Politykę zagraniczną postrzega się często w Polsce jako sferę symboliki, a do oceny jej skuteczności używa się kryteriów moralnych. Liczni komentatorzy spraw zagranicznych posługują się kliszami z przeszłości i egzaltowanym językiem. Sytuacja ta prowadzi do trudnej do zaakceptowania infantylizacji debaty publicznej.
Dyplomacja po przełomie
Polska znakomicie wykorzystała szanse polityczne, które pojawiły się po rozpadzie Związku Radzieckiego. Przekonała Zachód i krajowych sceptyków zaprogramowanych na myślenie w kategoriach „i tak się nie uda”, że jej wejście do NATO jest możliwe i potrzebne. Z wysiłkiem wdrażała setki unijnych aktów prawnych w procesie dostosowawczym, który niemal wyczerpał entuzjazm największych pasjonatów integracji europejskiej. Motywacją sterników dyplomacji i tysięcy ludzi „na dole” była chęć przewrócenia Polski na scenę europejską, odwrócenia nieszczęsnej dynamiki historycznej, która wepchnęła nas w obcy krąg polityczny i kulturowy. 1 maja 2004 roku zamknął tę epokę idealizmu w polityce zagranicznej. Epokę krótką, bo trwającą tylko niecałe 15 lat – od września 1989 roku – i bardzo efektywną bo zakończyła się zrealizowaniem głównych celów politycznych.
Czas wzmożenia moralnego
Po 2004 roku Polskę ogarnęła lokalna odmiana enlargement fatigue, a mówiąc szerzej zmęczenie wysiłkami piętnastoletniej transformacji. Nałożył się na to kryzys klasy politycznej z aferą Rywina na czele, siły polityczne nadające od 1989 roku rytm polityce zagranicznej (Unia Wolności) schodziły ze sceny, a liderzy polityczni (Aleksander Kwaśniewski) przeżywali wyraźnie słabszy okres. Politykę zagraniczną ogarnęła koncepcyjna pustka – klasa polityczna zdała sobie sprawę z pewnym zaskoczeniem, że główne cele polityczne na scenie międzynarodowej zostały osiągnięte, dawne hasła są już nieaktualne, a co najważniejsze nikt nie potrafi wyznaczyć nowych kierunków i zadań. Rozpoczął się czas moralności i nowej pryncypialności, której ton zaczęły nadawać osoby, których kompetencje w polityce zagranicznej były wcześniej nieznane (Jan Rokita), a która zwieńczona została „odzyskaniem” MSZ i trudnym do zapomnienia przywództwem dyplomatycznym Anny Fotygi. Sytuacja ta utrzymuje się częściowo do dzisiaj, gdy główna partia opozycyjna używa polityki zagranicznej jako moralnej maczugi torując sobie drogę do osiągania celów w polityce wewnętrznej.
Fałszywa personalizacja
Wiele osób wciąż postrzega tworzenie polityki zagranicznej na kształt XIX-wieczny, w sposób anachronicznie spersonalizowany. Pokutuje mit omnipotentnego kreatora polityki zagranicznej na kształt Metternicha czy Talleyranda, o których potężnej mocy sprawczej nauczały nas podręczniki szkolne. W Polsce ta mitologizacja zastosowana została w największym stopniu do Józefa Becka, którego, jak twierdzi wielu, błędne koncepcje polityczne miały doprowadzić kraj do przegranej wojny. To niedojrzałe podejście stosowane jest również (w narastającym stopniu) we współczesnym życiu publicznym, gdy co rusz słyszymy, że „koncepcja Sikorskiego poniosła klęskę”, „Sikorski skapitulował” itp. Taka metoda oceny polityki zagranicznej obnaża de facto brak wiedzy i wyobraźni autorów. Na sukces lub porażkę we współczesnej grze dyplomatycznej wpływają bowiem jak nigdy wcześniej liczne oddziaływujące w tym samym czasie siły i procesy (nierzadko trwające wiele lat), których kulminacja może zniweczyć planowane działanie polityczne, zmniejszając pole manewru liderów politycznych. Tak jak wtedy, gdy konflikt w strefie Gazy i kryzys gazowy zmusiły czeską prezydencję do niespodziewanej weryfikacji wcześniejszych planów i to już w pierwszych dniach ich europejskich obowiązków w styczniu 2009 roku. Czy była „kompromitacja i klęska” czeskiego ministra Schwarzenberga?
Casus Wschodu
Dyskusja o polityce zagranicznej, w tym o jej wschodnim kierunku stale zbliża się do poziomu całej debaty politycznej w Polsce. Szczególnie w dyskusji o Wschodzie operuje się głównie pojęciami emocjonalnymi, odwołuje się do racji moralnych i zobowiązań historycznych. Każdy więc czuje się w obowiązku wyrazić swoje zdanie na temat tego co „należy”, jaki jest „moralny imperatyw” i tym samym co „Sikorski powinien zrobić”.
