Rzeczpospolita nie ma prezydenta, o czym wiemy od dawna. Głową i szyją państwa jest tylko jedna osoba, o czym również wiemy od dawna. To oczywiste oczywistości. Jednak wczoraj coś pękło w narodzie bardziej, niż dotychczas. Upokorzenie, to jest to, co Polaków ubodło. Sekwencja zdarzeń: pogrzebanie przez prezesa sztandarowego projektu prezydenta i dzień później podpisanie przez niego ustaw sądowych, bez mrugnięcia okiem, to jest moment zwrotny dla pisowskiej władzy w Polsce. Bo Polacy jednego nie zdzierżą nigdy – upokorzenia właśnie. Nawet jeśli to upokorzenie dotyka Andrzeja Dudę.
Tu się naczelnik państwa przeliczył. Tak jest już przyzwyczajony do poniżania Dudy, że zatracił swój polityczny węch. Sądził, że kolejna potwarz dana podwładnemu na oczach obywateli, przejdzie bez większego echa i jak dotychczas, po jakimś czasie wzburzenie minie. Tym razem jednak przesadził i będzie to punkt zwrotny, o czym on sam jeszcze nie wie. A może od wczoraj już wie?
Kilka elementów na to się złożyło. Po pierwsze to, że Duda męczył nas swym pomysłem ponad rok, podkreślając na każdym kroku, jak jest dla niego ważny. Napinał strunę z każdym miesiącem, z uporem maniaka forsując kompletnie nierealną datę 10/11 listopada, jako clue sprawy i to mimo płynących z jego obozu ostrzeżeń. A jednak upierał się przy niej. Wyglądało to więc tak, jakby chciał prezesowi rzucić rękawicę, co było przejawem zwykłej śmieszności i musiało skończyć się tym, czym się skończyło. Po drugie, po łapach dostał prezydent niemiłosiernie, bo jego podpis pod ustawami sądowymi nie był nawet formalnością, gdyż nowelizacja (piąta już z kolei) była gotowa do druku kilka godzin przed przedstawieniem, jakie nam zafundowano. Otóż informacja o podpisaniu ustawy pojawiła się ok. 17:50, a już o 18:00 nowelizacja była opublikowana w Dzienniku Ustaw. Tajemnicą poliszynela jest to, kiedy Rządowe Centrum Legislacji dostało dokumenty i jak długo trwało przygotowanie ich do druku? Odpowiedź może być tylko jedna. Całe to przedstawienie to farsa. Nie pierwsza i zapewne nie ostatnia, ale ta konkretnie – przełomowa. I wiele wskazuje na to, że prezes tego nie przewidział.
Protesty w obronie sądów narastały z każdym dniem, ale dopiero wczoraj naród dostał dopalacz w postaci tego poniżenia właśnie. W czwartek protesty odbyły się w 40 miastach Polski i to wcale nie jest koniec. Manifestacje te będą rosły z każdym dniem, tym bardziej, że w Warszawie stało się jeszcze coś, co tylko gniew podsyci. Katalizatorem tym będzie użycie gazu przez policję wobec części protestujących pod Pałacem. Bunt obywateli się wzmoży. I to jest dla władzy wiadomość mało ciekawa.
Odpowiedzialność za to wszystko, co się dzieje i co jeszcze dziać się będzie, ponosi tylko jedna osoba – Jarosław Kaczyński. I rozliczy go za to nie tylko przyszłość, ale przede wszystkim teraźniejszość. Nikt tak nie podzielił Polaków w ponad tysiącletniej historii państwa, jak ten “emerytowany zbawca narodu”. Panie Kaczyński, ta kula śnieżna już ruszyła i zaczęła się toczyć. Polityczny początek końca pana władzy właśnie się zaczął.
Bo co panu jeszcze zostało do zrobienia? Przecież nie może się już pan zatrzymać, o cofnięciu mowy być nie może. Władzy, utożsamianej z pana osobą, cóż pozostaje? Wziąć siłą Sąd Najwyższy, przejąć siłą prywatne media i na koniec sfałszować wybory. Naprawdę wierzy pan w to, że pokona pan większość narodu, mając za sobą 20-30% wiernych poddanych? Przecież wielki projekt kupowania społeczeństwa powoli przestaje działać. Coraz więcej beneficjentów jałmużny 500+ przestaje kojarzyć ją z rządem PiS, nie mówiąc o tym, że to już od dawna nie jest żadne 500 złotych, tylko sporo mniej. Za chwilę naród otrzyma kolejną porcję podwyżek. Tym razem prądu i gazu. Przekupywanie górników też przestanie niebawem działać. A i dobra koniunktura gospodarki światowej za moment stanie się historią. Ta kula, panie Kaczyński, już ruszyła.
A gdzie jest prezydent? Złożył podpis i do Juraty pojechał na zasłużony odpoczynek. Trochę to dziwne, bo lepiej dla niego byłoby wyjechać gdzieś za granicę, byle dalej. Ale skoro pozostał, chwilowo, w Polsce, to jedźmy na Półwysep Helski, przywitajmy go tam szczerze i otwarcie. Pokażmy nasze przywiązanie do jego polityki i pomachajmy mu biało-czerwoną książeczką z napisem “Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej”. To samo pokażmy temu, od ktorego to wszystko zależy i od którego się to wszystko zaczęło.
Na Juratę, Obywatele! I na Nowogrodzką!