No i mamy Tuska-zbrodniarza i Komorowskiego-Szynukowicza, który wymordował rodzinę Komorowskich i przejął ich nazwisko (to by znaczyło, że musiał się namordować, żeby nikt tego nie zauważył, bo rodzina to liczna i rozgałęziona). I mamy też kolejnych obrońców krzyża, „nowych Krzyżaków”, gotowych zrobić niemal wszystko w imię tegoż krzyża (a w każdym razie dokonać mordu na czyjejś opinii).
Znana publicystka zareagowała na te elukubracje felietonem zatytułowanym Odlot. Tak właśnie moi studenci określają zachowania znacznie odbiegające od normy psychicznej. Na marginesie, można pomyśleć, że mamy już sporo podziałów stworzonych przez Jarosława Kaczyńskiego i jego pisowczyków. Mamy Polskę solidarną i Polskę liberalną, Polskę prawdziwych patriotów i tych innych, Polskę lustracyjną i lustrowaną (o czym zbyt łatwo zapomnieliśmy), Polskę stoczniową i zomowską, itd.
Tymczasem nikt, jak dotychczas, nie zaproponował podziału na Polskę „odlotową” czy psychiatryczną, i Polskę racjonalistyczną. Byłby to chyba najbliższy realiom podział. Ja chciałbym jednak kilka słów powiedzieć nie o stronie psychiatrycznej, tylko o estetycznej skutków działania „nowych krzyżaków”, tylko nie sposób było nie zauważyć owego wielkiego odlotu…
Otóż protestuję ostro przeciwko n a j a z d o w i a r c h i t e k t o n i c z n e j t a n d e t y. Turyści przechodzący przez plac Piłsudskiego w Warszawie ze zdumieniem, ale częściej z estetycznym niesmakiem, patrzą na wielką szarą betonową „bułę” jaką stanowi krzyż, postawiony tam bez oglądania się na kompozycję architektoniczną placu. Jakiś architekt miejski wydał na to zgodę.
W tej nieestetycznej formie nie powinno być tam dla niego miejsca. Poza tym nie ma on nic wspólnego z krzyżem z kwiatów, jaki stworzyli warszawiacy w 1982r. Ci, którzy wtedy tam przychodzili, przynosząc kwiaty, nie opowiadają dzisiaj bredni o Tusku-zbrodniarzu, Komorowskim-Szynukowiczu i nie zieją miłością bliźniego przed Pałacem Prezydenckim.
To samo dotyczy Krakowa, gdzie na Błoniach miejscowi „odlotowcy” postawili prawem kaduka, z jakiejś tam religijnej okazji, sześciometrowy bodaj krzyż, widoczny na kilometry. Tyle że władze miejskie, mocne poparciem mieszkańców Krakowa, którzy nie lubią szpecenia miasta, szybko wyprowadziły ową szpetotę z tak lubianego przez nich miejsca.
Z tego samego powodu, sprzeciwu wobec szpecenia Krakowskiego Przedmieścia, jestem za wyprowadzeniem krzyża sprzed Pałacu Prezydenckiego i n i e stawiania tam obelisku czy jakiejś innej estetycznej „okropy”. Pomijając już inne argumenty, Warszawa nie ma zbyt wielu architektonicznie atrakcyjnych okolic; nie paskudźmy estetycznie tych nielicznych, które się ostały!
Problem jest szerszy oczywiście, gdyż przed zalewem architektonicznej tandety – narzucanej nam przez „nowych krzyżaków” – trzeba bronić nie tylko miast ubogich w piękną architekturę, ale także i tych architektonicznie bogatych. Niektóre same się obronią (przykład Krakowa jest tu wymowny), ale warto powiedzieć nasze estetyczne non possumus...