych haseł i mieczyków Chrobrego. Ulicami Warszawy znów przejdzie piękna, patriotyczna młodzież, wznosząc okrzyki o równouprawnieniu i miłości do bliźniego. Tak jak nauczał Jezus. Nie betlejemski, ale ten „nasz” – polski, jedyny słuszny, jak jedynie słuszna partia. Ale to nie wszystko, władza całkowicie zamotana i zagubiona w swoich machinacjach zgotuje nam coś jeszcze. Dzięki niezłomnemu, który miał wystarczająco dużo czasu, zasobów urzędniczych i pieniędzy, aby przygotować porządną, patriotyczną demonstrację dumy narodowej, będziemy mieli jeden wspólny marsz ze środowiskami narodowo-radykalnymi, które, jak się okazuje, z żadnych swoich flag i haseł rezygnować nie muszą. Negocjacje na ten temat prowadzi rząd RP, co jest efektem chorej gry, jaką od lat prowadzi Kaczyński. Opancerzone wozy bojowe na ulicach stolicy, które oficjalnie są patriotycznym elementem Marszu Biało-Czerwonej, nieoficjalnie zaś mają go zabezpieczać – oto żałosna kwintesencja obecnego państwa. Obraz nędzy i rozpaczy, niezależnie od tego, ile razy powtórzą, że to dumna Rzeczypospolita. Oto są najbardziej dobitne symbole Polski PiS, o których będą mówić potomni za kolejne 100 lat. Taka właśnie jest ta Polska – zbudowana z chaosu, tektury, stępki, która nie jest stępką i słupka, który będzie do nas wracał przy okazji kolejnych wyborów. Dzisiejsza Polska jest jak ten 12 listopada, robiona ad hoc, doraźnie i bez żadnej dalekosiężnej wizji. To o takim właśnie państwie mówił Bartłomiej Sienkiewicz, używając określenia „teoretyczne”. Celnie przewidział zbliżającą się przyszłość. Być może kulminacyjnym punktem koncertu patriotycznego będzie wywoływanie zasłużonych dla narodu duchów. Myślę, że jest jednak obawa, czy przywołać Marszałka Piłsudskiego. Część oficjeli bowiem słusznie może się bać powtórki jego słów wypowiedzianych dokładnie sto lat temu: „wam kury szczać prowadzać, a nie politykę robić!”, które to słowa wyrzucił z siebie Marszałek tuż po powrocie z Magdeburga. Tak, ich strach powinien być uzasadniony.
Wiemy już, że wybory samorządowe 2018 roku utrwaliły podział Polski na dwie mało pasujące do siebie części. Polska jest rozdarta na Polskę, w której wartości europejskie, demokratyczne, Konstytucja i liberalizm społeczno-gospodarczy ma fundamentalne znaczenie oraz na Polskę, gdzie liczy się omnipotentne, etatystyczne państwo socjalne z silnie zakorzenionym konserwatywnym do bólu kościołem katolickim, który sam walczy z głębokim rozbiciem, konsekwentnie utrwalanym przez Rydzyka zaraz po śmierci Wojtyły. W dzisiejszym kościele praktycznie nic nie zostało po naukach Jana Pawła II. Jego encykliki pisane zwłaszcza w czasach, gdy komunizm miał się dobrze i także w czasach, gdy już został pokonany, schowano głęboko do szuflad lub zamknięto w przydrożnych kapliczkach. Dostęp do nich mają tylko nieliczni, ci, dla których pisma papieża były kiedyś drogowskazem. Dziś drogowskazem dla kościoła są pieniądze, władza i kontakty z radykałami. Jako człowiek urodzony w epoce Gomułki, doskonale pamiętam, czym była dla Polaków religia Jana Pawła II. Dziś to tylko swoista vanitas vanitatum, et omnia vanitas – marność nad marnościami i wszystko marność…