Logikę takich pryncypialnych recept na politykę wschodnią można porównać do polityki społecznej nastawionej na wypłacanie zasiłków i podejmowanie decyzji za samych zainteresowanych zamiast na dopingowanie do podejmowania inicjatywy i zmuszenie do dokonania ważnych wyborów samodzielnie. Takie podejście można uznać jako swoisty szantaż moralny, paraliżujący dyskusje i kierujący opinię publiczną na manowce. Nie dostrzega się, że naszym przyjaciołom na Wschodzie najbardziej pomożemy inspirując ich własnym przykładem – państwa, które z postsowieckiego marazmu wybiło się na członkostwo w europejskiej rodzinie, a dziś robi krok dalej wchodząc na pola dawnej zarezerwowane dla innych. Nie pomożemy Wschodowi walcząc o większy „zasiłek”, trochę odświętnej uwagi Zachodu i podejmując kluczowe decyzje za nich.
Nie bagatelizując znaczenia wymiaru wschodniego dla polskiej dyplomacji można stwierdzić, że nadmierna na nim koncentracja (wspierana retoryką moralną) będzie skutkowała niedostrzeganiem najważniejszych wyzwań dla Europy, w tym dla jej polityki sąsiedztwa (np. na południu kontynentu) i pogłębi infantylizację myślenia i debaty publicznej na temat polityki zagranicznej naszego kraju.
Nowe kierunki, nadchodzące wyzwania
Współczesne trendy geopolityczne – stały wzrost znaczenia świata azjatyckiego, wyścig o opanowanie źródeł energii i rzadkich surowców, a nawet wody, demografia – wskazują na konieczność dokonania trzeźwej, nie emocjonalnej analizy optymalnych celów polskiej dyplomacji i przypisania im właściwych proporcji. Należy przy tym wprowadzić do debaty publicznej wątki jakby w niej nieistniejące. Znaczny wzrost potencjału demograficznego i ekonomicznego Turcji każe postawić pytania o polskie relacje z tym krajem. Więcej niźli ogólnikowej odpowiedzi wymaga pytanie o potencjalne członkostwo Turcji w UE, jego wpływ na pozycję Polski we Wspólnocie i nasze interesy na Wschodzie. Sprecyzowania wymagają wciąż nieokreślone relacje z Chinami, na które składają się nieusystematyzowane relacje gospodarcze i odmienne wrażliwości polityczne. Każdy z dojrzałych krajów Zachodu musiał znaleźć własną, niełatwą odpowiedź na znalezienie w relacjach z Chinami złotego środka. Obszarem niedoinwestowanym politycznie są kraje skandynawskie mające znaczącą siłę polityczną w Unii Europejskiej oraz inspirujące swoim innowacyjnym modelem gospodarczym i społecznym. Jednocześnie osiągniecie w 2010 roku przez Polskę statusu państwa wysoko rozwiniętego, zamiast jak dotychczas rozwijającego się powinno nie tylko przewartościować myślenie o nas samych i naszym miejscu w świecie ale również skłonić do dojrzałego zainteresowania „egzotycznymi” kierunkami na geopolitycznej mapie jak Ameryka Południowa i Afryka, które dysponują poważnym potencjałem ekonomicznego i demograficznego wzrostu. Polska powinna też zwiększać zainteresowanie światem islamu choćby właśnie z powodów demograficznych, jako że eksperci wskazują, że nasz kraj nie zapełni nachodzącej luki na rynku pracy wyłącznie pracownikami z krajów wschodnich, które stają w obliczu jeszcze większej depopulacji.
Schyłek moralnych gęgaczy?
Cień „asertywnych” moralistów powoli odchodzi się w zapomnienie w polskiej dyplomacji. Prowadzona od 2007 roku polityka zagraniczna sprzyja właściwemu zbalansowaniu celów i wytyczeniu realistycznych zadań. Robi ona wrażenie opartej w coraz większym stopniu na pragmatycznej analizie procesów politycznych i gospodarczych i zestawieniu ich z naszymi możliwościami. Niestety jakość debaty publicznej na tematy polityki zagranicznej systematycznie obniża się pod wpływem nieustannie „wzmożonych” moralnie polityków i idących na łatwiznę mediów. Nadmierna emocjonalność ocen, formułowanie upraszczających opinii i przywiązanie do zdezaktualizowanych koncepcji przesłania różnorodność i wielonurtowość współczesnego świata.
Tymczasem żyjemy na kontynencie, którego znaczenie dla całej planety zmniejsza się. Maleje tym samym pole manewru Polski widzianej z zewnątrz jako część europejskiego organizmu politycznego. Prawdziwe zadanie polega więc na tym, aby wraz z pozostałymi partnerami europejskimi grać w dojrzalej grze międzynarodowej inspirując ich naszymi pomysłami dbając o własne interesy i pamiętając o naszych przyjaciołach. Takie konsekwentne działania powinny wykazać z czasem pustkę koncepcji forsowanych przez moralnych gęgaczy i nawiązać do odważnej skuteczności w polityce zagranicznej z lat dziewięćdziesiątych.
