Jarosław Kaczyński krąży po kraju. Odwiedza miasta i wsie, tłumacząc niezorientowanym tragiczną sytuację, w jakiej znalazła się jego zdaniem Polska. Definiuje też zagrożenia.
W Opolu zauważył zagrożenie niemieckie – a konkretnie zagrożenie nadmiernymi przywilejami, jakimi cieszy się mniejszość niemiecka w Polsce. Zdaniem prezesa, prawa mniejszości niemieckiej w Polsce powinny być uzależnione od zakresu praw specjalnych, jakie Niemcy przyznają mieszkającym tam Polakom.
Można by podjąć dyskusję i zacząć tłumaczyć Kaczyńskiemu skąd się wzięli Niemcy na Opolszczyźnie, a skąd Polacy w Monachium. I że proponowane przez szefa PiS-u paralele mogły by być stosowane wobec Wietnamczyków w Warszawie, a nie wobec osiadłych tam od wieków mieszkańców Śląska Opolskiego . Można – ale po co, Kaczyński doskonale to wie.
Można by zacząć tłumaczyć, że prawa mniejszości niemieckiej nie wynikają jedynie z naszych relacji z państwem niemieckim, ale przede wszystkim z faktu, że są to obywatele Rzeczypospolitej, którym prawa te należą się z racji konstytucyjnego porządku oraz ustanowionego prawa, z ustawą „o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym” na czele. Można by tłumaczyć, że prawa te dotyczą wszystkich mniejszości, bez względu na uczucia nasze do krajów sąsiedzkich, z którymi są narodowościowo związani. Można by – ale prezes Kaczyński doskonale to wie, nie posunie się na pewno do zgłoszenia nowelizacji do ustawy polegającej na dopisku: „dotyczy mniejszości z wyłączeniem niemieckiej”.
Ale nie można nie słyszeć tego co mówi Kaczyński – bo udowodnił wielokrotnie, że posiada instynkt wyczuwania fal wznoszących na prawicy. Jego atak na mniejszość niemiecką i umizgi do ONR-owskich pomysłów i sposobu działania, są świadectwem bardziej mnie przekonywującym od marszy wszelakich, że realne jest zagrożenie brunatną falą ksenofobii i nienawiści, na skalę niespotykaną od II RP. Kaczyński wyczuwając tę falę, powodowany instynktem politycznego surfera, już ustawia się by na nią wskoczyć. Nie zawahał się kiedyś, wprowadzając Leppera i Giertycha na salony władzy. Nie zawaha się, wprowadzając ponurą tradycję oenerowskich pałkarzy do mainstreamu.
Ta fala, na którą chce wskoczyć Kaczyński, to mnóstwo innych pytań – gdzie jest błąd ? W szkołach? W wykluczeniu? W hermetyczności świata polityki i jego odporności na wyczuwanie problemów społecznych? Dyskusja nie powinna toczyć się wokół słów Kaczyńskiego. Prawdziwym problemem nie jest to, co prezes Kaczyński mówi, tylko zjawisko, z którego chce cynicznie skorzystać.