Podczas niedawnego spotkania powyborczego premier Morawiecki obdarzył nas swoją kolejną złotą myślą: „Nie ma silnej gospodarki bez silnego społeczeństwa. Społeczeństwo zawiera w sobie gospodarkę. Dlatego nowy model gospodarczy jest solidarnościowy, oparty o silną gospodarkę włączającą maksymalnie dużo sfer życia społecznego, opartą o sprawiedliwy paradygmat gospodarki”. Tak, to słowa dzisiejszego premiera rządu RP i to nie są fragmenty przemówienia Edwarda Gierka z 1970 roku. Tak brzmi szef rządu państwa PiS. Niewtajemniczonym młodym ludziom wyjaśnię, że to wypisz, wymaluj peerelowska gadka komunistycznych kacyków, jaką doskonale pamięta każdy, kto w PRL-u żył. Jak bardzo Kaczyński i jego żołnierze są przywiązani do tamtych lat najbardziej dobitnie świadczy żałosna komisja ds. „zbadania” afery Amber Gold. Dla członków tej komisji powołanych spośród jedynie słusznej partii, premier rządu ma być jak ten gospodarz domu Anioła z serialu Barei. Nie od dziś wiadomo, że model polityki forsowany przez Kaczyńskiego jest urzeczywistnieniem marzeń owego Anioły. Państwo ma być silne nie siłą swych obywateli, ale siłą garstki polityków, którzy jedną ręką rozdadzą pieniądze suwerenowi, a drugą ukażą, gdy suweren szczodrej ręki nie doceni. Pół biedy, gdyby rozdawali swoje, z własnych kieszeni, sęk w tym, że rozdają cudze, a właściwe przyszłych pokoleń. PiS zastawia więc kolejne sidła na siebie, bo przecież wiadomo, że po zmianie władzy kolejna przygotuje im parę spektakularnych komisji, choćby do spraw SKOK czy Get Back, gdzie utopiono nie miliony, a miliardy złotych należących do obywateli. Wtedy będziemy mogli zobaczyć, jak skuteczny nadzór nad państwem sprawowali Beata Szydło i Mateusz Morawiecki. Już zacieram ręce. Bo symbolem sprawnego, silnego państwa nie są stawiane na siłę pomniki, tylko szacunek własnych obywateli i obywateli innych państw. Jak bardzo Polska PiS jest szanowana w Europie i na świecie, widzi każdy, kto ma choć trochę krytycyzmu w sobie. Kolejny zawarty z Ameryką kontrakt na dostawy gazu nie jest miarą szacunku, tylko czystego biznesu. Pamiętajcie o tym wszyscy ci, którzy tak bezkrytycznie przyjmujecie do siebie propagandę tej władzy.
No dobrze, ale czego właściwie od niej chcę? Co mi się nie podoba i dlaczego wiecznie narzekam? Odpowiedź nie jest szczególnie skomplikowana i gdybym miał ją zamknąć w jednym zdaniu, powiedziałbym: największą pretensję mam do traconego bezpowrotnie czasu. A czas tracimy dosłownie w każdej dziedzinie życia. Ta zła dla Polski władza nie rozwija państwa, nie stawia wyzwań, nad którymi można by się pochylić, a jeśli patrzy w przyszłość, to nie dalej, jak na długość pinokiowego nosa premiera. Nie będzie nowoczesnej szkoły, nie będzie wielkich promów, mierzei i gigantycznych portów komunikacyjnych. Nie będzie miliona elektrycznych aut i nie będzie godnych emerytur. Nie będzie żadnej reformy sądownictwa, bo gdyby taki faktycznie był zamiar, PiS zacząłby od zmian kodeksów postępowania cywilnego, karnego i administracyjnego, a nie czystek w sądach. Ta władza zastała Polskę murowaną, zostawi ją z drewna. I to jest mój zarzut największy – jako naród tracimy cenny czas.
