We francuskiej prasie ukazało się ogłoszenie o pracy oferowanej: „najlepszej pracy pod słońcem”. Pracy operatora żurawia portowego, gdzie za 18 godz. tygodniowo i 8 tyg. wakacji płaca wynosi 4 tys. euro miesięcznie. Był to dowcip marsylskiego stowarzyszenia biznesu wskazującego na to kto i jak wynagradzany strajkuje w marsylskim porcie od dwóch tygodni.
Dla nikogo, kto umie liczyć, przynajmniej jeden element reform socjalnych nie powinien budzić wątpliwości. Emerytury większości krajów Europy są emeryturami płaconymi z bieżących składek ubezpieczeniowych, a coraz większy niedobór pokrywany jest budżetu państwa. Płacących składki jest zaś – w relacji do liczby emerytów – coraz mniej. I to się zasadniczo n i e zmieni się, niezależnie od kierunku zmian polityki.
Tymczasem opór wobec wydłużenia wieku emerytalnego istnieje niemal wszędzie, a najbardziej karykaturalne formy przybiera we Francji, w której zaproponowane zmiany (podniesienie wieku z 60 do 62 lat) są najmniejsze. Francja będzie musiała przejść w przyszłości jeszcze jedną korektę tego wieku w górę.
Tymczasem te propozycje spotkały się z dzikim krzykiem: „nie!”. NIE jakimkolwiek zmianom nie tylko wieku emerytalnego, ale jakimkolwiek cięciom „socjalu”. NIE dłuższemu niż 35 godzin dniowi pracy. Mniej pracy, więcej wypoczynku, a po „sześciedsiątce” sam już tylko wypoczynek, czyli emerytura i oczywiście z wysokim uposażeniem emerytalnym.Kto za to zapłaci. Najlepiej zarabiający i właściciele firm z zysków – twierdzą francuscy socjaliści, związkowcy i inni ekonomiczni analfabeci. Tyle, że to miraż. Sektor publiczny, gdzie przywileje socjalne są znacznie większe niż w sektorze prywatnym już od dziesięcioleci pasożytuje na transferach z podatków płaconych przez „prywatnych”. Żadne zaś zyski nie wystarczą na utrzymanie obecnego poziomu francuskich emerytur (i to przy większej liczbie emerytów!) w obliczu spadku liczby osób pracujących, którym przyjdzie finansować owe emerytury. Dlatego kiedy widzę rozentuzjazmowanych swoją opozycyjnością młodych ludzi uczestniczących w kolejnych demonstracjach dziwię się ich bezmyślności. Pal sześć szkolną gówniażerię, dla której demonstracje wydają się być większą atrakcją niż chodzenie do szkoły. Ale nieco starsi powinni coś myśleć i coś rozumieć!To oni bowiem będą utrzymywać tę czeredę „młodych staruszków”. I dlatego powinni zacząć jak najszybciej popierać nawet dalej idące reformy „socjalu” niż tylko podwyżkę wieku emerytalnego do 62 lat. Dużo więcej prywatnych zysków „upaństwowić” się już nie da, więc to oni będą coraz wyżej i wyżej opodatkowywani. Radziłbym młodym Francuzom (i nie tylko Francuzom!) zacząć nie tylko myśleć, ale też i działać. Jako minimum – popierać reformy zmniejszając poziom „socjalu”, od zbyt wczesnych emerytur zaczynając.
Poziom demoralizacji wydaje się być we Francji znacznie większy niż gdzie indziej, zaczynając od stosunku do pracy. Przez firmę France Telecom przeszła jakiś czas temu seria samobójstw. Oczywiście, lewicowcy i wszyscy inni amatorzy roztkliwiania się nad „ciężkim losem człowieka pracy” oburzali się na „nieludzkie” stosunki pracy w FT. Tylko każdy z nas, komu zdarzyło się przepracować i w państwowej, i w prywatnej firmie wie doskonale, że „na państwowym” różnica między pracą a obijaniem się jest dużo mniejsza. Management France Telecom chciał zapewne przybliżyć standardy wydajności w FT do tych, jakie istnieją gdzie indziej w Zachodniej Europie. Najwyraźniej uznane to zostało za tak wielkie obciążenie, że niektórzy woleli rozstać się z życiem niż zacząć trochę lepiej pracować.
W polskim kabarecie z końca lat 80. XXw. jeden z kabareciarzy stwierdził, że sfałszował szkolną legitymację, żeby zaraz po szkole móc pójść na emeryturę. We Francji rośnie taka właśnie anty-cywilizacja…