Dzieci mają w sobie naturalną skłonność do zadawania pytań i zachwycającą zdolność do szybkiego przyswajania wiedzy. W swojej niewinności i naiwności cechują się niezaspokojoną ciekawością, gotowością przyjęcia odpowiedzi, wskazówek i chęcią przyswojenia nowej wiedzy.
Naiwność nie ma dobrej prasy, nie przypisuje się jej szlachetnego powabu roztropności, nie chwali jak rozumu, nie ceni jak mądrości. Naiwna wiara, naiwny głupiec, naiwne przekonania – te określenia sugerują brak krytycznego namysłu, analizy i wnioskowania. „O, święta naiwności!“ miał zakrzyknąć Jan Hus na widok starej kobiety, dokładającej chrust do stosu, na którym został spalony żywcem. Zamiast głupoty, cynicznej kalkulacji, prostactwa, dostrzegł prostotę, naiwność i nieumiejętność rozpoznania sytuacji. Bo są różne rodzaje naiwności – ta, która jest wyrazem ufności i wiary i ta, która złu i krzywdzie zaprzecza. Są jak głodne zwierzęta – jedno łagodne i pokrewne nadziei, drugie niebezpieczne i tępe. Od nas zależy, które karmimy.
Może jest jednak pożytek z odrobiny naiwności? Może wszyscy powinniśmy pielęgnować w sobie ten pierwiastek naiwny, który każe nam zgłębiać otaczający świat z ciekawością pozbawioną wstydu, że budzi w nas więcej pytań i wątpliwości, niż daje odpowiedzi. Dzieci mają w sobie naturalną skłonność do zadawania pytań i zachwycającą zdolność do szybkiego przyswajania wiedzy. W swojej niewinności i naiwności cechują się niezaspokojoną ciekawością, gotowością przyjęcia odpowiedzi, wskazówek i chęcią przyswojenia nowej wiedzy.
W tę dziecięcą naiwność organicznie wpisany jest głód poznawania świata i przez to poszerzania jego granic. Niektórym dorosłym udaje się zachować przez całe życie tę ciekawość, ale doświadczenie często pozbawia ich łatwości przyjmowania nieznanego i traktowania tego co nowe jako okazji, szansy, daru, możliwości. To właśnie na tę przypadłość należałoby dorosłym przepisywać naiwność jako receptę na cynizm, nihilizm, zgorzknienie i lenistwo – intelektualne i duchowe. Naiwność w odpowiednich dawkach, ot tyle, żeby mieć odwagę ciągle zadawać pytania, wszystko poddawać testowi, pozwalać sobie na nieskrępowaną kreatywność w poszukiwaniu nowych perspektyw i rozwiązań.
Szczególnie istotne wydaje się to w odniesieniu do autorytetów, przywódców i ekspertów – otwartość umysłu napędzana ciekawością szuka odpowiedzi na pytanie co jest ważne, dobre, słuszne, a nie kto ma słuszność. Szalenie istotna jest w tym umiejętność uczenia się nowych rzeczy i oduczania zaśniedziałych przekonań, nawyków, również myślowych, rozwiązań, które straciły na aktualności. Wiąże się to z pokorą i gotowością uznania, że to co wiem, lub co wydaje mi się że wiem, jest niewystarczające, przestarzałe, albo nie daje odpowiedzi na nowe wyzwania. Zamiast wykładania jedynie słusznych prawd – dyskusja, zamiast odpowiedzi – dodatkowe pytania, zamiast niezbitych argumentów – kontrargumenty.
Najbardziej błyskotliwi, wykształceni, doświadczeni ludzie potrafią polec w starciu z problemami, z którymi mniej doświadczona, wykształcona, a być może i mniej inteligentna osoba potrafi niejednokrotnie poradzić sobie lepiej – dzięki naiwnej wierze, że może rozwiązać problem, dzięki otwartości i świeżości spojrzenia, dzięki nietrwonieniu energii na podtrzymywanie swojego statusu.
Czasami intelekt, rozum, zdobyta i utrwalona wiedza, których wartości i pożyteczności nie mam zamiaru kwestionować – bynajmniej! – stają na przeszkodzie rozwojowi i dalszej nauce. Wie coś o tym niejeden student, który mógł się zetknąć z nauczycielem przez dekady czytającym z pożółkłych notatek, znad których nie zauważył, że świat zmienił się nie do poznania i żadne formułki sprzed lat nie są w stanie nadążyć za jego złożonością. To opowieść o lenistwie.