A czego chcę od dzisiejszej Opozycji? Tu mój katalog jest o niebo większy. Przede wszystkim chcę jedności i skoordynowanych działań. Nie chcę amatorszczyzny. Nie chcę dyletanctwa i chaosu w tych szeregach. Nie chcę wojenek i gównoburz między sobą. Chcę jasnej wizji państwa na co najmniej lat dziesięć. Chcę wiedzieć, jak Opozycja przywróci praworządność i jak szybko rozliczy tych wszystkich, którzy z Konstytucji zrobili przydrożną panienkę. Chcę, aby do cna wyjaśniono, kto inspirował nagrania u Sowy, chcę wyjaśnienia sprawy botów zatrudnionych przez sztab wyborczy Andrzeja Dudy i powiązań z Cambridge Analitica. Chcę usłyszeć przyrzeczenie, że to się stanie. Chcę zobaczyć pomysł, jak dotrzeć do Polski powiatowej, nie tracąc nic z własnej tożsamości. Chcę zobaczyć, czy anty-PiS rozumie system D’Hondta i chcę widzieć, jak Biedroń kończy gadać o szklanych bańkach. Chcę widzieć polityków Opozycji w każdej gminie, czy powiatowym miasteczku. Chcę mieć pewność, że mają plan na kolejne wybory i tworzą już bazę danych miejsc, gdzie będą wieszać nowe wyborcze plakaty. Chcę widzieć ludzi pewnych i gotowych nie tylko do rządzenia, ale przede wszystkim do naprawiania państwa po PiS-ie. Chcę widzieć polityków odważnych, którzy nie będą bać się głębokiego zmodyfikowania programu 500+ i podniesienia wieku emerytalnego dla wszystkich, bo tak trzeba! Chcę widzieć ludzi, dla których przyszłość Rzeczypospolitej będzie najważniejsza, a nie doraźne wewnętrzne interesy. Chcę zobaczyć polityków, którzy podniosą w Sejmie i Senacie ręce za prawdziwym równouprawnieniem, świeckim państwem i prawami dla osób LGBT. To chcę zobaczyć, bo śnię o Polsce wolnej, silnej siłą obywateli, równej dla wszystkich i wielokolorowej, nie tylko biało-czerwonej. Bo śnię o Polsce nowoczesnej, europejskiej i otwartej na świat. Śnię o Polsce liberalnej, dbającej o najsłabszych i myślącej o następnych pokoleniach, ale nie kosztem innych. Śnię o Polsce zjednoczonej wokół niej, a nie wokół jednego, czy drugiego polityka.
I gdy tak sobie śnię na jawie, widzę II Rzeczpospolitą, gdy powstawała z zaborczej udręki, przesiąknięta romantyzmem, pozytywistyczną pracą u podstaw, powstaniami, strajkiem dzieci wrzesińskich, wozem Drzymały oraz pracą Polskich kupców i fabrykantów. Widzę naród, który potrafił się jednoczyć nie tylko w Powstaniu Wielkopolskim i Powstaniach Śląskich, czy wojnie antybolszewickiej, ale także wokół budowania polskiej państwowości i gospodarki. Widzę młodzież, rocznik 20-ty, która przelewała krew za Ojczyznę podczas całej okupacji, nauczona prawdziwego, a nie na pokaz, patriotyzmu. Widzę żołnierzy września i wszystkich frontów II Wojny Światowej. Widzę cały, umęczony podczas wojny naród. Przed oczami stają mi też wszyscy ci, którzy budowali COP, Gdynię i Łosia – PZL 37, nasz supernowoczesny samolot wojskowy. Widzę tamtą Polskę z jej wszystkimi sukcesami, ale też z zamachem majowym i Berezą Kartuską. Widzę całe to nasze stulecie polskiej państwowości i zastanawiam się dokąd zmierza dzisiejsza Polska i dlaczego tam? I ile jeszcze trzeba strasznych nauk nam przeżyć, żebyśmy wreszcie zrozumieli, że nikt nam Polski nie dał w prezencie – budowały ją i walczyły o nią pokolenia Polaków, Niemców, Czechów, Litwinów, Ukraińców, Rosjan, Żydów i innych nacji, które się przez stulecia mieszały z krwią pierwszych Polan – i że na nas wszystkich spoczywa dziś to brzemię polskości, które przekazać nam przyjdzie następcom. Jaką Polskę chcemy im zostawić? W ruinie?
10 Listopada 2018 roku.