Ale bywa i tak, że mądrzy i wielcy w tej swojej mądrości i wielkości zakochują się bezkrytycznie i nade wszystko kochają brzmienie własnego głosu. Miłość własna wypełnia ich tak szczelnie, że zatyka im uszy na inne, nowe głosy, oczy przymyka na dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość, skórę pokrywa łuską, przez którą nie przesiąkną nowe idee i pomysły. To opowieść o intelektualnym narcyzmie. Jest jeszcze jedna, o poczuciu władzy, gdzie siła autorytetu i pozycji utrwala status quo i nie pozwala na jego kwestionowanie, jak w starym dowcipie – punkt pierwszy: szef ma zawsze rację; punkt drugi: w razie wątpliwości patrz punkt pierwszy.
Antidotum na pyszne i pozbawione ciekawości postawy jest właśnie szczypta naiwności, której podszewkę stanowi odwaga, by zadawać pytania naiwne, Nie wstydzą się ich filozofowie, a pisał o tym obszernie Jan Hartman w swojej książce Głupie pytania, ze swadą rozprawiając o tym, jak z najprostszymi i najbardziej fundamentalnymi pytaniami radzili sobie myśliciele od Arystotelesa po egzystencjalistów i postmodernistów. Dowodził, że tytułowe głupie pytania, „Jak żyć?”, „Jak odróżnić dobro od zła?” czy „Jak dobrze urządzić ten świat”, tylko z pozoru są naiwne, a poszukiwanie odpowiedzi na nie jest zajęciem szlachetnym i ubogacającym.
Możemy sięgnąć i dalej, do wierszy Williama Blake’a zebranych w zbiorze Pieśni o niewinności i doświadczeniu, ukazującym dwa sprzeczne stany ludzkiej duszy i sposoby percepcji: niewinność i naiwność dziecięcą i pojawiające się wraz z doświadczeniem lęki, zahamowania, lecz także świadomość złożoności świata, wrażliwość na okrucieństwo i krzywdę, które są w nią wpisane. Tom wierszy Świat – poema naiwne napisany przez Czesława Miłosza w 1943 roku to kolejny głos na rzecz tego, co piękne i dobre, na przekór wojnie. Spojrzenie poety przypomina spojrzenie dziecka, które dopiero poznaje świat i w jego złożoności i realności potrafi niemal magicznie konstruować przestrzenie piękne, gościnne i łagodne, wolne od potworności i niebezpieczeństw rozgrywającej się za oknem wojny.
Najbardziej znane wiersze z tego zbioru, odwołujące się do trzech cnót teologicznych, „Wiara”, „Nadzieja” i „Miłość”, dotykają istoty człowieczeństwa i są przeciwwagą dla pozbawionego ładu, cierpiącego, okaleczonego świata. Ta naiwna wiara, że nie wszystko stracone, chroni przed rezygnacją i bezsensem, przynosi ulgę w cierpieniu. W nieludzkich warunkach pielęgnowanie w sobie drobnych ziaren naiwności, okruchów nadziei wbrew wszystkiemu, pozwalało przetrwać. Pierwiastek naiwności, jeśli nie zostanie przedawkowana, żeby przerodzić się w łatwowierność, albo zrakowacieć w głupotę, jest błogosławieństwem, które daje nadzieję i pcha do działania. Pozwala aktualizować stan rzeczy przez ciągłe zadawanie pytań prostych i zarazem fundamentalnych.
Pomyśleć tylko, co moglibyśmy tworzyć, gdybyśmy z dziecięcą naiwnością i ufnością w dobre rozwiązania zadawali sobie te z pozoru naiwne pytania – po co to wszystko, jak mamy żyć dobrze i co po nas zostanie. Więc może wsadźmy kij w mrowisko, w nasze ospałe i jakoś wygodne, bo obeznane status quo i spójrzmy na siebie oczami dziecka, jakbyśmy oglądali się po raz pierwszy i z odrobiną naiwnej wiary, że się uda, odpowiedzmy sobie „Jak żyć?”, bo przecież, jak pisała Wisława Szymborska, „nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych”.